Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2012, 23:01   #274
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Strateg

Jericho zdjął chustę aby było widać jego twarz. Spojrzał na żołnierzy.
-Nie znamy się dość długo, więc trudno mi bić do jakiś waszych cech charakteru. Z tego co zobaczyłem podczas treningu wywnioskowałem jedno. Ta bitwa... to będzie rzeź niewiniątek. - Spojrzał jeszcze raz na koryntian z uśmiechem - Mam tylko nadzieję, że znajdziemy miejsce, aby spalić truchła tych zdradzieckich suczysynów zanim zaczną cuchnąć.- miał nadzieję, że to podniesie ich odrobinę na duchu.
-Zerknijcie na osobę po waszej prawej, po waszej lewej, na żołnierza za wami i przed wami. Spójrzcie na swoich dowódców i na swoich podkomendnych. Ci ludzie zawierzają wam dzisiaj swoje życia. Spójrzcie w stronę swoich domów, waszych rodzin, znajomych, przyjaciół, kochanków.. i kochanek. Ci ludzie zawierzają wam swoje bezpieczeństwo. Nie zawiedźcie ich. Na polu bitwy nie ma Ja, jest tylko Oddział. Pamiętajcie to, a ta bitwa będzie jednostronna.- spojrzał na Chevrienne - Chyba zabrałem wam dostatecznie dużo czasu. Kiedy wy tu staliście i słuchaliście jak stary pryk ględzi, mogliście być tam zabijając zdrajców! Do łodzi!
- TAK JEST! - rozległ się prawie jak grzmot okrzyk piechurów. Jeżeli dnie poprzedzające nie wzmocniły ich morale w dużym stopniu, teraz Strateg w pełni wykorzystał okazję, jakim była konfrontacja z prawdziwym wrogiem.
- RAZ! RAZ! RAZ! RAZ! - sierżanci zajęli miejsca przy łodziach gdy żołnierza w skoordynowany sposób wskakiwali do nich i zajmowali miejsca, również po dwóch marynarzy na łódź, czyli kierujący i strzelec. Chevrienne spojrzała jakimś nieodgadnionym wzrokiem na Jericho, po czym weszła do swojej łodzi, wraz z nią oddział dowódczy, salutując sierżantowi sztabowemu gdy sam wszedł. Jeden z nich zresztą pomógł kulawemu, jak sądził, podoficerowi. Dołączył do nich pododdział inżynierów.

Niemal równocześnie łodzie zostały wypełnione. Nie były duże - mniejsze łodzie stanowiły mniejsze cele i ryzyko nagłej śmierci dla mniejszej liczby żołnierzy. Mieściły dwanaście osób - tyle było w ich własnej, po dziesięciu w pozostałych. Podwyższone pozycje z tyłu, z łatwym dojściem ale chronione płytami pancernymi zajmowali marynarze - stanowisko kierującego łodzią i celowniczego kaemu. Niemal bez ostrzeżenia liny podtrzymujące pojazdy zostały odczepione od haków i ze sporą siłą i znacznym pluśnięciem opadli w wodę poniżej. Po chwili płynęli już, oddalając się od Lascusa Czternastego, po swojej lewej mając dziewięć łodzi podobnych ich własnym. Przed nimi zamajaczył we wschodzącym słońcu niezbyt zachęcający kawałek skały, na którym ktoś całkiem pomysłowo postawił fortecę z umocnieniami i jedną wieżę obserwacyjną, u szczytu zwieńczoną radarami i antenami. Co chwila o betonowe umocnienia rozbijały się pociski z Lascusa i pozostałych widocznych niszczycieli, co kilkadziesiąt sekund następowały większe eksplozje spowodowane ostrzałem oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów krążownika.

Byli mniej więcej w połowie drogi, gdy Strateg wyczuł coś niezwykłego i powodującego zwątpienie we własne zmysły, gdyby nie wiedział, że są nieomylne. Cały czas doznawał rozsadzanych ekscytacją i bojowym transem dusz pobliskich żołnierzy, lecz w pobliżu, w wodzie wyczuwał dwie istoty... Napór Osnowy na rzeczywistość w tym miejscu był duży, sprawiając, że nie mógł być pewny tego, czego jest świadom. Wydawało się, że to ludzie, a przemieszczali się pod wodą ze znaczną prędkością - im na spotkanie.

