Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2012, 21:40   #103
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Milczący dotąd i obserwujący przesłuchanie Remo odezwał się, próbując wejść w słowo kobietom.
- Felipa, co najwyżej obejrzymy sobie jak podjeżdżają kolejni tacy jak ten tu. Nie można ich wyłapywać pojedynczo. Na razie skupiłbym się na tych adresach i bazowaniu na tym, że Alan powie o trupach i pokaże trupy. Wcale nie muszą być spalone. Jak z tego nic nie wyjdzie, to dopiero bawić się w zwabianie ich do siebie. Im więcej ludzi do tego wynajmiesz tym gorzej, bo pojawiają się pytania.
- Zgadzam się, teraz czas ma duże znaczenie. Trzeba sprawdzić adresy i jednocześnie zwabić ich na tą... procedurę de emergencia. Mamy mało tropów, nie powinniśmy odpuszczać żadnego. Niech Dirkuer wyśle uzbrojone ekipy pod adresy, zgarnie co się da. Jeśli na tych metach mają sprzęt, dane, ludzi... to może nie zdążyli wszystkiego przerzucić. A ja załatwię ogon na to holo. Może być? - Felipa popatrzyła pytająco.
- Nie jestem pewien co do tego siłowego rozwiązania. Dostosuję się do większości. Po takiej akcji będą mieli za to taką wielką czerwoną latarnię, że Corp Tech jest na tropie. Przy technologii jaką dysponują na pewno mają alarmy w melinach - Remo wyglądał na mocno nie przekonanego.
- Puta, Remo. A dlaczego wysadzili im połowę wieżowca? Uwierz ich stosunków już nie da się pogorszyć.

- Ja też wolałabym sprawdzić adresy osobiście. - Powiedziała Ann - Prawda jest taka, że jeśli wejdzie tam oddział Corp-Techu mamy małą szansę dowiedzieć się co znaleźli.
- Dobra - Felipa rozłożyła ręce. - Ale liczy się czas. Jeśli chcecie tam jechać zróbcie to dzisiaj w nocy. Ja nie idę. Muszę... odreagować i zebrać trochę sił. Padam.
- Ja się tylko obawiam, że jak zrobimy im takie mocne wjazdy, to się zwiną i wyjadą do Afryki. Co innego małe wpadki i mała grupa, co innego wielka obława korporacyjna. Wtedy bym się na ich miejscu zmył błyskawicznie - Kye wzruszył ramionami.
- Nie mam siły na to by dziś podjąć się takiego zadania. Moja koncentracja jest coraz gorsza, a to może być niebezpieczna wyprawa.
- Czyli co? Olewamy oba wątki? Korporacyjnych psów nie chcecie tam posłać, sami nie mamy głowy. Do rana te tropy wyschną i będziemy sobie mogli nimi mierda wytrzeć. En serio, odpuszczamy to? - Felipa nie wyglądała na przekonaną.
- Sprawdzę te miejsca. - Kye westchnął. - Założę podgląd. Będziemy wiedzieć, czy są spalone. A teraz zajmę się Alanem.
- A procedura awaryjna? Mogę to sprawdzić? - latynoska nie chciała odpuścić tematu. - Moim zdaniem nie możemy pozwolić sobie na komfort aby wybierać który trop podjąć. Mamy ich tyle co kot napłakał. Prawdę mówiąc to tkwimy w dupie i nic a nic nie posuwamy się naprzód.
- Jestem za zrobieniem tego. Najwyżej nic nie osiągniemy. - Ferrick wzruszyła ramionami - Jeśli to będzie nas kosztować tylko trochę pieniędzy Corp-Techu dlaczego nie?
- Jak podejmiemy ten trop, spalimy ten z melinami - Remo już zajmował się obrabianiem materiału z kamery. - Bo uznają gościa za wtopę i zablokują wszystko co wie.
- Meliny trzeba załatwić w nocy. Z samego rana puszczamy wiadomość i czekamy na odzew. Bien?

