Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2012, 18:46   #7
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Człowiekowi się prawie wszystkiego odechciewało w taką zimnicę. Wiem, bo mnie się odechciewało. A na pewno nie chciało mi się wyłazić z ciepłego rozgrzanego wyra żeby odkryć, że kaloryfery znowu były zimne, woda pod prysznicem letniawa i że ponownie zapomniałam zrobić zakupy w związku, z czym w domu nie było niczego konkretnego do żarcia. Ostatnio wszystkie moje poranki tak wyglądały. Po dwóch naprawdę upalnych latach nadeszła ta mroźna zima. Dziwna pogoda jak na Londyn, nietypowa. Jedną z rzeczy, którą lubiłam w moim mieście była właśnie aura. Londyn nigdy nie popadał w skrajności i nie serwował swoim mieszkańcom takich ekstremalnych temperatur, aż do teraz.

Wystawiłam stopę spod kołdry i od razu dostałam gęsiej skórki. No to pięknie. Znowu to samo. Opatulona grubym szlafrokiem dobrnęłam do kaloryfera. Tak jak przewidywałam był zimny. Pomarudziłam sobie pod nosem przeklinając administrację budynku. Za czynsz, który buliłam mogliby dogrzać moje mieszkanie. Powlokłam się do łazienki i puściłam wodę w prysznicu. Była ledwie letnia. Zastanawiałam się przez chwilę czy nie olać kąpieli i skorzystać dopiero z MRowskiego prysznica po dotarciu do pracy, ale bądźmy szczerzy szybciej wymyłabym się nawet w wyciosanej przerębli niż stawiła brudna w pracy.

Kiedy zziębnięta wciągałam na siebie ciuchy spojrzałam przy okazji na zegarek. Dochodziła dziewiąta. Większość moich sąsiadów już dawno wyszła do pracy i można by pomyśleć, że skoro miałam całą wodę dla siebie to będzie ona cieplejsza, ale widocznie to działało odwrotnie. Sąsiedzi wykorzystali całą ciepłą wodę rano a dla mnie został ten zimny syf. Cholera nawet jakby w moim domu zagnieździł się Bezcielesny to i tak bym tego nie zauważyła, bo i tak było już tak lodowato, że jeszcze jedno źródło zimno umknęłoby mi w tej lodówce. No dobra nie umknęłoby mi, bo moim Zmysłem Śmierci wyczułabym Bezcielesnego od razu jakby się pojawił, no i nie dałby rady się tu zagnieździł, bo żaden duch nie potrafiłby przełamać barier, którymi otoczyłam całe moje mieszkanie. Może i było zimne, ale absolutnie duchoodporne.

Zerknęłam w lusterko i sprawdziłam stan moich oczu, stwierdziłam, że od wczoraj nic a nic się nie zmieniły i poszłam sprawdzać swoje okultystyczne osłony. Po jakimś kwadransie doszłam do wniosku, że i one tak samo jak oczy nie zgotowały mi żadnej niespodzianki.
Bez przekonania przeszukałam szafki w kuchni, zajrzałam do lodówki. Na tym polu było podobnie. Wczoraj były pustki i dzisiaj też. Żadne krasnoludki nie zrobiły za mnie zakupów, zresztą i tak by tu nie wlazły, wiadomo osłony, ale liczyłam, że może znalazłoby się coś, co wczoraj przeoczyłam. Niestety moje nowe a przynajmniej inaczej wyglądające oczy działały świetnie. Nawet nie musiałam nosić już okularów a i niedawno odkryłam, że zaczęłam widzieć po ciemku trochę lepiej niż powinni widzieć ludzie. Poza tym były jeszcze inne niepokojące zmiany w sposobie, jakim postrzegałam czasem rzeczywistość, ale póki, co ignorowałam problem i nie mówiłam o tym nikomu.

Ubrałam się ciepło, wzięłam torebkę, zamknęłam drzwi na wszystkie pięć zamków i ruszyłam do mojej ulubionej knajpki usytuowanej pomiędzy moim domem a MRem. Do pracy dotarłam już najedzona, opita kawą i dużo bardziej zadowolona. Dopiero, co minęła dziesiąta, więc miałam też niezły czas, bo to była zwyczajowa pora, o której zjawiałam się w robocie. Usiadłam do napisania raportu z wczorajszej likwidacji, bo niebo chyba spadłoby nam na głowy gdyby zajął się tym któryś z dwóch towarzyszących mi wczoraj Egzekutorów.