Jericho spojrzał na panią porucznik.
-Teraz w sumie coś sobie uświadomiłem... czy, któraś z tych łodzi posiada jakiś mechanizm wykrywania obiektów w wodzie? Na wypadek min?
Przez chwilę porucznik przyglądała się Strategowi, po czym odparła:
- Nie, bynajmniej... ale powinny być dość płytkie by nie natrafić na żadne, które widać z powierzchni wody. Ani mieć dość siły by spowodować detonację. Czemu pytasz? - podniosła trochę głos, by przekrzyczeć warkot silnika.
Jericho również podniósł głos.
-Ponieważ ja bym tak zrobił. Do tego przemieszczamy się pojazdami bez dachów. Jeżeli coś by nas wywróciło bylibyście ubożsi o jednego sierżanta sztabowego.
- Pomysłowe. Przekażę dowództwu po misji, może moja siostra zdoła coś wskórać w Atrium Gubernatoris u marszałków. - westchnęła - Na razie miejmy nadzieję, że Arbites nie chcieli ryzykować.
-Oby. Skąd wiecie o tym “Astartes” i “Komisarzu”?- zastanawiało go czy to te samy okazy co ze Zbawiennego, choć nadnaturalna intuicja podpowiadała mu, że owszem.
- Od oficera dowodzącego, a ona wyżej, od dowództwa. - odparła Chevrienne - Wygląda na to, że po raz jedyny w historii tej planety kontrwywiad zadziałał, jeżeli jakiś istnieje. A może to sami Arbites poinformowali marszałków, zorientowawszy się o zdradzie swoich? To mnie najbardziej zastanawia, dlaczego nawet ta odizolowana grupa miałaby wspierać zdrajców.
-Mnie bardziej zastanawia, powód zdrady. Ta dwójka im na mąciła w głowie, czy to zaczęło się dużo wcześniej. - czy w ogóle jest jakaś zdrada. Kojarzy, że komisarz do najkompetentniejszych nie należał, ale nie wyglądał na zdrajcę.
- Najprawdopodobniej. Na litość Imperatora, Jericho... sierżancie - poprawiła się szybko - Tam jest żołnierz Piechoty Kosmicznej ze zdradzieckich legionów! Diabli wiedzą jaki, i co mogący zrobić, w jaki sposób zdobyć nad człowiekiem władzę.
Strach przeważnie działa.
- Spokojnie pani porucznik... Aby mógł cokolwiek zrobić naszym ludziom, musiał by do nich podejść. Nie widzę takiej opcji.
- Tak, wciąż jednak nie rozumiem... Arbitrzy uchodzą za nieprzekupnych. Coś w tym wszystkim nie pasuje, dlatego kazałam ludziom przede wszystkim myśleć o własnym bezpieczeństwie, nie tych, których mamy... “pochwycić”. - zasępiła się.
-Wątpi pani w słuszność misji?- to pytanie go męczyło od jakiegoś czasu. Zastanawiało go, co uważa dowódczymi.
- Nie wątpię w słuszność. Wątpię w rozsądek kogokolwiek, kto zadecydował o pojmaniu zamiast zlikwidowaniu. - skrzywiła się nieco. - Brak jakichkolwiek wyjaśnień, nagłość rozkazu i tajemniczość go owiewające nie pomagają.
-Być może mają nadzieję, że uda im się wyciągnąć jakieś istotne informacje z pojmanych.- Strateg wrócił świadomością do wody, starając się zidentyfikować nadchodzące istoty. Jeszcze tego by brakowało, aby jakieś wodolubne mutanty atakowały ludzi.
- Być może, ale to brzmi jak szaleństwo. Przesłuchiwać można ludzi, a oni... raczej nie są już ludźmi. - odparła, a Strateg wobec nowej obecności zorientował się, ze jeden z odczytywanych w Osnowie bytów oddzielił się by wziąć się za tylną łódź, drugi zaś - skierował się prosto ku nim i był tuż, tuż.
-Hm... może coś w tym, czego nie dostrzegamy...- z pewną rezygnacją sięgnął umysłem do istot, starając się odczytać ich intencje. Odkrył ten sam trans bojowy, który towarzyszył jego podkomendnym, oraz jakiegoś rodzaju gorycz, determinację. Myśli były puste.
-Czy mamy jakieś jednostki przed nami? Ktoś kto by nas ostrzegł o niespodziankach?
- My jesteśmy pierwszym rzutem. Cokolwiek napotkamy, mamy ostrzec o tym siły z krążownika. Przede wszystkim zdobyć przyczółek, oni oczyszczą twierdzę.
-Przykre... no dobrze więc. Czekajmy.- Znowu sięgnął myślą do dwóch istot. Zastanawiało go czy to będzie subtelne podkładanie ładunków wybuchowych, czy próba zamordowania żołnierzy bezpośrednio.

