| Wczesne zrywanie się z łóżka nie było dla Marco żadnym problemem, jeszcze mieszkając w domu starał się narzucić sobie odrobinę samodyscypliny i ustalił wczesne godziny wstawania i kładzenia się do snu - ot żeby zachować zdrowy metabolizm i dać organizmowi okazję do odpoczynku po treningach. Zdziwił się więc zaskoczeniem Knotte widzącego go na nogach o tak wczesnej porze. Ekwipunek generalnie miał na sobie, w większej części to on był ekwipunkiem. Owijki zapobiegające otarciu się knykci nosił prawie zawsze, a te kilka buteleczek poukładanych w sakwie akurat dzisiaj znalazło się szczęśliwie wokół jego pasa. Nie zwlekając więc podążył za przełożonym wpadając na coś, co wyglądało jak orszak pogrzebowy. - Mistrzu, publiczna egzekucja...? - Zapytał, starając się ukryć niepewność w głosie. - Sądzisz że do publicznej egzekucji potrzebna jest grupa uderzeniowa Inkwizycji? No ja jakoś sobie tego nie wyobrażam... Nie. Nie tym razem chłopcze. Natrafiliśmy na kult pod przywództwem demonologa z Naz'Raghul. Idziemy pozbyć się tej zgnilizny nim obejmie więcej ludzi.
Mężczyźni za plecami dwójki szli w ciszy i milczeniu. - Kult tutaj w obrębie miasta? - Odpowiedział zaskoczony Marco, aczkolwiek szczęśliwy byłoby tutaj lepszym słowem. Przez moment obawiał się kolejnego sądzenia niewinnych staruszków tylko tym razem w obecności katów. Fakt likwidacji czegoś, co faktycznie stoi w sprzeczności z Wszechojcem bardzo mu odpowiadał. - Znowu Dzielnica Piwniczna? - Biały Park - Knotte przyśpieszył tylko kroku, co zapewne miału zmusić Eleadorę do skupienia się na gonieniu za mistrzem, a nie rozmyślania na temat zbliżającej się walki.
Ale jednak...
Biały Park był dzielnica usytuowaną tuż pod ulicami świątynnymi oraz tymi gdzie mieszkała szlachta. Ludzie tam żyli dostatnio, bogato i nie znali problemów większości ludzi mieszkających w Atlas City. - Biały Park? - Zaskoczył się adept wiedząc, że to już nie żebrzacze przelewki. Jednocześnie przyspieszył kroku. - Wiemy z czym walczymy? - Raczej z kim. Z kultystami. Ich przywódca to Marmurowy Książe.
Znany też również jako Edwar Dustby, szanowany i znany w całym mieście właściciel kamieniołomów dostarczających budulca do rozbudowy Atlas. - Chodziło mi o wywiad - ile osób, ich stan a co za tym idzie wyszkolenie. Chcę wiedzieć, czy walczę z bogatym dzieciakiem, który z bogactwa ojca już nie miał co robić i poszedł czcić demony, z weteranem wojennym, czy jeszcze gorzej, piekielnym magiem. Czy mamy kogoś, kto ochroni nas przed złym wpływem demonicznej magii i jak wygląda budynek w którym ich zdejmujemy. Wielka sala, małe korytarzyki, piętrowa, parterowa? Lubię wiedzieć na jakim terenie walczę i maksymalnie wykorzystać jego potencjał, na przykład walka z czarodziejem w obszernej auli mogłaby być uciążliwa, kiedy złapanie go w ciasnym korytarzu będzie problematyczne dla niego, ale o tym mistrzowi pewnie nie muszę mówić - Długi wywód zakończył spojrzeniem po towarzyszącym orszaku. O nich też właściwie nic nie wiedział... - O ile dobrze zrozumiałem naszego szpiega, w willi Dustby'ego gromadzi się sporo młodych mieszczan oraz szlachciców, ale niewiele mi wiadomo o jakichkolwiek weteranach biorących udział w obrzędach. Jeśli idzie zaś o miejsce spotkań, piwnica. Co ciekawe, reszta rodziny Księcia nie wie nawet w co wpakowała się głowa rodu. No i regularnie sprowadzają tam grupy młodych niewolnic. Wyłącznie dziewic... - Niewolnic... - Pięści Marco samoistnie zacisnęły się tak, że zbielały mu knykcie - Banda niewyżytej gównażerii, rozumiem że jeśli nie uda nam się wszystkich wziąć żywcem i przypadkiem któryś zginie, żaden szlachecki dom nie będzie robił co do tego problemów? - Niech tylko spróbuje... - Knotte uśmiechnął się krzywo. - Nasza obstawa zna procedurę, ty jeszcze nie. Jeśli dobrowolnie się poddadzą, aresztujemy ich. Każdy zaś kto będzie stawiał opór... Powiem tak, nawet żebrak ma prawo zabić szlachcica w obronie własnej. Rozumiesz chyba co mówię.