***



- Za tydzień, w piątek, wyjeżdżam do Szkocji. Dostałem przydział do grupy szkolącej Strażników. I właśnie w tej sprawie chciałem się spotkać. Dyrektor Willson poprosił mnie, bym wskazał kogoś na moje miejsce. Nie chciałabyś przyjąć roli koordynatorki. Więcej papierkowej roboty, mniej działań operacyjnych w terenie. Twoja kandydatura pasuje mi najlepiej. Robisz w tym interesie na tyle długo i masz za sobą takie sprawy, że wielu może cię podziwiać. Nawet doświadczonych i kutych na cztery nogi zabijaków.

Złapałam za filiżankę z gorącą herbatą, żeby ukryć swoje zaskoczenie, oparzyłam się w palce, puściłam naczynie i włożyłam sparzone paluchy do ust. Alfred musiał zobaczyć moją zdziwioną minę, bo zaraz dodał:

- Nie musisz odpowiadać teraz. Dzisiaj mamy poniedziałek. Powiedzmy, daj mi odpowiedź do środy. W porządku? Tymczasem dostaniesz jeszcze jedną sprawę. Z mocnym zespołem powinniście się z nią uporać do piątku. Ale o wszystkim dowiesz się dopiero na jutrzejszej porannej odprawie. Jak analitycy oddadzą mi akta sprawy. Bo rozumiem, że ostatnie zadanie, te z animalistycznym wampirem w dokach, jest już z głowy.

Pokiwałam głową nadal dmuchając na palce.

- A jak idzie najnowsza powieść? – Zmienił temat, kaszląc ciężko.

Rozciągnęłam usta w uśmiechu wdzięczna za tę zmianę tematu.

- Czyżbyś był fanem Alfredzie? - Zapytałam unosząc brwi do góry tym razem w udawanym zdziwieniu.

- Podczytuję. W nudne, jesienne wieczory. Zawsze mnie zastanawia, skąd ty bierzesz pomysły na tych wszystkich mydłków, którzy stają się bohaterami twoich romansideł.

- Obecnie czerpię inspirację z zachowania Egzekutorów. Myślę sobie, co by taki zrobił i powiedział i piszę dokładne przeciwieństwo.

Zaśmiał się wesoło i dość głośno.

- Udało ci się spotkać jakiegoś inteligentnego egzekutora? - Widać było, że podłapał klimat rozmowy.

- A czy ludzie znaleźli życie na Marsie? Niby coś tam znajdują i ciągle mają nadzieję na coś więcej, ale koniec końców żadnych Marsjan póki, co nie widzieliśmy, no nie? – Odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie.

- Nie wiadomo skąd przybyły Przybłędy. Może i z Marsa? Kto ich tam wie.

- Przecież wiadomo z Przybłędowa. A tak serio to powiedz ile lat już jesteś koordynatorem? – Zapytałam.

- Koordynatorem. Półtorej roku. Wcześniej trzy lata i trzy miesiące jako czynny regulator. A ty ile już siedzisz w tym syfie zwanym Ministerstwem Regulacji?

- Trzy lata. – Odparłam bez zastanowienia - I czym się różni jedno od drugiego, co? Jakbyś tak miał wymienić główne różnice, tak na szybko bez zastanawiania się.

- Koordynator sam decyduje, na którą akcję idzie w teren. Ale głównie siedzi i analizuje sprawę by potem przydzielić do niej wolnych lub niedociążonych w tym momencie regulatorów. To w większości praca przy papierach - raporty, decyzje, analiza danych. No i straszna odpowiedzialność, czy dałeś dobrych ludzi do określonej pracy. Bo jak ktoś zginie, zastanawiasz się, czy to twoja wina. Od początku. Nie samych łowców, lecz twoja, bo źle złożyłeś grupę. Ta odpowiedzialność wykańcza bardziej, niż działanie w terenie.

Zamilkł. Napił się herbaty.