Byt zjednał się z ich łodzią. Minęli go, po czym zaczął ich ścigać, bardzo powoli i równomiernie zmniejszając dystans. W pewnym momencie znalazł się przy samej rufie. Marynarze niczego nie widzieli lub nie słyszeli - co biorąc pod uwagę harmider silnika nie było dziwne. Chevrienne wyłapała spojrzenie Stratega skierowane za łódź i uniosła pytająco brew.
-Miałaś kiedyś to przeczucie ofiary? Że coś się gapi na twój kark i zaraz wbije w niego pazury? Ja właśnie coś takiego mam... jak duże są drapieżniki w tych wodach?
- W tych wodach... nie ma żadnych dra- urwała, gdy Strateg spostrzegł czarny, niewyraźny i z grubsza humanoidalny kształt wskakujący na rufę na stanowisko strzelca i ledwie usłyszał piknięcie, niczym strzał, a strzelec opadł na bok swojej kanciapy. Wszyscy żołnierze byli gotowi do desantu i tylko Jericho patrzył w tył i cokolwiek widział, widział tylko on i nagle przerażony marynarz kierujący łodzią, zupełnie zaskoczony i zmrożony nagłym pojawieniem się... czegoś. W ryku silnika nikt też niczego nie widział...
-INTRUZ!- Jericho szybko uniósł się sięgając po broń. Wycelował z pistoletu w nowo przybyłego. Ten złapał za karabin ze stanowiska gdy inżynierowie i żołnierze oddziału dowódczego się podnosili. Teraz [b]Jericho[/i] widział go dokładnie - czarny, przylegający do skóry strój migotający balistycznym materiałem, skomplikowana maska tlenowa, pancerne zgrubienia na torsie z lekkiego materiału, trzymany w jednej dłoni autopistol z założonym tłumikiem. Człowiek, a jednak Strateg widząc nawet lekki pancerz nie był pewien, czy zdąży go zastrzelić nim ten wykosi... prawie wszystkim z nich.

Mógł oczywiście zachować swe pozory, użyć swej mocy do stworzenia prawdopodobnych warunków przeżycia i zastrzelić nurka. Mógł też rzucić pozory w diabły i go zmieść... dla żołnierzy?
Coś, w tej trwającej w jego głowie ułamek sekundy decyzji było jednak... ważne.