- Co innego podgląd ich, to może zrobić Remo, ale nikt ich tej nocy raczej nie sprawdzi. Procedurę awaryjną można odpalić nawet później. Myślę, że i tak wyślą kogoś by sprawdził co się dzieje. Po za tym mamy trop Jack. Muszę jeszcze przemyśleć szczegóły, ale mam pomysł jak się zabrać do tej sprawy. Pogadamy o tym rano jak spotkamy się z Edem - dodała Ferrick.
- No to jestem przegłosowana - Felipa wstała uznając temat za wyczerpany. - Spotkamy się rano w motelu. Z Carlosem chyba jakoś sobie poradzicie, si?
Ann popatrzyła na Remo. Potem znowu na Felipę i wzruszyła ramionami:
- Nie licz na to, że załatwię go z zimną krwią. Co innego walka, co innego zabicie nieprzytomnego. Jak nie macie lepszego pomysłu możemy go gdzieś potrzymać przez jakiś czas, albo oddać Alanowi.
- Bien. Oddaj go Dirkuerowi jako postęp w sprawie. Się ucieszy. Chyba, że jest nam na rękę żeby jednak zniknął? - latynoska wolała się upewnić.
- Bo... może zniknąć - dodała enigmatycznie pocierając nos. Ann pokręciła głową.
- Jak sprawy się wyjaśnią przestanie stanowić dla nas problem, więc nie ma potrzeby by stosować środki ekstremalne. Choć jak na to spojrzeć... oddanie go Alanomi może się dla niego nie skończyć najlepiej.
- Oddaj go. Może jeszcze coś z niego wycisną - podsumowała Jesus.
Remo skinął na potwierdzenie, teraz już całkiem zajęty przetwarzaniem nagrania. Musiał wyciąć z niego tylko jedną odpowiedź przesłuchiwanego. No, może dwie. Telefon kontaktowy do zleceniodawcy także mógł pozostać tajemnicą dla Alana. Nie żeby mu nie ufał. To była prosta kalkulacja. Po co miało wydarzyć się cokolwiek niespodziewanego, czego uniknąć mogli.
Robota musiała być mistrzowska. Każdy ruch twarzy musiał zostać zachowany. Wycięcie jednego pytania, odpowiedzi i jeszcze kilku słów.
Ostatecznie uznał, że jest nieźle. Gdyby Alan miał z tym jakiś problem, to i tak zyskają na czasie.

Na koniec zadzwonił, przekazując nagranie i informacje skąd zgarnąć wciąż nieprzytomnego kolesia.

***

Gdy opuścił knajpę, zostawiając za plecami Ann i tego jej komputerowca za trzy grosze, odetchnął z ulgą i przymknął na chwilę oczy. Ostatnie dni były zbyt intensywne, za dużo było w nich ludzi. Chwilowo miał dość. Podjechał metrem do garażu, w którym przechowywał samochód i odpalił, rozkoszując się dźwiękiem silnika. Pieprzyć to, że był fałszywy.
Wyjechał na ulicę. W nocy było znacznie przyjemniej, więc przez jakiś czas delektował się jazdą, zanim wjechał do nieco gorszej dzielnicy, za to bardziej pasującej do niego kolorem skóry.
Krótka wizyta w markecie, dzięki której pozbył się brzydkiej marynarki i koszuli i zastąpił je zwykłym podkoszulkiem i ciemną bluzą z kapturem, który nasunął na twarz. Kupił też trochę bezprzewodowych, prostych kamerek.
Cisza i samotność, tego było mu trzeba.
I chwila zastanowienia.
Telefony do Diany Kroos chwilowo zignorował, skoro to samo zrobiła Felipa. Mógł to sprawdzać, tylko prawdę powiedziawszy nie miał ochoty i siły. Na później odłożył także wszystkie inne decyzje prócz jednej. Włożył do holofonu swoją starą kartę i przez jakiś czas czytał wiadomości. Potem odpowiedział na część i wyłączył sprzęt, rozkoszując się chwilą fałszywego odcięcia od świat.a
Odwiedził oba miejsca wspomniane przez Carlosa i założył kamery w miejscach trudno dostępnych dla przeciętnego człowieka, który nie wie czego szuka. Uznał, że wystarczy, że nagrywał będzie wejścia i jeszcze ogólnie cały budynek. Jeśli chcieli coś stamtąd wynosić, lub pojawi się jakieś poruszenie, to będzie to widać, zwłaszcza w nocy, kiedy jest spokojniej.
Było już po północy, gdy pojechał odstawić wóz, a potem do motelu po zasłużony sen.

***

Spotkanie się z Waltersem nie było trudne. Motocyklista w końcu także trafił do motelu.
- What's up?
- Ed, potrzebny mi będzie ten zagłuszacz. Muszę wreszcie wydobyć zabawkę CT z mieszkania, w końcu ktoś może tam wpaść. Felipa oferowała się, że go gdzieś przechowa.
- Jasne. Daj adres. Będę tam z zabawką. - odpowiedział Walters.
Haker zaprzeczył krótkim ruchem głowy.
- Nie trzeba. Pójdę z Ann. - W oczach błysnęło coś na kształt rozbawienia. - Cenię prywatność, - dodał już bezpośrednio - nie zamierzam też z tym uciekać, bez jaj. Możemy umówić się w Chinatown, skoro nie masz tego przy sobie.
- A ja nie urodziłem się wczoraj. - Ed wzruszył ramionami. - Jak nie pasuje to weź to do Chinatown. zagłuszyłeś to wcześniej wioząc do domu tak? Ja z merchandise się nie rozstaję. bardzo sobie je cenię. Wzajemne zaufanie działa w dwie strony, nie? - uniósł brew.
- Zagłuszyłem, gdy było ciągle w pojemniku C-T. Teraz jest odpakowane. Wcześniej nie interesowałeś się za bardzo czym jest. Nie mam ochoty wpuszczać cię do swojego domu, tak samo jak ty nie miałbyś ochoty wpuszczać mnie do swojego. Rozumiem za to punkt widzenia. - Przerwał, pocierając brodę w zamyśleniu - Bez sensu jest też się targować, skoro to wszystko odzyskaliśmy wspólnie. Wyniesienie tego służy nam wszystkim. Jaka opcja cię zadowala? Próba zrobienia tego bez zabawki Suareza może spowodować kontakt urządzenia z centralą. Jestem w stanie rozszerzyć blokadę połączeń na całe swoje mieszkanie i wynieść je na zewnątrz, gdy się pojawisz. Ale skoro to wszystko kwestia zaufania, co myślisz oddaniu tego Felipie? - na ustach murzyna pojawił się uśmiech. - Po wyniesieniu oba przedmioty staną się na dobrą sprawę nierozerwalne.

- Jaja sobie robisz? Wszystkim nagle ufasz tylko nie mnie? A czym się kurwa ja różnie od Felipy prócz cycek pierwsza klasa? Zen Co? Zen biały jestem? - żachnął się. - poczekam na korytarzu. Nie zależy mi na zaproszeniu w twoje progi jak jestem tam niemile widziany.
Remo popatrzył na Eda dziwnie, choć nie stracił opanowania na moment.
- Chyba się nie zrozumieliśmy. Ja się pytam, czy nie masz nic przeciwko oddaniu tego Felipie, a ty mi z zaufaniem do siebie pociskasz. Starczy nam problemów i nerwów na przykład przy problemach Jack. Ja nikomu do końca nie ufam, znamy się ledwie kilka dni. Nawet jakbym chciał, to przyjaciela poznaje się dopiero w biedzie, nie? - nie był dobry w gadkach i mogła to być próba rozładowania napięcia. - Zaproszenie to określiłbym inaczej. Pomyśl, co gadaliby twoi kumple z gangu wiedząc i widząc, że mnie do swojego domu wpuszczasz.
- Biznes jest biznes. Już to kiedyś mówiłem. Tylko idioci nie zdający sobie z tego
sprawy żyją w świecie iluzji, ale oni nie sa warci mojego czasu. - prychnął. - Wyluzuj. Nie muszę wchodzić do Ciebie. Poczekam na ulicy. Nie pękam ze mnie w ciula zrobisz. Raczej okoliczności zewnętrznych.
- Pojadę do siebie, jak pojawi się Ann. Daj znać, jak będziesz w pobliżu.
Podał Edowi adres, kierujący go na skraj Chinatown.
- Po tym trzeba zastanowić się co z Jack i resztą spraw.
Potrząsnął głową do swoich myśli.

***

Ann podjechała zaraz po rozmowie i Remo nie pozostawał w motelu dłużej, zabierając wszystkie swoje rzeczy i wiedząc, że nigdy tu już nie wróci. No, przynajmniej w najbliższym czasie, bo dalej w przyszłość nie było co wybiegać. Nigdy nie mów nigdy.
Skorzystali ze standardowej taksówki, nie było daleko. Wprowadził dziewczynę za sobą i zamknął drzwi, przez chwilę stojąc bez ruchu i słuchając gadania zautomatyzowanego mieszkania. Podczas jazdy też nie gadał, odzywając się dopiero teraz.
- Śniadanie, Ann? Ed ma tu podjechać, do środka go nie wpuszczę. Wystarczy na korytarz. Chciał z tym cackiem pogadać, a myślę, że to dobry pomysł zrobić to z dala stąd. Bez narażania mojego mieszkania.
Uśmiechnął się kwaśno, uzupełniając torbę podróżną, którą ze sobą nosił, o kilka nowych rzeczy. Ferrick mogła zauważyć także broń.
- Nie wrócę tu już aż do końca tej sprawy. Wierzysz w zmiany na lepsze? - spytał wydawałoby się, że bez związku.
 
Widz jest offline