Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2012, 15:43   #18
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- “Słowa wystrzelone z boltera są zrozumiałe dla wszystkich” - rzekł filozoficznie Lucius
- i “[...] trafiają do każdego.” - dodał Magnus
- Ale do niektórych trzeba ich skierować zdecydowanie więcej niż do innych jak mawiał mój obserwator czy jak kto woli nadzorca z początków służby w gwardii.
Wbił wzrok w kubek i ocenił swój stan na wystarczając stabilny aby napić się jeszcze kolejkę, wyszukał wzrokiem butelkę i polał sobie dość hojnie, jeśli kapłan nie miał nic przeciwko polał również jemu i wikaremu.
- A tak na mniej poważnie najciekawsza wyprawa z życia jeśli można spytać ?
Kapłan milczał przez chwilę, opierając łokcie o stół i podtrzymując nimi brodę. Patrzył w kubek zastanawiając się. Wikary wzruszył ramionami.
- Zbyt mało ich przeżyłem, aby powiedzieć, która była najciekawsza. Ojciec Magnus znaczne dłużej latał z Traxisem, niż ja. - powiedział Bonitatis
- Wyrwanie się z niewolni czarnoksiężnika, marsz przez cały kontynent do domu i wyrżnięcie heretyków na całej planecie. - powiedział grobowym głosem kapelan.
Lucius rzucił porozumiewawcze spojrzenie do psykera. Misjonarz był pogrążony jakby w transie. Mówił twardym bezbarwnym głosem.
- Trzymał mnie jako... maskotkę. Jako swojego czempiona-gladiatora. - rzekł - Walczyłem z podobnymi ludźmi wystawianymi przez innych wodzów i czarowników. Wszyscy ginęli wobec siły jaką obdarzył mnie Imperator. Co dzień modliłem się do Niego o to aby dał mi zemstę. Kiedy nadszedł ten dzień gołymi rękami zabiłem swoich strażników i uciekłem z grodu ścigany przez klątwy i czary mojego “właściciela”. Uciekłem w góry. Wiele miesięcy później powróciłem prowadząc żołnierzy rodu Traxis, który przystąpił do “agresywnego” nawracania pogan, gdyż misja... została przez nich zniszczona i wyrżnięta. Czarnoksiężnik przyzwał demony, nad którymi nie zapanował. One zjadły czarownika, my zniszczyliśmy je serią z ciężkiego boltera.
A potem zamilkł wpatrzony w kubek z alkoholem. Wychylił wszystko jednym haustem.
- Potem ruszyliśmy walczyć z poganami na całej planecie. Ubiliśmy potężne bestie i wojowników. Bezlitośnie wymordowali moją misję, ja dokładnie tak samo postąpiłem z nimi. Kto przychodził się honorowo pojedynkować ten honorowo zostawał przeze mnie zgładzony bez słowa. Wszyscy. Co do jednego. - potężna dłoń duchownego zacisnęła się na kubku - I tak powinno być. “Przybyliśmy aby nawrócić ich światłem, a oni je odrzucili. Dlatego teraz zostaną ochrzczeni ogniem i przez niego pochłonięci.” Taka jest kolej rzeczy i to czeka wszystkich którzy odrzucają Jego chwałę.