- No, ale ma to też i plusy. Nie ryzykujesz życia na co dzień. Papierki nie zabijają. Nie tak często jak Martwi.

- No właśnie jak lądujesz za biurkiem to zaczynasz myśleć inaczej o pracy, przestawiasz własne myślenie odnośnie śledztwa a potem się okazuje, że coś się dzieje a ty nie masz ludzi i musisz samemu jechać na akcję a że masz już inne podejście, tracisz umiejętność skupienia i błyskawicznego działania podczas ataku Nadnaturali i dostajesz po dupie. Byłam tego świadkiem, takie rzeczy się zdarzają. - Westchnęłam.

- Wiem - pokiwał głową na znak, że się zgadza. - Też byłem tego świadkiem nie raz. Taka praca. Ryzyko zawodowe wkalkulowane w to, co robimy.

- Poza tym wiesz, jaką łatkę regulatorzy w czynnej służbie przyczepiają koordynatorom? – Zapytałam z przekąsem.

- Słyszałem kilka. Starczy mi. Sam jestem koordynatorem. - Zaśmiał się wesoło.
Pokiwałam głową w odpowiedzi. W MRze mało, kto uważał, że koordynatorem zostawało się za zasługi. Zwykle mówiło się, iż taki i owaki został posadzony za biurkiem, bo miał albo słabą moc albo został poważnie ranny podczas akcji, co przekładało się na jego skuteczność, albo, że się spietrał przy konfrontacji ze Zdechlakiem i nie był już godny zaufania albo, że się zwyczajnie zestarzał. Chyba tylko Alicja Vorda była jedynym znanym mi koordynatorem, który dostał ten stołek ze względu na zasługi. No i proszę jak to się dla niej skończyło.

- Z drugiej strony masz dostęp do tajnych informacji, a to musi być interesujące – Starałam się znaleźć jakieś pozytywy tego stanowiska.

- Nie do wszystkich. Tylko do tych średniego szczebla.

- To i tak więcej niż ja mam teraz.

- Niekoniecznie. Przy niektórych zadaniach dostajecie poziom wyższy poufności.

- Nie rozeznaję się za dobrze w tych wszystkich stopniach poufności, tajności i sekretności. Zwykle jak ktoś nie chce mi udostępnić jakiś informacji to się awanturuję i jak ten manewr powtórzę, przy powiedzmy, co najmniej pięciu osobach, które mają władzę decyzyjną w tej kwestii i nadal mi się odmawia dostępu do danych to wtedy dopiero daję sobie spokój. – Zrobiłam przy tym minę, która powinna zasugerować Alfredowi, że nie mówiłam tego do końca poważnie.

Oczywiście ze nie mówiłam poważnie. Ja nie dawałam sobie z niczym spokoju, a marna odmowa pięciu osób tylko jeszcze bardziej mnie nakręcała niż zniechęcała.

- I świetnie. W Mrze niewielu się w czymś rozeznaje – Fred też się uśmiechnął.

- Poczekaj jak kiedyś wespnę się na szczyty władzy to zrobię tam porządek, ale tak poważnie to muszę się przespać z tą myślą, czy chcę już teraz porzucić bycie czynnym regulatorem na rzecz koordynowania. – Przyznałam.

-To ty sypiasz? - Udał zdumienie. - W MRze niektórzy uważają, że nie Emma Harcourt nie pije, nie je, nie sypia, nie romansuje. Żyje pracą i dla pracy.

- No tak, a produktem mojej przemiany materii są wielostronnicowe raporty.

Później gadaliśmy już tylko o jakiś pierdołach, ale kiedy wyszłam z herbaciarni wróciłam myślami do tych słów.
Naprawdę tak mnie postrzegali wszyscy ludzie w Mrze? Zawsze starałam się dobrze wykonywać swoją pracę, ale przecież byłam osobą, która wiedziała, że liczyło się coś więcej. Myślałam ze inni też tak o mnie myśleli. A teraz dowiaduję się, że mówiono o mnie, że nie sypiam, jakby ktokolwiek mógł coś o tym wiedzieć. Nie jadam i nie pijam, chociaż wielokrotnie wychodziłam z ludźmi z pracy do knajp i restauracji. Nie romansuję, chociaż...O cholera. Niech wszystkie plotkarskie MRskie gęby pocałują mnie w moją angielską dupę.



