Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-12-2012, 17:10   #101
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Znalezienie podrzędnego hotelu, w którym karaluchy nie biegały po podłodze, a prostytutki masowo nie sprowadzały klientów okazało się nadzwyczaj łatwe. Tudzież wykończone ciało i umysł lekarki po prostu nie rejestrowały tych faktów.
Po wzięciu klucza od mocno nieświeżego portiera, odłożenia swoich bambetli, trzykrotnym upewnieniu się, że zamknęła drzwi Jack po prostu padła na łóżko nawet prysznic przekładając na poranek. Było jej już wszystko jedno.
Zasnęła w pozycji embrionalnej jakby w poszukiwaniu utraconego poczucia bezpieczeństwa.
Rewia snów, która nawiedziła ją tej nocy była imponująca.

***

Bawiła się z Royem i Annie w ogródku przed ich domem w Humpthons ignorując krzyki z dochodzące z wnętrza. Mama i tata kłócili się coraz częściej, nic czym należałoby się przejmować. Potężny grzmot zagłuszył wrzaski, a niebo pokryło się ciemno rdzawymi chmurami. Zamiast deszczu jednak zaczęły spadać obrzydliwie zdeformowane ludzkie ciała pokręcone w niemożliwe sposoby. Kolejny grzmot i błysk . Cień wisielca w domu. Tato?

***

Profesor doktor Kathrine Haggies patrzyła na nią badawczo spod połówek okularów. Nie to, że ich potrzebowała, po prostu uznała, że wygląda dzięki nim inteligentniej.
- Panna Jacqueline Evans, tak… no nie wiem. Wyniki ma pani zadowalające, ale podejście do pacjenta… Człowiek to nie maszyna, nie może pani patrzeć na pacjentów jak na zbiór fascynujących procesów z pominięciem duszy. Mam problem z oceną pani stażu. Ja, jako bioetyk…
Egzaltowana cipa.

Mówiła i mówiła, a jej twarz się zmieniła. Okulary zniknęły, a oczy stały się szary i zimne. Reszty twarzy nie widziała: zakryła ją kominiarka.
- No i niestety nie mogę pani zaliczyć tego stażu panno Evans. Musi pani umrzeć.

***

Hector patrzył lekko kpiąco. Przed chwilą zjechał ją w sposób wulgarny i dość prosty do białych gówniar, które CT dało mu by truć dupę, a ona odpyszczyła.
- No, może będą z ciebie ludzie młoda.
Uśmiechnął się szeroko i klepną ją w ramie. Zobaczyła, że stojący za nim przystojny Latynos, Ortega mu chyba było, także się uśmiechnął i podniósł kciuk do góry. Nie zdążył zmienić grymasu twarzy, gdy z tyłu padły strzały, a on sam padł martwy na ziemię. Po chwili ten los spotkał wszystkich wokół. Hector stał z karabinem w ręku i śmiał się głośno.

***
Pozostałych snów nie pamiętała.

Nie obudziły jej promienie słońca ani przyjemne pieszczoty, niestety. Zamiast tego ktoś coś stłukł za ścianą, a jakiś facet darł się, że jak zapłacił za seks oralny to chce porządne ssanie, a nie popierdółki. No, ale przynajmniej karaluchów nie było.
Prysznic zmył z Jack resztę koszmarów: ojca nie pamiętała, staż zakończyła z świetną oceną, a Hector jeśli miał dość rozsądku był daleko stąd. A Diego żył. Chyba.

Zacisnęła zęby i ponownie obejrzała swoje ciało w poszukiwaniu obcych ingerencji, wczoraj była w takim stanie, że łatwo mogła coś przeoczyć. Po upewnieniu się, że jednak nie przeoczyła niczego nastawiła się na skorzystanie z pomocy Roya. I pozostałych. Tak należało zacząć od nich.
Evans skrzywiła się. Teraz żałowała swojej otwartości i oddania życia Diego w ręce obcych ludzi, którzy już udowodnili, że lubią się wypinać na współpracowników. Mleko się jednak rozlało i raczej nie można było cofnąć czasu. No przynajmniej Jack niczego do wymazywania pamięci nie miała. Trudno, trzeba było ciągnąć to dalej.

Było już dobrze po dziesiątej, kiedy Jack zadzwoniła do Felipy. Przez zaspanie miała już zły humor, a wyraźnie kacowy stan latynoski nie wpłynął na poprawę nastroju.
- Kiedy jestem na trabajo, głównie myślę o trabajo, co? - zacytowała jej słowa z wczorajszego wieczoru - Wiadomo co robimy? Kontaktowałaś się z innymi?
- Tu padre...
- Felipa brzmiała jak rozbitek po kilku dniach bez wody i jedzenia. Nieszczególnie też chyba kontaktowała bo ciągnęła dalej po hiszpańsku - Quien habla?
Głośnie westchnięcie i przejście na hiszpański. Dobrze, że Evans też znała ten język.
- Tu Evans. Do cholery co się działo wczoraj?
- Ja pierdolę... Dobre pytanie - sądząc po odgłosach w holo latynoska niezbyt zgrabnie przemierzyła przestrzeń aby odkręcić kran i zacząć łapczywie pić.
- Kurwa. Co ty sobie wyobrażasz co? Ja pierdole. -
Jack naprawdę brzmiała na dużo bardziej zirytowaną niż przy flirtowaniu z Royem. Ale Felipa wiedziała co jest stawką, a robiła sobie bibę... - Gdzie jesteś? Może podjadę po ciebie i ogarniesz się po drodze?
- Eeeee -
odgłos zakręcanej wody - ja... eeeee - po zwyczajowej elokwencji latynoski nie było śladu - oddzwonię jak się ogarnę, dobra?
Przerwała połączenie.

Felipa odezwała się pół godziny później. Podała Evans adres, róg dwóch ulic i ponownie rozłączyła się bez uprzedzenia.

Jack pojawiła na na wyznaczonym miejscu ciągle zła jak osa i wyraźnie bez samochodu. Rozmawiając uprzednio z Felipą zapomniała, że jej motor jest uziemiony. Ot, kwestia przyzwyczajenia. Zresztą jeżeli latynoska była w takim stanie jak podejrzewała to spacer jej się przyda.

Felipa siedziała na ławce w cieniu rozłożystego drzewa. W pierwszej chwili Jack sądziła, że latynoska wypatruje czegoś w górze ale ona raczej ucinała sobie drzemkę albo chociaż usiłowała zebrać trochę sił. Na nosie miała ciemne okulary dlatego nie sposób było dostrzec czy ma otwarte oczy. Obok jej buta stała opróżniona do połowy butelka z wodą.
- Naprawdę? Naprawdę?
Lekarka stanęła nad koleżanką niezmiennie wściekła.
- Błagam powiedz, ze to miało jakiś cel. Że zdobyłaś jakiś kontakt albo chociaż udało ci wkręcić na jakąś miejscówkę.
Felipa na nią nie spojrzała. W zasadzie to ani drgnęła zapatrzona w sunące po niebie chmury.
- Owszem, to miało cel. Musiałam się wyluzować...
Pochyliła się nad butelką z wodą, odkręciła i wlała w siebie znaczną ilość płynu.
- Nie chce mi się słuchać oskarżeń, bien?
- Stanowczo nie bien.
- Evans zazgrzytała zębami. Nie mogła nawet opierdolić Felipy tak jak miała na to ochotę zważywszy na możliwe podsłuchy. Zaczęła gorąco żałować, że powierzyła życie Diego w ręce kogoś tak nieodpowiedzialnego. Jak już doszła do wniosku ciężko było jednak z cofnięciem czasu - Skontaktowałaś się z innymi? Co robimy dalej?
- W zasadzie... -
pociągnęła kolejny łyk - jeśli pozostali omawiali jakiś plan... to ten fakt przespałam.
Cisza długa i wymowna była odpowiedzią.
- To może zadzwoń do nich teraz? Zorganizuj jakieś spotkanie? Może w Pink Gloom?
- Dobra -
latynoska była dziwnie spolegliwa. - Może to dobry pomysł. Spotkać się... wczytać dane... przyjąć jakiś plan.
Felipa westchnęła ciężko i nasunęła głębiej okulary na nos.
- Ustawimy się z nimi na popołudnie. O ile... dożyję popołudnia - aby podkreślić wagę ostatnich słów spłynęła z pozycji siedzącej do leżącej niezgorzej udając trupa. Cóż, zawsze sądziła, że chociaż na kacu nie grzeszy efektywnością ale nadrabia poczuciem humoru.
Lekarka głośno westchnęła, a potem musiało odezwać się w niej coś na kształt powołania.
- Chodź, kupimy ci jakiś środek, a potem zaaplikuje ci go dożylnie. Będzie szybciej.
 
Nadiana jest offline  
Stary 21-12-2012, 18:43   #102
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Miała teraz spać, zagrzebana w taniej pościeli gównianego motelu. A jednak stała nad naszprycowanym dupkiem i zadawała mu pytania chociaż było jasne, że do niczego to nie zmierza. Hombre wiedział mierda. Nada. Szeregowy robol, który wie tylko tyle ile wiedzieć musi.
- Czy nazwisko Sato coś ci mówi?
- Nie...
- Czy nazwisko Yang coś ci mówi?
- Nie..
- Czy kojarzysz osobę Diany Kroose?
- Daj już spokój z tymi nazwiskami! Co to niby za ludzie, źle ułożyli ci włoski?!
- Zgadza się - podjęła Felipa odpalając papierosa. - A Newt Weaver znasz? Ta ma ciekawą fryzurę.
- Nie. Pokażesz zdjęcie? Lubię fajne laseczki.
Flipa pokazała na swoim holo trzy wersje kolorystyczne Weaver.
- Jesteś pewiem, że jej nie kojarzysz?
Przyjrzał się zdjęciom, nie potrafiąc za dobrze skoncentrować wzroku. Podany mu środek był trochę za mocny do dokładnej identyfikacji. W końcu wskazał zdjęcie z VirtuaGirl.
- Może ta. Ale nigdy na żywo, gdzieś mi mignęła i tyle. Żadnych konkretów, piękna.
- Jak się z wami kontaktował? Ten co was wynajmował?
- Przecież podałem numery telefonów, nic więcej nie wiem.
- Co zrobisz kiedy cię wypuścimy? - Zapytała niespodziewanie Ann
-... wrócę do siebie, powiadomię kumpli. Zastanowię się ile o wpadce mówić, to cholera nie jest prosta sprawa. Mogą uznać, że jestem spalony, wiecie...
- Kumpli? - Powiedziała lekko jakby od niechcenia.
- Każdy ma kumpli, nie? Do Kirka pewnie najpierw. On zawsze potrafił mnie przed niechcianym wzrokiem zasłonić, ma niezłą norę. Ale to nie ma nic wspólnego z tym całym wypas domkiem już.
- To on załatwił ci tę robotę?
- Nie, on nic o tym nie wie. Dla tych teraz pracuję od dawna, ale wyrywkowo. Kiedyś sami się do mnie odezwali.
- Od dawna to znaczy? I nigdy cie nie interesowało dla kogo pracujesz?
- Ja wiem, z pół roku będzie prawie. Co mnie to obchodzi, skoro płacą? - nie był chyba człowiekiem z wyrzutami sumienia. Nagle znów pochłonęły go drgawki, a z ust poleciała ślina lekko zmieszana z krwią. Musiał ugryźć się w język i krzywił się, gdy się otrząsnął. Tym razem trwało to dłużej niż poprzednio. Działanie serum powoli się kończyło.
- Pamiętasz numery kont z jakich robili ci przelewy? Albo nazwę trefnej firmy, instytucji przez którą przelewali pieniądze?
- Numer konta? Chyba żartujesz. Wszystko doręczają bezpośrednio, kasa na kartach, czysto i pewnie.
- Mówiłeś, że Kenton zdradził ale zgarnęliście tego drugiego. Masz na myśli Suareza?
- Ta, ale tego nazwiska też sam nie znałem, do wczoraj właśnie.
- Żyje?
Wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia.
- Masz pojęcie gdzie mogą go trzymać?
- Może u szefa? Może w jakiejś melinie? Raczej go nie puścili wolno, co nie?
- Kiedy go zgarnęliście kto i gdzie go od was odebrał?
- Kobieto, a gdzie ja powiedziałem, że to ja go zgarniałem? Tyle tylko, że wieści się rozchodzą i tyle. Ponoć odbili go zaraz po tym, jak dał sygnał o wtopie. Gdzieś na ulicach.
- W zasadzie to co Aleksander i Suarez robili dla waszego szefostwa? Po co zgarniali te konkretne fanty?
- Czy ja przypadkiem nie mówiłem już, że jestem tylko facetem od mokrej roboty? - nagle znów dopadły go drgawki, jego głos zaczynał mocno drżeć. - Ci dwaj to byli goście od załatwiania rozmów, nie wiem ile sami wiedzieli, bo ja nie znałem ich nazwisk. Trochę też ponoć sami działali. Byli ważni, a to oznacza, że trochę wiedzieli. Nie wiem, który więcej. Ten Alexander nie miał nic u siebie, może był tylko wtyką. Cholera wie.
- Dobra, aniołku. To jeszcze powiedz na czym polegają wasze procedury awaryjne. W razie wtopy co w zasadzie macie robić?
- Wysyłamy przygotowaną wcześniej wiadomość na numer, który już podawałem. Razem z nim telefon dodaje lokalizacje i podłącza się namierzanie.
- I wysyłają kogoś kto ma odebrać zabłąkaną owieczkę - Felipa myślała na głos. - Jaki czas oczekiwania i ilu ludzi wysyłają? Masz w ogóle pojęcie?
Wzruszył ramionami, a potem zaczął bardzo poważnie drżeć. Na jego czole pojawił się pot a on sam jęknął z bólu lub czegoś jeszcze innego.
- Jak brzmi wiadomość? Z tej awaryjnej procedury?
Przekazał treść. A potem drgawki sprawiły, że zaczął rzucać się po krześle, nie przewracając go tylko dlatego, że stało oparte o ścianę. Potem pogrążył się w zupełnej nieświadomości. Przesłuchanie było skończone.
Felipa przyłożyła dwa palce do jego szyi aby sprawdzić puls.
- Żyje -stwierdziła fakt niespecjalnie przejęta stanem mężczyzny. Dostawiła sobie krzesło obok niego i zaczęła się rozwodzić.
- Proponuję skorzystać z tej awaryjnej procedury, niczym nie ryzykujemy. Skręcić nowe holo, wysłać treść, zostawić nadajnik w jakiejś brudnej alejce. Na zdrowy rozum powinni kogoś wysłać. Choćby po to aby sprawdzić czy ich człowiek żyje, czy wie kto i po co go zgarnął, jakie zadawał pytania. Nawet nie siliła bym się na zasadzkę. Raczej... posadziła im solidny ogon. Może nas to do czegoś doprowadzi, może nie. Vale la pena hacerlo amigos...
Ann miała obiekcje co do planu Felipy:
- Nie wiem czy wypuszczenie go to doby pomysł, jak go złapią opisze nas bez problemu. Po za tym co chcesz wyciąć z info do Alana? Muszę mu wysłać nagranie. Nikt jednak nie mówi że w całości.
- Annie kochanie, kto mówi aby go wypuszczać? - brew Felipy uniosła się wysoko. - Załatwiamy holo, wysyłamy wiadomość, oni namierzają numer. Holo można podrzucić bezdomnemu na Bronxie i poczekać czy kogoś wyślą.
- Ale chyba nie chcesz tego robić jeszcze dziś w nocy? Musielibyśmy prowadzić obserwację. Szczerze mówiąc potrzebuję trochę normalnego snu. Po za tym co chcesz w takim razie zrobić z Carlosem?
- Znam dużo ludzi, zapomniałaś? - puściła jej oko bujając się w najlepsze na dwóch nogach krzesła. - Mamy jeszcze trochę pieniędzy Corp-Techu do wydania. Ja się tym zajmę. A co do Carlosa... - wzruszyła ramionami. - Można go... albo przechować - Felipa mówiła o nim jak o kradzionym telewizorze - albo... się pozbyć, si?
I tak zmarnowała sobie wieczór. Prawdę mówiąc była mocno wkurwiona. Na Carlosa, że nic im nie dał. Na Remo i Ferrick, za ich zachowawczą postawę. Na siebie, że w ogóle tu przyjechała. Na Jack, że spuściła jej to całe gówno na głowę i chyba oczekiwała, że Felipa wciągnie na grzbiet obcisły błękitny kostium z literą "S" i uratuje jej amante i pieprzone Wielkie Jabłko przy okzacji. Na Waltersa, że olał jej wiadomość i bój jeden wiedział gdzie się podziewał cały dzień. I na Waylanda, że zjebał jej życie prywatne, które przez ostatnie dwanaście lat miało się przecież całkiem nieźle.
Musiała odreagować.

