Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2012, 01:41   #125
Betterman
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dopóki Konrad użerał się z mytnikami, Spieler kręcił się bez specjalnego celu po barce. Nie sądził wprawdzie, żeby jego czynny udziału w negocjacjach wyszedł komukolwiek na dobre, ale zawodowe doświadczenie podpowiadało, że samą nienachalną obecnością może przysłużyć się trochę młodemu kapitanowi. Choćby – w najpaskudniejszym wypadku – dowiadując się dokąd i po co go zabierają.
Gorzej, że potem nie mógł już liczyć na żaden sensowny pretekst, żeby zostać na Świcie. Przywdział więc świeżą koszulę, oczyścił trochę kurtkę i z rękami w obciążonych mosiądzem kieszeniach wyszedł na miasto po upragnione odpowiedzi.
W dość posępnym nastroju, bo nie bardzo wiedział, gdzie konkretnie miałby ich szukać.

Gdyby chciał wiernie trzymać się słów listu, powinien właściwie cofnąć się na przekór dobrej woli towarzyszy do wzgardzonego Grissenwaldu, tegoż swoją drogą samego, w którym przykra powinność czekała Gomrunda Ghartssona, i popytać o Marę w okolicy, w której je skreśliła. Może gdyby od jakiegoś czasu nie uprzykrzał wszystkim każdej dyskusji o planach na najbliższą przyszłość ględzeniem o Nuln, więcej uwagi poświęciliby misji Płomiennego, na czym i Spieler mógłby teraz przypadkiem skorzystać... Chociaż tak naprawdę nie bardzo umiał sobie wyobrazić, jakie to interesy mogłyby zaprowadzić jego żonę do tamtej mieściny, a może nawet jeszcze lichszej, pobliskiej wiochy... Nie najlepiej orientował się w tutejszej geografii, więc jednoznacznie rozszyfrować nagłówka listu nie potrafił.
Tak po prawdzie, nie wyobrażał sobie też wielu innych spraw, którym Mara oddawała się najwyraźniej od dawna i ze sporym entuzjazmem. Ale mimo wszystko uznał dla względnego choćby spokoju ducha, że nieszczęsne pismo napisała tam raczej przejazdem. A jeśli nawet z jakiegoś powodu musiała zatrzymać się na dłużej, z pewnością i tak nie oparła się bliskości dobrze jej znanych, nulneńskich bibliotek. Zawsze miała niepohamowany pociąg do książek. To ona nauczyła Spielera czytać. Dawno temu, kiedy jeszcze wierzyła, że stać go na coś więcej niż odpłatne bicie, powstrzymywanie od bicia albo twórcze łączenie obu specjalności.
Nigdy nie wtajemniczał jej w szczegóły pracy dla Fritzena, ale sam przed sobą przyznawał, że ta uproszczona wizja nie była aż tak krzywdząca, jak w przypływie dobrego samopoczucia próbował sobie czasem wmawiać.

Tak... jeżeli tylko Mara rzeczywiście wróciła do Nuln, to na uniwersytecie można ją było znaleźć najprędzej. Czego jak czego, tego akurat mógł być pewien. W dodatku z Północnych Doków do nulneńskiej wszechnicy nie było wcale daleko. Nawet jeśli nadłożyło się trochę drogi, żeby nawiedzić biuro pana Hohenzolla celem poinformowania o dostawie, zorganizowania transportu towaru i odwleczenia trochę tego, co i tak było nieuniknione.

Dawnymi czasy potrafił wystawiać cherlawych studenciaków za drzwi spelunek całymi pęczkami, kiedy w osłabionych niestworzonymi mądrościami makówkach zaczynał nadto buzować alkohol. Na ich terenie zawsze robiło mu się jednak nieswojo. Zbyt zadbane i zbyt rozległe dziedzińce, zaludnione rzucającymi ni to ciekawskie, ni pogardliwe spojrzenia chudzielcami, zdawały mu się obce, jakby tajemną sztuką wyłączone z miasta. Z jego miasta. Co nie znaczyło, że nie maszerował przez te przestrzenie jak przez własne podwórko. I nie czuł dumy, kiedy na oczach tych wszystkich mędrków brał w ramiona roześmiany, złotowłosy obiekt westchnień połowy uczelnianej braci. Prosty chłopak z ulicy. Ha!
Tyle że tu i teraz to wspomnienie z Altdorfu nie krzepiło jak kiedyś. Może dlatego pierwszy uczniak, którego Spieler zdybał zaraz przy bramie i zagadnął przyjaźnie, gdzie tu jest biblioteka, nakrył się zwojem i uciekł bez słowa w krzaki. A może był z zagranicy...
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 19-12-2012 o 01:48.
Betterman jest offline