Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2012, 13:24   #17
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Sen, jak to zwykle bywa, trwał za krótko. W południe suszyło Francescę tak bardzo, że nie szło dalej spać, a słońce, które na co dzień nie jest szczególnie miłe wampirom, sączyło się teraz przez okiennice jak najgorsza trucizna. No i na domiar złego jeszcze moralniak. Jakby tak obudziła się po balowaniu na dwóch martwych przystojniakach, to byłoby w porządku... ale tej nocy? Nie, tej nocy nie było! Nigdy. I śmierć spotka każdego, kto twierdziłby inaczej.
Niemniej trzeba było doprowadzić się do porządku, dlatego też Lisek przyodziała się naprędce i zeszła na dół, by wydać karczmarzowi stosowne polecenia. Pierwotnie chciała zażądać dzbanka wody i balii wina, lecz ostatecznie zdecydowała się na mniej ekstrawagancką wersję odwrotną i już po kilkunastu minutach, ciskając założoną kieckę w kąt, zanurzyła się w kąpieli, zwilżając suche gardło solidnymi łykami trunku. I jakoś z każdą kolejną chwilą dzień stawał się trochę mniej paskudny, lecz niestety wino miewa to do siebie, że się kończy, a woda w kąpieli robi się zimna. Tym samym de Riue musiała znaleźć coś, co oderwałoby ją od paskudnych myśli. Coś, albo kogoś.


Już w korytarzu, przed pokojem Damazy, Lisek czuła, że półelf nie poprzestał zeszłego wieczoru na jednej butelce. Jakżeby mógł, skoro taka właśnie butelka leżała w progu niedomkniętych drzwi, wypuszczając na zewnątrz alkoholową woń. Wampirzyca ostrożnie weszła do środka i ujrzała potworny rozgardiasz, w którego centrum leżał sobie nagi i śpiący Damaza. Nieopodal walały się jeszcze dwie puste butelki czegoś mocniejszego, łóżko było w kompletnym nieładzie, a po całej podłodze porozrzucane były ubrania półelfa... i jedna porwana sukienka. Tylko kochanki nie było widać.