***


Ledwie oddałam swój raport z poprzedniej sprawy i przekopałam kilka stosów akt w bibliotece a już dostałam wezwanie na odprawę. Alfie mówił, że do jutra rana nie przydzielą mnie do nowej sprawy a tutaj taka niespodzianka. Miałam zamiar pójść do sali ćwiczeń, porządnie spocić się i przetrzepać komuś tyłek, komuś, kto być może gadał za moimi plecami te wszystkie nieprawdziwe...Te w większości nieprawdziwe historyjki o mnie, ale musiałam zmienić plany.

Zajęłam miejsce w kącie sali tak, aby mieć za plecami ścianę i jednocześnie móc przyglądać się wszystkim zebranym osobom bez zbytniego skrępowania. Przyjrzałam się im przelotnie.

Jakiś młody mężczyzna stał pod ścianą grzejąc ręce o parujący kubek kawy. Miał na sobie skórzaną, brązową kurtkę z postawionym kołnierzem i lekko garbił się od mrozu. Nic dziwnego, skóra kiepsko sprawdzała się przy takiej pogodzie, jeśli nie była podbita futrem. Facet sylwetką niezbyt się wyróżniał, był szczupły, może ze dwa cale wyższy od przeciętnego faceta. Musiał przykładać uwagę do wyglądu, nie na tyle by pobić pod względem czasu spędzonego w łazience kobiety jednak zdecydowanie nie był typem z cyklu "brudny, zarośnięty, śmierdzący piwem". Co mogło się rzucić w oczy osobom z pewnym zboczeniem zawodowym to to, że kurtki nie wypychała żadna broń. Podczas całej odprawy był spokojny od czasu tylko biegał wzrokiem po zebranych dłużej zatrzymując wzrok na Rudej i o dziwo na mnie. Wysiliłam mózgownicę i skojarzyłam, że widziałam go chyba gdzieś w kadrach. Coś mi świtało, że tam pracował. Co w takim razie robił na odprawie?

Odprawę prowadził „Wesoły Davy” i kiedy tylko skończył mówić ubrany w skórę facet się odezwał.

- Kto wcześniej zajmował się tą sprawą? To w końcu cztery morderstwa na tle nadnaturalnym, do tego nie odbyły się w tym samym czasie.

- Wszystko masz w aktach. – „Wesołek” nie lubił strzępić języka po próżnicy.

- Skoro wszystko mam w aktach to więcej pytań nie mam.
Mężczyzna podszedł do akt by podpisać się na dokumencie.

Ruda za to sprawiała wrażenie średniointeligentnego orka. Dopóki się nie odezwała, bo wtedy było jeszcze gorzej. Tak mi się przynajmniej wydało, przyznam się szczerze nie słuchałam jej zbyt uważnie. Próbowałam się skupić, ale ciągle propozycja Alfiego nie dawała mi spokoju. Ruda walnęła przypuszczalnie jakimś przyciężkawym dowcipem, bo Davy strasznie się zirytował. Nie lubił żartów, nawet tych subtelnych. Ciekawe, kim była Ruda? Nie potrafiłam jej skojarzyć z żadnej ze znanych mi spraw. Oceniając ja tak na pierwszy rzut oka powiedziałabym, że wyglądała mi na Egzekutora, ale przecież nie powinnam się tak szybko do kogoś zrażać. No nie?

Facet podpierający ścianę, który już wcześniej z uwagą wpatrywał się w Rudą teraz zaczął się jej przyglądać z jakimś nowym zaciekawieniem. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego. Po chwili namysłu wyciągnął paczkę w stronę reszty.

Ruda odmówiła papierosa i złożyła podpis na dokumencie we wskazanym miejscu.

Kolejna z kobiet obecnych na sali też nie skorzystała z propozycji. Wstała i podeszła by złożyć swój podpis na dokumentach, po czym wybrała jedną z leżących teczek ofiar, a że była naprawę niewysoka to zgarnęła tę leżącą najbliżej. Żeby dosięgnąć do innych teczek musiałaby pewnie odepchnąć Dave’a od stołu.

