Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2012, 22:06   #4
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Regulator to taki smutny pan z wieeeelką giwerą. Jasne. Nie byłem smutny i nie miałem giwery, tym bardziej wielkiej (chyba, żeby potraktować sprawę metaforycznie ale to inna bajka) więc zgadzała się tylko płeć. Tak naprawdę z regulatorami było inaczej, w sumie to nawet sam nie do końca nim byłem mimo napisu na legitymacji. A jak było? No ze mną było tak, że miałem kaca. Nie jakiegoś giganta ale nawet taki lekki w połączeniu z dwoma godzinami snu nie był zbyt miłą sprawą. Zwlokłem się z łóżka by wyłączyć budzik do wtóru mało wytwornych słów ósmego cudu świata, który właśnie zawładnął całą kołdrą zawijając się w nią dokumentnie. Ja heretyk, niegodny oglądania i czczenia bogini mam zabierać dupę w troki i dać jej odpoczywać, mniej więcej taka była wymowa odwrócenia się twarzą do ściany i kontynuowania snu. Ech... Zazdrościłem operacyjnym tego, u nich "jestem zwierzęciem nocnym" działało. Ja słyszałem, że mam przestać marudzić bo nie zapłacą mi za nadgodziny. I gdzie tu sprawiedliwość?
Tak czy siak postanowiłem ambitnie znaleźć jakieś ciuchy zanim w tej zimnicy odmrożę sobie tyłek. Oczywiście ogrzewanie nie działało a piecyk elektryczny szlag trafił już dawno od aury Emily. Ciuchy były zimne i nieprzyjemne w dotyku jednak liczyłem, że szybko się zagrzeją. Powlokłem sie do kuchni i odpaliłem kuchenkę turystyczną na którą postawiłem czajnik. Szlugi i kawa... O takim śniadaniu dzisiaj marzyłem. Chociaż klin też by się przydał. Gdy woda się gotowała opłukałem twarz wodą, która jakimś cudem nie zamarzła w kranie. Powinienem wziąć prysznic ale gorącą wodę znowu szlag trafił, może w MRze będzie. Woda zagotowała się w idealnym momencie gdy kończyłem myć zęby.
Pozwoliłem sobie na pół godziny nie myślenia nad kawą i z papierosem w dłoni. O tym, że wbrew pozorom ten dzień może być dobry świadczyło, że Emily nie obudziła się żeby opieprzyć mnie za palenie w kuchni. W MOJEJ kuchni. Ten świat schodził na psy ale nie miałem z nim sił walczyć. Było trzeba wczoraj nie szlajać się po klubach i nie próbować przepić regulatorskiej pensji. Na całe szczęście nie udało mi się ale jeszcze parę takich wyjść i będę miał to jak w banku.
O siódmej wyszedłem na wygnanie. Piździło jak nie wiem więc motoru nawet nie wyciągałem z garażu, było za ślisko, polazłem w stronę stacji metra obiecując sobie po raz enty, że kupię cieplejsze ciuchy. Jakąś grubą kurtkę. Albo chociaż sweter. Z drugiej strony jak nie kupie może uda mi się złapać L4 i wymigać na parę dni od ratowania świata w sposób pośredni? To był prawdziwie mroczny plan...