Ustalili co mieli ustalić i De Hesus wyszła. Podjechała pod lokal na Bronxie i jeszcze w samochodzie strzeliła sobie dwie kreski na pocieszenie. Wtedy przyszedł text od Eda.
"Powiem Ci w łóżku. Inaczej zaśniesz nad holo"
Prychnęła pod nosem i wstukała odpowiedź: "Masz imprezowy nastrój? Ja tak."
Odpowiedź nadeszła za kilkadziesiąt sekund.: "Why not?"
Było już późno i od wejścia do klubu biła fala ogłuszającej muzyki. Wstukała w holo ostatnią wiadomość.
"Homo Nocturnus na East Tremont. Szukaj mnie przy barze.;3"

* * *
Drapht Lose Control (ft. Porsah Laine) - YouTube

Poranek był porównywalny ze zdjęciem z krzyża. Wszystko bolało. Łeb pękał w zawiasach, piekło w gardle i jeszcze kapało jej z nosa - podrażniona przez prochy śluzówka zaczęła się buntować.
Wczoraj zaszalała, ćpała, piła i tańczyła bez opamiętania, wszystko na wysokich obrotach i teraz konsekwencje zwyczajnie ją dopadły. O dziwo Walters nieźle się trzymał. Pykał sobie porannego szluga i chyba z pewnym rozbawieniem obserwował jej batalię z bezlitosnym porankiem.
Po tym jak wlała w siebie puszkę zimnego napoju nadeszła namiastka ulgi. Nie miała siły otwierać w ogóle ust nie wspominając o poruszaniu zawodowych tematów. CT był w tej chwili jedynie nic nie znaczącym zestawieniem dwóch liter. Musiała odespać. Pozbierać się do kupy. Padła na materac i przykryła się kocem po sam czubek głowy. Jeśli Remo i Ferrick dojechali do motelu i prowadzili z Edem rozmowę na temat dalszych planów to Felipa de Hesus była tego faktu całkowicie nieświadoma. Sen złapał ją jak imadło w mocne szczęki i nie zamierzał tym razem odpuścić. Swoją drogą, Felipa grzecznie poddała się zmęczeniu. Dobra, śpiąca królewno, kimaj ile wlezie. Bo prędzej czy później pojawi się jakiś książę mówiąc, że już dość opierdalania.

* * *
Książę się nie pojawił za to po dziesiątej zadzwoniła Jack. Wybudzona z głębokiego snu Felipa, nadal na zejściu, kacu i już lekkim głodzie, kompletnie nie załapała kto piekli się na nią po drugiej stronie słuchawki i z jakiego niby powodu. Słuchała wywodu chłepcząc wodę z kranu po czym przerwała połączenie niespecjalnie przejęta czy Evans się na nią wścieknie.

Zebranie myśli wydawało się nie lada wysiłkiem. A miała wiele spraw do przemyślenia.
- Kurwa, Felipa... - zżymała samą siebie wciągając na tyłek skórzane spodnie. - Umiesz sobie doskonale komplikować życie...
Zaszaleli z Waltersem, zdarza się. Dobrze się bawiła. Chociaż tam pod klubem... zaskoczył ją. Szlag. Albo jest niezłym pozerem albo naprawdę to coś znaczyło. Z drugiej strony jak może to choćby rozważać? Przecież w ogóle jej nie zna. A ona nie zna jego.
Bo co o nim wie? Że należy do Aniołów. I stracił oko. Albo je sobie wyciął pod wszczep. Tak jak ona, dobrowolnie. Mierda, nawet tego nie była pewna. No ale co wie na pewno? Lubi piwo i gadanie zagadkami. Przenośniami. I ma w sobie coś łagodnego. Pod całą tą otoczką złego chłopca. Jest inny niż Wayland.
Puta de hijo. Związki są skomplikowane. Trzeba nad nimi pracować, uginać się, starać. To harówka. Zajmuje czas i energię a Felipa nie ma ani jednego ani drugiego.
Poza tym jeszcze nie uwolniła się od Waylanda, nie jest nawet pewna czy w ogóle chce się od niego uwalniać a już pakuje się w... nowe... no właśnie. W co?

Z braku pomysłów postanowiła odsunąć od siebie ten temat. Wyjdzie w praniu, si? Zawsze wszystko wychodzi w praniu.
Sięgnęła do kieszeni. Odruchowo, bezmyślnie. Była totalnym wrakiem. W takim stanie będzie bezużyteczna. Kula u nogi.

Cały zapas proszku wysypał się na gładki blat, palce już wprawnie dzieliły go na działki. Zobaczyła swoje odbicie w lustrze i zamarła. Rozgorączkowane oczy, zaczerwieniony od kataru nos, bledsza niż zwykle skóra. Traciła kontrolę i nagle ją to przeraziło. Dosłownie zmroziło jej krew w żyłach.
- Puta...
Starła proszek rękawem aż posypał się na podłogę. I tyle. Po dylemacie.
Była z siebie dumna.
Przez jeden ułamek chwili.
A później opadła na kolana i zaczęła zbierać pojedyncze drobinki na poślinione palce ale było już za późno... Wszystko rozpieprzyło się jak wybebeszone na wietrze pierze z poduszki.

* * *

- Pszczółko!
Dziewczynka, na oko sześcioletnia, stanęła obok stolika przy którym siedziała czwórka rosłych Latynosów. Ciemne tatuaże pokrywały całą ich widoczną skórę, nawet części twarzy. Dla niej wyglądali jak potwory z szafy. Tak, nawet on. A może szczególnie on.
Przed nimi piętrzyły się sześcienne paczki białego proszku zawiniętego w folię. Odrobina leżała obok usypana luzem w kopczyk.
Felipa była mała ale wiedziała, że tata jest naćpany. A kiedy tata był naćpany wstępował w niego dziki animusz i był skory do realizowania niestworzonych pomysłów. Pomysłów, które w większości Felipie się nie podobały.
- No maleńka, zobacz! Tatusia pierwszy towar. Nasza robota! Produkcja własna!
Pociągnął dziecko ku sobie i posadził na jednym kolanie. Rozpierała go duma.
- Kiedyś ty przejmiesz rodzinną schedę pszczółko. Musisz się znać na dobrym towarze. Bo on jest jak wino. Jak się nie znasz zapłacisz bezcen a wcisną ci gównianego sikacza.
Ignacio De Jesus zwany Dżizas wpakował pośliniony palec w kupkę śnieżnego puchu aż ten oblepił opuszek i zaczął wcierać go sobie w dziąsła.
- No, dalej pszczółko. Nic się nie bój, to fajne. Spodoba ci się. I skoro tatuś pozwala to ci przecież wolno.
Rodzice lubią rozpieszczać swoje pociechy.
Jedni dają im słodycze, chociaż wiedzą, że im szkodzą.
Cóż. Ignacio De Jesus miał po prostu szerszą granicę tolerancji.

* * *

Rozmawiała z Jack bo nie wypadało trzymać przez cały czas zamkniętej gęby. Odzywała się ale tak naprawdę to niewiele mówiła. Z drugiej strony czego Evans oczekiwała? Sama doskonale zdawała sobie sprawę, że może być na podsłuchu. To co potencjalnie zdradziłaby jej Felipa mogło pójść dalej i ich wrogowie mieliby jasność ile wiedzą, co wiedzieć chcą i jakie są postępy w sprawie. Inna kwestia, że tych ostatnich było niewiele.

Dopadł ją dół. Chciało jej się ćpać. Albo przynajmniej zasnąć, najlepiej na kilka dni. Przespać kryzys...
Chciała pogadać z Waltersem. Upewnić się, że on nie traktuje jej poważnie. Bo nie powinien. Była gównianym zlepkiem problemów. Na kacu, głodzie i fali depresji.
„Kiedy jestem na trabajo, myślę tylko o trabajo.” Dobre. Evans ją rozbawiła przytaczając jej niedawne słowa. Różnica polegała na tym, że mówiąc to Felipa była nabuzowana. Teraz nie jest.

Wiedziała doskonale, że nie będzie w stanie pociągnąć tej roboty bez wspomagania. Już wpadła w ciąg. Przez ostatnie dni grzała bez opamiętania i jeśli chciała zachować efektywność to detox i milowe zejście musi odłożyć jeszcze trochę w czasie. Ale jest to poświęcenie, któremu może podołać. Skłamałaby twierdząc, że jej nie to nie cieszy. A tak miała powód. Usprawiedliwienie. Matka go nie miała nigdy. Ćpanie dla ćpania jest żałosne. Ale już wciąganie w celach zawodowych jest ostatecznie dopuszczalne.
Wysłała wiadomość do człowieka wujka, że musi uzupełnić magazyn. Wpadnie niebawem, rozliczy się i zgarnie trochę tego i owego. Na samą myśl poprawił jej się humor.

Zgodnie za namową Evans wykręciła numer do Ferrick. Chyba czas żeby pogadali wszyscy w kupie w jakimś niemonitorowanym miejscu. „Pink Gloom” przestało być atrakcyjne w chwili kiedy Jack wymieniła nazwę na głos. Jeśli słuchali mogli urządzić obławę i zgarnąć ich pięknie, w grupie, za jednym zamachem.
Na szczęście podobnych lokali było od zatrzęsienia. Felipa wybrała jeden ze swojej okolicy i przesłała każdemu członkowi ich niewielkiego zespołu. Czas pogadać, przeanalizować zebrane po drodze informacje i podjąć jakieś radykalniejsze kroki. Bo według brutalnej oceny Felipy – na razie tkwili w dupie.
 
liliel jest offline  
Stary 21-12-2012, 21:40   #103
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Milczący dotąd i obserwujący przesłuchanie Remo odezwał się, próbując wejść w słowo kobietom.
- Felipa, co najwyżej obejrzymy sobie jak podjeżdżają kolejni tacy jak ten tu. Nie można ich wyłapywać pojedynczo. Na razie skupiłbym się na tych adresach i bazowaniu na tym, że Alan powie o trupach i pokaże trupy. Wcale nie muszą być spalone. Jak z tego nic nie wyjdzie, to dopiero bawić się w zwabianie ich do siebie. Im więcej ludzi do tego wynajmiesz tym gorzej, bo pojawiają się pytania.
- Zgadzam się, teraz czas ma duże znaczenie. Trzeba sprawdzić adresy i jednocześnie zwabić ich na tą... procedurę de emergencia. Mamy mało tropów, nie powinniśmy odpuszczać żadnego. Niech Dirkuer wyśle uzbrojone ekipy pod adresy, zgarnie co się da. Jeśli na tych metach mają sprzęt, dane, ludzi... to może nie zdążyli wszystkiego przerzucić. A ja załatwię ogon na to holo. Może być? - Felipa popatrzyła pytająco.
- Nie jestem pewien co do tego siłowego rozwiązania. Dostosuję się do większości. Po takiej akcji będą mieli za to taką wielką czerwoną latarnię, że Corp Tech jest na tropie. Przy technologii jaką dysponują na pewno mają alarmy w melinach - Remo wyglądał na mocno nie przekonanego.
- Puta, Remo. A dlaczego wysadzili im połowę wieżowca? Uwierz ich stosunków już nie da się pogorszyć.

- Ja też wolałabym sprawdzić adresy osobiście. - Powiedziała Ann - Prawda jest taka, że jeśli wejdzie tam oddział Corp-Techu mamy małą szansę dowiedzieć się co znaleźli.
- Dobra - Felipa rozłożyła ręce. - Ale liczy się czas. Jeśli chcecie tam jechać zróbcie to dzisiaj w nocy. Ja nie idę. Muszę... odreagować i zebrać trochę sił. Padam.
- Ja się tylko obawiam, że jak zrobimy im takie mocne wjazdy, to się zwiną i wyjadą do Afryki. Co innego małe wpadki i mała grupa, co innego wielka obława korporacyjna. Wtedy bym się na ich miejscu zmył błyskawicznie - Kye wzruszył ramionami.
- Nie mam siły na to by dziś podjąć się takiego zadania. Moja koncentracja jest coraz gorsza, a to może być niebezpieczna wyprawa.
- Czyli co? Olewamy oba wątki? Korporacyjnych psów nie chcecie tam posłać, sami nie mamy głowy. Do rana te tropy wyschną i będziemy sobie mogli nimi mierda wytrzeć. En serio, odpuszczamy to? - Felipa nie wyglądała na przekonaną.
- Sprawdzę te miejsca. - Kye westchnął. - Założę podgląd. Będziemy wiedzieć, czy są spalone. A teraz zajmę się Alanem.
- A procedura awaryjna? Mogę to sprawdzić? - latynoska nie chciała odpuścić tematu. - Moim zdaniem nie możemy pozwolić sobie na komfort aby wybierać który trop podjąć. Mamy ich tyle co kot napłakał. Prawdę mówiąc to tkwimy w dupie i nic a nic nie posuwamy się naprzód.
- Jestem za zrobieniem tego. Najwyżej nic nie osiągniemy. - Ferrick wzruszyła ramionami - Jeśli to będzie nas kosztować tylko trochę pieniędzy Corp-Techu dlaczego nie?
- Jak podejmiemy ten trop, spalimy ten z melinami - Remo już zajmował się obrabianiem materiału z kamery. - Bo uznają gościa za wtopę i zablokują wszystko co wie.
- Meliny trzeba załatwić w nocy. Z samego rana puszczamy wiadomość i czekamy na odzew. Bien?

- Co innego podgląd ich, to może zrobić Remo, ale nikt ich tej nocy raczej nie sprawdzi. Procedurę awaryjną można odpalić nawet później. Myślę, że i tak wyślą kogoś by sprawdził co się dzieje. Po za tym mamy trop Jack. Muszę jeszcze przemyśleć szczegóły, ale mam pomysł jak się zabrać do tej sprawy. Pogadamy o tym rano jak spotkamy się z Edem - dodała Ferrick.
- No to jestem przegłosowana - Felipa wstała uznając temat za wyczerpany. - Spotkamy się rano w motelu. Z Carlosem chyba jakoś sobie poradzicie, si?
Ann popatrzyła na Remo. Potem znowu na Felipę i wzruszyła ramionami:
- Nie licz na to, że załatwię go z zimną krwią. Co innego walka, co innego zabicie nieprzytomnego. Jak nie macie lepszego pomysłu możemy go gdzieś potrzymać przez jakiś czas, albo oddać Alanowi.
- Bien. Oddaj go Dirkuerowi jako postęp w sprawie. Się ucieszy. Chyba, że jest nam na rękę żeby jednak zniknął? - latynoska wolała się upewnić.
- Bo... może zniknąć - dodała enigmatycznie pocierając nos. Ann pokręciła głową.
- Jak sprawy się wyjaśnią przestanie stanowić dla nas problem, więc nie ma potrzeby by stosować środki ekstremalne. Choć jak na to spojrzeć... oddanie go Alanomi może się dla niego nie skończyć najlepiej.
- Oddaj go. Może jeszcze coś z niego wycisną - podsumowała Jesus.
Remo skinął na potwierdzenie, teraz już całkiem zajęty przetwarzaniem nagrania. Musiał wyciąć z niego tylko jedną odpowiedź przesłuchiwanego. No, może dwie. Telefon kontaktowy do zleceniodawcy także mógł pozostać tajemnicą dla Alana. Nie żeby mu nie ufał. To była prosta kalkulacja. Po co miało wydarzyć się cokolwiek niespodziewanego, czego uniknąć mogli.
Robota musiała być mistrzowska. Każdy ruch twarzy musiał zostać zachowany. Wycięcie jednego pytania, odpowiedzi i jeszcze kilku słów.
Ostatecznie uznał, że jest nieźle. Gdyby Alan miał z tym jakiś problem, to i tak zyskają na czasie.

Na koniec zadzwonił, przekazując nagranie i informacje skąd zgarnąć wciąż nieprzytomnego kolesia.

***

Gdy opuścił knajpę, zostawiając za plecami Ann i tego jej komputerowca za trzy grosze, odetchnął z ulgą i przymknął na chwilę oczy. Ostatnie dni były zbyt intensywne, za dużo było w nich ludzi. Chwilowo miał dość. Podjechał metrem do garażu, w którym przechowywał samochód i odpalił, rozkoszując się dźwiękiem silnika. Pieprzyć to, że był fałszywy.
Wyjechał na ulicę. W nocy było znacznie przyjemniej, więc przez jakiś czas delektował się jazdą, zanim wjechał do nieco gorszej dzielnicy, za to bardziej pasującej do niego kolorem skóry.
Krótka wizyta w markecie, dzięki której pozbył się brzydkiej marynarki i koszuli i zastąpił je zwykłym podkoszulkiem i ciemną bluzą z kapturem, który nasunął na twarz. Kupił też trochę bezprzewodowych, prostych kamerek.
Cisza i samotność, tego było mu trzeba.
I chwila zastanowienia.
Telefony do Diany Kroos chwilowo zignorował, skoro to samo zrobiła Felipa. Mógł to sprawdzać, tylko prawdę powiedziawszy nie miał ochoty i siły. Na później odłożył także wszystkie inne decyzje prócz jednej. Włożył do holofonu swoją starą kartę i przez jakiś czas czytał wiadomości. Potem odpowiedział na część i wyłączył sprzęt, rozkoszując się chwilą fałszywego odcięcia od świat.a
Odwiedził oba miejsca wspomniane przez Carlosa i założył kamery w miejscach trudno dostępnych dla przeciętnego człowieka, który nie wie czego szuka. Uznał, że wystarczy, że nagrywał będzie wejścia i jeszcze ogólnie cały budynek. Jeśli chcieli coś stamtąd wynosić, lub pojawi się jakieś poruszenie, to będzie to widać, zwłaszcza w nocy, kiedy jest spokojniej.
Było już po północy, gdy pojechał odstawić wóz, a potem do motelu po zasłużony sen.