Ludzie znikali w domach i zaułkach na widok małej procesji. Im wyżej zaś dochodzili, tym domy stawały się bardziej okazałe. Życie zwykłych mieszczan diametralnie różniło się od poziomu egzystencji bogaczy. - Tak jest, rozumiem - odpowiedział Marco sprawdzając na szybko, czy nie brakuje mu ekwipunku w sakwach - coś jeszcze, o czym powinienem wiedzieć przed najazdem? - Żadnych wyrzutów sumienia. Nie tutaj - Knotte spokojnie zbliżył się do jednej z bram. Nie legitymując się nawet podszedł do dwóch strażników i ogłuszył jednego ciosem pałki w skroń. Drugi rzucił się w stronę budki koło bramy, wyciągając przed siebie dłoń.
Sekundę później jeknął z bólu gdy jeden z mężczyzn w czerni bełtem w kuszy przybił mu dłoń do progu.
Kotte spokojnie obszedł go i zajrzał do środka małego pomieszczenia. - Hmmm... Zero broni za to wielki, mosiężny dzwon na sznurku... Twój pan kazał ci dzisiaj dzwonić na każdego gościa, prawda?
Strażnik zacisnął tylko zęby i kiedy wydawało mu się że Knotte stracił nim zainteresowanie, wygiął się i sięgnął drugą ręką do dzwonu alarmowego. Tym razem bełt przebił mu oko i wyszedł z tyłu głowy. - Marco - inkwizytor spojrzał na podwładnego - weźmiesz sześciu ludzi i udasz się dookoła domu, szukając okien do piwnicy. Ja i reszta wejdziemy przodem, neutralizując wszelkie zagrożenia. Nie spodziewam się by heretycy byli uzbrojeni...
Eleadora przez moment zastanawiał się, czy metody Knotte nie są zbyt ostre, przypomniał sobie jednak z kim walczą. - Tak jest, zajmę się tym.
Adept jeszcze raz sprawdził obecność buteleczek z kwasem, ogniem alchemicznym, wodą święconą i miksturami. W drugiej kieszeni miał kilka kamyczków, których miał nadzieję dzisiaj nie używać. Upewniwszy się, że wszystko jest na miejscu skinął głową swojemu oddziałowi i ostrożnym, niemal wyuczonym krokiem ruszył przed siebie. - Mistrzu... - Zatrzymał się jeszcze na moment, zwracając na siebie uwagę Knotte'a - niech Najjaśniejszy nas prowadzi.
Knotte, tak samo jak pozostali (a i zapewne sam Marco nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy), mogli nie zauważyć niecodziennej, niewidocznej dla oka emanacji towarzyszącej słowom młodzieńca. Bez względu na wiarę bądź niewiarę inkwizytora i oddziału, na te kilka chwil stali się bardziej pewni siebie, a ich posunięcia bardziej pewne, skoncentrowane. Marco używa zdolności czaropodobnej Błogosławieństwo.
__________________ - Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3! |