Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2012, 11:37   #47
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Piwnice

Alysa

Lina pod Kamykowym ciężarem trzeszczała niepokojąco. Alysa dreptała w miejscu zaciskając wargi. Nie pomyślała o tym zupełnie. Z wielkim jak góra Enganem powinna przebijać się przez zamurowane drzwi i nieużywane korytarze zamiast namawiać mężczyznę na wspinaczkę. Dopiero gdy olbrzym wylądował odetchnęła, ze zdziwieniem zauważając, że wstrzymywała oddech. Głupio naraziła cudze zdrowie.
Czuła potrzebę żeby kimś porozmawiać. Wypluć z siebie chociaż część wątpliwości. Zjeżdżając po linie powtarzała w myśli wyliczankę, nazwy figurek ze snu; Orzeł. Wydra. Szczenię. Pajęczyca. Mysz. Jednooki basior. Kruk. Kwiat. Czardrzewo. Rosomak. I nieznany Zdrajca. Dornijka wylądowała na dole bez trudu, bez szybszego oddechu prawie. Ale nie od razu umiała przerwać milczenie. Nie odzywała się, gdy Engan z krzywą miną przyglądał się słupowi, i gdy zwalił bronę z jego szczytu i ze świstem wciągnął do płuc powietrze.
Sama przez moment pogrzebała w stercie żelastwa. Bez zapału, przerdzewiały metal nawet przez rękawiczki drażnił skórę. Wyciągnęła kilka grotów włóczni. Wykonane z brązu, ciężkie, ale dobrze wyważone, z podłużnymi nacięciami, lekko tylko ośniedziałe. Idealne do zatrutej broni. Schowała znaleziska. Potem podeszła do czaszek.
Wybrała największą. Przebiegła dłońmi po pożółkłej kości, jakby dotyk pomagał jej wyciągać wnioski. Choć olbrzymia i z rogiem na środku czoła najbardziej przypominała końską. Wyobraziła ją sobie w komnacie ojca, dumnie zawieszoną na ścianie, nad paleniskiem, niczym trofeum łowieckie władców z czasów legend. Może spodoba się i Moraud jak już Skagoosi zajmą Czarny Zamek... Ta myśl sprawiła, że odwróciła się zbyt gwałtownie. Kamyk nachylał się już nad wybranym przez nią czerepem. Prawie zderzyli się głowami.
- Engan… -zaczęła, przygryzła wargę, zamilkła. Po chwili zaczęła od nowa – Engan … rozumiesz coś z tego, co tu się dzieje?

Kamyk

Gruzy, kiła i mogiła. Jeśli Czarny Zamek z którejś strony wyglądał jak twierdza dawno temu zdobyta, złupiona i opuszczona to właśnie z tej. Alysa wyprowadziła go z podwórca prosto do zrujnowanej części zamczyska, której ostatni bastion mieścił się w suszarni ziół maestra Aemona. Bracia chadzali tam najczęściej gdy chcieli ubić jakiś nie do końca zgodny z regulaminem interes, gdy szło pociurlać, a już zupełnie nie było gdzie, lub gdy głównego kamieniarza naszło na realizowanie zaczerpniętej z księgi maestra idei wykorzystywania surowców wtórnych. Przez chwilę tylko zastanawiał się, którą z tych trzech opcji wybrała Alysa, póki nie stwierdził, że Alysa jako nie-brat wiedzie go tam w całkiem nieprawdopodobnym celu.