-Obudź się Damaza, wystarczy już tych szaleństw - podeszła do niego i klepnęła go w ramię. - Widzę, że nieźle się wczoraj upiłeś. Czyja to sukienka i co zrobiłeś z tą biedną dziewczyną? - wampirzyca obawiała się trochę, że półelf mógł zrobić krzywdę którejś z dziwek, które spotkała w burdelu. W końcu obiecała, że nic im się nie stanie. Francesca poczuła dziwne uczucie. -Wstawaj do cholery! - szarpnęła go mocniej.
-Co? No co? - wyrzucił z siebie przebudzony mężczyzna, wodząc po pomieszczeniu i po Lisku nieprzytomnym jeszcze wzrokiem. Kobieta westchnęła ciężko, po czym wstała i zniknęła z pokoju. Wróciła po kilku chwilach targając jakieś wiadro. Półelf zaraz poczuł falę zimnej wody, która zmoczyła i jego, jak i wszystko leżące na podłodze.
-Ożesz kurwa - krzyknął Damaza i poderwał się na nogi jak oparzony. - Czyś ty zwariowała dziewucho? To nie wojsko, żeby takie pobudki urządzać- pieklił się, ścierając wodę spływającą mu po twarzy. Francesca uśmiechnęła się paskudnie.
-Przynajmniej trochę otrzeźwiałeś. Co tu wczoraj się stało? - spojrzała krytycznym wzrokiem po pomieszczeniu.- Gdzie ta dziewczyna?
-Dziewczyna? - zapytał głupkowato, a na jego twarzy pojawił się wyraz zamyślenia. Nagle otworzył szeroko oczy w przypływie świadomości. -Dziwka! Gdzie jest dziwka? - wciąż chyba nie do końca obudzony klęknął na podłodze i zaczął szukać zguby pod łóżkiem.
-Co ty jej zrobiłeś! - wrzasnęła ze wściekłością wampirzyca, zerkając w napięciu pod łóżko, pod którym jednak nie było niczego poza samotnym, męskim butem.
-Najwyżej bachora, ale to jest ryzyko zawodowe - zapewnił półelf, kontynuując poszukiwania. -Noż w pizdu - zaklął nagle. -Ukradła mi sztućce - wyjaśnił, wskazując na wybrakowaną zastawę na swoim stoliku, gdzie faktycznie jeszcze wczoraj leżały eleganckie, srebrne łyżeczki i widelce. Lisek zaśmiała się patrząc w twarz półelfowi.
-I dobrze ci tak. Życzę tej biednej dziewczynie, żeby zniknęła jak najdalej stąd! - mówiła chichocząc.
-Och śmiej się, śmiej - riposta półelfa nie była szczególnie udana. Usiadł zatem na łóżku, nagi jak w dzień urodzenia i westchnął ciężko. -A co ty tutaj w ogóle robisz?
-Jak to co, przecież stęskniłam się - uśmiechnęła się uroczo i zatrzepotała rzęsami. - Chciałam zobaczyć starego przyjaciela, ta kłótnia była niepotrzebna.
-No to widzisz go w całej okazałości - stwierdził. Nagością przy Francescy nigdy się nie przejmował. -Przy okazji, zostało w tym twoim wiadrze jeszcze trochę wody?
Kobieta spojrzała na niego z góry na dół, po czym uśmiechnęła się ze sztuczną nieśmiałością.
-Poza tym mam dobrą wiadomość. Burdelmama zgodziła się na większe datki. Także zrobiłam to co chciałeś.
-To świetnie - ucieszył się Damaza, samemu zaglądając do wiadra, skoro nie otrzymał odpowiedzi. -Naprawdę rewelacyjnie - zapewnił, chłepcząc resztki wody niczym koń. W tej chwili nikt by nie uwierzył, że jest kawałem skurwiela i sadysty - prędzej, że jest jarmarcznym głupkiem.
- Wyglądasz żałośnie - wampirzyca nie oszczędzała pogardy w spojrzeniu. Miała nadzieje, że to jakoś go zmotywuje do pozbierania się. - Zmieniasz się tak jak ludzie, widzę, że już całkowicie wsiąkłeś w ich świat. Kiedyś nigdy bym nie pomyślała, że doprowadzisz się do takiego stanu. - De Riue całkiem skutecznie zatarła już w pamięci to, jak wyglądała dzisiejszego poranka.
-Tak mamo, oczywiście mamo - złodziej potakiwał przy każdym słowie. -Nigdy bym nie pomyślał, że będziesz mi prawić kazania jak kapłanka Melitele. Chociaż nie, one w sumie popierają pieprzenie.- Wampirzyca pokręciła głową w rezygnacji.
-Dobra, twoja sprawa. Na mnie już czas. Jak będziesz mnie potrzebował to wiesz, gdzie mnie szukać - jeszcze raz spojrzała na niego, po czym odwróciła się w stronę drzwi z zamiarem wyjścia.
-Czekaj, czekaj - poprosił półelf, zostawiając wreszcie wiadro. -Po pierwsze, tylko kobieta bez serca zostawia mężczyznę nagiego w jego sypialni. A po drugie, co konkretnie udało ci się wynegocjować? Kobieta westchnęła, podkreślając to, jak bardzo jej przeszkadza pozostanie w tym pokoju dłużej.
-Masz swoje sto koron - rzuciła pełną sakiewkę na łóżko. - Możesz przeliczyć - dodała z sarkazmem.
-Nie ma potrzeby, z jakiegoś powodu ci ufam - zapewnił Damaza, wreszcie sięgając po swoje spodnie. -Nie chciałabyś porozmawiać o dalszej współpracy z gildią?
-Chciałabym, tylko nie wiem czy jesteś w stanie... - splotła ręce na brzuchu.
-No, nie ukrywam, że jak odnajdę tego szczura, który w nocy spał mi w gębie, to wywrę na nim okrutną zemstę, ale poza tym czuję się całkiem nieźle - zapewnił w trakcie ubierania się. -No i mam zamiar ten paskudny posmak zabić jakimś solidnym śniadaniem, na które niniejszym zapraszam. Wiesz, wpadło mi ostatnio trochę pieniędzy - skinął głową w kierunku sakiewki na łóżku.
- W takim razie nie ma co zwlekać - kobieta miała już serdecznie dosyć tego pomieszczenia przepełnionego alkoholowymi oddechami.


Złodziej poprowadził de Riue przez ciżbę tłoczącą się na Szarym Bazarze. To właśnie tutaj ubodzy mieszkańcy zaopatrywali się w większość potrzebnych im rzeczy – proste ubrania, cynowe miski, czerstwy chleb, zsiadłe mleko i inne frykasy, na które dobrze sytuowani mieszczanie nawet by nie spojrzeli.
Z Bazaru weszli w cień wysokich, na poły murowanych, a na poły drewnianych czynszówek, tworzących dość przygnębiającą uliczkę. Śmieci i nieczystości walały się w rynsztoku, a miejscowi nieludzie zajmowali się swoim niegodnym pozazdroszczenia życiem. Lisek zaczynała się zastanawiać, gdzie w ogóle była prowadzona.
Aż w końcu uliczka wyszła na wielki plac, zajmowany przez wysoki, pięciokondygnacyjny budynek Teatrum. Arkady na arkadach, zamykały owalną arenę na której, jak pamiętała Francesca, odbywały się najprzeróżniejsze pokazy – od walk gladiatorskich, po prezentacje tresowanych bestii.


-Robi wrażenie za każdym razem, co? – zagadnął półelf. -Jedyna budowla, jakiej zazdrości nam reszta Novigradu. No i zawsze można tutaj znaleźć jelenia, który gębę na ten widok tak rozdziawi, że aż mu sakiewka wypadnie.