***

Udało mi się załapać na prawie ciepłą wodę. Byłem w siódmym niebie. Po szybkim prysznicu z uśmiechem na ustach poszedł do mojego gabinetu witając się z paroma osobami. "Gabinet" to zdecydowanie za duże słowo ale lubię je, ma w sobie to coś. Tak naprawdę było to skrzyżowanie kadr, księgowości i biura podawczego w której oprócz mnie rezydowały trzy kobiety. Dziewica, Matka i Starucha zwane Trzema Wiedźmami. Cóż... Ja je lubiłem. Nicole nie wiem czy naprawdę nie mogła znaleźć sobie faceta ale była młoda i z taka twarzą i sylwetką było to bardzo prawdopodobne. Matka czyli Jess faktycznie miała od cholery dzieci, które z równym powodzeniem zmachały kolejne dzieci (cała rodzinka oczywiście z chęcią odwiedzała swoją mamusie/babcie/ciocie/jużsiępogubiłemwtychkoligacjach). Ostatnia z moich towarzyszek walki o lepsze jutro "Pani Wilboury" była stara, drobna i wysuszona jak wampir. Zresztą równie miła w obyciu szczególnie jak ktoś chciał jakąś zaliczkę albo kasę na sprawy operacyjne. Nie wiem kto wymyślił nawiązanie do Potrójnej Bogini ale przykleiło się do nich na stałe. Tak czy siak przyzwyczaiłem się do tego pokoju i swoich współpracownic, bez problemu wdrożyłem się w rytm wyznaczony przez przerwy na pracę między kawą, gadaniem i przeglądaniem gazet. Oczywiście jako regulator czasem byłem wołany do jakiegoś przesłuchania albo po godzinach miałem zrekrutować jakiegoś obiecującego przyszłego łowcę ale najlepiej czułem się tutaj. Może i co dzień nie ocierałem się o śmierć dzięki czemu ponoć człowiek czuje że żyje ale i bez tego czułem się żywy.
Do dziesiątej czas minął mi na pogaduszkach, przeglądaniu timesa, wypiciu drugiej kawy po której zacząłem przypominać człowieka i przełożeniu papierów z miejsca na miejsce (miałem zamiar podrzucić je Nicole). Cóż... Mój mroczny plan nie wypalił bo zostałem zawołany do pomocy przy śledztwie. Z moją codzienną robotą miał mi pomóc stażysta. Coś mi nie pasowało, zwykle to Wiedźmy się nią dzieliły (i tak większości nawet nie ruszając no bo przecież zaraz przyjdę) i spojrzałem zdziwiony na Jess. Niezależnie od tego czy mi to śmierdziało czy nie musiałem zająć się śledztwem.

Trójka fangbangerów, 18,20 i 21 lat. Dwie dziewczyny i facet, chociaż patrząc po białym makijażu, farbowanych włosach i kolczykach miałem wątpliwości do jego męskości.


Tak czy siak historia była standardowa, wręcz nudna. Sekta (a właściwie sekciunia) założona przez wampira, mroczny rytuał... Bla bla bla. Nie wiem czy pozamykali wszystkie klubu w mieście (co bym wczoraj zauważył) czy co że dzieciaki zamiast pić, bzykać i ćpać (czyli kultywować dobre, stare tradycje) próbuje zniszczyć świat. Czy oni nie rozumieli że wtedy nie będzie piwa, fajek i lasek?
Tak czy siak rozdzieliłem całą trójkę do pustych pomieszczeń. Dwa krzesła, stół i lustro weneckie. Sam w tym czasie usiadłem z Ojczulkiem prowadzącym sprawę. Z Toliverem znałem się i lubiłem, sam go rekrutowałem. Na pewno nie był człowiekiem w stylu "należy nastawić drugi policzek", wcześniej należał do nazistowskiej bojówki i świetnie nadawał się na złego glinę. Pamiętam, że na początku miał pewne problemy z skumaniem, że nie ma stać w pierwszej linii ale w końcu to zaakceptował i obecnie był jednym z lepiej zapowiadających się regulatorów.
Pół godziny zeszło nam na luźnej rozmowie przy szlugu w końcu stwierdziłem że dzieciarnia dość się nadenerwowała i zaczęliśmy zabawę.
Mimo, że telewizję trafił szlag pewne teksty ciągle były kultowe. Cała trójka rzuciła w stylu "dobra a gdzie jest ten zły glina?". Koleś miał pecha, przesłuchiwał go sam Toliver. Powinien raczej spytać gdzie jest ten dobry glina ale akurat rozmiękczałem najmłodszą dziewczynę. Po godzinie dowiedziałem się, że dostaliśmy zgodę na trzepanie najstarszej. To nie było nic przyjemnego, miała tak zasyfiony umysł że to aż bolało. Rozumiem dziwne fantazje seksualne. Rozumiem nawet wampirofile. Jestem tolerancyjny w końcu sam sypiam z łaczką co niektórzy by podpięli pod nekro i zoofilie na raz ale to co miała w myślach to była przesada. Tak czy siak zdobyłem informacje których potrzebowałem, przekazałem je Toliverowi, napisałem krótki raport i zrobiłem sobie przerwę na lunch.