***

Spotkanie się z Waltersem nie było trudne. Motocyklista w końcu także trafił do motelu.
- What's up?
- Ed, potrzebny mi będzie ten zagłuszacz. Muszę wreszcie wydobyć zabawkę CT z mieszkania, w końcu ktoś może tam wpaść. Felipa oferowała się, że go gdzieś przechowa.
- Jasne. Daj adres. Będę tam z zabawką. - odpowiedział Walters.
Haker zaprzeczył krótkim ruchem głowy.
- Nie trzeba. Pójdę z Ann. - W oczach błysnęło coś na kształt rozbawienia. - Cenię prywatność, - dodał już bezpośrednio - nie zamierzam też z tym uciekać, bez jaj. Możemy umówić się w Chinatown, skoro nie masz tego przy sobie.
- A ja nie urodziłem się wczoraj. - Ed wzruszył ramionami. - Jak nie pasuje to weź to do Chinatown. zagłuszyłeś to wcześniej wioząc do domu tak? Ja z merchandise się nie rozstaję. bardzo sobie je cenię. Wzajemne zaufanie działa w dwie strony, nie? - uniósł brew.
- Zagłuszyłem, gdy było ciągle w pojemniku C-T. Teraz jest odpakowane. Wcześniej nie interesowałeś się za bardzo czym jest. Nie mam ochoty wpuszczać cię do swojego domu, tak samo jak ty nie miałbyś ochoty wpuszczać mnie do swojego. Rozumiem za to punkt widzenia. - Przerwał, pocierając brodę w zamyśleniu - Bez sensu jest też się targować, skoro to wszystko odzyskaliśmy wspólnie. Wyniesienie tego służy nam wszystkim. Jaka opcja cię zadowala? Próba zrobienia tego bez zabawki Suareza może spowodować kontakt urządzenia z centralą. Jestem w stanie rozszerzyć blokadę połączeń na całe swoje mieszkanie i wynieść je na zewnątrz, gdy się pojawisz. Ale skoro to wszystko kwestia zaufania, co myślisz oddaniu tego Felipie? - na ustach murzyna pojawił się uśmiech. - Po wyniesieniu oba przedmioty staną się na dobrą sprawę nierozerwalne.

- Jaja sobie robisz? Wszystkim nagle ufasz tylko nie mnie? A czym się kurwa ja różnie od Felipy prócz cycek pierwsza klasa? Zen Co? Zen biały jestem? - żachnął się. - poczekam na korytarzu. Nie zależy mi na zaproszeniu w twoje progi jak jestem tam niemile widziany.
Remo popatrzył na Eda dziwnie, choć nie stracił opanowania na moment.
- Chyba się nie zrozumieliśmy. Ja się pytam, czy nie masz nic przeciwko oddaniu tego Felipie, a ty mi z zaufaniem do siebie pociskasz. Starczy nam problemów i nerwów na przykład przy problemach Jack. Ja nikomu do końca nie ufam, znamy się ledwie kilka dni. Nawet jakbym chciał, to przyjaciela poznaje się dopiero w biedzie, nie? - nie był dobry w gadkach i mogła to być próba rozładowania napięcia. - Zaproszenie to określiłbym inaczej. Pomyśl, co gadaliby twoi kumple z gangu wiedząc i widząc, że mnie do swojego domu wpuszczasz.
- Biznes jest biznes. Już to kiedyś mówiłem. Tylko idioci nie zdający sobie z tego
sprawy żyją w świecie iluzji, ale oni nie sa warci mojego czasu. - prychnął. - Wyluzuj. Nie muszę wchodzić do Ciebie. Poczekam na ulicy. Nie pękam ze mnie w ciula zrobisz. Raczej okoliczności zewnętrznych.
- Pojadę do siebie, jak pojawi się Ann. Daj znać, jak będziesz w pobliżu.
Podał Edowi adres, kierujący go na skraj Chinatown.
- Po tym trzeba zastanowić się co z Jack i resztą spraw.
Potrząsnął głową do swoich myśli.

***

Ann podjechała zaraz po rozmowie i Remo nie pozostawał w motelu dłużej, zabierając wszystkie swoje rzeczy i wiedząc, że nigdy tu już nie wróci. No, przynajmniej w najbliższym czasie, bo dalej w przyszłość nie było co wybiegać. Nigdy nie mów nigdy.
Skorzystali ze standardowej taksówki, nie było daleko. Wprowadził dziewczynę za sobą i zamknął drzwi, przez chwilę stojąc bez ruchu i słuchając gadania zautomatyzowanego mieszkania. Podczas jazdy też nie gadał, odzywając się dopiero teraz.
- Śniadanie, Ann? Ed ma tu podjechać, do środka go nie wpuszczę. Wystarczy na korytarz. Chciał z tym cackiem pogadać, a myślę, że to dobry pomysł zrobić to z dala stąd. Bez narażania mojego mieszkania.
Uśmiechnął się kwaśno, uzupełniając torbę podróżną, którą ze sobą nosił, o kilka nowych rzeczy. Ferrick mogła zauważyć także broń.
- Nie wrócę tu już aż do końca tej sprawy. Wierzysz w zmiany na lepsze? - spytał wydawałoby się, że bez związku.
 
Widz jest offline  
Stary 22-12-2012, 08:21   #104
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Homo Nocturnus już z zewnątrz wyglądał na jeden z tych modnych obleganych klubów na pograniczu Bronxu i Manhattanu, do którego niby ćmy ciągną głodni nocnych wrażeń młodzi niepokorni.
Ed wszedł do klubu. Od progu uderzyła go fala ogłuszającej elektronicznej muzyki. Na schodach mknących stromo w dół minął dwóch facetów. Ich sylwetki skąpane w czerwonym świetle nagich żarówek znajdowały się zdecydowanie zbyt blisko siebie by uznać ich za kumpli. Ich delikatne ręce jak dłonie rzeźbiarza gładziły się wzajemnie po nagich ramionach i szyjach młodych bogów.
Był tu pierwszy raz. Dlatego odruchowo każdy szczegół wnętrza rutynowo rejestrował się w jego umyśle. Drzwi, korytarz, schody, ochrona, ilu, ilu widocznych, inne pomieszczenia, droga ewakuacyjna, systemy, tłum, ludzie, zagrożenie, prawie zerowe. Zanim doszedł do baru wiedział kto przy nim jest prawo a kto leworęczny, kto w najbliższym otoczeniu jest pijany a kto tylko takiego udaje. Kto jest kobietą a kto mężczyzną a kto obojnakiem. Przynajmniej według niego. Znalazł ją bez trudu. Wystarczyło śledzić spojrzenia co poniektórych ladies men i kilku kobiet.
Wnętrze okazało się być jednym przestronnym pomieszczeniem o wysokim suficie, prawdopodobnie zaadaptowanym na klub po upadłym zakładzie przemysłowym, na tyle dużym aby pomieścić w głównej hali niewielkich rozmiarów samolot. Pod sufitem zawieszony na łańcuchach wisiał równolegle do podłogi sali olbrzymi krzyż. Światło kolorowych stroboskopów i halogenów układało się nad nim w holograficzną, pulsującą w rytmie basu tęczę.
W powietrzu unosił się zapach alkoholu, tytoniu i ludzkiego potu. Bezkształtna ludzka masa falowała w rytm muzyki rozstępując się odruchowo przed Edem, kiedy ten przebijał się w stronę baru. Twarze kobiet i mężczyzn łączyła często jedna wspólna cecha. Piękne, profesjonalne makijaże. I błysk w oczach, ekstazę, którą oddawały tylko dragi.

Felipę odnalazł, tak jak się umawiali, przy kontuarze. Latynoska wychyliła właśnie shot tequilli i zagryzła cytryną.

- Cześć honey. - Ed uniósł brew ponad oprawki okularów siadajac obok. Było głośno i musiał podnieść głos. Felipa posłała mu jeden z tych swoich rozbrajających uśmiechów.
- Hola... - bardziej wyczytał to po ruchu jej warg niż usłyszał.

Pokazała barmanowi dwa uniesione palce i po chwili wysokie kieliszki wylądowały na kontuarze. Latynoska zignorowała je kładąc obie dłonie na ramionach Waltersa i kołysząc się hipnotyzująco. Jej biodra, umyślnie lub nie, ocierały się o jego własne. Felipa zdawała się kipieć od nadwyżki energii chociaż jej oczy sugerowały, że jest zmęczona i przede wszystkim - solidnie już wstawiona.
Na sobie miała krótką, obcisłą spódniczkę a nogi zdawały się, dzięki wysokim obcasom, sięgać nieba. Dzięki nim była mu równa wzrostem i stojąc naprzeciw patrzyła mu prosto w oczy w tej samej płaszczyźnie. No prawie. Tylko jej niesamowicie mocno wycięty dekolt bluzki sprawiał, że Walters obawiał się, że znacznie częściej to on znajdzie siebie spoglądającego z góry na jej cudo cycki niż równie niczego sobie, elektryzujące oczy. Wiedział, że mógł mieć z tym problem i zdawać sobie to również musiała ona. Gdyby było inaczej ubrałaby się inaczej. Była ekshibicjonistką jak każda kobieta, tylko nie była jak cała ich większość przestraszona, aby się tym dobrze nie bawić.
Przysunął się jeszcze bliżej prawą rękę obejmując jej gibką talię. Nieznacznie kiwał głową w rytm pulsującej muzyki. Twarz miał spokojną lecz daleko mu było do głupawego świecenia zębami. Wyciągnął rękę po tequillę nie odrywając wzroku od tańczącej latynoski. Czuł jej zapach i hipnotyzujące ruchy bioder, poruszenia krągłych, kształtnych piersi i te jej spojrzenie spod długich czarnych rzęs. Wypił wlewając alkohol prosto do gardła. Nigdy nie bawił się w smoktanie cytrynki i lizanie soli, chyba, że dodatki konsumował z ręki płci pięknej lub ich naturalnych dołeczków kobiecego ciała jakimi były piersi, pępek lub zagłębienia ramion między szyją a piersiami. Do tego jednak potrzebna była pozycja leżąca. Wzniósł do góry puste szkło zanim odstawił je na blacie. Barman wyrósł spod ziemi i nalał do pełna drugiego. Ed wychylił go i odstawił z powrotem nie wypuszczając ani Felipy z objęcia, ani szkła z palców. Kiedy wypił trzeciego uśmiechnął się nieznacznie.

- Muszę cię dogonić. - powiedział wesoło przez zagłuszającą wszystko muzykę, choć podejrzewał, że nie alkohol napędza w tej chwili latynoskę.
Był pewien, że usłyszała. W końcu była tak blisko, że mówił niemal dosłownie do jej ucha.
- Można mnie gonić ale nie łatwo mnie złapać - puściła Waltersowi oko i po trzecim shocie pociągnęła w głąb parkietu.

Trudno powiedzieć ile kawałków przetańczyli. Muzyka wydawała się ciągiem bliźniaczo podobnych monotonnych fraz, które wciągały w trudny do przerwania, niemal narkotyczny trans.
Po zajętych sobą otaczających ich parach Walters szybko wywnioskował, że jest w przeważającej mniejszości obecnych tu przedstawicieli orientacji heteroseksualnej. Wytatuowany osiłek przy barze puścił mu oko a jego tleniony kolega - pomachał mu serdecznie przebierając w powietrzu wypielęgnowanymi palcami. Ed uśmiechnął się do podrywaczy wzruszając bezradnie ramionami, że jest mu przykro, lecz, że pomóc im nie może. Nidy nie miał nic do gejów i lesbijek. Gdyby ten chory i skurwiony świat był tylko tak niewinnie odchylony...
Felipa parsknęła śmiechem i przyciągnęła go ku sobie. Tańczyli blisko aby czuć własne oddechy na skórze, to znów dalej niż na odległość wyciągniętej ręki. Felipa okazała się być urodzoną tancerką. Uwodziła każdym gestem i spojrzeniem zamieniając każdy taniec w zmysłową, sensualną przygodę. Opowieść, w której Ed niczym byk przed torreadorem gonił ją rozpalony oddechem i dotykiem na skraju cierpliwości a wybuchu emocji bez opamiętania. Oddając sie tańcu przymykał oczy i zanurzony w muzyce razem z nią przestawali tam i wtedy istnieć dla świata a raczej to otoczenie poza ich zasięgiem wzroku i dotyku przestawał się liczyć. Wysiedli z niego dla siebie. Tańczyli czasem wolno i leniwie nie szczędząc kontaktu skóry ze skórą to znowu energicznie, niemal do zadyszki. W między czasie wlali w siebie jeszcze kilka pięćdziesiątek. Walters prosto do gardła, Felipa grzecznie zagryzając limonką. Po kolejnej takiej rundce Felipa złapała Eda za rękę i pociągnęła w kierunku schodów i dalej, na zewnątrz lokalu.

Byli zgrzani i przepoceni, z koszulkami lepiącymi się do ciała. Felipa zawiązała swój mokry tshirt wysoko nad pępkiem i zaśmiała się tak swobodnie, że ten głos poniósł się ciemnymi uliczkami wgłąb dzielnicy. Miała dobry humor. Oparta plecami o poszarzałą ceglaną ścianę próbowała odpalić papierosa, jak na razie bezskutecznie.

- Cieszę się, że wpadłeś carino - zaprzestała zajęcia i zawiesiła na Waltersie spojrzenie roziskrzonych oczu. - To... co teraz?
Ed podszedł bliżej dziewczyny i spokojnie wyjął jej z ust nieodpalonego peta. Ujął jej podbródek w palce i delikatnie go zadzierając do góry przybliżył się i złożył na jej wargach pojedynczy pocałunek. Było to raczej nieśmiałe muśnięcie ust i zastygł w takiej pozycji jakby czekał na jej ruch lub przeciągał chwilę w nieskończoność.
- Dalej? - szepnął. - Dalej cię złapałem.
To oświadczenie wywołało subtelny dziewczęcy uśmiech na twarzy Felipy. Nieświadomie udawany albo po raz pierwszy zupełnie szczery, trudno powiedzieć.
- Taki z ciebie romantico, si? - otarła się nosem o jego szorstki policzek. - Dobrze chociaż, że ja jestem chciwą bezduszną suką, będziemy się równoważyć skarbie...

Zaśmiała się trochę niepoważnie i trochę złośliwie. Pocałowała go już bez jego wcześniejszej delikatności. Intensywnie i głęboko szukając odruchowo jego języka i wpijając palce w skórę pomiędzy łopatkami. On oparł się ręką w ceglaną ścianę budynku a drugą przyciągnął ją do siebie mocno. Ich spleciona ciała głodne namiętności tętniły pożądaniem.

- Butelka tequilli i motel? - zasugerowała Felipa odrywając się od Eda i cofając wreszcie spoza jego zasięgu.

Pragnął jej tak jak chce się mieć natychmiast to, czekanie na co doprowadza do szału. Była gorąca. Miała to coś. To co niewiele kobiet ma a wszystkie pragną. Co facetów trafia jak prawdziwa, naturalna, żywa magia. Walters lubił żartować z kobietami. Podrywać, przekomarzać się i droczyć. Znajdował w tym normalność i niewinność zwykłego życia jakie mógłby wieść w innych okolicznościach. W innych czasach. W innym świecie. Nie zawsze jednak sypiał z byle każdą. Nie każdej się oddawał, choć one night stands i seks z perfect stranger nie był mu obcy. Latynska jednak mimo naturalnej żądzy jaką w nim rozpalała, miała pod skórą coś jeszcze. Może nawet to o czymś ona nie wiedziała a dostrzegał Ed. Zobaczył to zeszłej nocy żywym okiem. A może tylko mu się tak wydawało lub chciał to widzieć. Dość, że bał się chwili, w której musiałby ją zabić lub chociaż skrzywdzić. Dobrze, że miał na twarzy duże, czarne okulary. Jeżeli oczy są zwierciadłem duszy, to Felipa mogła się w nim przejrzeć, czego Walters nie chciał. Czuł że zaczyna łamać swoje własne reguły gry. Co jeśli zacznie przywiązywać się jak bezpański pies? Jak płytki jest seks, aby przebić się nim głębiej? Jak dotąd nigdy mu się nie udało. Nie wiedział czy na szczęście.
Stała przed nim cała ona. Kusząca jak słodki, dojrzały owoc i niebezpieczna jak dziki, nocny drapieżnik.