Nie zawiódł się. Czaszka. Wielka, paskudna czacha, czegoś, co mogło być niekochaną przez absolutnie żadnego z bogów krową. Alysa chciała, żeby ją stąd wynieść i zabrać do komnat starego jako podarunek od córki dla ojca. Zarządca zapewne uśmiechnąłby się do tego pomysłu. Sam wszak matce swojej słał tę odrobinę grosza, która mu tu zbywała. Ba. Kilka ostatnich razy nawet listy napisał. Koślawe, bo koślawe, ale zawsze. Matka czytać, co prawda się nie naumiała, ale na pewno znała takich, co jej przeczytają. I odpiszą. No naprawdę wzruszyłby się, gdy usłyszał co Alysa chce zrobić z czerepem. Wzruszyłby się gdyby nie to, że oczy mu się już same zamykały, dupa nadal piekła, a do tego ten paskudny loch nie napawał go jakąś taką niepewnością. Bo nieswój się czuł już, gdy zjeżdżał liną w pogrążone w mroku piwnice, których dna nie było widać, a o którego istnieniu tylko ta dornijka go zapewniała. Engan nie był, co prawda człekiem, ani przesądnym, ani bojaźliwym, ale zatęchłe pogrążone w mroku ciasne nory sprawiały, że z całą siłą swoich ramion czuł się słaby i malutki niczym jakiś niepozorny karzełek. Przy babie jednak dzielnie przemógł swoje opory i maskując niepokój zmęczeniem dotarł tam gdzie chciała. Na miejscu zaś szczęśliwie nie trzeba było włazić w żadne korytarze.

Dawno zapomniana i pogrzebana przez jakiegoś budowniczego piwnica była niczym więcej jak rupieciarnią. Na przykład te stare włócznie, co to już w oczach się gięły i łupały. Uśmiechnął się z politowaniem, gdy Alysa zabrała ze sobą kilka grotów. Na górze w kuźni dostałaby tuzin lepszych. No ale to by było za proste. Po co w lesie zbierać drwa i polować skoro można zbierać robaki?

Przez dobrych kilka chwil to obserwował nieufnie zatęchłe pomieszczenie rozświetlając zakamarki ogniem pochodni, to spoglądał na Alysę, która dokonywała wstępnej selekcji szpargałów rozdzielając te nikomu niepotrzebne od tych nikomu nieprzydatnych. A że trochę to trwało to i sam ziewając zaczął oglądać owoc zbiorów jakiegoś pradawnego kwatermistrza Czarnego Zamku. Urny z piaskiem, piasek z urnami, regały z jakimiś naczyniami, jakieś flaszki w koszyczkach... flaszki? Zatrzymał wzrok na półce, po czy trochę od niechcenia sięgnął po jedną z butelek.
No tak.
Pusta.
Druga, trzecia, czwa... ooo... Coś wesoło zachlupotało we wnętrzu. Flaszka nieopisana i nieoznaczona. Dobrze zapieczętowana. Engan poczuł jak w jego sercu budzi się zalążek poszukiwacza skarbów. Chciał pokazać flaszkę Alysię, ale już myszkowała w zbiorze kościstych trofeów. Schował więc znalezisko do plecaka i podszedł do dziewczyny z nadzieją, że może pomoże jej coś wybrać. Tuż obok stosu czerepów coś jednak przykuło jego uwagę.

Orzeł.

Engan, orzeł z morza, co górę przeniósł.

Alysa przebierała, a on przez dobrą chwilę gapił się na przytaszczony tu niewiadomo skąd i kiedy kamienny cokół leżący na ziemi i cierpliwie czekający na wolno nadchodzącą erozję wietrzną. Na tyle wolno, że żłobienia na cokole były nadal wyraźne. Nie sposób było będąc teraz Enganem w tej kokoszce z pękniętym jajem w pazurach nie dojrzeć skagoskiego bohatera z dawnych czasów. Krew mu uderzyła do skroni, tak, że aż ciepło poczuł w tej przesiąkniętej chłodem piwnicy. Odwalił przykrywającą cokół bronę i... znów się gapił. Póki go nie podkusiło odwrócić się do Alysy i zapytać z ciekawości, co ona tu widzi. Dziewczynę najwyraźniej tknęło coś w tym samym momencie.

- Engan… -zaczęła, przygryzła wargę, zamilkła. Po chwili zaczęła od nowa – Engan … rozumiesz coś z tego, co tu się dzieje?

