Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2012, 09:23   #29
deMaus
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
kiedy okazało się, że walka skończona ruszyli na przeczesywanie jaskini, aby sprawdzić ją do końca.
- Nie martw się o moje psiaki. Solarion zawsze rozpozna swoich - odpowiedział Finrodowi, ale zaraz zamilkł bo znaleźli kolejnego mieszkańca jaskini, choć ten nie powinien sprawiać problemów.

Max ukląkł przy tupie i obejrzał go.
- Kimkolwiek byłeś, cokolwiek czyniłeś, jeśliś był godzien niech Solarion przyjmie twoją duszę i da ci spoczynek na jaki zasłużyłeś. - wyszeptał, a następnie przyjrzał się sprzętom, które posiadał nieboszczyk. Dłuższą chwilę przyglądając się mieczowi. - Solarionie, choć nie wiem kim był ten człowiek, to ty wiesz to najlepiej. Wiesz także, że ja jestem w potrzebie, niech ten miecz, jeśli należał do dobrego służy nadal dobrej sprawie. Jeśli władała nim zła ręka, niech teraz moje uczynki naprawią zło nim wyrządzone. - po czym dobył miecza, który o dziwo nie zaśniedział jak zbroja czy tarcza. Był to dobry znak.


Nie dużą chwilę potem siedzieli przy ognisku, Max miał zapas drwa w swojej sakwie, więc nie było potrzeby wychodzenia na zewnątrz, będą tylko musieli następnym razem nazbierać zapas i upchnąć w sakwie.

- Siedzenie w jaskini przypomniało mi pewną historię, nie wiem czy prawdziwą, ale podejrzewam, że tak. Opowiedział mi ją mój imiennik Max de'Vires, elf, kapitan pirackiego statku. Mianowicie.
Las wydawał się nie do przebycia, liany zwisały z każdej gałęzie, a duża część z nich była w dodatku jadowitymi wężami i te cholerne komary. Max zastanawiał się czy ta wyprawa to chrzest bojowy, który przygotował mu Faniv, czy faktycznie idą po wielki skarb. de'Vires od niecałego tygodnia, kapitan własnego statku, który to łaskawie ocalił z rak cesarskiego kapitana, i który został wcielony do małej floty kapitana Faniva Delco i zarazem prawa ręka kapitana, a może już admirała całej floty. Tak, niewypalanie całego statku, było dobrym pomysłem, a Dalco umiał się odwdzięczać. Choć teraz chyba lubił się pośmiać.
- Sam daleko jeszcze? - Zapytał pierwszego oficera ze swojego statku.
- Nie, według mapy od kapitan Dalco jeszcze jakieś ćwierć mili. Zaraz powinniśmy wyjść z tej pieprzonej dżungli i znaleźć wejście do jaskini. - Odpowiedział Sam Havers, także świeżo mianowany na pierwszego. To też był chyba sprawdzian, Faniv dał mu samych nowych ludzi, żaden nie pływał z nimi dłużej niż rok, i żaden nie awansował powyżej bosmana. Jakby Dalco chciał sprawdzić czy da sobie radę. Zamierzał dać sobie radę, w końcu, kiedy trafił na ten statek był zaledwie rozkapryszonym dzieciakiem, a teraz jest kimś. Oczywiście miał talent, nie był zwykłym miękkim człowiekiem, no i znał wojenne rzemiosło. Dobrze, że Dalco się wtedy na nim poznał i dobrze, że mieli tu dobrych wojaków. Tak wiele, się nauczył, od Soriana al-Khnire, szkoda, że już nie żyje, szkoda, że zmarł w tak głupi sposób. Zadławienie się kością, to nie śmierć, dla tak doświadczonego maga. Z drugiej strony był już bardzo stary, nawet jak na standardy magiczne. 107 lat to dużo, jak na człowieka, no i teraz to jest strategiem. Dostał gabinet Soriana i jego magiczne przedmioty, a było tego trochę. W każdym razie oby Dalco miał rację, co do tego miejsca. Jeśli znajdą to co mówią legendy, to nie dość, że będą o wiele bogatsi, to Max być może odnajdzie tu to o czym wspominał Sorian zawsze gdy wspominano legendę o skarbie kapitana Gevaro. Sam Sorian nie wiedział czym był owy magiczny przedmiot, ale od kiedy dowiedział się o tym, że Dalco zdobył mapę, ogarnęła go istna mania, aby zbadać ten przedmiot i najlepiej zdobyć go na własność. Po chwili marszu ich oczom ukazała się niewielka polanka, i dwie kolumny. Po zbliżeniu się do nich, zauważyli stare zarośnięte trawą schody prowadzące w dół. Max, który nie zamierzał, tracić niepotrzebnie ludzi, podniósł kamień leżący u jego stóp, kazał magowi pokładowemu rzucić na niego zaklęcie światła i wysłać przed sobą, na wysokości gruntu. Jego ludzie choć nowicjusze we locie Dalco, mimo wszystko byli doświadczonymi żeglarzami, wojownikami i złodziejami. Wszak nie każdego przyjmowali w swoje grono, musiał być kimś by zostać nikim, w tej kompani. De'Vires wielokrotnie zastanawiał się, czemu rezygnują z posad, pierwszych oficerów i bosmanów, aby być zwykłymi żeglarzami. Oczywiście poza pieniędzmi, sława i możliwością, pływania z najlepszymi i najskuteczniejszymi piratami na wszystkich znanych wodach.
Po kilkunastu metrach drogi w dół, doszli to kamiennych drzwi, z znakami, zapisanymi w języku altmerów. Nie długo zajęło Max aby odkryć, że to faktycznie miejsce o którym mówią legendy. Otworzyli wrota i ruszyli. Grobowce lub komnaty podziemne, niebyły bardzo rozległe, i zbytnio usiane pułapkami, w sumie znaleźli tylko trzy. Znaleźli mnóstwo złota i klejnotów, co pewnie pozwoliło by większości załogi, na spokojna emeryturę, ale to nie był cel Maxa. Odesłał Sama z większą część chłopaków do statku z skarbami jakie znaleźli. Sam został z jednym z bosmanów i dwoma wybitnie utalentowanymi złodziejami. Kazał im szukać skrytek w ścianach i podłogach, a sam przejrzał bibliotekę.
Ku jego przeogromnemu zdziwieniu, większa część tych ksiąg była o magi. W legendach nikt nie wspominał o tym, że Gevaro, był magiem. Choć wcale nie musiał nim być, to jednak coś w tym miejscu sugerowało, że nim był. Po przejrzeniu dokładniej dwóch ksiąg, usłyszał wołanie jednego ze złodziei.