Ostatnią osobą zebraną do ekipy przez „Wesołka” był jakiś koleś, który rozsiadł się wygodnie przy stole konferencyjnym i przyglądał się uważnie wszystkim zebranym, nie obdarzając nikogo jakąś szczególną atencją. Zupełnie jak ja. W pewnym momencie wstał jednak i podszedł do okna sali. Strzepnął jakiś paproch z rękawa eleganckiego garnituru, po czym wrócił do przyglądania się partnerom. Jego twarz wydawała mi się znajoma. Nie potrafiłabym podać jego imienia, ale na sto procent był Duchołapem.

- Jeśli można, panie Stroff. – Duchołap na akta. – Mógłbym dostać jeden z tych symboli znalezionych przy ciałach? Chciałbym zbadać go dokładniej niż pozwala na to czarnobiała fotografia.
Po chwili dodał jeszcze;
- Ja może w takim razie przejdę się do Komory i spróbuję przyglądnąć się ciałom. Skoro były próby już podejmowane przez naszych egzorcystów i wiedźmy kontaktu z ofiarami, sprawdzę dokładniej ten temat. Nie ma sensu byśmy się tłoczyli wszyscy nad tymi papierami, a zresztą w Komorze nasi patomorfolodzy powinni mieć swoje kopie sekcji zwłok, nieprawdaż? – Skierował wzrok na koordynatora.

Dlaczego wszyscy zawsze się tak spieszyli w tej robocie? No pośpiech u Egzekutora mnie nie dziwił, ale w MRze nawet Duchołapi potrafili być wyrywni. Co się najczęściej źle dla nich kończyło.

- Tak. Jasne. – Zgodził się Stroff - Przepustka umożliwi panu dostęp do materiałów. Co do tych symboli. Ze zbadaniem będzie gorzej. Są w zamkniętym miejscu. Emanują czymś niedobrym. Nasze wiedźmy nad tym pracują. Załatwię ci wejście. Są na szóstym piętrze.

Na szóstym piętrze znajdowały się sale wyjęte poza ochronną sieć zaklęć. Zwykle siedziały tam Wiedźmy i przyzywały różne Bezcielesne byty. Żaden duch, upiór czy zjawa nie złamałby chroniących MR mistycznych osłon.

Duchołap skinął głową w podzięce koordynatorowi i odebrał z akt swoją przepustkę.
- W takim razie proszę państwa, możecie mnie wpisać jako ostatniego na społeczną listę czytania akt. – Egzorcysta uśmiechnął się lekko. – Ktoś reflektuje na wizytę w Komorze i oględziny denatek? To chciałbym załatwić jako pierwsze, nawet lepiej bez akt, bo wtedy człowiek na inne podejście i czystszy umysł.

Facet w skórzanej kurtce kartkował akta, gdy Duchołap się odezwał, więc wbił w niego spojrzenie i wydmuchał dym z papierosa.
- Dobry pomysł, ale z tego, co widzę te akta są “luźne” w sensie nie sklejone ani zszyte, co umożliwia ich podział. Ja tam zanim się rozdzielimy kopsnąłbym się do pokoju, rozdzielił akta, ustalił zadania a przede wszystkim dowiedział, z kim pracuje.
Na koniec przeniósł wzrok na mnie lekko uśmiechając się po raz pierwszy od początku rozprawy.
- Oczywiście to opinia laika a nie doświadczonego regulatora. Co o tym myślisz Emmo?

Na dźwięk własnego imienia zaprzestałam kiwania butem i spojrzałam nieco zdziwiona na pytającego. Usiadłam prosto i zrobiłam sobie sama burę za to dzisiejsze rozkojarzenie. Słuchałam tego wszystkiego jednym uchem i zapewne sporo rzeczy mi w te sposób mogło umknąć.
- Tak. Oczywiście. Przenieśmy się do biura, obgadajmy wszystko i rozdzielmy zadania. Lepiej zawsze wszystko ustalać. Dzięki temu nie będziemy dublować własnych działań, a poza tym jak ktoś się gdzieś “zawieruszy” to zawsze będzie wiadomo gdzie zacząć go szukać.

Wstałam i wyprostowałam się na swoje sześć stóp wzrostu. Szybko przebiegłam wzrokiem dokument, gdzie miałam złożyć podpis i dopiero po dokładnym przeczytaniu wpisałam tam swoje imię i nazwisko. Zawsze dokładnie czytałam to, co miałam podpisać. Odebrałam przepustkę i skierowałam się w stronę drzwi.
- Dzięki Dave. Jak tylko coś się ruszy w sprawie to dostaniesz raport.
- To jak idziemy?- Zwróciłam się do pozostałych.

Wszyscy ruszyli się z miejsca i przenieśliśmy się do pokoju 245. Nawet Duchołap dołączył, chociaż wcześniej deklarował, że chciał natychmiast biec do kostnicy.



***



Koleś w skórze posadził tyłek na biurku i od razu zaczął wszystkim dyrygować. Drażniło mnie, że on znał moje imię a ja jego nie. Próbowałam go połączyć z jakimś imieniem. Może Thomas albo Cameron, ewentualnie Joseph.

- Jestem Vincent, telepata.

No to dupa blada. Nie trafiłam.

Mała na starcie zaczęła się stawiać i sprzeczać z Vincentem. Westchnęłam sobie. Zaczynało się.

Zamknęłam drzwi i odwróciła się w stronę rudowłosej.
- Takie żarty względem Dave’a to kiepski pomysł. On nie ma w ogóle poczucia humoru.
Potem udałam się w stronę części socjalnej pomieszczenia i zaczęłam przetrząsać szafkę w poszukiwaniu kubka i herbaty. W międzyczasie wstawiłam czajnik. Jeśli miałam stawić czoła tej grupie potrzebowałam herbaty. Przypomniałam sobie, że tylko Vincent zwracał się do mnie po imieniu i nie wszyscy musieli mnie znać.

- Cześć wszystkim. Jestem Emma. Fantom.
Oparłam się nonszalancko o szafkę czekając aż woda się zagotuje.

Wtedy oczywiście musiał paść stary zwyczajowy i nie śmieszny żart o spotkaniu AA, a potem ludzie rzucili się na teczki jakby mieli z nich wyczytać wszelkie tajemnice wszechświata.

Klepnęłam sobie koło telepaty i Wiedźmy, bo Mała w międzyczasie się przyznała, czego dotyczyły jej moce i próbowałam się dowiedzieć jak podzielili pracę. Okazało się, że nijak. Wiedźma nie chciała się podzielić aktami, Żagiew już gdzieś chciał uciekać.
Było pięć teczek. Nas było pięcioro. Gdyby jedna osoba wzięła jedną teczkę i ją przeczytała od deski do deski zajęłoby to około pół godziny. Wiedziałam ile mi zajmowało zapoznanie się z takimi aktami, więc reszcie powinno chyba pójść mniej więcej podobnie. Potem każdy szybko zreferowałby istotne dane ze swojej teczki. Z pięć minut na osobę, czyli powiedzmy kolejne pół godziny. Czyli po godzinie mielibyśmy omówiony cały materiał, ale oczywiście to okazało się nierealne. Tylko Mała chciał czytać akta. Udało mi się tez przekonać do tego Vincenta.

Wywlokłam z jednego z biurek maszynę do pisania i poprosiłam Wiedźmę żeby streszczała akta, które akurat czytała. Ja zaczęłam robić z tego notatki dla siebie i reszty zespołu. Oczywiście zamierzałam później i tak przeczytać akta od deski do deski gdyby się miało okazać, że dziewczyna pominęła coś istotnego. Przy okazji dowiem się później czy można było polegać na niej w tej kwestii. Nie znałam żadnego z nich, wcześniej z nimi nie pracowałam, więc nie wiedziałam jak znali się na swojej robocie. Wiedziałam za to, iż pierwsze dni wspólnego śledztwa szybko uzupełnią moją wiedzę.

