Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2012, 13:58   #30
Rudzielec
 
Rudzielec's Avatar
 
Reputacja: 1 Rudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodze
Zaskoczenie, zdziwienie, konsternacja, rozbawienie to były uczucia jakie szefowa kancelarii Mathews&Kanaleanii przeżyła czytając pozew dostarczony pocztą. „Ktoś chyba nie odrobił lekcji” pomyślała, „Ciekawe jakie jelonki dały się podpuścić na tą sprawę?” Przeleciała wzrokiem dokument i zdumiała się niepomiernie, Von Neuman&Partners. „Wnerwili się sprawą Hoggów i dają mi znać, że mają mnie na oku?” Zastanawiała się. „ Próbują wywrzeć presję? Dziwne… Cóż tym razem nie przemyśleli chyba sprawy do końca.” Wyszła z biura i podeszła do swojej sekretarki.
- Karen skarbie, czy wiadomo już kiedy pojawi się ekipa sprzątająca z policji?
- Posterunkowa z którą rozmawiałam mówiła coś o dzisiejszym popołudniu. – Odpowiedziała kobieta przerywając pisanie. – Przy okazji tu jest podsumowanie zeszłego miesiąca i raporty. – podała Garou kilka fiszek pełnych papierów, cóż przynajmniej nie były zbyt grube.
- Wow, nie myślałam, że uwiniesz się z tym aż tak szybko. – Powiedziała z nutką rozpaczy pani prawnik.
- Za to mi płacisz szefowo. – Odparła sekretarka z uśmiechem.
- Ja mam chyba jakieś ukryte skłonności do masochizmu skoro płacę ci za torturowanie mnie tymi papierkami. – stwierdziła nie mniej wesoło Garou.
- Ale za kare dostaniesz ode mnie teraz troszkę roboty. – pokazała sekretarce pozew, kobieta spojrzała na nią jakby szefowa robiła sobie żarty. - Potrzebuję oświadczeń z podpisem notarialnym i świadkami w sprawie tego „pobicia”, zaraz dam ci adresy i nazwiska. Potem przedzwoń na posterunek i poproś o przesłanie kopii raportu z zatrzymania w szkole Tamiego. Oświadczeniami może zająć się ktokolwiek, tylko najpierw ma ze mną porozmawiać, jeśli jakiś praktykant chce pojechać i się przyjrzeć to nie widzę przeszkód. Chciałabym to mieć najpóźniej na jutro.

Wycieczka z szefową Fundacji po klinice nie była zbyt przyjemna, wprawdzie Anna Wiedernikow była świetną gospodynią i oprowadziła młodą filodoks po niemal całym kompleksie sypiąc wiadomościami jak z rękawa ale Aoatea po prostu nie lubiła takich miejsc, czasem więc bardziej z grzeczności niż ciekawości zadawała jakieś pytanie. Jednak niedawne wydarzenia nasiliły jej niechęć do wszelkich placówek medycznych. Było to może nieco irracjonalne, w końcu były to miejsca gdzie leczono ludzi albo pomagano im z godnością i w spokoju przeżyć resztę czasu jaki im pozostał. Ale mimo to, nie lubiła takich miejsc, dyrektor kliniki nie poprawił w żaden sposób jej opinii o tym miejscu. Muam Mirinanoff miał nieprzyjemnie lepkie dłonie i uścisk jego ręki przypominał Aoatei meduzę, tak samo galaretowatą śliską i lepką. Nie powinna oceniać książki po oprawce ale nie lubiła tego człowieka, to chyba to co określa się „niechęcią od pierwszego wejrzenia” pomyślała.
- Pani Mathews. – Słowa Anny Wiedernikow wyrwały ją z zadumy. Prawniczka patrzyła na ścianę pamięci, pełną zdjęć ludzi którzy dzięki fundacji wrócili do zdrowia. – Niedługo odbywa się doroczny bal charytatywny Fundacji i chciałabym aby i Pani wzięła w nim udział jeśli to możliwe.
- Pani Wiedernikow. – Zaczęła Aoatea, nie chcąc być nietaktowną. – W tej chwili niestety musiałabym odmówić, ze względu na konflikt interesów moich klientów. Jeśli jednak uda nam się rozwiązać całą tą sytuację, a po pani wcześniejszych słowach nie mam co do tego wątpliwości, wtedy ów konflikt nie będzie miał miejsca i z radością przyjmę Pani zaproszenie.
- Proszę wybaczyć nie zdawałam sobie sprawy, rzeczywiście stawiałoby to panią w złym świetle. Niemniej cała sytuacja powinna wyjaśnić się już niedługo, i wtedy liczę, że będziemy miały okazję do kolejnej rozmowy.