Jericho uśmiechnął się pod nosem “Jak za starych czasów...”, posłał falę kinetycznej energii w napastnika, miał nadzieję, że nie zepchnie go ona ze statku. Miał zamiar dorwać drania. Ten rzeczywiście został pchnięty plecami na rufę, ale nie wypadł. Wyprostował natomiast rękę z pistoletem i posyłając parę kul zdołał ranić marynarza, który wrzasnął, ale żył, padając w swoim stanowisku by się skryć. Żołnierze natychmiast dobyli pistoletów laserowych, celując w przybysza by go zastrzelić. Kilku spojrzało z szokiem na wroga, przynajmniej dwie osoby - w tym porucznik - spojrzało to na nagle rzuconego napastnika, to na Jericho.
Jericho zignorował na razie spojrzenia i rzucił się na górę, aby dojrzeć drugiego napastnika. Nie miał zamiaru pozwolić swoim podopiecznym na śmierć przed walką.
Ten w rzeczy samej był na łodzi przed nimi. Normalny człowiek na miejscu Stratega dostrzegłby ze zgrozą, że również drugi napastnik dostał się w to samo miejsce łodzi - tam nikt najwyraźniej się nie zorientował, bo marynarz kierujący zwalniającą (i zbliżającą się do nich przez to) łodzią już nie żył, a tamten akurat otwierał ogień z pokładowego kaemu do uwięzionych przed nim żołnierzy. W tym przypadku o konwencjonalnym zastrzeleniu drania nie było po prostu mowy.
Jericho sięgnął po moc z Osnowy, wskazał ręką na napastnika, z kciukiem i palcem środkowym zetkniętymi. Następnie pstryknął w nadziei, że zebrana moc będzie wystarczyła, aby podpalić od środka ciało śmiecia. Ten niemal natychmiast rzucił broń, zaczął wierzgać, szarpać się i wić. Jak gdyby stwierdził, że może coś ugasi go gdy zanurzy się w oceanie ostatnim wysiłkiem w ciągu tych pięciu sekund wskoczył do oceanu. Strateg mógłby utrzymywać koncentrację na dłuższy dystans, pytaniem pozostawało czy było warto. Formacja szybko znacznie odsadziła drugiego nurka, pozostawiając go z tyłu. Cały czas dostrzegał go w Osnowie i cokolwiek było wcześniej źródłem jego niespotykanej prędkości - najpewniej jakieś urządzenie - zniknęło.
-Nie zabijajcie naszego gościa. Trzeba się dowiedzieć skąd przybył.
Chaosycie odpowiedziało milczenie. Gdy spojrzał na resztę zorientował się, że jeden żołnierz już przeskoczył do nurka się nim zająć, a reszta choć do nikogo nie mierzyła, w większości nie pochowała broni. Szereg niepewnych spojrzeń spoczął na nim, w milczeniu w którym rozbrzmiewały tylko silniki łodzi. Część na pewno była zbyt zszokowana dwoma niespodziewanymi zdarzeniami. Część tylko jednym.
Jericho spojrzał na porucznik.
-Nigdy nie widzieli psykera, prawda? - szczerze po części spodziewał się już kilku kul, albo dziur po laserach w swym ciele. No cóż, tyle co do jego krótkiego powrotu do wojska.
- Nigdy takiego, który zapomniał o tym wspomnieć... - cicho powiedziała porucznik, głosem, jak gdyby się sama zastanawiała czy nie zastrzelić go gdzie stoi - Rzeczywiście, kilka rzeczy się wyjaśnia.
-Nie jest to coś z czym się, aż tak chętnie obnoszę... z mam nadzieję oczywistych powodów. Panuję nad tym co potrafię, jeżeli o to chodzi... mogę zwrócić broń, jeżeli to ułatwi wam sprawę.
- Myślę, że broń nie ma znaczenia. Za to wyjaśnienia by się przydały. - odparła równie grobowym tonem.
Strateg zasalutował.
-Jericho Clave oficer w służbie Imperatora. Jestem psykerem i byłem nim od urodzenia. Zostałem wysłany na Korynt razem z resztą floty, aby zapewnić bezpieczeństwo. Do waszej misji pani porucznik, przyłączyłem się z własnej inicjatywy. Jeżeli moja obecność jest już nie mile widziana...- chyba nie są aż tak daleko od statku.
- Zostaniesz w łodzi pod strażą. Zanim dopłyniemy, powiesz mi w jaki sposób trafiłeś na Korynt przybywszy z flotą, z jakiego pułku jesteś, oficerze-psioniku i jak to jest, że działacie z własnej inicjatywy. - rozkazała spokojnie, ale stanowczo.
-Oczywiście. Jak dostałem się na Korynt... nie wiem, czy słyszała pani o bitwie na orbicie. Straciliśmy jeden krążownik... i nie wiem czy powinienem mówić o szczegółach potyczki przy żołnierzach... Jest tylko jedna droga na planetę z eksplodującego statku. Przybyłem razem z pułkiem Krieg. Działam z własnej inicjatywy, ponieważ, nie byłem wstanie połączyć się z resztą floty.