Piwnice, Alysa i Kamyk

- Tu? - zapytał spojrzawszy na leżącą kolumnę jakby chodziło o interpretację widniejącego na niej rysunku. Pytanie jednak było jak szybko ocenił swoiście nietypowe. Jak wszystkie pytania Qorgylów. Zmusiło do myślenia. Oderwania od nadmorskiego jaru - Aaa... że w ogóle... Chyba jestem jednak złą osobą do zadawania takich pytań, Alyso. Znaczy pierdolnik jest już odkąd mamy sojusz. Ale teraz... - zawahał się - A właściwie i tak się dowiesz lada chwila. Ktoś zabił córkę Endehara. Wszystko niby wskazuje, że to jeden z naszych braci. Spojrzał na leżącą na ziemi kolumnę i ten charakterystyczny owalny otwór u jej szczytu. I raz jeszcze na wizerunek orła-kokoszki. Skrzywił się. - Wie już o tym Lord Dowódca. Wiedzą też Skagosi. Pewnie dlatego zleźli się tu. Się okaże, czy wojna nas czeka. Z wrogiem u bram. Choć może i taka lepsza skoro tak się popieprzyło, że nawet Lady Alysa Qorgyle pyta się mnie, co tu się dzieje. - Zaśmiał się bez przekonania nie spuszczając wzroku z owalnego otworu.
Nie odpowiedziała. Odwróciła się tylko z powrotem do czerepów.
Skrzywił się jakby oddał właśnie wyjątkowo niecelny rzut, a potem westchnął.
- Wybacz Alyso - rzekł - Prawie konie zajeździłem, żeby tu dotrzeć i przekazać te pilne wieści Twojemu ojcu. A on nie ma czasu, bo gości skagoskie poselstwo od Moruad. I do tego jeszcze... - wskazał ręką ten filar, ale zamiast powiedzieć coś więcej tylko machnął nią od niechcenia - Naprawdę nie wiem, co się dzieje, ale nie jest to nic dobrego i winnymi temu są Skagosi.
- Ale dlaczego myślisz że to nie nasi? Jest w Straży sporo osób zdolnych zabić kobietę i sporo głupców nierozumiejących konsekwencji swoich czynów.
- No taaaak - powiedział odwracając się już od felernej kolumny - Ale z nimi tu mamy
czynienia. A z knującym skagostwem, które zamiast słać na nas wojów, przysyła świętych ludzi, dopiero pierwszy raz.
Kiwnęła głową na znak, że takie wytłumaczenie choć proste ma pewien sens. Albo z grzeczności. Nim jednak odpowiedziała ciągnął dalej.
- Wiesz Alysa... widziałem to miejsce gdzie zabito tę dziewczynę - Znów obejrzał się na cokół. Teraz mówił już powoli - Skalisty nadmorski jar. Ciemno już. Bo za Murem w ogóle częściej ciemno niż jasno. Ciało przywiązane do... takiego cokołu jak ten tutaj. Cholernie podobnego. Wybebeszone i poćwiartowane. Młodzik, który to niby zrobił nie wyglądał mi na takiego coby kurze łeb ukręcił... I wiesz co jeszcze? I żadnej łódki. One podpływają tam do Wschodniej i tej samej nocy wracają. Zawsze łódką. Ktoś nie kocha nocnej braci. A najczęściej bywają to Skagosi.
Zamyśliła się. Po chwili oddała Enganowi swoją pochodnię i po raz pierwszy zaczęła uważnie oglądać obelisk. Stare pismo piktograficzne, kolejna opowieść, której sensu nie była w stanie pojąć.
- Maester powinien to zobaczyć. – przyznała - Choć trudno wyobrazić sobie Aemona zjeżdżającego na linie - Engan parsknął, a ona uśmiechnęła się lekko do tej myśli, zaraz jednak spoważniała – Poćwiartowana i przywiązana do słupa? … jakby ją złożono w ofierze? Skagosi składają swoim bogom krwawe ofiary? Coś słyszałam o jakimś morskim potworze. To znaczy… po prostu się na głos zastanawiam… Sądzisz, że ktoś mógłby zabić dziewczynę tylko po to, żeby zaszkodzić Straży?
- Straży? - odparł przymierzając się do wybranej przez dornijkę czaszki- A bo my jedyni na wojnie stracimy?