***

Płatki śniegu wirujące na wietrze nie wydawały się takie straszne za okna. Gorąca czekolada w dłoni i pusty talerz po jajecznicy (pierwszym moim posiłku) sprawiały, że nawet breja zalegająca na chodnikach nie była taka brzydka. Upiłem kolejny łyk z kubka zdając sobie sprawę że gdy ujrzę dno naczynia będę musiał wracać do pracy. Umysł pracował leniwie ledwo rejestrując toczącą się nieopodal rozmowę. Lecąca z starego magnetofonu muzyka pozwalała się wyłączyć, zrelaksować... Szkoda, że nie wiedziałem wtedy, że prędko nie będę miał kolejnej okazji zaznać takiego spokoju, cieszyłbym się nim bardziej.

***

Patrzyłem po moich współpracownikach ściskając kubek z trzecią kawą w dłoniach. Kartka na moim (właściwie już nie moim) biurku nie zdziwiła mnie za bardzo. Czułem, że coś się dzieje. Widziałem to podczas lunchu w knajpie, zdając raport z przesłuchania czy chodząc korytarzami MRu.
Dwójki z obecnych nie kojarzyłem zupełnie, niewysokiej brunetki i zarośniętego również drobnego faceta. Rudą znałem a raczej znałem jej tyłek który stanowił dobry punkt zaczepienia dla wzroku a Emmę... Emmę znał każdy kto pracował dłużej w MRze. Miała imponującą liczbę rozwiązanych spraw do tego przetrwała ponad dwa lata jako pracownik operacyjny wykonując parę naprawdę ciężkich akcji. Domyślam się, że ciężkich bo były obłożone klauzulą poufności.
Słuchałem jak koordynator wkopuje mnie w pierwszą prawdziwą robotę. Nie byłem tym zachwycony. Czemu bo byłem mięsem armatnim. Ale żeby to zrozumieć należy cofnąć się do tego jak regulatorów zwykle widzą ludzie. Jest to myślenie zero, jedynkowe.
Albo jako bohaterów albo amoralnych sukinkotów takich antybohaterów. Bohaterowie to ci którzy naprawdę chcą stać na straży bezpieczeństwa i ludzi i martwych. Eliminują zarówno psychopatyczne wampiry jak i pomagają wsadzić za kratki ludzi prześladujących umarłych. Średnia życia takiego bohatera to parę spraw, jasne słyszałem o takich którzy utrzymali się dłużej ale bardzo często płacą za to wysoką cenę. Znajomi z pracy opowiadali mi o Alicji "Kopacz" Vordzie, szeptem mówili o Finchu O'Harze o którym pozostało tylko parę starych legend czy o Maksie Topperze który wylądował w ciele krasnala podczas sprawy z pojawieniem się Faerie. Są też "bohaterowie" w czynnej służbie. Żeby daleko nie szukać Emma czy Nathan Scott zwany "Cyklopem" od rany którą odniósł podczas jednej ze swoich pierwszych spraw. Tak... Pierwsze sprawy.
Drugi typ regulatorów też jest prawdziwy chociaż rzadko w rozmowach o nich przewijają się nazwiska. I ich mijałem na korytarzu, wychwytywałem strzępki ich myśli i napotykałem puste, zimne spojrzenia morderców. To na nich przeklinali koordynatorzy zamykając kolejną sprawę i próbując ukryć to co wydarzyło się naprawdę. Straty w ludziach i przypadkowych martwych. Mimo to odkładali na bok teczkę następnej rozwiązanej sprawy. W ich głosach było słychać ulgę, kolejne niebezpieczeństwo zażegnane.
W MRze jednak nie pracują tylko tacy ludzie. Moce, zdolności czy jakkolwiek nazwać ich... nasze szczególne predyspozycje budzą się w różnych ludziach. Taksówkarzach, pracownikach biurowych, uczniach, prawnikach... Osobach niekoniecznie chcących czy mogących walczyć o równowagę w Londynie po 2012. Właśnie o to chodzi, nie miałem duszy wojownika a robiłem takiego przez braki kadrowe. Jakbym wyrobił lepszą normę w zeszłym miesiącu to kto wie? Może ciągle bym siedział przy swoim biureczku udając, że pracuje?
Tak czy siak byłem tutaj i teraz. Popijając kawy słuchałem sprawy. Wyglądało ciężko ale na szczęście robota dla mnie wyglądała na bezpieczną. Przesłuchać innych regulatorów, banał. Chociaż nie każdy tak to widział. Ruda zaczęła zadawać najpierw pytania z dupy (chociaż z całkiem zgrabnej...) a potem spytała się czy może użyć siły wobec innych regulatorów. Rozwaliła mnie do tego stopnia, że odruchowo zapaliłem. Kim ona była? Wiedźmą? Egzorcystką? Nie przechodziła szkolenia? Nie zdawała egzaminów? Dała komuś dupy za zaliczenie? Chyba tak bo nawet ja pamiętałem z grubsza te wszystkie głupoty o użyciu broni palnej i środków przymusu bezpośredniego.
Po odpowiedzi na pytanie, że wszystkie odpowiedzi mam w aktach postanowiłem się nie wtrącać. Nie wyszło, ekipa chciała się rozleźć na wszystkie strony. Bomba. Nawet nie wiedzieliśmy z kim pracujemy. Nie to, żebym czuł nagłą potrzebę zaprzyjaźnienia się z każdym ale miło by było znać specjalizacje ludzi. Trochę bym się wkurzył jakby po dwóch dniach latania w celu dowiedzenia się czegoś o amulecie okazało się, że ktoś to wiedział bo używała go jego babka żeby krasnoludki nie sikały do piwa. Czy tam mleka. Po lekkiej sugestii Emma mnie poparła i zabraliśmy dupę w troki udając się do biura by rozdzielić zadania.

***

Wszedłem do środka pokoju i usiadłem na biurko gapiąc się na komputer który na nim stał. Chyba był tylko dla ozdoby bo czarny ekran działał jak lustro. Znaki różdżkarzy pokrywały szare ścianki ale ewidentnie nie działały. Stuknąłem w niego i zaczął hałasować i świecić lampkami. Wyglądał jakby miał wybuchnąć więc odłączyłem kable. Dla pewności wszystkie. Od razu poczułem się bezpieczniej gdy szum się skończył, spojrzałem na akta i moją grupę. Powinni przydzielić nam nazwę "Anonimowi Łowcy". Byliśmy tak ściśle tajni, że nic o sobie nie wiedzieliśmy. W końcu postanowiłem się odezwać.
- Dobra, akta ja bym podzielił. Na bank idzie to jakoś pogrupować. Oddzielnie raporty o żywych, ofiarach i martwych. Do tego z przeszukania miejsc zbrodni i o tym dziwnym amulecie. Ja mogę się zająć przesłuchiwaniami. A właśnie. Jestem Vincent, telepata.
Niewysoka brunetka, ta która wcześniej zapisywała się w kolejkę po akta, oderwała się od lektury jednej ze spraw.
- Może poczekaj aż przeczytamy wszystko. - Było to raczej stwierdzenie niż pytanie. - Później może zrobić się bałagan.
Nim zdążyłem odpowiedzieć gdy Emma odezwała się do rudej biorąc jej wcześniejszy wybryk za żart a potem się przedstawiła. Nie mogłem tego nie skomentować.
- Spotkanie anonimowych łowców. No, już nie anonimowych. Czytanie tego wszystkiego to z godzinka roboty, do tego uporządkowanie wszystkiego... Może Ty się zajmij tym, nasz kolega podskoczy na górę a ja pogadam z ludźmi.
- Ja? - Dziewczyna wskazała na siebie kciukiem prawej ręki, w której trzymała teczkę.
- Nie ta druga czytająca akta i optująca za zapoznaniem się ze wszystkimi przed podjęciem jakichkolwiek działań.
Brunetka ostentacyjnie rozejrzała się dookoła a potem zrobiła dziwny grymas który chyba miał udawać uśmiech.
- Jestem Vannessa Billingsley. I jestem tutaj raczej z powodu moich zdolności wiedźmy, a nie sekretarki.
No proszę... cyniczna, wredna, zarozumiała wiedźma. Bomba. Prędzej jednak zostanę abstynentem niż pozwolę jakiejś feministycznej siksie rozstawiać się po kontach. Zrobiłem zdziwioną minę a gdy się odezwałem zacząłem mówić z przesadną ulgą w głosie.
- Ale dobrze, że i je posiadasz. A tak serio to chwilę temu chciałaś przeczytać wszystkie akta, raptem gdy z... -pamięć podsunęła mi imię które widziałem na przepustce- Danielem chcemy pójść sprawdzić już tropy, które mamy zostawiając Ciebie w towarzystwie samych pań to zmieniasz zdanie? Jest już po południu, dzisiaj w nocy może zginąć następna dziewczyna. Ja bym przejrzał wszystkie możliwe tropy, czyli w moim wypadku przesłuchał ludzi a dopiero potem przejrzał akta. Jeżeli do swojego hokus pokus potrzebujesz tych informacji, to je przejrzyj.
- I nadal chcę.
I tyle. Wróciła do swojej lektury. Emma podeszła do nas i usiadła nieopodal z parującym kubkiem w dłoniach.
- To na czym stanęło? Kto co robi?
- Ja czytam. - Odparła Vannessa nie podnosząc głowy. - Panowie chyba nas opuszczają.
Nim zdążyłem powiedzieć suce parę ciepłych słów Fantomka zerwała sie z miejsca.
- Wyciągnijmy jakieś korzyści z twojego czytania.
Z ciekawością obserwowałem jak z szafek i biurek wyciąga kartki, kalkę i maszynę do pisania. Z wprawą przygotowała sie do pracy.
- Czytaj głośno istotne fragmenty a zrobimy ściągawkę dla całego zespołu. Każdy będzie miał swój egzemplarz notatek z najważniejszych informacji.
Wbiła wyczekujące spojrzenie w wiedźmę która przystąpiła do roboty. Wywróciłem oczami i odwróciłem się rzucając na odchodne:
- To ja zabieram moją brudną, męską aurę i nie przeszkadzam w operacji. Miłego.
Szybki rytm stukania w klawisze nie został zakłócony gdy Fantomka odezwała się do mnie gdy już miałem wyjść z pokoju
- Czemu od razu brudną?
Odwróciłem się z uśmiechem, zaczynał lubić Fantomkę. Miała podejście do ludzi i potrafiła ich zorganizować. Długo nie myślałem nad odpowiedzią.
- Wiesz, nie do końca kumam te zasady jej wybielania, pokuta grzechami, żal za dobre uczynki... Zawsze mi się to merdało.
- Taaa. Też mam z tym problem - Emma przerwała pisanie i zwróciła się do Wiedźmy - Poczekaj chwilę z tym czytaniem.
Przeniosła spojrzenie na mnie.
- A tak w ogóle to zdradzisz nam z kim masz zamiar iść porozmawiać?
- Samuel a potem Charles, mają największe doświadczenie operacyjne, może coś rzuciło im się w oczy.
- Z tego co słyszałam to de la Orre jest na przymusowym urlopie a Patenczko też pewnie nie siedzi w MRze, więc gdzie zamierzasz ich szukać?
- W domach.
- Nie sądzę żebyś ich tam znalazł.
- Albo znajdę albo nie. Oboje są żonaci, może żony zastanę. Zawsze też mogę przy okazji obejrzeć jedno z miejsc zbrodni chociaż wątpię bym coś wyłapał. Podpytam ich kumpli o ulubione bary i inne miejsca w których mogę znaleźć Sama i Charliego.
- Nie wiem jak to jest w przypadku Charlesa ale mogę się założyć, że Samuel w tej chwili robi dokładnie to, czego mu zabroniono czyli prowadzi śledztwo na własną rękę. A może zamiast jeździć samemu po mieście pomożesz nam przejrzeć te akta a potem pojadę razem z tobą i przy okazji obejrzymy miejsca zbrodni. Co ty na to?
Eureka. Podejrzewałem, że nasz kochający tatuś na pewno obwiązuje teraz kogoś srebrem ale wolałem już uruchamiać własne kontakty, trzepać ludziom umysł i w końcu go znaleźć niż grzebać się w papierach. Z drugiej strony podczas szukania Sama mogłem spotkać to coś co zabiło dziewczyny. A Emme nie raz widziałem z dużym srebrnym mieczem. Lubiłem osoby z dużymi srebrnymi mieczami nawet bardziej od tych z dużymi giwerami. Z mieczem było trzeba podejść do zajmowało agresywnego delikwenta a mi pozwalało uciec. Propozycja Emmy raptem nabrała na atrakcyjności.
- Bombowy dzień, najpierw fangbangerzy, teraz robota papierkowa, potem poszukiwania nabuzowanego goryla a na wieczór pewnie wampiry... Podskoczę tylko po swoje rzeczy i wezmę jedną z teczek.
- Cudownie - Emma uśmiechnęła się promiennie a potem odezwała sie do naszej drużynowej lektorki - Kontynuujemy?
- Jasne.
Odpowiedź Wiedźmy było ostatnim co usłyszałem zanim zamknąłem za sobą drzwi.