Po powrocie do biura Karen niemal rzuciła się na szefową, oczywiście miała już praktycznie komplet dokumentów. Jednak bardziej niż papierki Aoateę zaciekawił radosny, wręcz drapieżny, uśmiech jej podwładnej.
- No dalej, widzę ten twój podstępny uśmieszek, co oznacza, że chcesz mi coś powiedzieć i że mi się to spodoba.
- Jak zwykle masz rację szefowo, zadzwoniłam do Państwa Setati, to rodzice Kimberly. Księżniczki której bronił twój synek i wiesz czego się dowiedziałam?
- Przestań się ze mną drażnić łajzo, jak dostanę wrzodów to stracisz swoje stanowisko naczelnego oprawcy w tym sekretariacie.
- Otóż państwo Setati są mieszanym małżeństwem a Kimberly dręczono z powodu koloru jej skóry! – triumfalnie obwieściła Karen.
- Żartujesz?! – Krzyknęła Aoatea. – Von Neuman&Partacze wleźli na taką PR-ową minę?
- Najwyraźniej! – Wyszczerzu jaki pojawił się na twarzach obu kobiet mógłby pozazdrościć dorodny żarłacz biały.
- I pewnie zupełnym przypadkiem wspomniałaś państwu Setati o naszym planie ratalnym? – Przekornie stwierdziła pani prawnik nadal uśmiechając się do swych myśli.
- Mogło mi się wymknąć, wiesz jak to jest szefowo, człowiek siedzi zamknięty cały dzień w gorącym dusznym biurze i majaczy co mu ślina na język przyniesie. – Teatralny cierpiętniczy ton głosu Karen nie pozostawiał wątpliwości jak straszliwe musiała przechodzić męczarnie.
- Oj, biedactwo, to pewnie te nowe wydajniejsze klimatyzatory które zamontowaliśmy miesiąc temu, wiesz, te których nie można ustawiać na full bo się połowa biura po przeziębiała. – Odparła z ironicznym uśmiechem Garou siadając za biurkiem. – Ale masz rację, trzeba ci troszkę świeżego powietrza choćby po to żebym miała czas zabrać się za tą makulaturę którą zdajesz się tworzyć z niczego. Wyślij tylko VN&P mail, że oczekujemy na papiery w sprawie zastępczego lokum dla państwa Hogg. Potem połącz mnie z Młodymi Hoggami i masz na resztę dnia wolne. – Po krótkim namyśle dorzuciła Karen na listę premii do następnej wypłaty, zasłużyła.

