Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2012, 12:36   #324
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Fakt, że nie musiał jeszcze oddychać przez kilkanaście nowych otworów w ciele było lekko uspokajający. Ramiona uniesione w górę ciążyły mu jednak niemiłosiernie. Rozumiał ostrożność ale nie trzeba być przy tym bestialskim. Mogli by mu chociaż pozwolić wyjść z dziury w ziemi, a nie przemawiać będąc widocznym od pasa w górę i stojąc na niepewnych stopniach drabiny.
- Nu, nie trzeba poganiać, bo ja wszystek gadam jako na spowiedzi. W Praag bywałem wielokrotnie, tam też godoć po twojemu się nauczyłem – zaczął w kierunku Mierzwy, przechodząc potem płynnie w staroświatowy zachęcony słowami czarodzieja. – A wysłał mnie stary szlachcic von Antara. Razem z jego łowczym Kasparem Jagerem, cobyśmy drogę do Klasztoru zwiadem przejechali, sprawdzając czy sprawna dla wojska czy co tam.

***

To miała być prosta robota...
Cholerny stary piernik. Wzywa mnie zawsze gdy tylko znajdę się w odległości dnia jazdy konnej od tego jego folwarku, a potem wysyła z jakimiś głupstwami. A akurat na wozie miałem takie cacuszko... no nic kupiec będzie musiał uczciwie poczekać. Zadanie rzeczywiście wydawało się proste. Dostarczyć kilka wiadomości od lennika do seniora i wypytać o córkę. Robota prosta, przyjemna i dziecinnie łatwa. Jeszcze się nie nauczyłem, że tam gdzie jest szlachta, tam i konstrukcja cepa przestaje być prosta.
- Czy ma, szanowny pan von Antara, jakieś informacje gdzie mógłbym znaleźć córkę mojego opiekuna? – pytam uniżenie ale nie dostaje nawet odpowiedzi. Stary żołnierz tylko czyta otrzymane listy. Myślę sobie, nie usłyszał, zdarza się w jego wieku a może ja niewyraźnie zabrzmiałem w tych przepastnych komnatach.
- Zgodnie z poleceniem mojego suwerena przybyłem na ten zamek w poszukiwaniu informacji o panience...
- Nie – odparł szlachcic nawet na mnie nie spoglądając. Przez moment stałem wmurowany nie wiedząc czy to odpowiedź na pytanie, nagana czy coś jeszcze. Chrząknąłem zakłopotany.
- Mój suweren twierdzi, że przybyła tutaj
-I ma racje – odłożył w końcu papiery i przyjrzał mu się dokładnie. – Ale nie jestem w stanie udzielić ci potrzebnych informacji. Wysłałem ją z moimi najemnikami do Ostermark. Wiele się tam ostatnio działo. Gdy przybędą na zamek najlepiej sam ich spytaj o los poszukiwanej przez ciebie kobiety. Teraz natomiast odszukaj kwatermistrza i poproś go o przydzielenie ci strawy, jakiś ubrań i dobrego konia.
Stałem jak zamurowany. Czy coś mi umknęło? Może przysnąłem? Czasami zdarzało mi się to na wozie ale jeszcze nigdy na audiencji u szlachcica. Von Antara najwyraźniej zrozumiał moją pytającą minę bo uśmiechnął się, zakręcił wąsem i zaczął czytać jeden z listów.
- „Ja, Wolfher De Stercza, przeznaczam na służbę najemniczą do mojego suwerena, Magnusa von Antarę, Adelberta Brownhood, woźnicę oraz przemytnika, biegle władającego językiem kislevskim...”
No to pięknie. Starzec najwyraźniej postanowił się mnie pozbyć. Chyba wolałbym dostać jednak ten bełt w głowę. Przynajmniej śmierć szybka i w miarę bezbolesna. A jako najemnik w tych paskudnych czasach to jedynie rzyć sobie można odmrozić i jakiegoś plugastwa nabawić.
Dopiero kiedy wyjeżdżałem na zwiady razem łowczym zrozumiałem czym kierował się stary De Stercza. Przewidział, że Antara nie przekaże mu wszystkich informacji albo nie zrobi tego wcale. Dlatego posłał mnie pomiędzy wilki, bym dołączył do słynnych Zabójców Bestii o których cały zamek huczał aż miło. Bez problemu dowiedział się kto składa się na słynną już w okolicy szajkę i po czym ich poznać. Spotkanie musiało jednak poczekać bo teraz liczył się jedynie zwiad.

***

- Mnie przydzielono razem z takim jednym. Hans mu chyba było, albo Herman? Mniejsza o większość. Mieliśmy sprawdzić Błota i dodatkowo dostarczyć wiadomość do zamieszkującego to miejsca kapłana Sigmara. – Adelbert przerwał na moment z trudem przełykając ślinę, nawilżając suche od strachu gardło. – Byłam akurat w trakcie przekazywania wiadomości. Nic nie zapowiadało tragedii. Nagle rozbrzmiały dzwony a z lasu wyszła banda zwierzoludzi. Nie jestem może wojakiem, ale pierwszy raz widziałem coś takiego. Sforsowały bramę i drewnianą palisadę jakby wykonano je z zapałek a nie z grubych, dębowych bali. Nie jestem wojakiem chociaż nieźle szyje z łuku. Mojego towarzysza nigdzie nie było. Ostatni opór daliśmy tutaj, na wzgórzu dookoła świątyni. Moc przeciwnika była, ale przy wsparciu Sigmaryty i chyba boskiej opieki długo dawaliśmy im pola. Sam nie mogę popisać się jakimiś sławetnymi czynami ale widziałem wystarczająco wiele by obdarować co najmniej kilka ballad. Kiedy wydawało się, że samą zawziętością pokonamy bestie, te użyły swoich plugawych sztuczek. Gdy padł Sigmaryta, nadzieja opuściła broniących się. Szybko ich wyrżnięto. Gdy to ujrzałem, postanowiłem że należy się ukryć. W końcu mam ważną misję dla von Antary. Kto mu przekaże relacje z wydarzeń jeżeli nie ja? Tak więc zamknąłem się na dole, gdy plugawe monstra bezcześciły świątynie. Żałowałem wtedy, że bogowie oszczędzili mi siły i waleczności by odpłacić się plugastwom Chaosu za ich czyny. Na końcu coś przywaliło klapę, zamieniając moją skrytkę w więzienie. Nie wiem ile czasu tam spędziłem. Randal był ze mną za pan brat bo i dostęp do świeżego powietrza miałem i co jeść oraz napić się również. Trochę tam tego jeszcze zostało. Aż szkoda żeby się zmarnowało...
Ostry głos mężczyzny w kapeluszu, sprawił że momentalnie zamknął swoją jadaczkę, a na czoło i plecy wystąpił mu zimny pot. Z rosnącym przerażeniem w oczach słuchał jego słów. Nie mógł uwierzyć, że on naprawdę chciał go zabić tylko dlatego, że go nie znał. To jakiś skończony wariat!
- Ale… p-p-pa-panie, co mówicie – zająkał się przestraszony, skupiając wzrok na wylocie lufy. – Ja przecie najemnik, jako i wy pod von Antarą służę.
Jego wzrok w szaleńczym tempie zaczął wędrować po zebranych twarzach, szukając pomocy, wsparcia albo jakiejkolwiek oznaki, że to są tylko naiwne żarty. W pewnym momencie jego wzrok padł na wóz tarasujący wjazd.
- Potrafię też powozić, nawet sprawnie – zapewnił szybko, jakby jeszcze bardziej chciał podkreślić swoją przydatność. – To nic wielkiego, żadna woltyżerka ale nie ma to jak znający się na rzeczy woźnica gdy trzeba uciekać przed atakiem. Potrafię też nieźle z łuku szyć.