Disen znalazł skrytkę w niedużej komnacie obok biblioteki. Była w niej katana, aż ociekała magią, a kiedy de'Vires wziął ją do ręki, zaświeciła lekko na złoty kolor i zgasła. To było to, o tym mówił Sorian. Max, przypasał katanę i powiedział.
- Masz za to ode mnie okrągły tysiąc złotych monet. - powiedział do złodzieja. Leć teraz na statek i każ tu przysłać, ze czterech chłopów i niech wezmą worki. Mam stąd do zabrania księgi.


Gdy biblioteka była już spakowana, i wszystkie skarby zabrane. Max, kazał zasypać wejście do jaskini.
- Śpij spokojnie wieki kapitanie – powiedział, a następnie ruszył do własnego statku „Pięknej Anny”.




Ruszyli do ich rodzimego portu, na spotkanie Dalco. Po trzech dniach żeglugi, dotarli, a de'Vires, odkrył, że w tym czasie Faniv zdobył kolejny statek, co razem dawało, flotę pięciu statków pirackich. Prawdopodobnie najwięcej w historii piractwa. Spotkali się na jego okręcie, gdzie Max, przekazał wieści i to co odkryli. Dowiedział, się także, że zdał, co prawda bez słów, ale kiedy wychodził widział, jak dwóch innych kapitanów, przekazuje sakiewki w stronę Dalco. Dobrze wiedzieć, że Faniv stawił na jego sukces. Spotkał się także z resztą magów, jacy z nimi pływali i przedstawił im księgi. W drodze rozmawiał z jego magiem i dowiedział się, że większość mu się nie przyda, bo już dawno opanował podobne zaklęcia, odkrył tylko trzy księgi, którym chciałby przyjrzeć się dogłębnej. Resztę przekazał, więc innym mniej doświadczonym magom. Następnie wrócił na swój statek i ponownie zabrał się do badania tajemniczej katany. W końcu już się o niej trochę dowiedział, ale może skrywać także inne tajemnice. Rano czekała go wyprawa z resztą statków. Ponoć Dalco dostał cynk, o dużym transporcie, złota, a to już robota dla całej floty.

Czuję przyjaciele, że i my na koniec tej przygody będziemy mogli opowiedzieć, nie jedną taka historię. Co do wart, to z chęcią wziąłbym pierwszą.
-
 
deMaus jest offline