- To ja przejdę się do Komory, tak jak planowałem wcześniej. - Duchołap zostawił w szafie ubraniowej swój płaszcz. - Hmm...
Zatrzymał się jeszcze idąc do wyjścia

- Ślady wkłuć wampirów Młodej Krwi, które wyglądają dziwnie... Uwielbiam jak coś wygląda dziwnie. I jeden lub dwa zestawy “zębów” więcej na kolejnych ciałach. Ach, gdzie moje maniery. Sir Daniel Hensington, egzorcysta. Mówcie mi Danny. Obrócę z Komory na nasze szóste pięterko, ale jak coś ciekawego zauważę na ciałach, zostawię informację tutaj dla wszystkich. Jak wrócę, wezmę się za akta, zostawcie je proszę gdzieś na wierzchu, dobrze?

- Oczywiście Danny. – Odpowiedziałam i już go nie było.

Za to Ruda w końcu postanowiła otworzyć usta.
- Nie żartowałam. Odkrycie ilości potencjalnych ofiar jest dość istotne, a wzór wskazuje jasno, że mordercy zainteresowani są tylko MR-em. Jestem Ava. - Rozejrzała się po pokoju, nie zaproponowała pomocy przy aktach, zamiast tego usiadła wygodniej.

Nie odpowiedziałam od razu, bo nie chciałam pogubić się w informacjach, które przekazywała Wiedźma. Dopiero, kiedy ta zrobiła przerwę w czytaniu odezwałam się do Avy.
- Wiesz Ava pomysł ochrony potencjalnych ofiar nie jest taki zły, ale jeśli założymy, że to dotyczy wszystkich dzieci byłych i obecnych regulatorów to robi się zbyt wiele możliwych celów ataku. Jak chciałabyś namierzyć i ochronić tak dużą liczbę osób? – Naprawdę liczyłam na jakieś konstruktywne sugestie z jej strony.

- A kto mówił cokolwiek o ochronie? Wziąwszy pod uwagę, że są cztery ofiary, żadna z nich nie jest dzieckiem, a przynajmniej nie małym dzieckiem, wszystkie są płci żeńskiej, można wysnuć prawdopodobną hipotezę, że sprawców interesuje tylko ten zakres. Dodatkowo, jeżeli udałoby się wyśledzić, a MR ma takie akta, bo ma najpewniej akta na każdego, gdzie mieszkają, być może udałoby się wymyślić ewentualny zakres działania sprawców. - Urwała w tym momencie. - Zmęczyło mnie myślenie. Jak wiadomo, nie jest to moja domena. Pójdę po kawę, czy któraś z pań reflektuje?

No i jak zwykle skończyło się na płonnych nadziejach. Poczułam się jak dziecko, które myślało, że starzy wiozą je do sklepu z łakociami a wylądowało w poczekalni u dentysty.

- Nie nadążam. – Przyznałam - Po co szukać potencjalne ofiary jak nie po to żeby je ochronić? Zresztą nawet jak założymy, że to sprawcy wybierają tylko dziewczyny od nastolatki w górę to i tak zostaje nam spora liczba możliwych celów a fakt, że to są albo dorosłe albo prawie dorosłe osoby jeszcze utrudnia sprawę. Regulatorzy muszą podać swój adres zamieszkania, ale jeśli ich dzieci nie mieszkają z nimi to nie mamy ich adresów.

Jeśli Ava nie chciała ich odnaleźć po to żeby ich ochronić to zamierzała je wykorzystać jako przynętę na zabójców. Miałam już taki przypadek. Dwie trójki trojaczek, czyli razem sześć osób. To było wykonalne. A jak ona sobie wyobrażała obstawienie w ten sposób niewiadomej liczby niewiadomych osób w niewiadomych miejscach zamieszkania. Egzekutor jak nic. Trudno było im wytłumaczyć, że zanim zaczynało się działać trzeba było najpierw pomyśleć.

Skupiłam się na Vannessie, która zaczęła podawać mi informacje z drugiej czytanej przez siebie teczki.

Zastanawiał mnie dobór osób do ekipy. Wiadomo Egzekutor był potrzebny do ochrony, Fantom przydawał się jako wsparcie do wszelkiej maści Nadnaturali ale reszta zespołu była dość zaskakująca. Silna grupa Duchołapów: Egzorcysta i Wiedźma a ma samym czubku wisienka, czyli telepata. Albo mieliśmy straszliwe braki kadrowe albo sama góra nie wierzyła w wersję o Wampirach Młodej Krwi.
 

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 15-08-2021 o 16:54.
Ravanesh jest offline