Damaza przeciął jednak plac i zaprowadził Lisek „Pod Lipę”. Nazwa, jak nietrudno się domyślić, brała się od drzewa, które rosło przed wyszynkiem. Dbały o nie miejscowe elfy, broniąc go przed planami miejskich radców, by wyciąć lipę w cholerę, tudzież stając na swoich uszach by nie uschło w miejskiej glebie.

Właścicielem przybytku naturalnie też był elf, a Damaza zapewniał, że zatrudniają tutaj najlepszych niziołczych kucharzy – jedzenie było zatem smaczne, a cena przystępna. I tak oto, gdy uśmiechnięta niziołka przyniosła na stół solidne śniadanie (choć pora była obiadowa, co widać było po potrawach jedzonych przy stołach w głębi sali ), półelf przeszedł do interesów.
-Skoro tak rewelacyjnie spisałaś się przy tej robocie - zaczął Damaza, smarując pajdę chleba masłem - pewnie mógłbym przedstawić cię tej, czy tamtej osobie w gildii. Inaczej uznają cię za partacza i narobimy sobie kłopotów.
-Przecież wiesz, że bardzo chętnie nawiązuje nowe znajomości - uśmiechnęła się dwuznacznie. - A skoro o tym już mowa, nasza nowa znajoma burdelmama, która zgodziła się na 100 koron, w zamian za to liczy na pomoc gildii przy niewdzięcznych klientach.
-I co niby mamy robić? Wysłać im życzenia na Midaëte? - spytał, najwyraźniej niezbyt ucieszony perspektywą.
-Wystarczy, że znajdziecie tych zapominalskich, którzy nie zapłacili za usługi. Myślę, że to dobra oferta, przynajmniej będziecie pewni, że burdelmama będzie grzecznie płaciła swoje datki.
-Ty się chyba naprawdę zakochałaś w tej dziwce - półelf pokręcił z rezygnacją głową. -No, ale czego się nie robi z miłości? Niech ci już będzie.
-No to sprawa załatwiona, wracając do przedstawienia. Masz kogoś na myśli? Kiedy miałoby to nastąpić, wiesz chciałabym się przygotować - widać było, że nastrój wampirzycy się poprawił.
-Do jednego możemy iść, jak tylko skończymy śniadanie - Damaza konsekwentnie ignorował fakt, że pora była już raczej obiadowa. -To solidny facet. Nazywają go Czub.
-Cóż za dystyngowane przezwisko, mogę wiedzieć dlaczego?
-I mam ci psuć niespodziankę? Nigdy w życiu - złodziej roześmiał się serdecznie.
-Niech będzie, może nie zeżre mnie ciekawość - miała złe przeczucia co do tego człowieka, jednak nie pokazała tego po sobie. Widząc, że półelf kończy obiado-śniadanie, spytała.
-Daleko to?
-Nie aż tak – odparł Damaza, po przełknięciu gotowanego jajka.-I jeszcze będziesz mogła po drodze zahaczyć o Stare Łuki, jeśli chcesz się umalować jak elfka z chcicą. Czub na pewno by to docenił – zakończył z dziwnym uśmiechem na twarzy.


Po tym jak wampirzyca przygotowała się odpowiednio na poznanie nowej osoby, półelf poprowadził ją uliczkami Czerwonej Dzielnicy na podwórze, tuż na południe od Szarego Bazaru. To właśnie tam mieścił się lombard „Pod Łbem Trolla”. Fasada drewnianego budyneczku była strasznie obskurna i przywodziła Francescy na myśl najgorsze paserskie speluny jakie widziała w swoim życiu. Widząc minę swej towarzyszki Damaza spytał złośliwie:
-A czego się spodziewałaś? Elfiego dworu? No właź do środka. Drzwi skrzypią, ale nie gryzą - zapewnił, popychając wampirzycę ku lombardowi

Pierwszą rzeczą, jaka rzucała się w oczy po wejściu "Pod Łeb Trolla", było tytułowe trofeum zawieszone naprzeciwko wejścia. Porządnie zakonserwowana głowa potwora dawała jasno do zrozumienia, jak skończyłby cwaniak, próbujący oszukać właściciela.


A skoro już o właścicielu mowa - zza lady wyszedł zaraz niski, ale nad wyraz szeroki w barach człowieczek. Rude wąsiska miał tak długie, że aż zaplótł je sobie w warkoczyki sięgające tuż za wyhodowaną brodę. Zawadiacki, poprzecinany bliznami i zmarszczkami łeb wieńczył wygolony czub.


-Hogenie -półelf przystąpił do przedstawiania -to moja przyjaciółka Francesca.
Krasnolud wziął się pod boki i może z racji swojego wzrostu, spojrzał de Riue prosto w wyeksponowany biust.
-No niech mnie ścisną twoje cycki - wypalił nagle basowym głosem. -To ci dopiero śliczna parka. Powiedz no pannico, nie zapuściłabyś dla mnie brody?

__________________________________
Łeb trolla - screen z Wiedźmina 2
Krasnolud by baardk
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 22-12-2012 o 13:37.
Zapatashura jest offline