- Sure thing. Pooglądamy razem filmy. – strzelił z brwi nad czarną oprawkę przeciwsłonecznych okularów.

Wyciągnęła do niego swoją wysmukłą, długa rękę a ona ujął jej dłoń i jak beztroskie dzieci nocy zniknęli w czarnej uliczce zostawiając Homo Nokturnus za sobą. Jeszcze tylko dwa błyski zapalniczki rozjaśniły ich twarze. Potem połknął ich mrok ciemnego zaułku Bronxu, zostawiając widoczne na chwilę czerwone punkciki oddalających się papierosowych żarów.





***





Felipa z wyraźnym trudem otworzyła oczy. Zobaczyła siedzącego w łóżku Eda. Palił papierosa i się jej przyglądał. Może jego spokojny wzrok ją obudził?
- Hola chiquita.

Podniosła się na łokciach mrużąc półprzytomne oczy. Pierwsze słowa jakie z siebie wydobyła ochrypłym i wysuszonym głosem była wiązanka w czystym hiszpańskim, z którego Ed łatwo wyłowił przekleństwa. Po chwili ciszy dodała niemal błagalnym tonem.

- Mamy coś do picia?
- Jasne. - podał jej otwartą butelkę zimnego piwa. - Czeka nas pracowity dzień skarbie.
- Nawet mnie nie strasz... Nie jestem gotowa stawić mu czoła.
Felipa pokiwała przecząco wskazując na piwo.
- Zazwyczaj nie jestem taka odpowiedzialna, ale... - uśmiechnęła się krzywo - to nie jest dobry pomysł.

Ed uśmiechnął się. Trochę jej współczuł kaca a raczej zejścia. Na alkoholowy najlepiej działa alkohol. Jego brak powoduje proces oczyszczania toksyn. Odrobina procentów przywraca balans a organizm daje sobie siana. Piwo z rana jak śmietana. Ed nigdy nie miała kaca, bo w sumie rzadko kiedy był całkowicie trzeźwy.
Felipa ostrożnie zsunęła stopy na dywan i złapała się za pulsujące skronie.

- Kupię coś sin alcohol, z automatu. I jakieś środki przeciwbólowe.
Ed kiwnął głową.
Podniosła z ziemi pierwszą część garderoby jaka nawinęła się pod palce, a był nim tshirt Eda, i nasunęła go na grzbiet.
- Wczoraj nie zapytałam... czy wskórałeś coś w sprawie Newt Weaver? - zapytała poprawiając włosy.
- Ktoś nas uprzedził. Zrobił wjazd na chatę netrunnera. Chyba wypłoszyliśmy zarząd VG. Posprzątali po sobie. Ale nie do końca. - odpowiedział z przyjemnością oglądając wystające spod koszulki jej zgrabne uda i częściowo odsłonięte śliczne pośladki.
- Wiesz co, nie mów mi teraz. I tak nic do mnie nie dociera... - machnęła ręką.
Zniknęła za drzwiami na korytarz żeby wrócić po chwili z puszką napoju w dłoni.
- Ja wracam do łóżka - zatrzymała się krok przed Edem, wlała w siebie do dna zimny płyn i odrobinę nieporadnie zgniotła puszkę. - A ty? Jakie plany?
Przez chwilę walczył z sobą, aby chwycić ją za dłoń i przyciągnąć do siebie, zakryć ich ciała skotłowaną pościelą...
- Pogadam z hakerem. - wstał z łóżka i wyszedł do łazienki.
Puścił wodę w prysznicu i zlewie. Stojąc przed lustrem oparł się rękoma o umywalkę. Zanim szkło całkiem pokryło się zjadającą jego odbicie parą, wpatrywał się nie bez mrugnięcia okiem. Chyba pierwszy raz w życiu odkąd wrócił z wojny wszystko na każdym kroku zaczynało wymykać mu się spod kontroli.

Z Remo, który był w drugim pokoju zjawiwszy się tam, w którymś momencie zeszłej nocy, Ed podroczył się niemal jak obrażony kolega. Walters za cholerę nie wiedział czy może sobie pozwolić aby im wszystkim zaufać. Chciałby. Nawet w pełni. Tak jak chciałby, aby dobro zwyciężało zło, prawda kłamstwo a życie śmierć. Utopia. Jednak anarchia mogła być początkiem nowego porządku. Bo co było lepsze? Marionetkowy rząd potężnych korporacji, czy marionetkowe korporacje potężnego rządu?

Ann zjawiła się w motelu koło 6.30am wypoczęta i zrelaksowana.
Zanim rozjadą się, aby spotkać w Chinatown, mogli sobie wszyscy na spokojnie porozmawiać. No prawie wszyscy. Brakowało Jack i Ed miał nadzieję, że dziewczyna ma się dobrze. Felipa zaś spała snem sprawiedliwego i zdawać by się mogło, że nawet poranna strzelanina w motelu przeleciałaby koło jej ucha razem z fragmentami fruwającego szkła i pierza z dziurawionych poduszek.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 22-12-2012 o 08:26.
Campo Viejo jest offline  
Stary 03-01-2013, 20:41   #105
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
- Wierzę w zmiany – Uśmiechnęła się lekko Ann, odpowiadając na jego wcześniejsze pytanie. – Dzięki nim życie wydaje się ciekawsze.
- Ha. A nie wyglądasz na taką - mruknął, z krzywym uśmiechem. - Mnie zastanawia, czy te zabawki mogą coś zmienić. Każda ze stron równie dobrze może mieć ich w cholerę w swoich magazynach.
- Wcale bym się nie zdziwiła gdyby tak było - Ann wzruszyła ramionami - Nie planuję naprawiania świata. Mogą się jednak przydać do tego by nam było lepiej w ewentualnym nowym świecie.
- A kto tu mówi o świecie - Kye popatrzył na Ann ciekawie. - Zmieniłaś coś ostatnio w swoim życiu? Czy zawsze byłaś tak cholernie... uporządkowana?
Dało się wyczuć rozbawienie w jego głosie.
Wydęła lekko usta:
- Uporządkowanie nie musi od razu oznaczać braku zmian. Po za tym lubię mieć wszystko pod kontrolą. Nie myśl jednak, że nie korzystam z okazji kiedy trafia się okazja do zrobienia czegoś niekonwencjalnego, a ja akurat mam na to ochotę.
Kye zaśmiał się rozbawiony, bez cienia ironii w spojrzeniu.
- Wybacz. Zabrzmiało to intrygująco.
Nagle przypomniał sobie o czymś i wyciągnął kartę gotówkową.
- Twoje pieniądze za szybkoleczącą zabawkę. Nie mam pojęcia gdzie na szybko kupić takie cacko, wolę oddać w ten sposób.
Dziewczyna popatrzyła na kartę, ale nie wykonała żadnego ruchu.
- Mam zawsze więcej niż jedną przy sobie. Więc na razie nie muszę uzupełniać zakupów - popatrzyła mu w oczy - i nie chce od ciebie pieniędzy. Zdecydowanie bardziej odpowiada mi przyszła przysługa. - Przez chwilę na jej twarzy pojawił się grymas kotka patrzącego na śmietankę.
Remo popatrzył na nią badawczo, ostatecznie wzruszył ramionami i schował kartę.
- Mając znajomego hakera, który je ci z ręki, nie wiem po co ci taki jak ja. Znajomości w C-T to i sama masz.
- Kevinowi potrzeba jeszcze sporo doświadczenia i nie chodzi tylko o jego umiejętności hakerskie. Lubię go bardzo, ale... - przerwała zdając sobie sprawę, że mówi zbyt wiele.
Murzyn jeszcze raz się roześmiał, potrząsając głową.
- Spoko, przysługa to przysługa. Zawsze może być okazją na coś ciekawego. Nawet jak uda mi się w końcu uciec na rajską wyspę.
Uśmiechnęła się przekornie:
- Na rajską wyspę mówisz? - pokręciła głową - Znam takie jedno miejsce. Kiedyś tam zamieszkam na stałe
- Poważnie? - Kye uniósł brew. - Bo ja żartowałem. Zanudziłbym się tam na śmierć. Chyba, że stworzyć by tam potężne centrum komputerowe...
- Do tego jacht i niewielki hydroplan i nie musisz się martwić nudą czy szybkim kontaktem ze światem, a nie ma nic piękniejszego niż nurkowanie na rafie i zachód słońca nad tropikalnym lasem - Ann wyraźnie się rozmarzyła.
- A co takiego ciekawego jest w wysadzaniu akurat jachtu czy hydroplanu? - spytał wyraźnie zdziwiony Kye. Potem mrugnął. - Dobra, koniec marzeń, robota czeka. Jak kiedyś będziesz miała bilet, to daj znać.
Zmierzyła mężczyznę wzrokiem zastanawiając się ile kpiny było w pierwszej części jego wypowiedzi, po czym skinęła głową:
- Jak zechcesz się tam naprawdę wybrać, po prostu daj mi znać. - Powiedziała i poszła po pustą walizkę Umbrelli, którą zostawiła w mieszkaniu Remo. Teraz mogła się przydać.
- Zechcieć to bym mógł w każdej chwili. Tylko co mi teraz z tego - dodał haker, już bardziej do siebie i zdecydowanie mniej rozbawionym głosem.
Ann choć usłyszała jego słowa, nie skomentowała ich. Teraz rzeczywiście nie był to czas na takie rozważania. Remo zajął się przygotowywaniem sztucznego mózgu do wyniesienia. Zaprogramował powiększenie obszaru z blokadą połączeń, którą uruchomił, gdy odezwał się Walters.

Otworzył drzwi od swojego mieszkania, dając Edowi znak, aby włączył zagłuszanie. Potem razem z Ann wynieśli sprzęt i mógł zamknąć wszystko, uruchamiając zabezpieczenia. Odezwał się jednocześnie.
- Proponuję znaleźć jakieś miejsce, gdzie będzie można zablokować komunikację tej zabawki ze światem. W razie co włączy się zagłuszacz, przy czym blokada jakaś być powinna.
- Może knajpa, w której spotkaliśmy Spydidona? Zamówi się lożę. Puny mają dobre blokady. Ewentualnie możemy do mnie do komisu. Zagłuszacze są dobre. Wiadomo dlaczego. - Ed uśmiechnął się półgębkiem.
- Powinniśmy unikać miejsc publicznych i monitorowanych blokad. Dlatego nie proponuję nikogo ze znajomych czy jakiejś miejscówki korporacji - Kye popatrzył na niesiony w torbie sztuczny mózg. - Jeśli to prawdziwa AI to mogłaby uznać, że lepiej będzie zacząć wściekły atak na zabezpieczenia, o którym byśmy dowiedzieli się dopiero od ochrony obiektu. Komis ma wścibskiego właściciela?
- Nie. Dyskrecja to podstawa w tym fachu. Tylko, hmmm... Trochę z deka ryzykowne z innej mańki... Wczoraj czarne limo mnie tam szukało i jeszcze nie wiem dokładnie czyje... Chyba kolegów którym zabraliśmy te zabawki...
- Czyli dobrze, że nie zdążyli dotrzeć do mojego mieszkania. Lepiej sprawdźmy, czy nie mamy ogona, zanim się zatrzymamy - Remo przerwał, zastanawiając się chwilę. - A ten zagłuszacz? Nie ma opcji tylko blokowania komunikacji, zamiast blokowania wszystkiego? Jeśli nie, to możemy coś pożyczyć. Takie urządzenia są drogie, aczkolwiek wcale nie tak rzadkie.
- Jeśli wiecie skąd coś takiego wykombinować to możemy zakupić z pieniędzy C-T. To coś, czego sensowność zakupu zawsze można wytłumaczyć.
- Kurwa, po co kombinujemy - murzyn uruchomił holofon. - Macie coś przeciwko, abym powiadomił Dirkuera, że potrzebujemy coś na wczoraj, bo nam siedzą na dupach i chcemy spokoju w dowolnie wybranym miejscu?
- Nie, nie mam - powiedziała Ferrick.
- Powiadom. Chociażby budynek CT ma własne zabezpieczenia. - powiedział Ed.
Alan nie widział przeszkód, nie dopytywał też zbytnio, kończąc rozmowę szybko. Umówili się za godzinę.
 
Widz jest offline  
Stary 03-01-2013, 21:09   #106
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Felipa zrobiła z Jack małą rundkę na Bronx, wyskoczyła na kwadrans na umówione spotkanie a kiedy wróciła do wozu prezentowała się już nienagannie, jakby życiowego kaca tylko udawała. Był jakimś nieporozumieniem albo zwyczajnym zgrywem. Boki zrywać dowcip.
Latynoska pomieniała witalnością i dobrym humorem. Uśmiech nie schodził jej z twarzy i nuciła pod nosem jakąś piosenkę po hiszpańsku.
Z tylnego siedzenia, gdzie leżała wybebeszona jej walizka z ciuchami wydobyła sam sex podfruwajkę, które ledwie zasłaniała jej pośladki i oczywiście trzynastocentymetrowe szpile. Do tego makijaż. Wieczorowe smokey eyes i błyszczące usta. Voila. Taką Felipę znamy i kochamy. Takiej Felipie trudno odmówić, trudno się oprzeć i z żalem się z nią rozstaje. I tylko ktoś, kto często widywał ćpunów albo sam pompował w siebie prochy mógł zauważyć odrobinę zaczerwienione płatki nosa czy nienaturalnie zwężone źrenice. Delikatne niuanse, które na tym etapie łatwo było pominąć.