Przez chwilę Chevrienne przypatrywała się neutralnym wzrokiem Strategowi, jakby oceniając jego prawdomówność, po czym wzruszyła ramionami.
- Istnieje pogląd, że to odmieńcy tacy jak Ty wywołali plagę, ale zgaduję że to nieprawda. Jesteś z nami tyle, że wszyscy byśmy już umierali. - powiedziała po prostu, choć to jedno logiczne spojrzenie niosło ze sobą nagły wyraz ulgi u wielu ze zwykłych żołnierzy, rzecz nie do przeoczenia dla Jericho. - Na razie nic nie zmieniamy, do końca operacji jesteś po prostu sierżantem sztabowym jednostki. Nie stosuj swoich... darów.
-Muszę zadać to pytanie... pod żadnym pozorem?- nie chciał łamać rozkazu przełożonej, ale zastanawiało go, czy miałaby coś przeciwko wykorzystania jego darów, aby uratować jej życie.
- Nikt poza nami nie wie, że jesteś psionikiem i nie jest to najlepszy moment na rozpuszczanie wici drogą radiową. Nie pozwól, żeby ktoś z naszych, czy ktoś w ogóle cię zastrzelił. - wyjaśniła spokojnie.
-Zrobię co w mojej mocy. - delikatnie uśmiechnął się Jericho - Więc, co z tym niedoszłym zabójcą?- zwrócił się w stronę gdzie ostatnio go widział. Arbiter leżał nieprzytomny, żołnierz zaś, który go znokautował kilkoma poważnymi ciosami przeszukiwał ciało w poszukiwaniu uzbrojenia i odrzucał je na bok, gotów też potem zająć pozycję przy kaemie.
- Przesłuchamy... - zaczęła porucznik, ale przygryzła wargę - Przepytamy go, gdy tylko zdobędziemy przyczółek i ustabilizujemy sytuację, ale to Arbiter, i to wyjątkowo zdeterminowany. Chyba nic nam nie powie. Nie wiem. Pierwszy... - zaczęła coś mówić, ale urwała i wzruszyła ramionami.
-Pani porucznik, to wróg, nie ważne jakie stanowisko miał wcześniej. Jeżeli ma jakieś istotne informacje musimy je z niego wyciągnąć... wszelkimi środkami.- spojrzał na Chevrienne- Ale tak jak to pani powiedziała, dopiero jak zdobędziemy przyczółek... w sumie ich wtargnięcie dało mi pomysł. Wyspa posiada system kanalizacji?
- Tak jest, nieczystości są wyprowadzane podwodnym systemem rur... - odparła kobieta, gdy ich oczom ukazały się wyraźnie poorane pociskami mury twierdzy na skalistej wysepce oraz jej zamknięta w zatoczce przystań.

Twierdza miała może sześć metrów wysokości, parter i jedno piętro pochylonych ku wnętrzu, solidnie wyglądających murów z obmywanego morzem betonu, gdzieniegdzie nadkruszonych, gdzie indziej porośniętych jakimiś grzybowymi algami. Wyrastały z postrzępionych skał wyłaniających się na kolejne cztery-pięć metrów z morza. Widział wyraźnie, masywne, obrotowe wieżyczki z podwójnymi działami morskimi kaliber 155 mm w czterech narożnikach na dachu twierdzy, otoczone również nieco wyższymi osłonami z betonu grubości jakichś dwu metrów. Północny wschód, południowy wschód, analogicznie strona zachodnia. Nawet w tej chwili zwracały ogień, ostrzeliwując oba niszczyciele w zasięgu. Choć twierdzę łatwo było trafić, ciężko było ją uszkodzić. Każde trafienie w zostawione za nimi okręty było niebezpieczne, choć te były o wiele mniejsze od możliwej do wpisania w kwadrat pięćdziesiąt na pięćdziesiąt wyspy w kształcie litery “U”. No i okręty pozostawały w ruchu. Twierdza, nawet stąd widać było, została zroszona pociskami. Stercząca na cztery piętra więcej z dachu w południowej części wieża, której przedostatni poziom to była chyba wyłączona obecnie latarnia morska, a szczyt zwieńczony był radarami i antenami wydawała się niezwykle krucha w porównaniu z resztą budowli, nie została jednak dotychczas trafiona.

Ślady trafień, choć mniej liczne, nosiła również przystań - unoszące się na wodzie przy brzegu zatoki metalowe płyty, oparte na jakichś wspornikach. W tej chwili nie było żadnej łodzi przy którejkolwiek części mola, wielkie kontenery transportowe stały tu i ówdzie, acz głównie przy ścianach twierdzy. Trzy zestawy szerokich schodów prowadziły do stalowych włazów/grodzi dość wielkich, by akurat dwóch Adeptus Astartes mogło nimi wejść do środka ramię w ramię - niewątpliwie zamknięte od wewnątrz, i to solidnie.

