Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2012, 07:01   #6
Sileana
 
Sileana's Avatar
 
Reputacja: 1 Sileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodze
- Mogłabym mieć z tobą aborcję.

Plask plastra szynki o podłogę natychmiast zwrócił uwagę Shiry, z ukontentowaniem kończącej długie podchody do upolowania śniadania lepszego niż kocie żarcie. Kawałek mięsa w panierce z kurzu znaczył dla niej więcej niż najdroższa pucha. Ava postanowiła to zapamiętać na następny raz, kiedy ta kupa futra zacznie wybrzydzać.

Olbrzym przy kuchence miał swoją minutę na ogarnięcie myśli, bo w końcu obrócił się do niej, trzymając, chyba na wszelki wypadek, patelnię.

- To dobrze. Nie jestem jeszcze gotowy na dzieci.

Uśmiechnęła się promiennie, kiwając głową i ściągając palcami z patelni resztę śniadania.

- Jestem już spóźniona, zobaczymy się kiedyś tam. - I już jej nie było w kuchni, ale zdążył zobaczyć imponujący side aerial przez sypialnię. Imponujący głównie dlatego, że Ava wciąż przeżuwała.

- Udławisz się kiedyś. I nie zapominaj, że nie mam kluczy! - Zawołał za nią, wychodząc z kuchni z szarą kotką w ramionach. Jeśli był bardziej seksowny widok niż półnagi mężczyzna tulący zwierzę, ona go nie znała, pozwoliła więc sobie na chwilę zagapienia.

- Wyskakuj oknem, to tylko trzy piętra, O'Brien. Chyba nie cykasz? - Odparła swobodnie, stojąc w progu z cwaniackim uśmiechem. - Zostaw klucze pani Abrams spod piątki. To dziwne, jak ona się mnie boi...

I już jej nie było. Anthony usłyszał tylko parę łomotów na klatce schodowej, świadczących o tym, że miała na tyle dobry humor, by popisywać się przed dzieciakami sąsiadów.

* * *

Dzień jak co dzień. Śmierć jak każda śmierć. Tylko jedna rzecz była zmienna – zabawa, jaką miała z pracy. Jak dziś. Proste zadanie, które wykonałaby bezbłędnie, gdyby jeden z tych dupków się nie wtrącił. Na pocieszenie rzuciła mu, że przecież ciągle ma drugą rękę do spędzania nocy. No i ominął go rachunek za pralnię. Naprawdę, co było z tymi istotami, musiały tak strzelać juchą? Na szczęście nie przeglądała się w lustrze, ale była prawie pewna, że kawałek jelita utknął w jej włosach. Yuk. Wyszorowała się bardzo dokładnie i zamierzała zrobić to samo z ulubioną bronią.

Napotkała wzrok towarzyszy i wykrzywiła się zabawnie. Byli jej kumplami, to prawda, ale na pewno nie chciała, żeby którykolwiek w nich poczuł się wystarczająco odważny. Podziwiać z daleka? Dlaczego nie. Biurowy romans? Nie na jej zmianie.

Jednak notka na biurku nie spodobała się jej za bardzo. Oznaczała tylko więcej pracy, podczas gdy ona marzyła o spokojnym kątku i obfitym obiedzie. Lubiła swoją pracę, to prawda, była jej oddana, ale co za dużo, to niezdrowo.

* * *

Rozejrzała się po zebranych w pokoju. Niektórych kojarzyła z widoku czy ze słyszenia, ale z żadnym jeszcze nie pracowała. Miała właśnie szansę. I to jaką... Najwyraźniej jakiś zaszczyt ją kopnął, że aż osławiona Emma Harcourt była w jej drużynie. Ciekawe za co, bo raczej nie dzisiejszą akcję z łakiem.

Koordynator mówił, a ona udawała, że słucha. Nie było rozkazu strzelania, zatem nic tam po niej. Mogłoby się zdawać, że była niepotrzebna na tym etapie. Ale, nieszczęsna, otworzyła gębę.

- Ilu jeszcze ofiar można się spodziewać? Nie przyglądałam się nigdy zbyt blisko życiu rozpłodowemu Regulatorów, ale zakładam, że takie informacje zostały zebrane? Czy w grę wchodzą też byli Regulatorzy i ich potomstwo? - Wyrzucała z siebie pytania jak z karabinu, jakby nie chcąc zapomnieć niczego. Ale w końcu się zawahała. - I... jakich środków przymusu możemy użyć na rodzicach ofiar, w razie prób przeszkodzenia naszemu śledztwu, bo nie sądzę, żeby tak łatwo odpuścili dochodzenie prawdy na własną rękę?

No i się zaczęło...

Koordynator spojrzał w kierunku egzekutorki.
- Czy pani jest nienormalna? A może jakieś nie zgłoszone urazy mózgu? Uznam, że tych pytań nie było. W Ministerstwie obecnie pracuje około stu pięćdziesięciu regulatorów, nie licząc personelu pomocniczego. To przynajmniej trzysta potencjalnych ofiar, zakładając że każdy ma tylko dwójkę dzieci. Nie wiemy, czy schemat zostanie utrzymany, o ile będą dalsze zbrodnie. A pani debilną uwagę o używaniu przemocy względem pracowników, z którymi być może będzie kiedyś pani narażała życie podczas pracy zawodowej uznam za przejęzyczenie. Przypomnę również pani, regulatorko, że użycie mocy łowców na człowieku karane jest śmiercią, a łowcy względem prawa są nadal ludźmi. - Wzrok koordynatora nie pozostawiał cienia wątpliwości, że pytania egzekutorki wzbudziły w nim gniew.