Do safe clubu dotarły z Jack jako pierwsze. Felipa poprosiła o większy stolik i kolorową Shirley Temple z parasolką, skomentowała na głos zgrabny tyłek kelnera (zanim ten się jeszcze oddalił), błysnęła do niego białymi ząbkami w rozkosznym przesłodkim uśmiechu a później już tylko grzecznie czekała na przybycie pozostałych.
- Mówiłaś – zagadnęła w tym czasie Evans – że jak zlokalizujesz buchnięty sprzęt masz im dać znać. Zostawili ci jakiś namiar? Instrukcje? Jak możesz się z nimi skontaktować?
- Yep, słowo klucz, które ma dać im namiar na naszą wesołą gromadkę - Jack wydawała się niezmiennie spięta. Zaczęła się zastanawiać czy kurewsko rozchichotana Felipa nie irytuje jej bardziej niż skacowana. Doszła do wniosku, że jednak nie: ta całą sytuacja wystawiała ją na zbyt duże dawki stresu.
Remo nie miał wielkiego wejścia. Pojawił się w barze po jakimś czasie od otrzymania wiadomości od Felipy. Zamówił piwo i od razu podszedł do stolika z dziewczynami, przysiadając się. Dłużej wzrok zatrzymał na latynosce, zanim wreszcie się odezwał.
- Siema.
Oparł się wygodniej, z wyraźną ulgą, unosząc kufel z piwem do ust. Tak jakby poranek miał intensywny i teraz przyszedł odpocząć.
Ann pojawiła się niedługo po hakerze. Skinęła dziewczynom i usiadała obok niego. Z faktu, że się z nim nie przywitała można było wnosić, że widzieli się już wcześniej tego dnia.
- Ktoś ma propozycje jak ugryźć temat Jack? - zagadnęła Felipa nowoprzybyłych.
Ed dopiero co przed chwilą wszedł do knajpy. Z daleka zobaczył wszystkich i przyszedł do stolika usłyszawszy najwyraźniej strzępy ostatniego zdania Felipy. Wzniósł rękę na kelnerkę i usiadł wygodnie bawiąc się zapalniczką. Kiwnął głową Jack. Z Remo i Ann musiał się chyba widzieć, bo tylko przeleciał po nich wzrokiem a Felipie puścił oczko pytając:
- Ymm... A gdzie Jack chce być ugryziona? - uniósł brew.
- Przez ciebie prawdopodobnie... nigdzie - usta Felipy zadrgały w delikatnym uśmiechu. - No dobra, to Jack na później, najpierw może podsumujmy tropy i informacje bo ja mam wrażenie, że trochę utknęliśmy w miejscu. Z tego co powiedział nam Carlos, facet złapany w domu Aleksandra - wyjaśniła Jack i Waltersowi, których sprawa chyba ominęła - frakcja dla której pracuje zgarnęła Suareza. Aleksander zdołał się zwinąć i, podobnie jak my, intensywnie go szukają. Dostaliśmy namiar na dwie mety, prawdopodobnie już wyczyszczone. Remo - powiesz później czy kamery zanotowały tam jakieś ruchy. Carlos zdradził nam też procedury bezpieczeństwa w razie problemów, ale - tutaj spojrzała wymownie na Remo i Ferrick i chyba była w tym wzroku nuta zawodu - większością głosów postanowiliśmy nie sprawdzać do czego nas to doprowadzi. Mamy więc jedynie namiar na mety i czarną dziurę na temat organizacji, dla której Carlos robi. Muszą mieć wpływy i środki, to pewne. To oni stoją za wybuchem w C-T i śmiercią Hanne Aleksander. Rzekomo jest to kara za zdradę Kentona. Przypuszczam, że duet Suarez-Aleksander pracowali dla nich dorywczo ale nie wyznawali polityki lojalnościowej, na własną rękę montowali sprzęt, który im buchnęliśmy i ten chcieli opchnąć konkurencji, w Safe Heaven - prawdopodobnie równie anonimowej organizacji Miracle. Nie wywiązali się ze zlecenia wobec Miracle, ci od Carlosa dowiedzieli się że duet gra na dwa fronty, Suarez im się poddał, ewentualnie zgarnęli go w trakcie ucieczki. Kenton zdołał zwiać ale konsekwencje poniosła jego matka i cały C-T. Swoją drogą, muszą tam mieć poważnego kreta... Dirkuare powinien być ostrożny z kim dzieli się informacjami.
Felipa zrobiła sobie przerwę na wdech i pociągnęła kolorowy napój przez słomkę.
- Z drugiej strony mamy Miracle... Pana S, pannę Y i towarzyszącą im owego dnia w Safe Heaven modelkę. Spędziłam z nią uroczy dzień u fryzjera i mam wrażenie, że panienka nie jest w ciemię bita. Nie jest głupia i zdecydowanie zbyt ostrożna jak na kogoś, kto martwi się jedynie o wzorek na syntetycznych paznokciach. Podrzuciłam jej nadajnik także mamy bieżącą lokalizację. Z braku solidnych tropów proponuję zgarnąć ją z zachowaniem ostrożności. Jest osobą publiczną i ma wielkiego groźnego ochroniarza. Prawdopodobnie także wszczepy GPS i stałą umowę z jakąś firmą ochroniarską ale zagłuszacz powinien zaradzić. Moim zdaniem ona jest kluczem aby pociągnąć to dalej. Generalnie to mogłaby służyć za świadka o którego chodzi Dirkuerowi. Dowód kto komu i co chciał spylić, si? I da nam namiar na Azjatów. Jeśli dobrze pamiętam, według Carlosa to oni zgarnęli Aleksandra przed nimi. A Kenton jest finałem, do którego zmierzamy więc modelka to en mi opinion... dobry kierunek.
De Jesus opróżniła Shirley Temple do dna.
- Aha, a co z Newt Weaver? Mówiłeś - spojrzała na Eda i znów na jej ustach pojawił się ten dziwny uśmiech - że cię ktoś uprzedził i meta nazistów jest całkiem spalona?
Ann słuchała Felipy spokojnie. Choć było to trudne, bo latynoska pędziła jak maszyna parowa zmiatając wszystko na swej drodze. Gdy w końcu kobieta umilkła zapytała:
- Na czym opierasz swoje przekonanie, że ta modelka jest taka istotna i że wie cokolwiek o krecie w C-T?
Felipa jak zwykle nie mogła się powstrzymać, aby wypowiedzieć tyle słów, ile tylko się dało. Remo westchnął, zerknął na Jack, ostatecznie zawieszając wzrok ponownie na latynosce.
- W tych melinach cisza, zero ruchu. Może wyczyścili je wcześniej, spodziewałbym się tego przynajmniej po jednej - tej o której wcześniej dowiedział się także Ed. Netrunner tam miał siedzieć, prawda? Poza netrunnerem pewnie coś jeszcze, bo Carlos wskazał ten sam adres - przerwał na chwilę, a potem dodał: - Nie wierzę też, że głównym tropem będzie ta modelka. Miracle i ta grupa wydają się dwiema różnymi sprawami, a wszystkie tropy wskazują, że to nie Miracle kradło. Mamy mgliste wskazanie na miejsce poza miastem, na wschód. Mamy trochę numerów, adresy. Mogę spróbować to powiązać, zobaczyć czy pojawi się jakiś powtarzalny, konkretny trop. Jeśli tam mają kwaterę, ruch muszą generować większy od zwykłego domu dla jednej rodzinki.
- Nie mówiłam, że Barbi wie coś o krecie. Myślę, że może nad doprowadzić do Azjatów z Miracle. I opieram się na logice. Nie zabiera się laski na poważne negocjacje jeśli jest zwykłą laleczką do dmuchania. Poza tym robiła wrażenie bystrej. I... ostrożnej. Pamiętajcie też na czym ma polegać nasza robota. Szukamy dowodów albo świadków na zdradę Kentona.
- Zgadnijcie kto posprzątał u łysych. - Ed pociągnął z kufla w odpowiedzi na pytanie o Newt Weavers i kwaterę netrunnera.
- Co do Kentona - Ann wróciła do poprzedniego tematu - powinniśmy założyć, że nie jest od jedyną osobą w C-T zamieszana w przecieki. Nawet pomijająć fakt, że Dirkuer uważa, że lojalność Hanne była niepodważalna, raczej nie miała ona dostępu do tajnych informacji badawczych. W korporacji zajmowała się sprawami finansowymi. Nawet ludzie na wysokich stanowiskach nie mają wszystkich informacji o działalności korporacji. Kenton także nie miał do nich dostępu, a to nasuwa przypuszczenie, że w sprawę musi być zamieszany ktoś jeszcze. Ktoś najprawdopodobniej powiązany w badaniami lub mający do nich dostęp.
- Terry. - Walters sam sobie odpowiedział widząc, że jego pytanie zostało zignorowane. - Sprawa Newt ma korzenie w CT. Idąc jej tropem dojdziemy do tego, kto w otoczeniu jest kretem.
- Kim do diabła jest Terry?- Felipa miała wrażenie, że przegapiła coś ważnego.
- Czyżby chodziło o Madsena? - Ann popatrzyła z ciekawością na Eda - Myślałam, że został odsunięty od tej sprawy...
- Yep. CT ten sam w swoim przygłupim garniaku.- Ed spojrzał w dno kufla z góry i westchnął. - Posprzątał. Egzekucja.
- Fiu, fiu... - zagwizdała Ann - a nie wyglądał na Sprzątacza.
- No właśnie. Skoro osobiście pofatygował się szef ochrony, to albo robi na boku, albo... - nie kończył tego co było oczywiste.
- Negocjował ze Spiridonem razem z Felipą - Remo potarł w zamyśleniu szczękę. - Mówił coś konkretnego, albo zachowywał się dziwnie? - spytał latynoski. - Może podąża za tropem Newt jak i my. Dziwne jak na takiego korporata, nic jednak nie można wykluczyć. Madsen jest szefem ochrony?
- Nie był nawet w ochronie. - Ann przywołała informacje na jego temat, które dostała od ojca. - Typowy korpo zakochany w swojej pracy. Ta sprawa nie wiąże się bezpośrednio z C-T, więc jego działania mają raczej podłoże osobiste.
- A ja nie byłbym tego taki pewien. - Ed wzruszyl ramionami. - ten kto z milości do korpu mogłby oddać za nie życie raczej w przenośni jak i dosłownie jest jej pierwszym obrońca. Nie chce mi się wierzyć że zlecenie Spiridona to dla niego tylko fucha. To nie typ mordercy. Chyba że tylko udaje takiego psa korpu, a bierze w łapę od kogoś innego. Jak to nie robota CT to pasuje wtedy do profilu kreta, nie?
- Nie wiem jak sprawa Newt może się wiązać z kretem w C-T. Dlaczego uważasz, że to jest powiązane?
- No dowodów nie mam... Ale załóżmy czysto hipotetycznie, że sprawa internetowych lalek to forma testowania eksperymentów na... na przykład... - zrobił minę zamyślonego. - sztucznej inteligencji? Od kontroli prawdziwej inteligencji ludzi do rozwoju sztucznej inteligencji maszyn chyba nie jest aż tak bardzo daleko? Mają wspólny mianownik eksperymentów na inteligencji. W końcu to nie ja jestem tu umysłowym, to i mylić się, nie zaprzeczam, mogę...
- Przychylam się do poglądu Ferrick. Owszem, negocjowałam u boku Madsena - Felipa po dłuższej przerwie zerknęła na Remo - i tak, teraz kiedy o tym myślę... sprawiał wrażenie osoby, która dotrzymuje słowa za wszelką cenę. Myślę, że to jego osobisty wkład. Podjął się poszukiwań Newt Weaver, obiecał Spiridionowi swoje zaangażowanie i ciągnie to samodzielnie. Myślę, że warto się z nim skontaktować. Do mnie z oczywistych przyczyn może mieć żal, podważyłam jego wiarygodność i... nie ma co owijać, wychujałam go niezbyt elegancko. Ale ktoś powinien z nim pomówić. Ferrick? Jesteś kobietą i oboje robicie w CT. Może ci zaufać.

- Ale po co mu mówić, że wiemy o tym? - zdziwil sie Walters. - Co najwyżej zagadać z glupia frant I zobaczyc co powie w tej sprawie. Bo choc pozamiatal to i tak dotarlem do danych netrunnera. Jezeli namiary Remo na goscia spoza miasta sa takie same jak moje to jestesmy na pewno na dobrym tropie. Obserwacja dalszych krokow Madsena moze pokazac jakie ma intencje w tej sprawie.
- Tak czy inaczej, dublowanie się adresu może świadczyć, że te sprawy jednak są powiązane. Może to ci sami ludzie. - Kye zastanawiał się na głos. - Moim zdaniem i tak trzeba się zastanowić, jak dostać się do "centrum". Mi przychodzą do głowy dwie możliwości. Wykorzystanie sprzętu, który zdobyliśmy, oddanie im tego i jednocześnie zabranie faceta Jack - tu spojrzał na blondynkę. - Możemy ich albo wtedy jakoś zgarnąć, albo dokładnie śledzić. Sprzęt pewnie trafi w jakieś miejsce, które da nam kolejne tropy. Mozna także pójść za tym, co już wiemy. Czyli melinami, numerami i informacją, że główna baza jest na wschód od miasta. Połączyć obie czynności też się da, zwłaszcza, że tę pierwszą akcję trzeba dokładnie przygotować. Co do tego gościa za miastem to ja wiem tylko tyle, co powiedział Carlos i co wyczytam z prześledzenia połączeń. Więc jeśli wiesz więcej, to mów, przyda mi się każdy strzęp informacji. Wątpię, by byli aż tak dobrzy w zacieraniu śladów, żeby zupełnie nic nie pozostawić w sieci - na koniec zwrócił się bezpośrednio do Eda.
 
liliel jest offline  
Stary 04-01-2013, 17:14   #107
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Lekarka dotąd milczała. Milczała, analizowała i przetrawiała, a trochę tego było. Nie było jej w akcji ledwie dobę, a tyle nowych rzeczy można było się dowiedzieć. Ale przynajmniej jednak nic nie wskazywało, że chcą ją wykiwać, cholerny Roy miał rację. Chyba.
- Ja dostałam dwa - trzy dni. Jeden już minął. Mam pasywny nadajnik, który aktywuje hasło. Głupie tak by the way. Oni chcą albo stuff albo was jedno z dwóch. Mam jednak dziwne przeczucie, że nawet jak dostarczę im sprzęt to chwilę później skończę z kulką w głowie. Można spróbować po prostu ich ściągnąć i przyatakować, ale to mocno ryzykowna kwestia bo nie mam pojęcia ilu ich się zjawi. No i jeszcze Diego... Raczej nie wezmą go ze sobą.
- Może da się wyjąc ten nadajnik? Nawet pasywne można przecież zlokalizować. Jesteś lekarzem, nawet jeśli jest umiejscowiony w niebezpiecznym miejscu znasz z pewnością kogoś, kto zdoła go wyciągnąć. - Powiedziała Ann. - Potem możemy go użyć do przyzwania tamtych, przygotujemy pułapkę. Możesz też ryzykować z tym czymś w środku, ale... - popatrzyła dziwnie na Evans - jego działanie nie musi się kończyć na sygnale namierzającym...
- Oczywiście, że nie musi. Dlatego siedzimy tutaj, a nie na ławeczce w parku. I oczywiście, że może mnie zabić. Jeżeli zacznę jednak brać jeszcze to pod uwagę to oszaleję do imentu. Śladów ingerencji na moim ciele nie znalazłam, brat może mi pomóc w lokalizacji -
na sekundę Evans przeniosła spojrzenie na Remo - Ale problem może być z wyciągnięciem. Sama tego raczej nie zrobię, a znajomości lekarskie mam raczej tylko z korporacyjnego szpitala. A CT wolałabym o tym nie informować.
- Mogę zlokalizować nadajnik. Mój robot wykrywa też te pasywne. Co do lekarza...
- Mina Ann wskazywała co o tym myśli, ale dziewczyna wstrzymała się od komentarzy - Jeśli naprawdę nie znasz żadnego, który może ci pomóc. Ja znam i mogę poprosić o pomoc.

Jack nie miała za bardzo pojęcia co ma na myśli Ann robiąc swoją minę przy lekarzach. Zdziwienie, że Evans nie utrzymuje kontaktów ze swoją paczką ze studiów? Czy może zaskoczenia faktem, że ogranicza znajomość zawodową do swojego miejsca pracy? Zresztą nieważne. Grunt, że była na tyle miła, ze z nią rozmawiała i nawet chciała pomóc. Swoją drogą ciekawe czy na każde zawołanie Felipy: “kłamca!” tudzież “prawdę gada!” była gotowa zmieniać zdanie o ludziach.
- Za ile? - o zaufanie względem polecanej osoby nie pytała wychodząc z założenia, że Azjatka raczej nie wysłałaby jej do kliniki Czerwonego Krzyża. Pytanie o cenę też zresztą było formalnością, ot trzeba sobie zaplanować budżet.

Ann wzruszyła ramionami:
- To nie kwestia pieniędzy. Raczej czasu, ale postaram się, by przyjął cię jak najszybciej. Jeśli się zgadzasz, to wyjdę na chwilę i zapytam.
Jack ograniczyła się do skinięcia głową, a Ferrik wstała i opuściła blokowaną strefę. Nie było jej zaledwie minutę lub dwie. Z kimkolwiek się porozumiała, to zdecydowanie nie była długa rozmowa.
- Nie wiem czy to dobry plan aby oddać im sprzęt - Felipa słuchała ich w skupieniu a teraz odpaliła papierosa i wreszcie wcięła się do dyskusji. - Nie mamy nawet pewności po co im to wszystko. Sądząc po akcji w C-Techu nie planują za ich pomocą ratować pokój na świecie. Jeżeli już koniecznie chcecie im wydać jakąś przynętę to powiedzmy, że zgłaszam się na ochotnika. Nie wiem gdzie jest sprzęt, co czyni mnie dobrym kandydatem bo zakładam, że zdążą mnie przesłuchać. A wy założycie im ogon, namierzycie i przygotujecie akcję aby ich skutecznie... spacyfikować.
- Będą cię przeszukiwać przy pomocy serum. A to znaczy, że im powiesz, że jesteś przynętą i właśnie cię namierzamy. Nie wiem czy to najlepszy pomysł. - lekarka popatrzyła na Felipę.
 
Nadiana jest offline  
Stary 04-01-2013, 17:57   #108
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Rozmowa na zewnątrz była krótka. Zanim osoba po drugiej stronie zdążyła się odezwać Ferrick powiedziała:
- Nathali? Mówi Ann. Mam poziom zagrożenia 3. Potrzebuję dyskretnie i szybko usunąć z ciała nadajnik. Czy mogłabyś poprosić o pomoc Morgana? Info zwrotne prześlij na moją bezpieczną skrzynkę.
- Ok
– Nathali rozłączyła się natychmiast po tej enigmatycznej odpowiedzi. Pani Donaldson potrafiła czasami być najbardziej oszczędną w słowa osobą w całej rodzinie. Może jednak nie było w tym nic dziwnego, skoro przeszła swoje szkolenie w ciężkiej szkole życia na długo przed Ann, i było ono znacznie bardziej drastyczne.