***

- Słodki Imperatorze ale mi dobrze. – jęknęła Mysza z rozanieloną miną, rozwalając się na krześle obok Mary. Młoda gwardzistka wyglądała jak senny kociak który opił się ciepłego mleczka i całą swą istotą emanowała błogością i miłością do wszystkiego co żyje. Mara także czuła się nienaturalnie rozluźniona, obżarła się jak wieprzek i szumiało jej przyjemnie w głowie. Śmiała się właśnie z pokazu dwóch komediantów, właśnie w tym momencie mieli na sobie stare gogle spawalnicze i twarze zawinięte szmatami. Udawali dwóch szeregowców Krieg Korps pojmanych w walce i obmyślających plan ucieczki. Gdy jeden zasugerował aby zaatakowali strażników gdy przyjdą ich przesłuchiwać drugi odparł, że bez broni to bez sensu. Pierwszy na to „Jak bez broni, kijami ich zabijemy!” kazał się drugiemu pochylić i zaczął coś gmerać za jego plecami, po chwili wyciągając kawałek kija od miotły mówiąc że tą stroną łatwiej wyjdzie a po wszystkim wepchnie się go przecież z powrotem. Potem był żart na temat Żelaznych z Mordii o tym jak to nie potrzebują broni bo zabijają wroga nakrochmalonymi kantami mundurów. Parę dowcipów o jeźdźcach z Tallarn narzekających na zimno gdy wróg strzelał do nich z miotaczy ognia, jeden o Elizjańczykach umierających z głodu bo nie mogli użyć lądowników aby dostać się do stołówki i kilka o Catachanach walczących ze stokrotkami i innymi zwykłymi chwastami i zwierzakami domowymi bo nikt im nie wyjaśnił, że wylądowali na agro-planecie. Mara parskała śmiechem jak i reszta podpitego towarzystwa, niemal krztusząc się gdy dołączył do nich Komisarz Diesel. Strzeliła łokciem drzemiącą Myszę i obie wstając zasalutowały po czym usiadły ponaglone gestem komisarza.
W pierwszej chwili Mardock zerwał się na baczność, zasalutował Aquilą i pochylił głowę. Dopiero potem spowrotem usiadł, choć już nie był to luźny siad.
- Tajest, panie komisarzu. - przytaknął Mardock - W życiu gwardzisty niewiele jest momentów jak ten. W moim długim życiu byłem świadkiem jeno kilkunastu i każdy był na cześć wielkiego zwycięstwa naszych chłopców. Rad jestem, że Alma już teraz doświadcza takiego świętowania. To da jej dodatkową motywację. Proszę o wybaczenie, lordzie komisarzu, jeśli zbyt się spoufalam, ale dziękuję.
- Mardock ma racje. – Powiedziała Mara jedną ręką dopinając mundur, niby tylko dwa guziki ale nie wypadało świecić dekoltem przy szarży. – Normalnie taką imprezę urządza się na koniec zwycięskiej kampanii, broń Imperatorze nie krytykuję. – zapewniła szybko unosząc dłonie. - Po prostu chcę przez to powiedzieć, że dla niektórych może to być jakby omen, że zwycięstwo jest nieuniknione. Inni zaś będą mieć co wspominać kiedy będzie ciężko. Wiem, że ja będę, i chciałam za to podziękować, a co do tych wesołków. – pokazała z uśmiechem na dwóch gwardzistów odgrywających scenkę rodzajową „w okopie” – Oni zawsze tacy, odkąd ich znam są wręcz nieprzyzwoicie weseli, pewnie tylko czekali na taką okazję jak ta.
- Wesołość jest zdrowa. - przytakną Mardock - W niektórych regimentach, w których nie uczą od dziecka być gwardzistami, czasem ciężko utrzymać morale. My jesteśmy niemal wyjątkowi w tym, że od urodzenia jesteśmy przeznaczeni do gwardii. Podobnie jak Vostoryańscy Pierworodni.
Psyker nie powstrzymał się od nerwowego spojrzenia na komisarza i szybkiej rewizji swoich przewin, ale z przyczyn oczywistych jak zawsze był czysty i bezpieczny na tyle na ile psyker może być bezpieczny więc uspokoił nerwy i wyrównał oddech. Nie wygląda na wkurzonego... ale może być jeśli się nie odda honorów. Lucas wstał salutując po czym opadł z powrotem na krzesło.
- Dobra zabawa buduje morale przed misją straceńców. Ludzie będą pamiętać o tym geście kiedy zejdziemy na powierzchnię i zaczniemy wylewać krew. miejcie jednak na uwadze, że Ci którzy przeżyją będą chcieli jeszcze lepszej zabawy na zwycięstwo.

Rozmach oraz przepych uczty przeszedł najśmielsze wyobrażenia drużyny Ciężkiego Boltera. Jadło piętrzyło się na stołach które wręcz uginały się pod cieżarem napitków i innych pyszności. Ursarkar i Bury zapomnieli o etykiecie i napychali się wszelkimi dobrociami które były na wyciągnięcie ręki. Dopiero teraz zdali sobie sprawę, jak dawno jedli już w miarę normalne potrawy. Wraz ze swymi towarzyszami, jedli i pili. A każda następna kolejka za którą pili, była coraz mniej formalna. Z coraz lepszymi humorami i większą ilością alkoholu we krwi, przyjaciele postanowili usiąść, by w spokoju nasycić się resztą potraw. Nabrali więc wszystkiego po trochu i trzymając swoje zdobycze, niczym nowo narodzone dziecko, ruszyli w stronę wolnych miejsc. Gallas dojrzał go pierwszego. Siedział wraz z resztą oddziału, rozmawiali o czymś lecz komisarz odwrócił wzrok w tym samym momencie w którym chłopak zatrzymał się raptownie. Bury tego nie dostrzegł w porę i wpadł na Gallas’a. I on dostrzegł komisarza wpatrującego się w nich swoimi świdrującymi, przenikliwymi oczami. Dla Ursarkara jak i Bury’ego, zrobiło się nagle zimno i cicho, jakby stracili słuch na chwilę. Jeden z pasztecików wypadł z ręki “Bolterowi” i z cichym pacnięciem upadł na podłogę. Cała ta scenka mogłaby być przezabawna, gdyby nie siedział przed nimi komisarz. Chłopcy natychmiast posprzątali po paszteciku i z trudem siląc się na spokój, usiedli blisko komisarza nie chcąc sugerować swoim zachowaniem, że go ignorują lub unikają.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 21-12-2012 o 15:57.
Stalowy jest offline