Wcześniej nikt jakoś nie wpadł na to, że skrzynię felerną trzeba było za burtę wyrzucić, a teraz za późno już było.
- Cóżem dostał, tom przywiózł - odparł Konrad ponuro. List przewozowy, co to go w Kemperbad wziął, wyciągnął zza pazuchy i mytnikowi podał. - Pieczęcie i sznury nienaruszone, tak jak w Kemperbad były. A co w środku, tom nie widział.
- Iście wszystko na papierze ładno - przyznał urzędnik oglądając dokumenty. - Ale trupem czuć jak ta lala. A że na nos nie wolno mi sprawy zakładać to otworzyć musicie. Chyba że mam straż do tego wezwać... chyba że inszy pomysł macie...
- Wdzięczny bym był, gdyby ta sprawa została załatwiona po cichu, bez rozgłosu - powiedział Konrad. - Bardzo bym był wdzięczny - dodał. - Może byśmy przeszli do mojej kabiny? - zaproponował. - Tam się będzie chyba przyjemniej oddychać.
Mytnik uśmiechnął się uprzejmie, ale oko zabłysnęło mu chytrze gdy usłyszał słowa Konrada.
- Nie ma takiej potrzeby - odrzekł szybko - Co wy myślicie kapitanie? Że ja zawodu nie znam? Taki z Was szmugler jak z koziej dupy trąba. U nas po prostu wszetecznictwo i sromota się szerzy. Wykrztałciuchy trupy skupują do heretyckich badań i niby lekarskich doświadczeń. A jak szelężne na mury cmentarne nałożono to się na pobliskie wsie przerzucili i myślą, że nie wychwycimy. Takiego. Pech ino, że nie na złodziei, a na Was trafiło. Ale z człekiem gadacie to i się po ludzku dogadać możemy skoro taka Wasza wola. Sto. I niczego nie widziałem.
- Połowa z tego - zaproponował Konrad. - I może ubijemy dodatkowy interes. Ile byście dostali za przyłapanie takiej szajki? W końcu ktoś się zgłosi po tę skrzyneczkę, prawda? Chyba nie będą tracić niepotrzebnie złota?
- Dziewięćdziesiąt - odrzekł po namyśle mytnik - A i tak możecie się tylko cieszyć, że na mnie trafiliście. Są tacy co to tylko litery prawa się trzymają... A co do skrzyni to prędzej nasza księżna do zakonu pójdzie niż komukolwiek uda się ją wcisnąć w takim stanie dokerom Wissenschaftlera. Przegrana sprawa. Taaak. To co? Dziewięćdziesiąt, przybijam wam te worki do opłaty dla Hohenzolla i już mnie nie ma.
- Sześćdziesiąt pięć - odparł po chwili zastanowienia Konrad. - I obie strony będą zadowolone. Z czegoś muszę opłacić załogę - wyjaśnił. - Mam takiego jednego załoganta, krasnoluda. Spróbowałbym mu obciąć zapłatę...
Może złotousty Hans Zimmer zdołałby przekonać mytnika do obniżenia ceny, Konradowi jednak to się nie udało. I, niestety, sakiewka Konrada schudła a znaczną ilość złota, a księga okrętowa wzbogaciła się o odpowiednie pieczęcie..
Z drugiej strony... trochę tam jeszcze zostało.
Trzeba było przyznać, że wzięcie tej felernej skrzyni na pokład było jego, kapitana, decyzją i raczej nie wypadało obciążać innych właścicieli “Świtu” jakimikolwiek kosztami.
Gdy pierwsza złość na siebie minęła, Konrad zaczął się zastanawiać nad zdarzeniami w ogóle i zachowaniem mytnika w szczególe.
Dziwne było to, że gość skrzynią z truposzem nie zainteresował się nic a nic. A raczej dalszymi losami tej prowizorycznej trumny. A przecież złapanie ewentualnych handlarzy zwłokami przyniosłoby mu pewne zawodowe profity.
A jeśli nikt się po skrzynkę nie zjawi?
Gdy Gomrund wróci, może da się namówić na otwarcie skrzynki i sprawdzenie zawartości. A potem się zobaczy, jak ludzie od Wissenschaftlera na wieść o przesyłce zareagują. A potem... może trzeba będzie przyjrzeć się osobie pana mytnika. A nuż on sam w szwindle wszelakie jest zaangażowany. Może szajka cała istniała, co
Wtedy i z Sylwią warto by pogadać, czy nie można jakoś złota odzyskać. Ale to też może Gomrund. Krasnolud, takie Konrad miał przynajmniej wrażenie, umiał się z dziewczyną dogadać.
- Szczur! - Konrad wyszedł na pokład. - Nie ruszaj się z pokładu, aż Gomrund nie wróci.
Teraz pozostawało tylko czekać na powrót “wybywszej” części załogi.
Ostatnio edytowane przez Kerm : 18-12-2012 o 21:24.
|