Najemnicy nie wydawali się przekonani jego słowami, ale postanowili go nie zabijać, przynajmniej na razie. Nie udało mu się przełamać z nimi lodów, nawet gdy wyciągnął z podziemi resztki jedzenia i butelek lekko kwaśnego wina. Trzymali go na uboczu. Nie było to zresztą dziwne. W końcu była to zgrana ekipa Zabójców Bestii. Dodatkowo dość ciekawa menażeria ściągnięta chyba z każdego krańca znanego mu świata. Był nawet mały, gburowaty krasnolud i zwiadowca-elf. Brakowało tylko błędnego rycerz i estalijskiego szermierza. Coś mu jednak nie pasowało. Skład grupy odbiegał od zebranych przez niego informacji od służby zamkowej. Zastanawiał się nawet, czy celowo nie wprowadzono go w błąd. Odpowiedzi na pytanie czy wśród nich jest poszukiwana przez niego osoba raczej szybko nie dostanie. Zresztą nie czas był teraz na pytania. Pozostawało przygotować je na później, a do tego czasu wychwytywać wszystko co może być przydatne w wypełnieniu zadania.
Noc mijała spokojnie i bezsennie. Świeże powietrze oraz świadomość wydostania się z pułapki rozjaśniała mu twarz, nawet pomimo dość ponurej atmosfery otaczającej wioskę. Miał wielką ochotę rozmawiać, krzyczeć i żartować. Ledwo był w stanie usiedzieć na miejscu. Wydawało mu się, że te kilka dni w samotności bez możliwości odezwania się do kogokolwiek to był koszmar. Teraz zrozumiał, że prawdziwą torturą jest, gdy ma się do kogo odezwać ale zbytnio nie można. Nie chciał ich do siebie zniechęcać. Biorąc pod uwagę ich temperament skończyło by się to jego szybką śmiercią.
Reszta porozumiewała się cicho. Niemalże na granicy dźwięku. Adelbertowi brakowało jeszcze ich instynktu dlatego nie wyczuwał napięcia utrzymującego się nad wioską. Dla niego była to kolejna z wielu nocy w trasie, przy wesoło trzaskającym ogniu. Nawet nie zorientował się, że jest zdecydowanie za cicho. Podobnie jak pozostali podskoczył zaskoczony na przeciągłe wycie wilka. Potem kolejne i jeszcze jedno. Znowu objawiła się jego ignorancja i brak doświadczenia. Gdy pozostali chwycili za broń i spojrzeli w kierunku wejścia i okien, on otulił się mocniej derką.
Wilki im nie groźne. Nawet wygłodniała wataha boi się ognia, a nawet jeżeli nie to przecież wozu nie przewrócą – uspokoił się w myślach”
Mimo to poruszenie przy okiennicach pobudziło jego ciekawską naturę. Przeszedł obok krasnoluda przyglądając mu się w zdziwieniu i wyjrzał ponad wozem na wioskę. Momentalnie zrozumiał co tak zainteresowało najemników. Postać zeskakująca akurat z dachu w towarzystwie wilków to nie było to co widuje się każdego dnia na szlaku.

- Zawsze witacie obcych z samopału? – zapytał w stronę mężczyzny w kapeluszu, ruszając szczęką by pozbawić się głupiego ogłuszenia w jednym uchu po wystrzale. Gdy spojrzał ponownie na mężczyznę na zewnątrz, jego usta otworzyły się szerzej.
- Ki, czort da piczku? – zaklął po kislevsku. Nie rozumiał tego co się tutaj działo. Kim mógł być ten niezwykły mężczyzna, dlaczego jedna z nich była zamknięta w łańcuchy i kim był ta ONA. Najwyraźniej de Stercza wpakował go w kolejną kabałę.
Jak wrócę do jego folwarku to mnie stary piernik popamięta

Mimowolnie cofnął się w kierunku klapy w ziemi. Zapowiadało się na bitkę, a on w przeciwieństwie do pozostałych nie miał przy sobie broni. Jego wysłużony miecz spoczywał w piwniczce. Brownhood uznał, że pojawienie się z nim mogło by tylko zaostrzyć stosunek kapelusznika do niego. Nie mniej gdyby zaczęło się dziać coś niebezpiecznego, czym prędzej pobiegnie po swoją broń. Randal niejednokrotnie obdarzał go swoim błogosławieństwem, więc może i tym razem tak zrobi.
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 18-12-2012 o 13:19.
Noraku jest offline