Gal pędził przed siebie przekonany o tym, że jest to znakomity plan. Nie uwzględnił tylko kilku rzeczy - wciąż nie był do końca trzeźwy, pod wpływem dramatycznych zdarzeń głowa bolała go coraz bardziej, a do tego zapomniał o tym, żeby patrzeć pod nogi. Po kilkudziesięciu sekundach biegu zaczepił stopą o wystającą gałąź i przewrócił się prosto w wilgotne skupisko liści. Kończyna nie dawała o sobie zapomnieć, co wskazywało na najgorsze - skręcenie kostki.
******
Tymczasem pozostali wciąż szli w kierunku, który wskazał im instynkt, starając się - podobnie jak oddalony od nich kolega - po prostu wydostać z tego koszmarnego lasu. O niczym nie rozmawiali, zostawiali swoje myśli dla siebie, choć żadne z nich nie przewidywało szczęśliwego zakończenia historii.
Nagle coś przerwało ich pochód. Noga Krzyśka momentalnie poderwała się do góry i zawiesiła go około metra nad ziemią w tej bardzo niewygodnej pozycji. Wszyscy początkowo zdziwieni, a nawet irracjonalnie rozbawieni tą sytuacją dopiero po chwili domyślili się sensu całego zajścia. Lewa stopa chłopaka utknęła w suple grubej liny.
Ten człowiek zastawił na nich pułapki.