Jon nie myślał wiele wywlókł Różę z klatki zarzucił jej worek na głowę.-Nie wierć się. Nie zabije cie chyba, że w ostateczności. Dobra z ciebie dziewczyna. Twoi kumple jednak są nieustępliwi, chce im zaproponować połączenie sił Położył ją na ziemi, przydepnął nogą a młot miał wzniesiony do uderzenia. Ustawił się tak by między nim a rozmówcą byli jeszcze jacyś kompani.
-Vogel przywitał cię jak na rzeźnika przystało. Nie wszyscy jednak tacy jesteśmy.-choć brzmiało to jak hipokryzja. W ustach kogoś kto ma zakładnika i nie zawaha się go zabić-Jestem Jon zwany Gigantem. Nie wiem czy mówisz prawdę w sprawie maga, może sam zrobiłeś tę czapkę. Być może faktycznie nie żyje, kto go zabił jednak? Tego też nie wiemy. Ja natomiast wiem jedno, drgnij zaatakuj nas a roztrzaskam jej głowę na drobne kawałeczki. Zapewniam, że zarówno ty jak i ona choćbyście nie wiem jak odporni byli na rany.-pokręcił głową-To jednak ostateczność której nie chce. Zawsze dotrzymuje słowa i to jest jednocześnie zła jak i dobra wiadomość. Nie zwykłem też kłamać. Lubię tę Różę poczciwa z niej dziewczyna. Nie jesteśmy wrogami ani wy naszymi, ani my waszymi-chyba dodał w duchu-Potrzebujemy kilku odpowiedzi. Kim jest ONA? Czy wiecie jak ją powstrzymać? Być może znajdę rozwiązanie dobre dla wszystkich. Bez rozlewu krwi-jeśli ktoś ze swoich spróbuje zabrać mu dziewczynę Jon uderza młotem w napastnika. Jeśli to wilkołak spróbuje roztrzaska głowę dziewczyny. Wymownie patrzy na Mierzwę,Alberta i Gustava oczekując wsparcia. Wierzy, że go obstawią i uwierzą w jego chęć rozwiązania sprawy. Może drastycznie wyglądającą, jednak jedyną możliwą. |