Na płycie stał jeden Tu-154M, a przy nim wóz z paliwem, o który opierał się właśnie zaczytany w "Cytate Matrony" pracownik lotniska. Zagapiony nie dostrzegł zbliżającej się drużyny, ani nadciągającej w postaci
Psujka zguby.
Psujek poczywniwszy zamęt i wywoławszy kilka omdleń, chwycił wódę i biegusiem ruszył za towarzyszami. Wyminął gramolącą się na ogrodzenie dolną część
Dyniogłowego i śmigał właśnie poprzez zaspy, gdy zobaczył, że wpatrzona w samolot grupa zatrzymała się w miejscu. Chciał machnąć butelką by zwrócić ich uwagę, ale poślignął się na skitranej pod śniegiem pokrywie lodowej, wypizgnął na twarz i przedwcześnie wystrzelił ze swojego magicznego kostura. Usłyszał też niepokojący trzask i był pewien, że złamał sobie co najmniej jeden członek.
Fioletowy błysk śmignął między członkami
Drużyny owiewając ich delikatną bryzą świeżej magii, która miała woń zbliżoną do mieszanki cytrusów i achovis. Nikogo nic nie trafiło, na całe szczęście, ale radosny promyk uderzył centralnie w ruski samolot, eksplodował feerią barw i zamienił maszynę w ... sanie, a niczego nie spodziewającego się zbolka w renifera o bardzo zaskoczonym wyrazie twarzy.
Mister Saint i
Smartass od razu rozpoznali ten napędzany śniegiem i cukierkami model - SS Delight z silnikiem jednoreniferowym z roku pańskiego 1234 ze sportowym zawieszeniem i idiotycznie rozbudowanym tylnym spoilerem, który niestety podczas mocnego wiatru zachowywał się jak żagiel i znosił sanie na prawo. Wycofany z produkcji jeszcze w średniowieczu.
~"~
Nie znasz potęgi nad determinację chomika.
John już myślał, że zginie z flaczkami na wierzchu pod śmierdzącą podeszwą opresji. Przynajmniej uratował życie
Pinkyemu, odpychając go z linii deptu. Po chwili zorientował się jednak, że ludź, który próbował go właśnie wprasować w linoleum, był słaby jak barszcz. Z całej siły, próbował wcisnąć gaz do dechy, ale żelazne mięśnie chomika nie dawały za wygraną.
Zwycięstwo było jego.