Telefoniczna rozmowa z państwem Hogg zaowocowała zaskoczeniem. Otóż nikt młodym nie powiedział nic o domu i działce wspomnianej przez Annę Wiedernikow. Młoda pani Hogg i jej mąż nie mogli się dość nadziękować, że pani mecenas „wywalczyła” dla nich nowy dom. Garou szybko naprawiła nieporozumienie tłumacząc, że taki miał być początkowy układ, najwyraźniej jednak VN&P zapomnieli o tym wspomnieć. Zapewniła, że dopilnuje tej sprawy, a oboje jej rozmówcy cieszyli się jak dzieci i obiecywali, że następnego potomka nazwą jej imieniem. „Wolałabym aby przystopowali trochę z tym rozmnażaniem albo nauczyli się korzystać z gumek.” Pomyślała krzywiąc się Aoatea.
I zabrała się za obmyślanie kogo by tu zabrać na bal w Fundacji, o ile oczywiście cała rzecz się uda. Okazało się to większym problemem niż można byłoby się spodziewać po całkiem ładnej młodej kobiecie, ze zdziwieniem zdała sobie sprawę, że praktycznie nie znała, żadnych mężczyzn. Oczywiście miała znajomych którzy byli mężczyznami ale wszystkich znała w związku z pracą. Z nikim nie znała się bliżej, do diabła, nawet z dziewczynami z biura prawie nie wychodziła na drinka!
„Tea musisz stawić czoła prawdzie, zrobiłaś z siebie pustelnika!” Z jękiem rozpaczy jeszcze raz przejrzała swój spis kontaktów, nic. Zaczynała być poważnie wkurzona, przecież na pewno znajdzie się w tym mieście pełno facetów którzy chcieliby z nią pójść na taką imprezę, niemal na pewno będzie się tam roiło od ważniaków i businessmanów wszelkiego typu. Można by zabrać kogoś z rodziny, załatwiłby przy okazji jakieś interesy… Szybko wystukała numer rodziców.
- Ao? Co tam córeczko u ciebie? – Głos mamy jak zwykle ciepły i wesoły.
- Słuchaj mam taki problem… – w skrócie wyjaśniła swoją sytuację.
- Wiesz jedyna osoba jaka przychodzi mi do głowy to Tetsuo, on zajmuje się większością spraw dużego kalibru. – Ton głosu dawał jasno znać, że nie wszystkie były legalne.
- Niemożliwe mamo. – Powiedziała, po namyśle Garou. – Jeśli się z nim pokażę publicznie, wyjdę na kolejną „zdobycz” wiesz jaką on ma reputację. Nie ma mowy żebym z nim poszła, nie wspominaj proszę o tym nikomu dobrze?
- Skarbie, rozumiem i zgadzam się z tobą, już lepiej żebyś poszła sama, choć to chyba też nie najlepszy pomysł.
- Cóż, zdecydowanie wolę plotki o tym, że nie umiałam znaleźć towarzysza na przyjęcie niż, że wylądowałam w łóżku jakiegoś kobieciarza, a tak by się to skończyło. No nic dzięki, może coś wymyślę, mam przecież dużo czasu, a właśnie jest tam Aihe u was?.
- Tak, wpadła przed chwilą, dać ci ją?
- Nie nie trzeba, przekaż jej proszę żeby dała mi znać czy da rade jutro skoczyć ze mną na zakupy, na wszelki wypadek chciałam kupić jakiś ciuch żeby się pokazać.
- Oczywiście, zaraz jej powiem, aha nie zapomnij skarbie, że masz zajrzeć do nas na święto Pele. Weź dzieciaki i Kaitlin, Mam fajny przepis na gulasz, pizze i pierniczki, planuję je wypróbować i chciałam usłyszeć opinię Kaitlin, ona zawsze ma fajne pomysły jeśli chodzi o gotowanie.
- Racja, eh kompletnie zapomniałam dzięki. – palnęła się w czoło prawniczka, przypominając sobie o nadchodzącym święcie. – Na pewno wpadniemy, choć z drugiej strony, co to jest Ghoul-ash? Bardziej mi to pasuje na Halloween…
Śmiech Hinemoany Makena rozpoczęło parsknięcie które przeszło w głośną głupawkę trwającą dobre dwie minuty, nim słuchawkę podniósł ojciec Aoatei i zażądał wyjaśnień czemu jego żona tarza się po podłodze wyjąc opętańczo. Po usłyszeniu wyjaśnienia on też parsknął i wykrztusił, że oddzwonią nim sam ryknął śmiechem. Zdeprymowana poprosiła o pomoc wujka gogle, ten jak zwykle nie zawiódł i po chwili Aoatea sama chichotała z niezamierzonej gry słów. Wtem ją oświeciło, Perry. Perry Mason, adwokat od spraw cywilnych, mieszkał w Honolulu, wyglądał też nie najgorzej… O ile był wolny i o ile się zgodzi…? Powoli wystukała numer, Matko ale się denerwowała.
-Halo? Perry Mason, biuro adwokackie, słucham.
-Cześć, Aoatea Mathews z tej strony. Słuchaj Perry mam do ciebie taką sprawę…

Wróciła do domu dość wcześnie, gdy tylko weszła do kuchni stanęła, speszona ale zebrała się w sobie i powiedziała.
- Kaitlin, jadę z Aihe jutro na raid po sklepach pomogłabyś mi wybrać kieckę na przyjęcie. Ładną wieczorową kieckę? Dostałam zaproszenie na przyjęcie i chciałabym wyglądać odpowiednio.
- O, czyżbyś wreszcie zaczęła wracać do normalnego trybu życia? – spytała starsza kobieta, wesołym tonem. – Powiem ci skarbie, najwyższy czas. Rozumiem, że po śmierci Christophera nie rozglądałaś się za nowym mężczyzną i przez długi czas byłam ci bardzo wdzięczna, ale to już pięć lat skarbie, a ty jesteś młoda i powinnaś przynajmniej żyć jak człowiek a nie zamykać się tylko w pracy i z dziećmi. Ciii, nie zaczynaj, wiem, że twój ojciec mówi to samo, i poniekąd ma rację, ale to nie daje mu prawa żeby cię zmuszać do czegoś na co nie jesteś gotowa. Dlatego koteczku z radością pojadę z wami jutro i poszukamy ci czegoś ładnego.- powiedziała Kaitlin przytulając swoją synową, którą traktowała właściwie jak rodzoną córkę.
 
Rudzielec jest offline