Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2012, 13:12   #15
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Halvard z Eranatianem z ulgą przekroczyli gościnne progi Psalterium. Tropiciel z ulgą zrzucił plecak, właścicielce wręczył kosz z kwiatami i z uśmiechem na gębie, wraz z niziołem zasiadł za stołem. Napitku i jadła nie potrzebowali - i tak szli obżarci niemalże po przesytu.

- Trochę sobie podreptaliśmy - zaczął Halvard gdy pani Agatha przysiadła się do nich. Przez chwilę zastanawiał się na jakich zasadach Psalterium w ogóle funkcjonuje, ale rychło dał sobie z tym spokój. Nie jego było to zmartwienie.
- Zaczęliśmy od świątyni Mystry w “dzielnicy przybyszów” - Hroebertsson nawet nie marzył o tym by językiem posługiwać się tak gładko jak skaldowie, ale rychło wpadł w równy rytm opowiadania jaki praktykowany był na Północy, w tym i w Wielkim Lesie...

Opowiedział wszystko, ze szczegółami, również to że akolita mu nie uwierzył i że jedynie to iż sam Halvard był kapłanem przekonało półelfa by nie szedł do Obrońców. Nie podobało się to tropicielowi, tym bardziej że kapłanem był jeno początkującym, ale gdyby zaszła konieczność szukania przez Harfiarzy lub jego samego pomocy w drugiej świątyni, wszelkie przemilczenia czy nieścisłości mogłyby okazać się tragiczne w skutkach dla ich wiarygodności. Powiedział co udało mu się osiągnąć - do kapłana w “dzielnicy wież” miał ruszyć goniec z listem ostrzegającym przed niebezpieczeństwem. Choć tyle dobrego … rzucił co prawda pomysł by Harfiarze spróbowali szczęścia w drugiej świątyni, by tam usiłowali przekonać akolitów do wprowadzenia ich do “dzielnicy wież” i pomocy w wydostaniu kapłana, ale nie wierzył by powiodło im się lepiej niż jemu. Tym niemniej, to ostrzeżenie mogło uratować życie sługi Mystry, więc nie zwlekał z poddaniem pomysłu.

Również o opuszczonej kaplicy opowiedział ze wszelkimi szczegółami.
- Pokpiliśmy sprawę - przyznał - to znaczy ja pokpiłem, nie sądziłem że tak łatwo, ci miłośnicy kapturów w lecie, nas wypatrzą.
Nie rozwodził się jednak zbyt długo nad tym, bo i skłonny do umartwień i samooskarżeń nie był - stało się, najlepszemu mogło się przytrafić. Za to skupił się na opisie zabezpieczeń i samych znalezisk w kaplicy.
- Eranatianie, pokaż no szkic - rzucił gdy doszedł do symbolu wyrysowanego na ścianie. I raz jeszcze porównał tenże szkic z pamięcią, skorygował wygląd znaków w okręgach tam gdzie atrament się rozmazał. Wszystko to co zaklęciami wieszczenia wykrył przekazał pani Agathcie, łącznie z domysłami że symbol był na razie zwyczajnie nieaktywny, że oczekiwał … na co? Nie wiedział.
- Może Quaanti coś więcej na ten temat powie - podsunął, zapewne niepotrzebnie, bowiem pani Agatha na pewno miała lepsze wyobrażenie o zdolnościach jej współpracowników.
Nie poprzestał na słowach i szkicach, również zawiniątko z plecaka wyciągnął, ze smutnymi szczątkami ofiar: rozgryzionymi, poznaczonymi śladami zębów kośćmi, oderwanym ludzkim paznokciem a na dokładkę dłonią oznaczoną tatuażem.
- Pewnie ty, pani, będziesz wiedziała czyj to znak... Spójrz proszę tu, na przegub - grubym palcem wskazał konkretne ślady konkretnych zębisk - dłoń odgryziona została...

W do tej pory skupionych na twarzy łowcy oczach Agathy pojawiła się niepokojąca iskra. Przyłożyła drobną dłoń, zakończoną zadbanymi paznokciami do podbródka przyglądając się szkicowi. Jedynie jej lekkie kiwanie głową dawało do zrozumienia, że dalej słucha kolejnych slów Halvarda. Kiedy wyjął zaś szczątki, podskoczyła raptownie na krześle przesłaniając dłonią wygięte w grymasie zgorszenia usta.
Oderwała niemal przerażone spojrzenie od “zdobyczy” przenosząc je raz to na Halvarda, raz na Blacktaila.
- Makabryczne odkrycie... I to wszystko tutaj. W spokojnym Halarahh? O Mystro, wielka jest twoja cierpliwość. - mówiła dalej zasłaniając usta. - Schowajcie to panie Halvardzie. Nie... Wybaczcie, nie potrafię tak siedzieć i na to...- kolejne słowa wypowiadała z trudem, a konwulsje ją przy tym ogarniające stawały się coraz mocniejsze.

Czym prędzej tropiciel zawinął ludzkie szczątki i wcisnął je do plecaka, przypadł do kobiety na wypadek gdyby zemdleć miała.
- Eranatianie, przynieś wody! - rzucił już wcześniej nagląco.

Agatha poklepała delikatnie dłonią ramię łowcy, po czym uśmiechnęła się blado.
- Są takie chwile... Kiedy nawet damie przystoi... Panie Blacktail, za kontuarem stoi butelka Luskańskiej whisky. - popatrzyła na niziołka, po czym podniosła się i skierowała ku regałowi pod ścianą z zastawą. Pewnym ruchem rozwarła przeszklone drzwiczki i wydobyła z niej trzy szklanki ze rżniętego szkła.

Syn Hroeberta przez dłuższą chwilę wpatrywał się w kobietę, wreszcie, gdy odwróciła się do niego plecami, potrząsnął lekko głową i wzruszył ramionami. Za bardzo chyba przyzwyczaił się do widoków jakie zastał w kaplicy, zresztą życie na Północy do niejednego horroru człeka mogło przyzwyczaić. Ale zmilczał, nie widząc sensu w tym by cokolwiek tłumaczyć czy przepraszać.

Właścicielka lokalu rozdała szklanice, po czym wlała w nie skromną, służącą raczej degustacji smaku, ilość bursztynowego płynu. Sama jednak pochłonęła całość jednym haustem, biorąc następnie głęboki wdech.
- Cruuxs. Jedno z najstarszych stronnictw w Halarahh. Niegdyś wywodziła się z niego cała linia władających magów. Królów.- zerknęła z niepokojem na torbę, w której wnętrzu skrył łowca szczątki. - Mistrzowie magii przywołań. Ktokolwiek to zrobił... - potrząsnęła głową. - To bardzo wpływowi ludzie. Nie są tak liczni jak Szpony jednak ich koneksje... Pośród naszego ludu są zaszczepione bardzo głęboko. Nasi wrogowie uderzyli zatem wysoko. Kim był ten nieszczęśnik? Dlaczego zginął? Tego musimy się dowiedzieć. Może ktoś z wieży, wiedząc co stało się z jego ziomkiem, postanowi nam pomóc?

Halvard wpatrzył się w szklankę i przez moment kontemplował zawartość, tak samo jak symbol Harfiarzy na szyi pani Agathy. To znaczy pięknie ukazany między piersiami, jeśli wzrok go nie mylił, zmącony wrażeniami całego dnia.
- Niezależnie od wszystkiego, prosty lud przywykł zwracać się do Obrońców w takich sprawach jak te porwania czy utrzymanie porządku - w zamyśleniu stukał palcem w stół mówiąc to bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego. Zogniskował spojrzenie na twarzy niewiasty.
- To już wy musicie zdecydować co z tym fantem począć - powiedział przypatrując się pięknej buzi Harfiarki. - Nie mnie nawet doradzać, pani - dodał uprzejmie. Uprzejmość, jak zauważył, im dalej na południe, w tym mniejszej była cenie. Miało to chyba związek z tą całą “cywilizacją”, objawiającą się na przykład tym że Południowcy (a byli to dla niego wszyscy mieszkający w stronach cieplejszych niż Wielki Las) musieli płacić za kobiece towarzystwo w łożu. I nie mieli oporów przed takim na przykład obrażaniem rozmówców, co - jak się nauczył - było spowodowane tym że przyjmowali za pewnik że nie skończą z rozłupanym za nieuprzejmość łbem. Jeśli tak miała wyglądać “cywilizacja” to nie chciał mieć z nią nic wspólnego.
- W każdym bądź razie pomogę na ile będę mógł - powiedział. Czego nie dodał na głos to: “o ile to mi nie przeszkodzi w dopadnięciu Hemminga”... Bo i po co miałby dodawać?

- Gdy opuściliśmy kaplicę pokręciliśmy się po dokach na ile się dało, by ewentualny ogon zgubić, po czym ruszyliśmy popytać na mieście o co się da, mam nadzieję w miarę ostrożnie i bez wzbudzania podejrzeń. O zbrojnych z obcych stron i zwyczajnych najemnikach - czy kto ich nie próbuje ściągnąć na swą służbę. Ludzi popytalim czy o zniknięciach nie słyszeli w różnych częściach Halarahh - tu już Halvard sięgnął po mapę i wskazywał kolejne miejsca - i faktycznie, były porwania...

Opowiedział to czego się we dwóch dowiedzieli o zapotrzebowaniu na najemnych zbrojnych, większych skrupułów pozbawionych. I o okolicznościach porwań i zniknięć. Również o wypytywaniu dzieciaków czy o jakichś pomyleńcach nie słyszeli, czy wrzaskach po nocy, może z kanałów - tu raz jeszcze Halvard wspomniał zejście z kaplicy wprost do kanału czy podziemnej rzeki...

- To tyle, pani Agatho - rzekł wreszcie, rozkładając wielkie ręce - Jeśli to możliwe przyłożyłbym gdzieś głowę do posłania. Prześpię się ze dwie godziny i znowu ruszymy z mości Blacktailem w miasto, wieści szukać - spojrzał na niziołka z uśmiechem. Fakt, że wśród Haalruańczyków wyglądali jak pancernik i kuter torpedowy na tle stada jachtów, nie miał wpływu na to że polubił poczucie humoru Eranatiana.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline