Van z sykiem i brzęczeniem ulatniających się jonów wylądował na powierzchni, wśród dzielnicy mieszkalno-usługowej. Dało się widzieć różne wielobranżowe sklepy , nawet fryzjera z charakterystycznym logo. Poczuł się jak w dawnej terrańskiej Ameryce.
Dzieci grały w klasy, wprost koło jego pojazdu. Schował kluczyk do kieszeni. Klinika musiała być gdzieś blisko. Ulicą szła para krawężników w politercytowych kamizelkach. Na głowach nosili stalowe hełmy z kamerami i czujnikami. Ciągle w hiperrzeczywistości maleńka!
Przeszedł grzecznie na światłach, i skierował się na następną przecznice. Po drodze usłyszał obłąkanego proroka wieszczącego koniec świata według kalendarza Michipuko. Nienawidził tych przeklętych krwiożerczych obcych. Na ulicy zresztą widział zarówno Norsjan , jak kilku Xilas. Przyjaciele z rady galaktycznej byli mile widziani na Washingtonie.
W końcu wszedł po schodach do kliniki usprawniającej. Hologramy nie kłamały, pełne centrum bioniki. Żadnych świadczeń i dodatkowych weryfikacji. Nie wiedział czy wchodzić czy sprawdzać sieć w celu zlecenia. Co najpierw?