***

Zanim poszedłem do swego starego gabinecie wyszedłem z MRu i kupiłem w pobliskim sklepie ciastka dopiero wtedy pokazałem się Wiedźmom. Rzeczy nie miałem dużo ale nie śpieszyło mi się do papierkowej roboty. Poczęstowałem ciastkami, wypiłem szybko kawę (moje serce niedługo pewnie zaprotestuje na amen i jakiś biedny regulator będzie miał przeze mnie robotę) i pogadałem chwilkę nim wziąłem się do rzeczy. W naszym pokoju był sejf, który należał do mnie. Wymóg bezpieczeństwa, czasem pracowałem na niejawnych dokumentach do tego miałem służbową broń. Otworzyłem go i wyjąłem papiery nie obłożone klauzulą i dorzuciłem je nowemu. Przekazanie reszty było bardziej skomplikowane i zostawiłem to na później. Przyszła kolej na broń. Normalnie jej nie używałem, podczas rekrutacji nosiłem tylko taser ale i tak ani razu go nie użyłem, jak było niebezpiecznie reagował mój partner wybierany z operacyjnych. Co do pistoletu to strzelałem tylko na strzelnicy a broni służbowej dotykałem tylko podczas czyszczenia. Zważyłem pistolet w ręku drugą dłonią nerwowo dotykając łańcuszka na szyi. Dotyk amuletu w postaci krzyża celtyckiego pomógł mi się przemóc, załadowałem do pistoletu magazynek z srebrnymi nabojami pozostałe dwa wrzucając do kieszeni. Taser polazł do wewnętrznej kurki a baterie do spodni. Gdy zapinałem kaburę z klamką czułem się jak nie ja. Co raz mniej mi się ten dzień podobał.
Wychodząc zgarnąłem jeszcze moją popielniczkę, prezent od Boba i pożegnałem się z Wiedźmami.



***

Bez słowa wszedłem do pokoju i usiadłem na wolnym miejscu wieszając kurtkę na krześle. Pech chciał, że musiał mi z niej wypaść magazynek. Maskując złość schowałem go z powrotem i wziąłem jedną z wolną teczek. Zacząłem robić ręczne notatki wychwytując najważniejsze rzeczy i od razu je powielając za pomocą kalki.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline