Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2012, 22:29   #95
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Elfy kochają drzewa (stąd pogardliwy przydomek “drzewoluby”) i lasy i całą tą naturę.
Krasnolud kochają kopać, kopalnię i złoto w sztabach.
A gnomy... gnomy kochają wszystko co wiąże się z wybuchami i technologią... zwłaszcza tą wybuchową.
A choć Jean Battiste był na bakier z tradycją swojej rasy, to nie mógł oszukać swej natury.
I gdy inni panikowali on ostrożnie wziął ów niebezpieczny przedmiot i trzymał równie czule co dłoń kochanki. I o wiele bardziej ostrożnie. Smoczy ogień mógł być fascynujący, ale przy tym był groźny i mały agent ich królewskich mości wiedział to lepiej niż inni.
-Ale z was... strachajły.- rzekł butnie gnom nieco piskliwym głosikiem, co psuło nieco ów efekt. Drżącymi dłońmi chował smoczy ogień do plecaka zabezpieczając go.- Wiedzcie bowiem, że ród Le Courbeu od lat zajmuje się materiałami wybuchowymi, a ja jestem jego członkiem.
A uściślając zajmował tylko fajerwerkami, ale gnom jakoś pominął ten fakt. Także i Sargas nie wierzył w talenta Jeana, skoro dał szybkiego drapaka na zewnątrz pomiędzy nogami Haggarda.
Jacoppo uśmiechnął się krzywo.-Tak, tak, tak. Cudownie. Miło ze masz taką rodzinkę. A teraz naprawdę stąd znikaj zanim pizdnie i szlag trafi pół chałupy...
-To znikam, jakby była jeszcze jakaś okazja do zrobienia brzydkiego figla złym ludziom to daj znać.- rzekł gnom uśmiechając się nieco ironicznie i pakując resztę sprawunków do swego plecaczka.
-Damy znać kiedy taka okazja nastąpi. Ale proszę, nie bierz ze sobą tych smoczych skurwysyństw.- złodziej wzdrygnął się wyraźnie.- Dobra bombka odłamkowa to jedno, ale dysza ze smoczym pierdem to zupełnie co innego.

Sargas czekał już bezpiecznie, pod płotem rezydencji.

-Dobra to gdzie teraz?- zastanowił się gnom, pocierając brodę.-Aaaa tak, jak się nazywał ten uczony idiota-patriota?
Sargas miauknął coś w odpowiedzi, ale Jean nie mógł zrozumieć jego kociej mowy.
W końcu przypomniał sobie.- Patric Neloques! Tam się udamy, do tego starucha.
Kot potwierdził mruknięciem jego słowa, acz nadal trzymał się z dala od gnoma.
-Oj nie wygłupiaj się i ty. Przecież wiesz, że potrafię posługiwać się prochem.- parsknął gniewnie gnom. Sargas zaś tylko miauknął coś w odpowiedzi. A Jean uznał, że dobrze iż kot nie potrafi mówić... jeszcze.

Tak czy siak czekała Jeana wycieczka do ulubionego Leonarda. Karczmy w której spotykał się zwykle z półelfem. Sławnych “Trzech zielonych żabek”.
Po drodze garderoba Jeana wzbogaciła się o solidny bandolet, tak użyteczny przy noszeniu dużej ilości eliksirów i podobnie groźnej zawartości.
Rymarz który zrobił ów skórzany pas, był szczególnie dumny z wyrobu i ozdobił go wypalanymi w skórze zdobieniami. Chciał również skusić Jeana na zakup wysokiej jakości siodła na kuca. Niemniej Le Courbeu nie przepadał za końmi, ani też nie umiał na żadnym jeździć.
Ostatecznie jednak dotarł do karczmy, gdzie zastał Leonarda przy barze flirtującego z dwoma młódkami, chichoczącymi jak para idiotek. Na szczęście miały pewnie inne zalety rekompensującego niezbyt bystre rozumki. Gnom wędrując po nich spojrzeniem, mógł zgadnąć nawet jakież to zalety.

