Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2012, 14:17   #123
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Przez twarz kobiety przetoczyła się fala kolorów. Na widok - spodziewany co prawda - wchodzących do karczmy mężczyzn Mara poszarzała i skuliła się próbując opanować gwałtowne skurcze żołądka. Odetchnęła głęboko i odzyskała panowanie nad sobą jeszcze zanim zbliżyli się na tyle, by to zauważyć. Z początku wszystko szło dokładnie po jej myśli. Jednak Heidelman okazał się sprytniejszy, niż sądziła. Wykopaliska w Kraterze... zaczerwieniła się kiedy o tym wspomniał. Zawodziło ją nie tylko ciało, ale też umysł. Jak w ogóle mogła pomyśleć, że ktokolwiek uwierzy w jej bajeczkę widząc zawartość wozu? Jak mogła zapomnieć o tym całym sprzęcie? Roześmiała się cicho dostrzegając niedorzeczność sytuacji. Na pytające spojrzenie pokręciła tylko głową.

- Bo musicie wiedzieć, że mój ojciec wielce praktycznym człowiekiem jest. Liczy na to, że zięć przejmie po nim interes... a wtedy zapewni jego córce wszelkie wygody... stroje... biżuterię... - głos cichł stopniowo a Mara przygryzła wargę i zapatrzyła się gdzieś w przestrzeń, jakby nieobecna.
Kiedy jednak druid wspomniał o wizycie “u czaromiota” zbladła i zachwiała się. Czy może ją pogrążyć? Oskarży na pewno, ale czy przekona pozostałych? Czy druid wyczuwa w niej moc? Czy wie, co ma przy sobie? Przed upadkiem z ławy obroniła się wpijając wszystkie palce w poplamiony blat - a i tego byłoby mało, gdyby nie błyskawiczna reakcja siedzącego obok ochroniarza. Podtrzymał ją i objął opiekuńczym gestem, szepcząc coś cicho. Spojrzała z powątpiewaniem, kiedy wspomniał o nieszkodliwości maga na tej ziemi.

- Skąd możecie być tego pewni, panie Corrobreth? - Mara znów miała oczy wielkie i błyszczące, pełne strachu.
- Czy to dlatego udało Wam się go złapać? Jak do tego doszło? - zawtórował jej Tonn - Czy komuś tutaj też zrobił krzywdę?
Vorster uśmiechnął się szeroko i pokręcił głową.
- Próbował. To taaak. Wjechał tym wozem i się rozpytywał o drogę do krateru. Przewodnika szukał. I się rzucał, że my tam nie chodzimy. Tośmy go chcieli wypytać jaki ma interes, żeby iść w zakazane ziemie. Stawiać się zaczął i wyzwiskami ciskać. Ale jak na koniec chciał nas swoją magią potraktować, to się nasza cierpliwość skończyła. Minę co prawda miał nietęgą jak się okazało, że z jego machania łapami mniej pożytku niż z kuśki wałacha, ale ten jego sługus to kilku naszych trochę obił nim go powaliliśmy. Ale teraz zamknięty. Nieszkodliwy. Idźcie pani z Corrobrethem. Jak on mówi, że coś bezpieczne to Wam włos z głowy nie spadnie. Prawda druidzie?
Corrobreth uśmiechnął się grzecznie i pokręcił głową.
- To nie o moje słowo idzie, pani. Zaklęta w starożytnych megalitach moc Dawnej Wiary chroni naszą wieś przed wrażą magią. A co do czaromiota, to napewno jest jakieś wytłumaczenie.
- Może... - zaczął Tonn jakby sam wpadł na jakiś pomysł - celowo na nas skur... łotr dybał, żeby potrzebny sobie ekwipunek nam zagrabić?
- Oooo... to jest wielce możliwe, bo magi to chytre stworzenia - przyznał naczelnik wioski - Idźcie z Corrobrethem. Wnet kłam z heretyka wyciągniecie.
Czarodziejka spojrzała z powątpiewaniem w okno.
- Zmierzcha już, za chwilę słońce zajdzie... nie chcę z nim rozmawiać w nocy. Mówią... - głos jej się załamał, mówiła coraz wolniej - mówią, że w nocy ich czary najpotężniejsze... poczekajmy do rana... w blasku słońca strach będzie... łatwiejszy... - zbladła i złapała się za brzuch. Miała wrażenie, że coś tam jest i się rusza.

Strach.
Głęboki, obezwładniający strach.

...Syknęła. Kocie pazury wbiły się w jej brzuch. Łokciem uderzyła niesfornego pasażera, ale to nic nie dało. Druga kocia łapa wbiła się w jej brzuch. Boleśnie, bardzo boleśnie... A kot znów podciągnął się na swoich zatopionych w jej ciele łapach. Przerażona spojrzała w dół pod swój kołnierzyk. Jak wychyla się spod niego czarny koci łeb. Krew na jego pazurach. Krew na jego zębach... - Widzisz? - szepnął kot głosem Dietricha - Zmieniłaś się. Kiedyś była w tobie wiara, Maro. Czułem to. I nie żałowałem ci swojej mocy. Czerpałaś z niej. Radowałaś się nią. Widzisz co ci zrobił ten człowiek? Zapomniałaś już. Boisz się mnie teraz jak zwykły śmiertelnik. Jakbyś TY była zwykła. Zupełnie zwyczajna...

Bo jestem... - dopowiedziała w myślach.


Strach, który narastał w niej od tamtego zdarzenia. Ziarno, które wtedy zostało zasiane, wykiełkowało. Czuła się tak potwornie zwyczajnie, w duszy znów miała pustkę. Pustkę, której nie dało się wypełnić już niczym. Omal się nie rozpłakała z poczucia bezradności, które wróciło nową falą. Stanie przed Heidelmanem... i co? Słowo przeciwko słowu... Przecież nie będzie udawał, że się nie znają. Zdradził ją raz, zdradzi i drugi. Bez swojej mocy była równie bezradna, co i on, choć nadal na wolności...

...ciałem Mary targnął dreszcz tak bolesny, że nie miała wątpliwości, że ktoś z niej coś żywcem wyszarpuje...

Krzyknęła, jakby znów przeżywała tamten sen. Ból był równie realny, co wtedy.
Tylko tym razem Diet gdzieś zniknął...

***

Jak przez mgłę czuła, że ją podtrzymują, coś mówią, sadzają z powrotem na ławie, przystawiają do ust kubek z ziołowym naparem, który zdążyła wypić jedynie w połowie.
Po kilku łykach wydawało się, że odzyskuje siły. Usiadła prosto, podziękowała skinieniem głowy, choć nadal była strasznie blada.

- To chyba nic takiego, po prostu od dawna nic nie jadła, żołądek się buntuje. A jeszcze to wszystko - Tonn machnął ręką w nieokreślonym geście i westchnął - powinna się przespać, odpocząć. Położymy się w stajni, jeśli pozwolicie... koce mamy własne... - dłoń sięgająca do mieszka zatrzymała się w pół drogi kiedy najemnik przypomniał sobie, że właściwie to na nocleg ich nie stać. Ale lepsze siano w stajni niż kamienie przy drodze... a i gościny po kolacji dopraszać się nie zamierzał. Jeszcze by pilnowali albo i przeszukać chcieli...

***

Wesoła kompania siedząca przy dalszym stoliku zaczęła się niemrawo zbierać do wyjścia, podtrzymując się wzajemnie i głośno debatując nad miękkością siana w stajni. Wydawać by się mogło, że wszyscy są zalani do granic możliwości, choć prowadzący całą czwórkę najemnik spojrzał na podnoszącą się z ławy kobietę wyjątkowo trzeźwo...
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline