Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2012, 10:01   #5
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Młoda kobieta o długich, brązowych włosach poprawiła kołnierz swojego skórzanego płaszcza. Ciężkim, czarnym butem przejechała po kałuży rozchlapując wodę dookoła. Gdy brudna ciecz powróciła na swoje miejsce powtórzyła swój ruch. Z wielkim zainteresowaniem przyglądała się efektowi swojego działania do póki drzwi do jednego z domów nie otworzyły się. Wyszła z nich młoda kobieta.
Vannessa dłuższą chwilę obserwowała czułe pożegnanie pary.
~Ukochana żona.~ Wściekle kopnęła w kałuże przypominając sobie złote litery na nagrobki matki. ~Ta, akurat, ukochana.~ Odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie.
Mijała kolejne zabudowania szeregowych domków. Kiedyś miały one kolor żółtopomarańczowy, ale teraz większość cegieł elewacji budynków była przybrudzona i tylko starzy mieszkańcy tej dzielnicy pamiętali ich prawdziwy odcień.
Młoda kobieta biegła chodnikiem chcąc jak najszybciej oddalić się od tego miejsca. Niezapięty płaszcz powiewał za nią niczym ogon. Po kilkuset metrach musiała się zatrzymać. Zdyszana pochyliła się nieco do przodu i oparłszy ręce o kolana usiłowała złapać dech. Trochę to trwało nim piekący ból w klatce piersiowej ustała, a ona mogła normalnie oddychać.
Spojrzała na nogawki swoich dżnisów. Były do połowy zmoczone i ubrudzone błotem. Na postrzępione końcówki już dawno przestała zwracać uwagę. Wzięła jeszcze kilka głębszych oddechów, wyprostowała się i spokojnym krokiem ruszyła do domu, który znajdował się kilka przecznic dalej.

- Gdzie byłaś?? - Przywitał ją męski głos, gdy tylko zamknęła za sobą drzwi mieszkania.
- Pobiegać. - Odpowiedziała wieszając swój płaszcz. - Ćwiczę do biegu maratońskiego.
- Yhyyy... - Wysoki mężczyzna stanął w drzwiach pokoju i obserwował jak Vannessa się rozbiera. Zdejmuje ubłocone glany i stawia na podłodze. Jak w swoich kolorowych skarpetkach idzie do kuchni. Poszedł za nią.
Przyglądał jak wspina się na palce by sięgnąć po kubki z szafki. Była raczej niskiego wzrostu, więc miała problemy z sięgnięciem do najwyższych półek, gdzie akurat stały kubki. W końcu dała za wygraną i przysunęła sobie taboret. Wspięła się na niego i wzięła sobie to co chciała. Biały kubek z wyblakłym rysunkiem ni to krowy ni hipopotama. Wsypała garść suszonych ziół i zalała wrzątkiem. A Kris stał oparty o framugę drzwi z założonymi rękoma i przyglądał się jej zmaganiom.
Zajęta przygotowywaniem sobie kanapek zerkała od czasu do czasu w stronę drzwi. Mężczyzna nigdzie się nie ruszył.
- I...?? - Przerwał w końcu panującą ciszę.
- Co i?? - Nóż, którym smarowała chleb zawisł w powietrzu, a ona sama przeniosła wzrok na prawie dwumetrowym mężczyźnie stojącym w drzwiach.
- Czy rozmawiałaś z ojcem?? - Wyprostował się nagle.
- Nie. - Odparła cicho wracając do poprzedniej czynności.
Nic nie odpowiedział. Uderzył tylko pięścią w framugę drzwi i wyszedł. Vannessa aż się wzdrygnęła. Nie przerwała jednak przygotowywania posiłku. A gdy skończyła Kris ponownie stał w drzwiach.
- Chyba wiesz jakie to dla mnie ważne?? - Zapytał.
- Wiem.
- I wiesz, że zawsze mogę to zrobić sam??
Wiedziała. Wiedziała, że mógłby rozerwać faceta na strzępy.
- I jak myślisz, co zrobiliby mi twoi koledzy z pracy??
Wiedziałby co zrobiłoby MR. Wszak za zabicie żywego była tylko jedna kara.
- No właśnie. Więc przestań wreszcie uciekać.
- Ja nie uciekam.
- Doprawdy??
Kris jednak miał rację. Uciekała. Cztery lata temu uciekła z Londynu przed drobnomieszczańską moralnością. Wróciła tu, bo też przed tym uciekała. Tylko jakoś nie mogła się sama przed sobą przyznać.
- Jesteś dorosła. Twój ojciec też. - Ciągnął dalej. - Ja rozumiem, że ciężko ci widzieć inną kobietę u jego boku, ale ludzie to zwierzęta stadne. Samotność nikomu nie służy.
Nic nie odpowiedział tylko zajęła się śniadaniem.
Później przebrała się w czyste spodnie. Zapięła bluzę dresową. Ubrała buty, płaszcz i wyszła do pracy.

W Ministerstwie Regulacji pracowała od niedawna. Kiedy wróciła do Londynu wcale nie miała zamiaru podejmować pracy dla MR. Ale do życia potrzebne są pieniądze, a te mają to do siebie, ze szybko się kończą, jeżeli ich zapasy nie są regularnie uzupełniane.
Wprawdzie Kris przynosił regularnie wypłaty, ale ostatnio większość tych pieniędzy szło na jego potrzeby, a jej oszczędności szybko topniały. Dlatego Vannessa Billingsley zmuszona była wrócić do dawnej profesji. Może nie tak do końca do dawnej, gdyż w Londynie przydzielono ją do pracy w destylarni. Na tym też się znała. Dlatego zbytnio jej nie przeszkadzało, że nie wysyłali jej w teren. Tu przynajmniej mogła się jeszcze dokształcić przy Willu. Dlatego pojawienie się gońca z informacją o tym, że wzywają ją na odprawę potraktowała z początku jako żart. Ale żartem to nie było.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline