Okazja czyni złodzieja. Alan może nie był złodziejem, ale skoro miał się nim stać? Rozochocony łamaniem prawa, wskoczył do vana i odpalił go. Od razu wycofał gwałtownie, by uderzyć właściciela w robocie, a potem już bezstresowo zniknął mu z pola widzenia. Otworzył handpada i połączył go z komputerem pokładowym aerovana. Namierzył na mapie klinikę wszczepów i wpisał dane do vana. Odpalając sobie przy okazji radio, posłuchał co ma do powiedzenia serwis informacyjny, a potem zapuścił sobie coś od siebie. Kiedyś oglądał stare filmy, na których ludzie ubrani w brudne łachy i ze słomą w ustach, toczyli się po szarej drodze jakimiś dziwnymi pojazdami, które nieco przypomniały ten którym teraz jechał. Leciała przy tym muzyka, której nazwa znaczyła po angielsku "państwo". Kij z nazwą, ale jakoś bardzo miło się jej w takich chwilach słuchało.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Zi6x3MCjBaQ[/MEDIA]
Przemierzał drogę do miasta, którego panorama co raz bardziej obfitowała w strzeliste budynki, pełne neonów i ekranów. Vana postanowił zostawić w jakiejś zapyziałej dziurze, może nawet pośród tutejszej biedoty, ktoś w końcu skorzystałby z okazji. On nie potrzebował takiego złomu, od kiedy miasto stanęło przed nim otworem. I byłby zapomniał, ale nie. Sprawdził w sieci na tajnych kanałach czy nie zostawił ktoś jakiejś pracy dla najemników.