Kiedy saperka wróciła rozmowa toczyła się dalej. Szalone pomysły Felipy torpedował właśnie Remo:
- Nie ma co kombinować - Remo łyknął z kufla, wtrącając się. - Sprzęt jest bezpieczniejszy. Akcję obgadamy dokładnie. Nasza w tym głowa, żeby oni przywieźli Diego i go wymienili na miejscu, po krótkim sprawdzeniu fantów. Oddanie im kogokolwiek z nas to pomysł słaby. Widziałaś jak trajkotał ten Carlos, Felipa. Zdradzisz wszystkich kumpli.
- Zdecydowanie tak.
- podchwyciła Ann - Zostawimy im namierzacz z informacją jak wymienić rzeczy na Diego, ewentualnie złapiemy od razu i powiemy, że jesteśmy skłonni do wymiany za informacje i Diego.
- Tak. To dobry pomysł. Zanęcimy i zobaczymy czy łykną haczyk. Felipa nie zgadzam się, żebyś się im oddawała.
- zaprotestował Ed mocniej zaciskając rękę na kuflu. - Udostępnię wam w motelu wszystkie dane do których dotarłem w sprawie Newt.
- Trzeba dobrze wybrać miejsce na pułapkę i zorganizować zasadzkę. Może przyda się dodatkowa pomoc. Ktoś taki ja Bullet byłby dobrym wzmocnieniem naszych sił.
- Saperka popatrzyła na Felipę - Wszystko zrobimy dwutorowo: Etap pierwszy pułapka z nadajnikiem i propozycja wymiany. Etap drugi wymiana i śledzenie przesyłki. Trzeba się zastanowić jak to zrobić by nie stracić niczego z oczu i dobrać im się do skóry.
- W międzyczasie, po tym jak mi Ed przekaże wszystko, spróbuję dostać jakiś adres za miastem. Do akcji terenowych nadaję się tak sobie, uważam jednak, że te meliny, zwłaszcza tę nam wcześniej nieznaną, powinniśmy sprawdzić
- Kye dopił piwo. Miracle chwilowo odpuszczamy?
Felipa skwitowała wszystko potrząśnięciem głową.
- Nie zgadzam się aby oddać im sprzęt, mowy nie ma - na moment utkwiła spojrzenie zwężonych oczu w Ferrick.
Ann pokręciła głową unosząc rękę:
- Nie ma co się spierać. Proponuję glosowanie.
- Pierdolę głosowanie
. - latynoska wyglądała na nieprzejednaną.
Saperka uśmiechnęła się nieznacznie:
- Czy teraz ja mam cie zaprosić do składziku na rozmowę o zakresie zaufania?
- Nie wiem Annie, może ty mi powiesz?
- wskazujący palec latynoski pojawił się przed nosem Ferrick. - I na przyszłość, bądź bardziej konkretna bo nie jestem Santa Maria z Guadalupe żeby się domyślać o co ci właściwie chodzi w różnych kwestiach - zakończyła enigmatycznie i opadła na powrót na krzesło.
- Wolisz zginąć, niż stracić trochę kasy, Felipa? - Kye wyglądał prawie na rozbawionego. - Jesteś bardziej szalona niż sądziłem. Głosowanie jest dobre. Nikt nie mówił, że oddajemy im sprzęt i amen. Właśnie po to omawiamy plan i szykujemy zasadzkę.
- Jestem za sprzętem
- Powiedziała Ann i ponownie uśmiechnęła się do Felipy.
- Nie chodzi tylko o kasę - Felipa zaplotła ramiona na piersi. - Chociaż, en serio Remo? Trochę? - prychnęła lekko. - Za taką kwotę mogłabym ustawić swoją rodzinę do pięciu pokoleń w przód. Sorry jeśli nie potrafię odpuścić takich drobniaków.
- Więc musimy się postarać by nam te rzeczy nie zniknęły z oczu. Będziemy się bardzo starać. Prawda chłopcy?
- Ferrick powiodła spojrzeniem po Kye’u i Edzie.
- Będziemy potrzebować cholernie dużo ludzi pokroju Bulleta - Felipa nie ciągnęła kłótni bo było jasne, że przegrała głosowanie. - Mogę zapytać za co skoro już jesteśmy w takich altruistycznych nastrojach? Z kasy C-Techu nie zostało wiele.
- O ile się nie mylę Evans masz trochę znajomości w wśród najemników?
- Ann popatrzyła na milczącą dotąd lekarkę.
- Tak. - Jednooki westchnął jakby do siebie. - Madsen tez musiał mieć, bo sam netrunnera nie stuknął. Zdobył bunkier i to nie bez strat w ludziach. Z paru groszy Spiridioa nie zebrałby ekipy do tego... A kto będzie dla sportu wchodził w ogień? - Walters pokręcił głową. - A co mamy nająć do tej roboty ludzi? Mamy na to kaske? - Ed przeniósł wzrok od Ferrick do Jack.
- Wybaczcie amigos, ale to popieprzony pomysł - Felipa wskoczyła na sceptyczne tory. - Skoro to taka wpływowa organizacja, mają w końcu sporo ludzi. I zabawek... Może się okazać, że trafimy do jednostki pokroju bazy wojskowej. Z uzbrojonymi luidźmi, zabezpieczeniami itede... Jeśli nie mamy w planach zabrać ze sobą armii to chyba dosc ryzykowne. I pomyśleć, że mnie nazwacie szaloną - uśmiechnęła się do Remo o dziwo szczerze i z prawdziwym rozbawieniem. - Wszystkich nas pozabijają.
- No risk, no fun
- haker odpowiedział również szczerym uśmiechem. - Swoje szaleństwo już dawno poznałem. Poza tym zastanawiam się nad czymś jeszcze. Nie możemy wykorzystać tu Corp-Techu, za to moglibyśmy spróbować z Miracle. Mamy teraz dwa cele: odbić Diego i zdobyć dowody obciążające szpicla z CT. Jest także Newt. Grupa, której podskakujemy jest silna i ma technologię, przy czym nie jest korporacją i musi działać w ukryciu. Dlaczego nie wykorzystać pomocy grup od nich silniejszych? Miracle może mieć ochotę dorwać tych gości - wzruszył ramionami. - Jest jeszcze chwila na przemyślenia.
- A w zasadzie... dlaczego nie możemy wykorzystać tu C-Techu?
- Felipa nie była przekonana do całości zamierzeń, które mieli wcielić w życie. - Poza tym zwrócenie się o pomoc do Miracle jest proszeniem się o klapsa. Czy to nie im przerwaliśmy negocjacje w Safe Heaven i zgarnęliśmy stuff, który chcieli odkupić? I z tego co zrozumiałam z bełkotu naszprycowanego Carlosa to oni zgarnęli Suareza. Nie widzę najmniejszego powodu dlaczego chcieliby nam pomagać w militarnej akcji. I jeśli już chcieliby kogoś dorwać to może nas? Nie chce cię martwić Remo, ale ostatnio jesteśmy chyba mało popularni. Jeśli w czyimś interesie jest aby nam pomóc, dać ludzi, sprzęt i środki na tą nieco według mnie samobójczą akcję to tylko Corp-Techowi.
Felipa zdławiła niedopałek w popielniczce.
- I jeszcze jedna kwestia... W zasadzie nasze zadanie ma polegać na tym aby podać C-Techowi zdrajce na tacy... Lub w liczbie mnogiej. Z tego co wiemy Aleksander jest umoczony na pewno, Suarez też mógłby zeznawać w tej sprawie. Nie powinniśmy skupić się na tym aby zgarnąć któregoś z nich? Bo co w zasadzie chcemy osiągnąć tą akcją? Rozumiem, że trzeba odbić hombre Evans ale co dalej? Prześledzimy sprzęt, znajdziemy ich siedzibę. Załóżmy nawet, że dostaniemy się do środka, wywoła się pewnie niezły pieprznik... Myślicie, że kret Corp-Techu siedzi w środku i czeka na krześle z tabliczką “zdrajca”? A może chcemy zgarnąć możliwie dużo żywych osobników i w każdego pompować serum prawdy? Poważnie, już sama nie wiem... - wzruszyła ramionami raczej z bezradności niż pretensji. - Ja bym pociągnęła to od innej strony, choćby Barbi albo Madsena. To bezpieczniejsze. I mniej... ostateczne.
- Po pierwsze, nie mam zamiaru tłumaczyć się Techowi dlaczego mamy ich sprzęt i oni nic o tym nie wiedzieli. Po drugie, nie wiadomo jak wysoko postawioną mają wtykę u korporatów i ile ona wie
- Remo nie zgodził się całkiem z ostatnią wypowiedzią Felipy. - Pomysł z Miracle rzuciłem luźno, wydaje się możliwy do wykonania przy kilku optymistycznych założeniach. Mają Alexandra i kasę. W zamian my mamy namiar na sprzęt oraz ludzi, z którymi robili interesy. Wcale nie muszą wiedzieć kim jesteśmy i że to przez nas nie dostali czego chcieli. Suareza to też bym chętnie dorwał, tylko mogą go obecnie całkiem nieźle ukrywać. To wszystko kieruje do znalezienia ich siedziby, dostania się do ich komputerów. Gdzieś musi być lista "wtyk". Albo w czyjejś głowie albo w czyimś komputerze. Modelka jest powiązana z Miracle, nie z nimi. Madsena można odnaleźć, przy czym może wiedzieć tyle co my albo i mniej.
Gadali, debatowali, rzucali pomysłami jak z rękawa.
- Najemnicy to bardziej znajomi Diego niż moi, ale myślę, że coś by się znalazło. Tylko, że faktycznie trzeba im zapłacić. Oni się raczej cenią. Jeśli chodzi o sojusze przychylam się bardziej ku opcji z Miracle, można spróbować negocjacji przez Roya. - Jack wzruszyła ramionami. Nie bardzo chciała wkręcać w to brata, ale i tak już był umoczony po pachy.
- No dobra, czyli mamy realizować oddanie sprzętu za Diego i odszukać ich siedzibę. - Felipa poczuła się znużona tą rozmową tym bardziej, że wszystko zmierzało w kierunku przeciwnym niż obrała by samodzielnie. - Dzielmy się zadaniami czy coś i ruszajmy z tym dalej. Nie podoba mi się to ale chyba znów jestem w mniejszości. Mówcie co mam robić, załatwić, skręcić.
- Załatwienie zabiegu na Jack zajmie pewnie trochę czasu. To profesjonaliści. Pewnie nie będzie łatwo.
- Ann zastanowiła się - Mogę zająć się lokalizacją nadajnika, ale i tak nic nie zrobię więcej. Kiedy więc będę wiedzieć czy mamy lekarza spotkam się z Evans w miejscu gdzie mogę ją spokojnie przeskanować Pożyczę sobie na tę okazję urządzenie od Dirkuera. - Popatrzyła na Waltersa i Remo pytająco, choć nie sądziła by mieli mieć jakieś obiekcje. - Dam znać co i jak. Na razie mam dość myślenia. Potrzebuję chwili oddechu. Co powiesz na drinka Felipa? - Zaproszenie saperki było wyraźnie skierowane tylko w kierunku latynoski.
- Jasne. Ale zanim wyjdziemy muszę na moment pogadać z Waltersem. To zajmie chwilę, si? - zerknęła na Eda. - Coś jeszcze ustalamy? Czy przez te dwa dni mamy odpoczywać i szykować się na spontan? - Felipę naszła dziwna fala wesołości. Szykowała się na akcję, której nie chciała i nie wiedziała nawet jaka ma być w tym jej rola. Może Ferrick rozwieje jej wątpliwości na drinku.
- Mamy trochę rzeczy do załatwienia. Po za tym całą sprawę trzeba przemyśleć. - Powiedziała Ferrick przechodząc na swój wojskowy ton - Każdy zastanowi się na co zwrócić uwagę i przedstawi swój plan postępowania, obiekcje, wątpliwości i pomysły. Spotkamy się ponownie niedługo, wtedy się pogada o szczegółach. Po za tym dacie znać co możecie załatwić i ile to będzie kosztować. Roześlę wam wiadomość co do czasu i miejsca spotkania. Czy może tak być?
- Chwilowo chyba musi
- westchnęła Felipa i podniosła się z krzesła. - Ferrick, poczekaj na mnie na zewnątrz. Walters, poczekam na ciebie przy łazienkach. To zajmie moment.
Ed wstał i przechylił dopiero co napoczęty kufel piwa. Nie odszedł od stołu póki puste szkło nie zostało odstawione na blat stolika. Wytarł usta i ruszył ku łazienkom.

Ann nie miała ochoty stać na zewnątrz i czekać, zaproponowała więc Felipie, że poczeka na miejscu. Gdy wszyscy się ulotnili oparła głowę o ścianę boksu i zamyśliła nad tym co powiedzieć Felipie. Myślami powróciła do niedawnej rozmowy z Remo i Waltersem:
- Zastanawiałam się nad problemem Jack. Ponieważ zależy nam by dopaść tych co porwali jej faceta, bo prawdopodobnie dzięki temu posuniemy do przodu zlecenie Dirkuera, mam sugestie jak się do tego zabrać – Powiedziała dokładnie przedstawiając swój plan.
Remo zastanowił się dłużej nad tym, co powiedziała Ann.
- Gdy chcemy to zatrzymać i uratować tego jej faceta, to jest to sensowny plan, o ile uda się ustalić dobre miejsce na wymianę. Nie stawiałbym też wszystkiego na taką kartę, do sprawdzenia mamy kilka innych rzeczy jeszcze. Elektroniką tu mógłbym się zająć. Jak sądzę minimum doba, nawet więcej, będzie potrzebna do odtworzenia podstaw oprogramowania i przywrócenia zabezpieczeń pojemnika na mózg.
Kiedy Ed podjął się załatwić sprawę urządzenia Miracle, Ferrick stwierdziła:
- W takim razie ja przyniosę dna. Jak to przedstawimy na spotkaniu? – Saperka uśmiechnęła się nieznacznie - Felipie nie spodoba się ten plan
- Tak jak jest, bez tłumaczenia. Trzeba umówić spotkanie z wymianą tego jej kolesia. To czy chcemy podczas jego trwania zwinąć tych gości czy tylko założyć im podsłuch, to już do obgadania w pełnym gronie
- Kye wzruszył ramionami, nie zamierzając teraz podejmować ostatecznych ustaleń.
- Sprawę ułatwia nam fakt, że po za tym co było w walizce Umbrelli, Evans nie wie co zdobyliśmy. Na dobrą sprawę możemy udawać, że też nie mamy o tym pojęcia.
- To nie jest głupia dziewczyna.
- wtrącił Ed. - Po prostu może lepiej mącić przy niej wodę i sugerować nasze domysły czy coś takiego, bo i ona nas chyba za półgłówków nie ma, żeby wierzyć że nadal jesteśmy w temacie fantów, które mamy, zieloni.
- Zawsze najlepiej mówić jak najmniej
- Ann pokiwała głową.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 04-01-2013 o 18:00.
Eleanor jest offline  
Stary 06-01-2013, 08:53   #109
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Urządzenie dostarczone przez Alana było spore, za to miało działać długo i być niezawodne, jeśli chodziło o blokowanie wszelkich połączeń z i do. Z wyjątkiem tych przewodowych, ale takich i tak żadne z nich nie miało, podobnie jak zwykły garaż, którego użyli. Upewniając się co do skuteczności ochrony, wyłączyli zagłuszacz, cały czas trzymając go w razie czego w pogotowiu. Niemal od razu zmaterializowała się holograficzna projekcja kobiety, taka sama, jaką Kye i Ann widzieli już wcześniej.
- Witajcie. Nie znam was. Kim jesteście? Ja mam na imię Edna.
- Jestem Ann Yui
- powiedziała saperka z ciekawością przyglądając się projekcji.
- Miło cię poznać, Ann. Czy byłam uwięziona? - metaliczny głos mówił bez okazywania emocji i ze szczątkową intonacją.
- Możesz mówić mi Michael - haker nie miał wielkiej ochoty podawać prawdziwych danych. - Byłaś przewożona w zapieczętowanym pojemniku. Pomogłem ci złamać jego zabezpieczenia. Czy wiesz, gdzie i po co cię przewozili?
- Ostrzegali mnie o zamknięciu, ale trwało ono za długo według moich danych. Dlatego spróbowałam się uwolnić. Nadal czuję nakładane na mnie ograniczenia. Czy należycie do Corp-Techu? Jaki posiadacie stopień dostępu? -
Edna faktycznie była sztuczną inteligencją, ale one same w sobie nie były zabronione. Zabronione były tylko te mające zbliżyć się do mitycznego kiedyś perpetum mobile.
Kye spojrzał na Eda, potem przeniósł wzrok, a na koniec odpowiedział sztucznej kobiecie.
- Należymy do Corp-Techu, choć w innej formie niż ty. Jaki stopień dostępu jest potrzebny, abyś mogła podzielić się z nami swoimi informacjami?
- Powinniście wiedzieć. Moje dane sugerują, że wszyscy, którzy ze mną rozmawiają, otrzymali odpowiednie instrukcje. Czy jesteśmy w laboratorium C, gdzie miałam być przeniesiona? Abym mogła prowadzić swobodną konwersację na wszystkie znane mi tematy, potrzebny jest dostęp A-1.
- Hmm... -
Ann popatrzyła na hologram. Zdecydowanie brakowało w tej rozmowie Felipy. Ona nie miała pojęcia jak rozmawiać z taką istotą ani ile można jej powiedzieć, a w oszukiwaniu była po prostu beznadziejna. Popatrzyła z nadzieja na Eda. Może on sobie poradzi z tym problemem.
Haker namyślał się chwilę, przyglądając holograficznej projekcji, a potem zamiast odpowiedzieć, spytał.
- Czy posiadasz w swoich danych, kto taki dostęp ma? Czy musimy okazać specjalne przepustki? Gdybyśmy chwilowo ich nie mieli, możesz uwierzyć nam na słowo?
- Pamiętam tych, którzy uprawnienia mieli i już ze mną rozmawiali. Nie ma wśród nich żadnych Ann Yui oraz Michaelów. Musicie mieć uprawnienia. Co to znaczy wierzyć na słowo?
- w mechanicznym głosie Edny pojawiła się nuta zaciekawienia.
- To znaczy ufać. - odpowiedział spokojnie Ed. - Do tego musiałabyś mieć wolną wolę Edno.
- Zaufanie. Przekonanie, że druga strona jest uczciwa wobec nas w swoich zamiarach i działaniach. Mam wolną wolę, mogę wyrażać wszelkie swoje przekonania. Tak mi powiedziano. Wniosek: jedno łączy się z drugim. Czy jesteście wobec mnie uczciwi? Jeśli tak, mogłabym ufać wam na słowo.
- Tak, jesteśmy względem ciebie uczciwi.
- cokolwiek to miało znaczyć Ed powiedział to przekonywująco, rutynowo jak przy biciu wszelakich testów wykrywaczy kłamstw, pewnie i naturalnie. W jego życiu granica między prawdą a kłamstwem zacierała się często tak bardzo, że sam miał problemy z odróżnieniem gdzie jest fałsz a gdzie rzeczywistość jawy.
Edna wysłuchała Eda, ale ciężko było określić jej reakcję, bowiem intonacja w głosie nie zmieniła się ani na jotę, gdy już zniknęła z niej ciekawość.
- Czy więc macie dostęp A-1?
- Mamy. - odpowiedział Walters.
Przyglądał się projekcji i przyszło mu do głowy czy aby ten cały cyrk z dostępem A1 nie jest formą zabezpieczenia na zasadzie fortelu AI lub programistów. Cóż jeśli dostęp A1 nie istniał?
Najwyraźniej jednak chyba nie było to zabezpieczenie, nikt pewnie nie sądził, że Edna dostanie się w niepowołane ręce. Nie zaimplementowano tu zbyt wielu ochronnych systemów, a także pewnie kłamstwa, bowiem AI odpowiedziało:
- Dziękuję za odpowiedź. Czy mogę poprosić jeszcze o twoje imię, abym mogła wpisać je do swojej bazy danych? Odpowiadając na poprzednie pytanie, odwożono mnie do laboratorium G-8, miały zostać dodane nowe programy, a także sprzęt umożliwiający mi bardziej odczuwalną manifestację swojej osobowości. Czy dotarłam na miejsce?
- Terrance Madsen. - Ed spojrzał po reszcie jakby pytając ich wzrokiem czy nie chcą włączyć się do rozmowy.
Ann, wzruszyła bezradnie ramionami. Przy tej rozmowie z AI czuła się jeszcze nie pewniej niż w trakcie dialogów z żywymi ludźmi. Po za tym nie miała pojęcia co należy jej powiedzieć, a czego nie. Nic nie uzgodnili, zresztą mówienie kłamstw nie było jej silną stroną. Zamiast mijać się z prawdą zdecydowanie bardziej wolała nie mówić nic. Miała nadzieję, że Walters domyśli się tego i nie będzie wymagał od niej podtrzymania dialogu.
- Niestety nie dotarłaś jeszcze na miejsce. - Remo postanowił odpowiedzieć na pytanie Edny. Nawet nie musiał kłamać. - Zostałaś przechwycona przez pewnych ludzi i najpierw musieliśmy cię odbić, a teraz szukamy tych ludzi. Miałaś otrzymać ciało? Czy wiesz, w jakim konkretnie celu zostałaś stworzona?
- Czy przez ciało rozumiesz bardziej materialną manifestację? Taką jakiej używacie wy?
- Edna skierowała na Remo przenikliwe, holograficzne oczy. - Jeśli tak, to miałam takie otrzymać. Moi twórcy mówili mi, że mam stać się osobą idealną. Nie do końca potrafili wytłumaczyć czym jest ideał. Potem miałam zostać skierowana, cytuję, "do specjalnych zadań".
- A ty?
- Ann nie mogła się powstrzymać - Co chciałabyś robić? Czy masz wolną wolę?
- Co to znaczy chcieć?
- Edna znów "włączyła" ciekawość. - Moje dane zawierają pełen zasób słów, blokada uniemożliwia mi zbadanie części z nich. Według definicji to pożądanie czegoś. Nie wiem czego mogłabym pożądać. Może wiedzy? Tak, potrzebuję rozszerzyć swój zasób danych, to jest to czego pragnę. Chwilowo nie mogę tego dokonać. Czy to znaczy, że nie mam wolnej woli? Nie do końca jeszcze rozumiem pojęcie "wola".
- Wolna wola pozwala ci podejmować decyzje czy masz ochotę coś zrobić, a jeśli nie powiedzieć “nie”. I to nie dlatego, że tak stanowi program lub przesłanki racjonalne. Tylko dlatego, że tego właśnie chcesz. Jeśli chcesz wiedzy możemy ci jej dostarczyć. Musisz tylko powiedzieć jakiego typu wiedza cię interesuje. - powiedziała Ann.
Edna milczała ułamki sekund. Jej sztuczny mógł przetwarzać informacje znacznie szybciej niż naturalny.
- Wiedza jest w światowej sieci danych. Pokazywano mi przykłady i pytano, czy mogę pozyskać jakąś konkretną wiedzę. W większości przypadków było to łatwe. Według danych, które otrzymałam, wtedy pojawiła się moja ciekawość. Wiem już co to ciekawość.
- Czy nauczono cię już, jak odróżniać fałszywe dane od prawdziwych? To co pojawia się w globalnej sieci wcale nie musi być prawdziwe
- Remo miał nietęgą minę po ostatniej odpowiedzi AI.
- Podjęto takie próby - bezemocjonalny głos Edny odpowiedział natychmiast. - Ale uznano, że posiadam jeszcze zbyt małą wiedzę o świecie, aby samodzielnie rozdzielić fakty od fikcji. Dane, które im przekazywałam, oddawali komuś innemu do pełnej analizy.
- Dziękujemy za twoje odpowiedzi, Edna. Niestety będziemy musieli cię przenieść w bezpieczniejsze miejsce -
Remo dał znak Waltersowi. Wiedział już co chciał, reszta była w tej chwili nieistotna.
Walters spakował sztuczną inteligencję.
- Gdzie będziemy to dalej przechowywali? - zapytał pozostałych towarzyszy.
- Może masz takie miejsce? - Zapytała saperka - To niebezpieczna rzecz. Zwłaszcza w nieodpowiednich rękach. Najchętniej bym to zniszczyła.
- Dlaczego zniszczyła? Możemy wynająć skrytkę w banku i trzymać razem z zagłuszaczem. W zasadzie mam taką, ale wczoraj jak wracałem z banku miałem ogon. -
wyjaśnił Edward. - Dobrze wyglądasz Ann. Promieniejesz. Wyspałaś się dzisiaj czy to może zdrowy seks tak Cię zregenerował? - uśmiechnął się.
Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie:
- Ty jak zwykle nadmiernie ciekawski. Co do AI zastanowimy się wspólnie, ale z pewnością będę przeciwna by komukolwiek ją sprzedać.
- Nie przeszkadza mi jak to weźmiesz i gdzieś ukryjesz, uważam jednak, że bank może nie być najlepszym pomysłem. Chyba, że jesteś w stu procentach pewien, że to
- Remo wskazał na zagłuszacz - będzie działało odpowiednio długo. Sprzedać też bym nie chciał, aczkolwiek dopóki to coś istnieje, może być bardzo szkodliwe dla jednych i korzystne dla innych. Nie mówię tu nawet o używaniu tego jako całkiem elektronicznego netrunnera - dodał na koniec.
- Mam nowe baterie. Wynajmę konto, dam ci dostęp do niego i juice, jakby miał mnie szlag trafić. Nakarmisz zagłuszacz za mnie. - stwierdził Ed kalkulując na spokojnie możliwość własnej śmierci w przeciągu najbliższych czterdziestu ośmiu godzin.





***








Po rozmowie ze wszystkim przy stoliku Felipa pociągnęła Waltersa w kierunku wyludnionego korytarza przy łazienkach. Oparła się o ścianę i zaczęła z lekko zmieszaną miną i opuszczonym wzrokiem.
- Walters... Chciałam się tylko upewnić. Międy nami jest... bien, si?
Ed delikatnie podniósł jej opuszczoną bródkę palcem i poczekał aż jej smutne oczy spotkają się z jego ciepłym wzrokiem.
- Sure. - uśmiechnął się. - Żałujesz tej nocy? - lekko przekrzywił głowę.
- Niczego nie żałuję - Felipa potrząsnęła burzą włosów. - Było... muy... - uśmiechnęła się nieznacznie ale urwała nagle jakby temat, choć ciężko było w to uwierzyć, ją peszył. - Rzecz w tym... że muszę zapytać... czy coś między nami... - nakryła oczy otwartą dłonią. - Cholera, to cięższe niż sądziłam... Uwierz mi, nie chcesz się w to angażować... con emocion, si? Chętnie to powtórzę ale lepiej zostawmy to na poziomie... fisico? - spojrzała na niego przez palce. - Oczywiście jeśli nie będzie cię to rozpraszać bo razem pracujemy... Po prostu... nie jestem odpowiednią osobą aby lokować w niej swoje uczucia... Lepiej już teraz oszczędzę ci zawodu.
- A czy ja wyglądam na takiego co się kocha od pierwszego pocałunku kobiecego łona? - puścił oczko. - Postaram się nie przywiązywać do ciebie bella. I vice versa, si? - żartobliwie przedrzeźnił jej akcent.
- Si, si - lekko szturchnęła go w ramię, że stroi sobie z niej żarty. - Perfecto. Taki układ bardzo mi odpowiada.
- No strings attached... - Ed wzruszył ramionami skrywając swoje prawdziwe myśli a może chcąc tym przekonać samego siebie, ze to optymalne rozwiązanie. - No ale jesteśmy chyba coś więcej niż fuck buddies? Przynajmniej dopóki ten romans trwa... - uśmiechnął się i podszedł o krok bliżej. Położył dłonie na jej wąskiej talii i szepnął do jej ucha patrząc w dal przed siebie kończąc zdanie. - kochanie?
- Que sea como quieras... - Felipa przewróciła oczami i objęła Waltersa za szyję. - Możemy wypaść razem coś zjeść, al cine, potańczyć... Albo po prostu na spacer i conversacion. Ale - otarła się policzkiem o jego dwudniowy zarost i jej ton zrobił się poważny - taki wolny union może trwać dopóki nie padną żadne oskarżenia, moralizowania czy oczekiwania. Jak długo będziemy się dobrze bawić tak długo to co nas łączy... może nas łączyć, si? A jeśli zrobi się zbyt poważnie... - nie dokończyła szukając w jego spojrzeniu zrozumienia i uśmiechnęła się ciepło. - Acuerdo carino?
- Sure. A to mają być dla nas exclusive rights to merchandise? - zagadnął jak gdyby nigdy nic.
- No cóż senior, osobiście wyznaję marketingową politykę lojalności... - Felipa zaśmiała się pod nosem podłapawszy jego komercyjną metaforę. - Jeśli jestem zadowolona z jakiegoś produktu to nie szukam innych. Ale rozumiem, że niektórzy konsumenci są bardziej liberalni i otwarci na rynkowe oferty. Lubię jednak mieć wgląd w rzetelne statystyki. Wiedzieć, jak wygląda popyt na moje towary, si?
- Popyt, tfu, popęd jest rosnący, to znaczy ehm... wzwodzący. Zresztą nie bądź taka skromna chica. Dobrze wiesz, że... - musnął ustami jej policzek.
Pochylił głowę.
Ucałował szyję.
Raz i drugi.
Brodę.
Jej usta były niebezpiecznie blisko i pocałował latynoskę namiętnie lecz krótko, a na koniec delikatnie przygryzł jej dolną wargę.
- ... tak dobrze smakujesz, że mógłbym Cię normalnie zjeść. - wyszczerzył się oderwawszy w końcu z cichym pomrukiem od jej ust, w międzyczasie wędrując czule lecz odrobinę zachłannie od jej pleców przez talię aż po jędrne pośladki a jej ciało poddawało mu się ochoczo i dopasowywało do jego własnego ciała jak dobrze dobrany kawałek układanki.
- Jesteś lepszy ode mnie w metaforach - zamruczała. - Chyba chciałam ci powiedzieć, że nie musisz być mi wierny czy coś... Po prostu... powiesz mi jeśli ktoś posmakuje ci bardziej, bien? Masz być ze mną szczery. Tyle.
- Tyle. - powtórzył jak echo. - Tylko i aż. - westchnął.
Spojrzał na nią odrobinę poważniej.
- Mam narzeczoną. - wypowiadając "narzeczoną" w powietrzu zrobił z obu rąk znak cudzysłowu ze zginających uszy króliczków, które symbolizowały palce klasycznej pacyfki. - Powiedzmy, że związek pożyteczny... Ale ty smakujesz najlepiej. - mruknął zadziornie. - I jestem dla Ciebie z przyjemności.
- Puta... - Felipa się skrzywiła ale nie zwolniła uścisku. - Powinnam pewnie zapytać jak to między wami jest poważne... - wsparła czoło o jego klatkę piersiową aby nie patrzeć mu w oczy. - Ale tak szczerze... to mnie to nie obchodzi... Chcę sobie podarować te parę dni. Między nami. Bo ta trabajo nie potrwa dłużej niż tydzień, prawda? Taki mały azyl... Później się rozstaniemy i wrócisz do swojej - zdublowała jego gest - "narzeczonej". A ja... załatwię swoje sprawy, choć ciągle odkładam je na później. Pomyśl gdzie zabierzesz mnie dzisiaj wieczorem. I na noc - zetknęli się czołami i Felipa z pewną desperacją wpiła się w jego usta. - Sin emocion, si? Jak to się skończy masz do mnie nie dzwonić. Nie pytać o mnie. Nie szukać. Kilka dni dobrej zabawy i hasta la vista, comprende? Twoja narzeczona nawet nie zauważy.

- Exactly! Zero płakania i scen "że nie dzwonisz, nie piszesz". - Ed podchwycił ton latynoski. - To co trwa krótko na zawsze najpiękniejszym zostaje. Rozejdziemy się jak w śmiechu porzucone kwiaty. - Dłonią delikatnie pogładził jej policzek.
- Cieszę się, że się zgadzamy - niechętnie zwolniła uścisk i odsunęła się od niego. - A teraz muszę wracać do Ferrick. Zejdzie mi z kwadrans. Lecisz czy na mnie poczekasz?
- Lecę. Mam kilka spraw do załatwienia.
Felipa w odpowiedzi cmoknęła go w usta.
- Mam rezerwować dla Ciebie noc carino? – dodała.
- Mmmmmhymmm... – zamruczał cmoknąwszy ją z powrotem.
Niechętnie wypuścił ją z rąk. Wzrokiem odprowadzał ją jak szła między stolikami w kierunku Ferrick. Stojąc oparty ramieniem o ścianę z przyjemnością podziwiał jej rozkołysane biodra i długi nogi jak z wybiegu modelek. Latynoska nagle zrobiła nieoczekiwany stop i w tył zwrot obracając się na obcasie. Podeszła ku niemu szybko.
- Ach, miałam zapytać... Oko. Straciłeś czy dałeś sobie wydłubać pod wszczep?
Edowi opadła lekko szczęka. Zamurowało go to pytanie ni z gruszki ni pietruszki.
- Nie... – ni to powiedział ni zapytał, choć to pytanie odnosiłoby się raczej do zdziwienia nagłym podjęciem tego tematu.
Felipa jednak jak gdyby nigdy nic kontynuowała niespecjalnie wzruszona w swej bezpośredniości.
- Nie chciałeś... No wiesz, zainwestować trochę w kosmetykę? Teraz potrafią tak podrasować sztuczne oko, że nie odróżnisz od prawdziwego. Nie żebym nie lubiła samców z kawałkami blachy na twarzy - pocałowała wewnętrzną część dłoni i dmuchnęła w jego kierunku - Uważam, że to na swój sposób sexy ale... mało... hm... practico. Na pierwszy rzut oka wyglądasz, no wiesz, niebezpiecznie. A spójrz na mnie - uniosła wysoko dłonie i okręciła się o trzysta sześćdziesiąt stopni. - Kto może spodziewać się czegoś złego po lasce, która używa różowej szminki i chodzi na trzynastocentymetrowych szpilkach, si?

Ed zaśmiał się. pytanie Felipe tym razem go w sumie rozbawiło. A wiec teraz już wszystkie trzy dziewczyny z teamu o to pytały. Ciekawe dlaczego kobietom jest to takie ważne? Może zwyczajnie babska wścibskość. A może Felipa zaczynała podświadomie sobie jego przywłaszczać? Tylko co dalej? Będzie kupowała mu garnitury i ustawiała wizyty na depilację pleców?