Wtem z piętra, z ledwie dostrzegalnych otworów strzelniczych w stronę kilkunastu łodzi desantowych z dwóch okrętów posypały się urywane, kontrolowane strumienie wybuchających i zarzucających załogi niebezpiecznymi odłamkami mikrogranatów z ciężkich bolterów. Na pierwszy rzut oka Strateg spostrzegł w oddaleniu co najmniej cztery gniazda w solidnych otworach strzelniczych. Najwidoczniej to był gambit sędziów do obrony nabrzeża, i bardzo skuteczny. Niemal pewnym też było, że nie jedyny.

Jericho przez chwilę przyglądał się budowli. Rozmiary nie były imponujące, ale na pewno nie była łatwa do zdobycia.
-Żadna z tych rur nie jest dostępna znad wody?- była też możliwość, że część ludzi posiadała skafadry do nurkowania, ale nie wiadomo czy dostatecznie dużo, ale miało to znaczenie.
- Nie o ile mi wiadomo. To by było zbyt proste. - uśmiechnęła się krzywo Chevrienne, nie patrząc już na Stratega tylko uważnie obserwując twierdzę. - Nawet gdyby udało się zmusić was do szturmowania przez odchody zdrajców.
Miewałem gorsze sytuacje. Jericho uśmiechnął się do siebie i spojrzał jeszcze raz na twierdzę.
-Więc, pani porucznik? Co teraz?
- Teraz... atakujemy. - westchnęła, co nie wyglądało zbyt inspirująco, ale było zaskakująco życiowe. Wyciągnęła rękę w stronę radiooperatora z jej jednostki, dłonią do góry i natychmiast podał jej mikrofon, ustawiając częstotliwość wszystkich oddziałów.
- Strzelcy pokładowi, ogień osłaniający na gniazda! Drużyna Crucio ląduje pierwsza, biegnijcie prosto pod ściany w martwą strefę ostrzału! Przełącz mnie na częstotliwość okrętu. - wymamrotała znacznie ciszej do operatora, który przestawił coś w dataslate’cie podłączonym do konsoli a trzymanym w dłoni, po czym pokazał uniesiony kciuk.
- Lascus, tu dowódca plutonu, prosimy o zaporową salwę na zatokę w zgraniu z innymi okrętami, potem wstrzymać ogień, powtarzam, salwa zaporowa okrętów, potem wstrzymać ogień, potwierdź...
- Tu Lascus Czternasty, potwierdzam, salwa za pięć, cztery...
- Sir... - wtrącił jeden z inżynierów, operator karabinu termicznego, nie zwracając się bezpośrednio ani do Jericho ani Chevrienne - Jeżeli mógłbym, jeżeli po prostu przybijemy tam i wyskoczymy, wystrzelają nas jak króliki, lub większość z nas...
Uwaga była dość sensowna - żołnierze plutonu dzięki działaniom Stratega mieli dostatecznie dobre morale by pójść na to i walczyć dalej. Większość imperialnych dowódców bez wahania nakazałaby po prostu atakować, mając w pamięci że SOB na Koryncie ma 25 milionów innych żołnierzy...
-Jak istotna strategicznie jest ta wieża?- wskazał sterczący element twierdzy Arbites - Dla nas i dla Sędziów.
- Nieistotna. To latarnia morska. Poinformowano mnie, by nie uszkodzić jej, zapewne na czas po zdobyciu twierdzy. - wyjaśniła porucznik.
-Przekażcie im aby trzymali głowy nisko, nie jest to sytuacja, w której dałoby się dużo poprawić. Nie możemy im dać więcej czasu... co najwyżej możemy poczekać, aż zaczną przeładowywać. - można jednak dać naszym, żołnierzom odrobinę przewagi. Skupił swoją wolę na wodzie wokół fortecy i rozpoczął ją rozgrzewać i zmieniać w mgłę. Miał nadzieję, że ograniczona widoczność ułatwi żółnierzom marynarki przeżyć -Imperator ochrania...
 
Seachmall jest offline