- Oczywiście, proszę pana. - Wzruszyła ramieniem, nie przejmując się już więcej Koordynatorem. Tylko pod nosem wymruczała coś jak “banda dyletantów”, ale skoro nikt nie przejął się istotnymi problemami jej pracy, a było nią, bądź co bądź, ochranianie, w ten czy inny sposób, to i ona nie zamierzała tego roztrząsać.

Publicznie.

W głowie bowiem bardzo dokładnie powiedziała Koordynatorowi, co myśli o jego niekompetencji. Zwłaszcza tej części, która nie zna innych środków przymusu, poza strzałem w głowę, co nie świadczyło o nim za dobrze. Biorąc pod uwagę, że istniało coś takiego jak zatrzymanie do wyjaśnienia, aresztowanie, doprowadzenie świadka... Ale cóż ona wiedziała, była przecież tylko stojakiem na giwerę, ładnym, ale kompletnie bezużytecznym bez komendy „zabij”.

No i nie zapominajmy o jakże uroczym braku zainteresowania całym pieprzonym MR-em. Cóż tam, że zabijają rodziny naszych kolegów, ich jest po prostu za dużo. Jak ich wybiją, będzie mniej gąb do wyżywienia, yay!

W czasie, kiedy ona lżyła Stroffa, przeglądając przy okazji akta, między resztą nawiązała się nić porozumienia. Co jakiś czas wpadało jej do głowy jakieś zabłąkane słowo, ale siedziała twardo na swoim miejscu, obrażona i średnio zainteresowana small talkami, z których nie wynikało w zasadzie nic wiążącego.

Dlatego dopiero po jakimś czasie załapała, że coś do niej powiedziano.

- Nie żartowałam. Odkrycie ilości potencjalnych ofiar jest dość istotne, a wzór wskazuje jasno, że mordercy zainteresowani są tylko MR-em. Jestem Ava. - Rozejrzała się po obecnych kobietach. Nie była chyba jakoś bardzo im potrzebna, ale usiadła wygodniej, przysłuchując się dyktandu i starając się zapamiętać jak najwięcej.
Kiedy Vannessa dobrnęła do końca pierwszej teczki i zrobiła przerwę żeby wybrać kolejną, Emma podniosła wzrok i spojrzała na rudowłosą kobietę.

- Wiesz, Ava, pomysł ochrony potencjalnych ofiar nie jest taki zły, ale jeśli założymy, że to dotyczy wszystkich dzieci byłych i obecnych regulatorów, to robi się zbyt wiele możliwych celów ataku. Jak chciałabyś namierzyć i ochronić tak dużą liczbę osób?

- A kto mówił cokolwiek o ochronie? Wziąwszy pod uwagę, że są cztery ofiary, żadna z nich nie jest dzieckiem, a przynajmniej nie małym dzieckiem, wszystkie są płci żeńskiej, można wysnuć prawdopodobną hipotezę, że sprawców interesuje tylko ten zakres. Dodatkowo, jeżeli udałoby się wyśledzić, a MR ma takie akta, bo ma najpewniej akta na każdego, gdzie mieszkają, być może udałoby się wymyślić ewentualną siatkę działania sprawców. - Urwała w tym momencie. - Zmęczyło mnie myślenie. Jak wiadomo, nie jest to moja domena. Pójdę po kawę, czy któraś z pań reflektuje?

Emma wyglądała na autentycznie zdziwioną.
- Nie nadążam. Po co szukać potencjalnych ofiar, jeśli nie po to, żeby je ochronić? Zresztą, nawet jak założymy, że sprawcy wybierają tylko dziewczyny od nastolatki w górę, to i tak zostaje nam spora liczba możliwych celów, a fakt, że to są albo dorosłe albo prawie dorosłe osoby jeszcze utrudnia sprawę. Regulatorzy muszą podać swój adres zamieszkania, ale jeśli ich dzieci nie mieszkają z nimi, to nie mamy ich adresów.

Emma nie rozumiała jednej rzeczy. Avie zależało na złapaniu sprawców i najlepiej wrzuceniu ich do nieoznakowanego masowego grobu na zadupiu świata, gdzie nikt nie będzie ich szukał. Jeżeli wyśledzenie kilku ofiar naprzód miało w tym pomóc, dobrze. Jeśli udałoby się sprawić, by ofiary nie stały się ofiarami, lepiej. Tak czy inaczej, win win.

Ale musiała opuścić ten pokój, bo czuła, że eksploduje, nawet zanim jeszcze raz ktoś zada jej głupie pytanie. Albo w ogóle się do niej odezwie. Wyprawa do łazienki wydawała się bezpiecznym wyjściem.

W toalecie, zamiast czajnika, wepchnęła głowę pod kran z lodowatą wodą. Lubiła tę pracę, lubiła ludzi stąd, trochę mniej tych, którzy gapili się na jej dupę z bezczelną pogardą, ale jednak. Trochę ją tylko przerosło radzenie sobie z nimi po haju bez posiłku.

I... mogła się mylić w wielu kwestiach, ale jedno było pewne - to był dopiero początek: Żagiew, Egzekutor, Fantom i Ojczulek. A jeszcze tylu przed nimi.
 

Ostatnio edytowane przez Sileana : 24-12-2012 o 04:04.
Sileana jest offline