Jean Battiste tylko westchnął na ten widok i wzruszywszy ramionami dodał.- Niektórzy to są w czepku chędożeni...-
Kot przekrzywił na bok łepek z dezaprobatą przyjmując słowa gnoma. A ten podrapawszy się za uchem dodał.- aaa tak...urodzeni. Właśnie.
Niemniej ciekawiło gnoma, co by powiedział jego wysokość na wieść, że mistrz szpiegów zabawia się z panienkami zamiast... no.. szpiegować.
Po tej krótkiej chwili zamyślenia Le Courbeu.
-Może jednak panie zechcą nas na moment opuścić, tylko na kilka zdań porwę Leonarda.-skłaniając się szarmancko i zamiatając podłogę kapeluszem Jean rzekł do kobiet.
Dziewczęta spojrzały na gnoma i zachichotały nerwowo w mieszaninie zawstydzenia i nerwowości. Półelf zaś westchnął, skłonił im się i ruszył wraz z Jeanem na zaplecze. Tam zamknął drzwi i pomasował palcami nasadę nosa.
-Oby to było warte tych dwóch ślicznotek. One wszystko robią razem. Wszystko.- dodał znacząco i spojrzał ze zniecierpliwieniem na gnoma.


Jean mu się nie dziwił... sama taka sugestia pobudzała bujną... wyobraźnię Kota w Butach.
-Nie zamierzam cię na długo odrywać od zabawy. Dostawcy dla magicznego idioty-patrioty mieli w swym magazynku kilka ciekawych rzeczy. Adamant w stanie surowym, mithril, smoczy oddech, Madawę... część z tych rzeczy pewnie była powiązana z naszym projektantem broni.
-Hmmm... Sprawdziłem go i wyjaśniłem sytuację. Jest teraz po naszej stronie.-
półelf uśmiechnął się lekko.- Dziękujmy losowi za oddanych patriotów i przeklinajmy go że w większości to łatwowierni głupcy. Chcesz się z nim zobaczyć, jak mniemam?
-Może objaśni co z tych przedmiotów można zrobić.
- potwierdził gnom skinięciem głowy. Po czym, dodał z zawadiackim uśmiechem.- Acz... smoczy ogień zachowam dla siebie. Niebezpieczna zabawka to, ale umiem się z nią obchodzić.-
-Mam nadzieję. Już widzę jak heroldowie ogłaszają "Szalony gnom dokonał samozapłonu w Domu Negocjowalnego Afektu". A co do Patrica, znajdziesz go w naszej głównej placówce na Ulicy Wysokich Lordów.

Jednym słowem w, małym kamiennym pałacu równie urokliwym co praktycznym. Ale na Ulicy Wysokich Lordów co druga posesja tak wyglądała.


Była to bowiem jedna z najbardziej urokliwych ulic w najważniejszej i najbogatszej części miasta. Tu mieściły się rezydencje wielu ważnych kupców i szlachciców łączących bogactwo i dobry gust w harmonijną całość. Rodów tak starych i szlachetnych, że nie musieli się afiszować ze swym znaczeniem za pomocą krzykliwej zabudowyi równie krzykliwych przyjęć.
No i była tu rodzina Le Courbeu.
Co prawda nie na samej ulicy Wysokich Lordów, ale dość blisko, by gnom mógł bez problemu trafić do celu swej wędrówki. Niemniej, gdy Jean przemierzał uliczki dzielnicy, kot zabiegał mu drogę i miauczał znacząco.
-Nie, nie, nie... odczep się.- burknął w końcu poirytowany Jean, po czym krzyknął głośniej.- Nie mam teraz czasu ni ochoty odwiedzać rodziny. Robota poczeka, poza tym obaj wiemy, co będzie dalej. Jean, zajmij się porządną robotą, Jean powinieneś się ustatkować, Jean bierz przykład z brata...- Battiste zakrył twarz dłonią.- Naprawdę, naprawdę nie jestem w nastroju, zrozumiałeś?
Sargas prychnięciem stwierdził, że się nie zgadza z Jeanem. Ale to i tak nie miało znaczenia. Kot w Butach podjął już decyzję i skierował się do kryjówki organizacji, zastukał i podał hasło agentowi robiącemu za odźwiernego.- Zuzanna tyje tylko jesienią.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 24-12-2012 o 22:52.
abishai jest offline