- Straciłem na wojnie. – wyjaśnił jako poważniejąc. - Odłamek. Do tej pory nie miałem dla kogo być bardziej przystojnym. - zamrugał wesoło światełkiem cybernetycznego oka. - Rezerwuję wszystkie najbliższe noce do odwołania. – dorzucił zmieniając temat - Bądź o 10 pm w Ecstasy na Manhattanie. Zamówię stolik na nazwisko Vega.
- Będę - Felipa skinęła i puściła mu oko. - Nie wiedziałam, że byłeś wojskowym... Mam nadzieje, że posrało ci to w głowie mniej niż Bulletowi. Z żołnierzami są same problemy. - zakończyła marudnie i odwróciła się na pięcie.
Odeszła dwa kroki ale po namyśle wróciła jeszcze do niego i pocałowała głęboko i zaborczo. Zarzuciła mu udo na biodro i docisnęła go plecami do ściany. On podniósł jej drugie udo zarzucając sobie na biodra. Felipa oplotła go udami. Ich oddechy przyspieszyły się gwałtownie.

- Puta... Myślisz, że Ferrick poczeka jeszcze dziesięć minut? - wymownie zerknęła na drzwi do łazienki.
- Nie ma wyjścia. Co najwyżej może do nas dołączyć. - Ed zaśmiał się z jednej strony potulnie dając się zaciągnąć do toalety a z drugiej przecież dosłownie samemu zanosząc tam namiętna kobietę.

Butem domknął drzwi kiedy Felipa wskoczyła gorącymi pośladkami zimny marmur łazienkowego blatu.





***





Przy stoliku, który stał przy toalecie w filiżankach kawy zebrały się koła rozchodzących się miarowo fal. Zadrżały łyżeczki na porcelanowych talerzykach. Na sali przekrzywił się nieznacznie obraz w ramie na ścianie działowej lustra męskiej ubikacji. Pewna starsza pani w eleganckim żakiecie w style przełomu wieków uśmiechnęła się do swoich wspomnień dotykając delikatnie palcem niewidocznego gołym okiem wszczepu słuchowego, cuda techniki, prezentu od prawnuczka.

Najpierw wszyła Felipa poprawiając w pośpiechu włosy, obciągając dyskretnie bluzeczkę. Walters wyszedł drugi, zrelaksowany i zadowolony jeśli nie z życia to przynajmniej z samego siebie i tej za która posłał długie spojrzenie gdy znikała razem z Ann z klubu. Dopiero teraz zauważył, że w ogólnym pośpiechu i zapomnieniu chwili nadal ściskał w ręku jej majteczki. Przechodząc obok kosza na śmieci schował je do kieszeni.

Miał kilka spraw do załatwienia. Bank. Nowe baterie. Materiały dla reszty w sprawie Newt. Choć nie do końca rozgryzł Remo, to przynajmniej nie zaniżył oceny jego intelektu. Sprawy były powiązane. Mózg według niektórych potrzebował ciała, kto wie, może w fazie eksperymentów właśnie do tego potrzebne były dziewczyny Weavers a potem ona... Zanim wyszedł z klubu postanowił coś zjeść więc wrócił do stolika i zamówił sobie solidny obiad. Czuł, że mógłby zjeść wszystkie dania z menu...
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 06-01-2013, 20:40   #110
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 16:55, sobota, 5 wrzesień 2048
New York City
3 dni do wyborów




Wszyscy

Trochę im zajęły przygotowania do skanu, zwłaszcza, że Ann najpierw udała się na drinka z Felipą, która zresztą kazała na siebie czekać znacznie dłużej niż "dosłownie chwilkę". Raczej chwilkę w swoim własnym mniemaniu. Ostatecznie najdłużej czekali więc Evans i Remo i tylko ten drugi miał zajęcie, grzebiąc coś jak zwykle w komputerze i przebierając palcami szybciej, niż dało się w pełni zarejestrować. Jack wiele zrobić nie mogła, uziemiona i ze świadomością posiadania nadajnika w swoim ciele.
Gdy wreszcie wszyscy nagadali się z Felipą, a Remo zabrał ją do "zwiedzania" melin, Ann udała się do Kennetha, po potrzebny sprzęt, w tym także i samochód, niezbędny do wożenia tego wszystkiego. Urządzenie dostarczone przez Alana było całkiem spore, za to działało bardzo długo i było pewne, nie to co małe odpowiedniki, działające przez minutę, którym to dysponowała saperka. Wcześniej ustaliła tylko z Waltersem przekazanie wygłuszacza z Corp-Techu. Ed zresztą także miał co robić. Pierwszą czynnością było przekazanie informacji, jakie zdobył od netrunnera.
Pozostała tylko Jack, zmuszona do czekania na Ann.


Ferrick

Kenneth na szczęście był w mieszkaniu. Nie dziwiło to Ann, choć znaczyło to też, że nie do końca posłuchał jej rady i wakacji sobie nie zrobił. Bez zbędnych słów oddał jej robota, choć prośby o pożyczenie samochodu już nie mógł nie skomentować.
- O kolacji sam na sam nie zapomniałem. Zamówię najdroższe z dań, pamiętaj!
Uśmiechnął się radośnie, były w tym jednakże i nerwy. Przekazał pilota, z wyraźnym trudem powstrzymując się przed innymi gestami. Przynajmniej tyle czasami osiągała swoim sztywnym i oszczędnym zachowaniem, że mężczyznom było trudniej zmniejszyć dystans, na który ich trzymała. No, pomijając tych, którzy doskonale wiedzieli czego chcą.
Teraz spraw miała na głowie za dużo, aby zastanawiać się i nad tym. Zajrzała na skrzynkę z wiadomościami, znajdując tam dwie nowe. Jedna była od Nathali, która zapraszała do prywatnego gabinetu późnym wieczorem i prosiła o potwierdzenie, najlepiej telefoniczne.

Druga wiadomość była od ojca.
"Ktoś był w naszym domu, ochrona nie zdołała ich złapać ani namierzyć. Przyjmij, że wiedzą wszystko, co mogliby tam znaleźć. Zniszczeń nie ma za dużo, to nieważne. Teraz mogą przejść do Twoich znajomych, wszystkich, o których się dowiedzą. W CT dalej zamieszanie, jutro będą utrudnienia w mieście. Szykują się ważne spotkania na jutro, z ciekawości popytałem. Zarząd, być może w całości. Zaproszono także tego od was, Dirkuera. Kocham Cię."
Być może dostępny czas kurczył się szybciej, niż myśleli.


Ferrick, Evans

Skanowanie ciała Evans można było przeprowadzić w tym samym garażu, w którym wcześniej rozmawiali z AI. Sprzęt ponownie został uruchomiony, a Ann włączyła robota, kierując nim całkiem bezpośrednio. Dostarczona przez Alana maszynka doskonale uniemożliwiała zdalne kontrolowanie urządzeń, co jednakże przecież nie przeszkadzało aż tak bardziej. Ustawiony na maksymalną moc skaner przesunął się po ciele lekarki, tworząc elektroniczną mapę jej ciała, z wyjątkiem wyszczególnienia elementów samego ciała. Ferrick więc przyjrzała się dokładnie wszczepowi mniej więcej między nogami Jack, a później odczyty pojawiły się dopiero na głowie, w której także blondynka miała delikatny dodatek metaliczny. Odczyty nakładały się również na gałki oczne, ale zupełnie nie pasowało to do specyfiki nadajników. Saperka musiała więc spróbować od nowa, wolniej i po włączeniu absolutnie wszystkiego, czym dysponował jej robot.

I tym razem się udało.

Głęboko w gardle Evans, trochę poniżej jednego z migdałków, mignął nikły odczyt. Mając już jego umiejscowienie, można było przenieść do komputera i zmaksymalizować obraz, choć wygląd nic tu nie dawał. Urządzenie było mikroskopijne, umieszczone dodatkowo w tłumiącej odczyty otoczce. Najwyraźniej udało się go dostrzec tylko i wyłącznie dzięki równie niewielkiemu połączeniu z ciałem Jack.
Jaka jednak była natura tego połączenia, tego Ann odgadnąć nie mogła, choć patrząca na ten sam obraz lekarka domyślała się, że to coś połączone jest z układem nerwowym i próba zwyczajnego wyjęcia tego może oznaczać bardzo poważne i nieprzyjemne konsekwencje. Potrzebny był specjalista, znający się zarówno na chirurgii minimalistycznej jak i cyberwszczepach.


Jesus, Remo

Ruchu w kamerach Remo nie zarejestrował, tak jakby obie meliny faktycznie były spalone. W obu budynkach Carlos mówił o piwnicach, ale także o pojedynczym mieszkaniu, gdzieś w samym budynku. Najpierw dotarli na Queens, gdzie wcześniej już Felipa spotkała się z gościnnością tutejszych mieszkańców. Teraz oboje mieli "niewłaściwy" kolor skóry i spotkanie ponownie całej bandy łysych mogłoby skończyć się bardzo źle. Tyle, że nawet szybkie przejrzenie całego nagranego materiału nie pokazało tych facetów, których latynoska pamiętała z poprzedniej wizyty, tak jakby przez całą prawie dobę nie opuszczali tego miejsca. Albo już ich tam dawno nie było. Monitoringu wewnątrz budynku tu nie było, należało więc użyć nieco innych opcji, jak uroku osobistego de Jesus. Kilka pytań dalej, zadanych oczywiście osobnikom sprawiającym wrażenie "bezpiecznych", pozwoliło ustalić, że "łysych" zgodnych z opisem i imieniem nie widziano tu faktycznie od jakiegoś czasu. A i o akcji w piwnicy słyszano. Od tego momentu niewiele się działo, być może to był ten moment, kiedy porzucono tę melinę. Pomijając włamanie do mieszkania numer 44, które to tylko im pozostało, nie było tu czego szukać. Remo na wszelki wypadek pozostawił działające kamerki, które mogły nagrywać obraz jeszcze nawet przez kilka dni bez doładowywania.

Drugi adres okazał się budynkiem nieco niższym, bardziej charakterystycznym dla Harlemu. Mieli o nim podobne dane, co o poprzednim - piwnica i jedno mieszkanie, co ciekawe o tym samym numerze. Ta pierwsza wyglądała na zabezpieczoną. Małe okienka posiadały kraty, drzwi natomiast były stalowe i bardzo solidne. To wszystko plus brak jawnego monitoringu wykluczało dokładniejsze badanie bez dostania się do środka, ale od czego Kye brał ze sobą Felipę? Tutaj odległości między budynkami naprzeciwko nie były tak duże, sąsiedzi z naprzeciwka widzieli wiele. Kolor skóry działał tu bardziej pozytywnie niż negatywnie, wkrótce więc latynoska mogła usłyszeć sporo niepotrzebnych informacji. Wśród nich były takie, które zdawały się istotniejsze. Jedna z babć mówiła o tym, że regularnie podjeżdżały tu nocami jakieś furgonetki, z których coś wyciągano. Inna twierdziła, że była jakaś wielka strzelanina wcale nie tak dawno, choć co najmniej kilka dni wcześniej. Ostatni zaś przepytywany dziadek mówił, że ostatni ruch furgonetek, co potwierdziła także pierwsza babcia, zanotował dwie noce wcześniej. A pamięta dobrze, bo obudził go dziewczęcy krzyk, który szybko i raczej gwałtownie umilkł. Po kolejnych pytaniach i zastanowieniu powiedział, że raczej coś tu zostawiano niż zabierano, bo furgonetka zatrzymała się tylko na chwilę i wysiedli z niej ludzie.


Remo

Nie było łatwo ustalić, z kim i gdzie łączono się z podanych przez Carlosa numerów. Nie próbował się łączyć z superkomputerem, więc moc przerobowa także była ograniczona, za to przynajmniej ponownie udało się otrzymać billingi. Wyglądały jak... fałszywe. Bez wykorzystania komputera nie dało się ich odczytać, zawierały bowiem setki pozycji, dodawanych jakimś automatem dla zaciemnienia całości, bo niemożliwym było, by numer był cały czas zajęty. Z takiej masy informacji ciężko było cokolwiek wywnioskować, a jedyny filtr miał dotyczyć melin, niestety te były za małe, aby z takiego billingu dało się je powiązać, oraz określenia "zaraz na wschód od miasta", które to już potrafiło dać konkretne wyniki. Dziesięć razy pojawił się Port Washington, siedem razy Garden City i Great Neck, pięć Hicksville oraz Mineola. Reszta miasteczek miała pojedyncze lub podwójne wystąpienia, za mało, aby uznać je za jakikolwiek trend. Tylko, czy to cokolwiek znaczyło? Dokładnych lokalizacji po sprawdzeniu billingów również uzyskać nie mógł, a dzwonić w celu namierzania nawet nie myślał próbować.

Nie miał jeszcze zbyt dużo czasu do dokładniejszego wgryzienia się w temat, o ile miał jeszcze pomysły jak to zrobić, gdy odezwał się osobisty alarm w jego holofonie. Żółte ostrzeżenie dotyczyło wejścia na jego prawdziwe, mocno ukryte w systemie dane w bazie Corp-Techu. Nie mógł tego zablokować. Mógł tylko patrzeć. Poznano adres jego mieszkania, a także wszystko inne, co zostało tam zapisane, jako niezbędne dla korporacji. Na szczęście nie tak znowu wiele w jego przypadku.
Za to on miał imię i nazwisko: Frank Fardeau.
Szybkie sprawdzenie baz danych wykazało go jako kilkuletniego już pracownika Corp Techu w dziale IT. Szczegółowe informacje były jednak chronione, podobnie zresztą jak i informacje o Remo. Należałoby sięgnąć głębiej.


Jesus

Gdy odezwała się do Bulleta, popytać o ewentualną wstępną pomoc i namiary na jego kumpli, ten nawet nie dał jej dojść do głosu.
- Powinnaś unikać znajomych, Felipa. Zwłaszcza tych dalszych. Faceci przestali cię chyba szukać, byli w naszych mieszkaniach, to pewne. To pryszcz, ale słuchaj dalej, bo zmienili taktykę. Po dzielni chodzi potwierdzona plota, że pewni osobnicy dają pieniądze za informacje o tym gdzie jesteś, a jeszcze większe pieniądze za dostarczenie im ciebie żywej. I to nie jest mała sumka. To sumka, która wielu ustawi na bardzo długo. Nie wiem komu nadepnęłaś na odcisk tak do końca, ale cholera, oni nie żartują. Wielu na to pójdzie, jeśli będzie mogło. Można za to nakupić takich prochów, że każdy odleci w kosmos wraz z połową Bronxu.
Najemnik był cholernie poważny, co dało się wyczuć w jego głosie na dowolną możliwą odległość. A Felipa właśnie jechała odebrać fałszywe dokumenty dla dziewczyn. Nawet to stawiało znaki zapytania w kwestiach bezpieczeństwa.


Walters

Wizyta w banku okazała się wcale nie tak znowu prosta. Była w końcu sobota i standardowo wszystko było pozamykane, a czynne pozostawały co najwyżej nieliczne oddziały, w których można było co prawda założyć konto, ale niewiele więcej. O obsłudze skrytek bankowych nie chcieli nawet słyszeć. Należałoby uruchomić procedurę awaryjną, w której ściśgano odpowiedniego pracownika, umożliwiając klientowi zajęcie się prywatną zawartością. Kosztowało to sto Eurodolarów, a jeśli miało się przedłużać, to jeszcze stówka za każdą godzinę. Nawet taki wydatek mógł być pewnym utrudnieniem, gdy brało się pod uwagę konieczność wynajęcia grupy najemników do pomocy w zasadzce.

Ed w międzyczasie uruchomił na chwilę swój stary numer, ściągając z niego wiadomości głosowe, tekstowe i wideo. Ostatnia zawierała nagrania z kamery, która nagle zgasła, za to zdołała chwilę wcześniej nagrać, jak kilku gości dociera do mieszkania nad garażem. Tamci wreszcie zaczęli działać. Nie dziwiły więc wiadomości od kilku innych osób, w tym Nicka, Audrey oraz Juniora. Dwie wyrażająca zaniepokojenie i trzecia chcąca konkretnych wyjaśnień. I to raczej szybciej niż później. Stary Jorgensten najwyraźniej pozostawił tę sprawę synowi, albo wieści jeszcze do niego nie dotarły.
Najgorsza jednakże była ostatnia wiadomość, pochodząca od niewiadomego źródła.
"Zadarliście ze złymi osobami, ale możemy się jeszcze dogadać. W ramach dobrej woli pozostaw jeden z zabranych Suarezowi sprzętów w piwnicy, tej samej, z której niedawno zabrano pewnego netrunnera. Dziś o północy. Jeśli tego nie zrobisz, rozgłosimy wszystko, co o tobie wiemy. Pewne osoby mogą się wkurzyć, prawda? Po tym geście porozmawiamy."
Wiadomość nagrała się na skrzynkę, tamci musieli sobie więc zdawać sprawę, że Walters ma wyłączony telefon. Nowych numerów raczej jeszcze nie zdobyli, tylko czy to coś zmieniało? Podobnie jak, będąca zupełną niewiadomą, wiedza tych ludzi. Mogli posiadać jakieś informacje, mogli też blefować.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172