- A powiedzmy mi jeszcze… - przez moment coś jakby zawstydzenie zadźwięczało w głosie Alysy, ale wrażenie szybko minęło i zaraz przybrała zwykły, pewny siebie, choć uprzejmy, qorqylowski ton - Gdyby ktoś chciał cię nazwać jakoś inaczej. Nie Kamykiem, nie Enganem, nie wroną. Jak mnie Pajęczycą. Jak by cię nazwał? Orzeł, Wydra, Rosomak? Pasuje coś do ciebie?
Prawie upuścił czaszkę. Szczęśliwie złapał w ostatniej chwili za potężny róg, jaki wystawał z kości nosowej stworzenia. Porowaty i pokruszony ze starości, ale nadal twardy, że hej. Odetchnąwszy spojrzał na nią z wyrzutem.
- Ty też? Ja nie wiem... co wy wszyscy z tymi zwierzakami? Czy ja mam jakiś zakrzywiony nos, czy co? To rzekłszy objął oburącz czaszkę i podrzucił sobie w rękach dla lepszego chwytu, a następnie rozejrzał się za liną, żeby obwiązać pakunek. Czy to jednak pod nieubłaganym spojrzeniem Alysy, czy pod wpływem jakichś szukających ujścia z Engana emocji, zarządca pokręcił w końcu głową. - Kiedyś jedna taka skagijka nazwała mnie orłem z morza. Że to niby ichni bohater był. I jakoś od niedawna mnie te orły prześladują. Gdzie się kurwa nie obejrzę to je widzę. Ale jak na to teraz patrzę po wysłuchaniu rewelacji Mance’a i Morta z tego, co się działo na zamku jak mnie nie było to chyba nic dziwnego. Ot, Kudły Kurwy. Ponoć nawet Septa z siodła zleciał.... Dobra wróżba na wojnę.
- No. – Alysa poczuła satysfakcję jakby rozwiązała przynajmniej pół zagadki – Jest nieźle. Ty jesteś orłem, Septa jednookim wilkiem, zostało mi raptem siedem figurek. Orzeł z Morza? –uśmiechnęła się – Ładnie. Dumnie.
Odwróciła się do mężczyzny tak, żeby spojrzeć mu prosto w oczy.
- Dużo przeklinasz Engan. W towarzystwie damy. Pilnuj się.
Westchnął wpierw zaskoczony i jakby przyłapany na gorącym uczynku, ale potem odwzajemnił uśmiech.
- To dziś tak tylko. Od jutra będę uważał. Słowo Starka. Tylko niech się wyśpię jak człowiek w końcu. A mogę spytać, czemu starasz się dopasować osoby do jakichś figurek?
- Kiedyś ci powiem. Obiecuję. A teraz wynieśmy tę czaszkę. Czas żeby ktoś nam powiedział, co to jest.
A właściwie 5 figurek – uwaga Alysy padła dopiero po dłuższej chwili - Kruk to jeden ze zwiadowców prawda? Taki chudy? Roddard? I towarzyszy mu zawsze dzieciak ze szczurem. Szczenię.
Tym razem uśmiechnął się już zupełnie szczerze i serdecznie. Ni w ząb nie rozumiał, o czym dziewczyna mówiła, ale jej zapał, determinacja i nawet radość z łatwością mu się udzieliły. No i manipulowanie tą czaszką przy linie, po której zeszli na dół wcale nie było łatwe.
- Co na bogów może mieć taki czerep? - stęknął Engan unosząc imponującej wielkości kościec.
- Bez wątpienia snark - odparła poważnie Alysa - Albo grumkin.

Septa pewnie by sobie ucho dał uciąć, żeby zobaczyć minę Engana, gdy ten dowiedział się, że do góry trzeba wywindować jeszcze te dwa niszczycielskie zwierciadła.

Ulmer

Był stary i bardzo brzydki. I chyba był kimś, kto kochał ją zupełnie bez powodu.
-Oczywiście, że pojadę. Przecież ja lubię kłopoty. – Jej głos brzmiał miękko jakby mówiła do dziecka. Nawet rysy twarzy Alysy złagodniały a podbródek stracił qorgylowska zaciętość. Stary zwiadowca kilkoma zdaniami pokonał wszystkie jej wątpliwości.
Zbliżyła się do mężczyzny na zasięg oddechu i wyciągnęła do niego rękę. Ulmer odwzajemnił gest, choć i tak widocznie zadrżał, w chwili, gdy dłoń Alysy przykryła jego.
- Dziękuję –powiedziała.
Skinął głową.
- Dbaj o ojca.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 21-12-2012 o 13:08. Powód: literówki
Hellian jest offline