Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2012, 20:49   #202
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Post wspólny Liliel i Gryf

- Patryk? To po rusku? - Bułka z trudem opuściła nogi na posadzkę. - Myślisz, że to on? Taterka?

Patryk zerwał się z krzesła i nerwowo rozejrzał dookoła, starając się na nowo odnaleźć w rzeczywistości.
- Sprawdzę. - szepnął i podszedł do drzwi. Lekko je uchylił i ostrożnie wyjrzał na korytarz.

Ujrzał zakurzony, brudny korytarz, zawalony gruzem. Pył unosił się w powietrzu. Drzwi do innych sal wyglądały na odrapane, brudne - większość z nich łuszczyła farbę. Wyglądały przez to, jakby traciły skórę.
Muzyka dochodziła gdzieś z głębi gmachu, który wyglądał na opuszczony. Chociaż nie. W unoszącym się w powietrzu pyle Patryk zobaczył jakąś postać na końcu korytarza. Stała, nieruchomo kiwając się jak w transie, a potem zrobiła krok w przód idąc w stronę źródła dźwięku i jednocześnie oddalając od Gawrona. Patryk wyraźnie usłyszał zgrzyt metalu trącego o beton. Postać miała chyba metalową protezę zamiast jednej nogi. Po zrobieniu kroku idący zatrzymał się i znów zaczął kiwać się w miejscu.

Patryk cofnął się i cicho zamknął drzwi. Oczy miał okrągłe jak spodki.
- Ruiny, wszędzie te pierdolone ruiny... - wyszeptał przez ściśniętą krtań - jak wtedy...z tym wspólnym snem.
- Pomóż mi usiąść na wózek - już odrzuciła kołdrę i złapała Gawrona ramię jako oparcie. - Jeżeli to tamta strona to może Antek nadal tu jest. Chodź, sprawdzimy co to za muzyka. I może nasi też tu będą, coś podpowiedzą? No wiesz, Czarek, Andrzej i Baśka.
- Oby nie. - Gawron zadrżał na wspomnienie upiorów wlepiających w niego wzrok z podwórka Węgielnej. - Tam.. po korytarzu coś łazi.. coś z żelazną nogą.. jesteś pewna, że chcemy tam iść?
- Z żelazną nogą? - powtórzyła za nim i podtrzymując się jego ramienia usiadła na inwalidzkim wózku. - Może to Dziary siostra? Sam mówiłeś, że to ona była tą bez nogi. Skoro się błąka po tym piekielnym równoległym świecie to może sobie znalazła coś żeby się sprawniej i szybciej poruszać? Protezę z kawałka żelastwa? - Bułka poruszyła kółkami i wózek ruszył leniwie z przeciągłym upiornym jękiem. - Otwórz drzwi Patryk.
Gawron chyba chciał coś powiedzieć ale w końcu tylko przełknął ślinę i ... otworzył drzwi.

Muzyka nadal grała. Kulawiec gdzieś znikł. Ale Gawron słyszał coś jeszcze. Jakieś ... szepty. Niezrozumiałe, poszarpane przez niewidzialne gardła głosy dobywały się ze ścian, z sufitu, z podłogi, zza brudnych, oblepionych szlamem okien. Kurz unoszący się w powietrzu zdawał się wirować w rytm muzyki i w rytm tych szeptanych słów.

Muzyka dochodził z góry. Tak przynajmniej im się wydawało. Aby się tam dostać musieli pokonać schody, co z wózkiem nie będzie aż tak łatwe. Tym bardziej, że na schodach ktoś stał.


Bułka postękiwała lekko za każdym obrotem kół jej ruchomego fotela.
- Patryk, tylko spokojnie, dobra?
Nie była pewna czy to dobry pomysł ale miała jeszcze w pamięci ostatnie zajście z dziewczynką z urazem czaszki. Ten drugi upiorny świat... ostatnio nauczyła się na niego patrzeć. Odłożyć na bok strach jak odkłada się zimowy płaszcz kiedy nadchodzą cieplejsze wiosenne dni.
Musiała spróbować. W końcu co pozostawało do stracenia? Miała w perspektywie zabić dla Taterki aby ratować Antka albo... jeszcze coś zrobić. Nie poddać się.
Zatrzymała się dwa metry od masakrycznej postaci.
- Wszystko w porządku doktorze? - zagadnęła nie bardzo wiedząc do czego w zasadzie zmierza.

Szaleniec odwrócił się na dźwięk jej głosu. Oczy zalśniły czerwienią. Zamachał krwawym ochłapem trzymanym w ręce rozchlapując drobne krople ciemnej krwi.
- W porządku - wydukał dość niewyraźnie. - Odzyskałem moją twarz.
Zaśmiał się szaleńczo przykładając skórę do pozszywanej, okaleczonej gęby.
- To ważne. Nie wiem czemu. Ale ważne.

Bułka skinęła z wyrazem zrozumienia.
- Bo jak się straci twarz zostaje nam tylko... wstyd.
Tak działają chyba sny? A ten świat ma z nimi dużo wspólnego. Symbole, przenośnie niedopowiedzenia. Może o tym mówił doktor. Jego utrata twarzy równała się utracie honoru a może Bułka za bardzo to wszystko analizowała. Jeden pies. Jednego była pewna. Nie zamierza się bać. Strach mąci jej percepcję.
- Wie pan, kto puścił tą muzykę? Dochodzi z góry a ja tam nie wjadę na wózku.*

- To go zostaw - uśmiechnął się szaleńczo. - Ale muszę cię rozczarować ja nie słyszę żadnej muzyki.

- No tak - nagle wydało jej się to oczywiste. Sama się zdziwiła, że wcześniej na to nie wpadła. Muzyka była częścią ich piekła. Jej i Patryka. Lekarz nie miał z nią nic wspólnego. - I masz rację. Wózek tylko zawadza.
Ostrożnie spróbowała się podnieść i stanąć na własnych nogach. W końcu w tym świecie prawa natury ani logika nie istniały. Czy mogła pokusić się o stwierdzenie, że są raczej własnymi umysłami? Otaczają ich własne grzechy, koszmary, lęki. Dlaczego miałoby ograniczać ją ciało? Ciało jest niczym bez umysłu. Tylko narzędziem. A narzędzie robi to co oczekuje od niego twórca.
- Nie ważcie się... - powiedziała na głos jakby chciała ostrzec swoje nogi żeby nawet nie myślały się poddać.

I stanęła. Nie czując słabości w nogach. Jakby Taterka - Paweł nie pociął jej w przypływie morderczego okrucieństwa. Lekarz z krwawiącą twarzą nadal stał na schodach ale nie wydawał się stanowić zagrożenia.

- Patryk, no rusz się - Teresa ponagliła milczącego jak dotąd przyjaciela i zaczęła wchodzić na górę wsłuchując się w muzykę i starając się określić jej źródło.

Gawron początkowo po prostu stał w drzwiach pokoju i gapił się z rozdziawioną gębą, jak Tereska ucina sobie pogawędkę z czymś co na pierwszy rzut oka wyglądało jak uciekinier z książki Cliva Barkera. Gdy w końcu odzyskał kontakt z rzeczywistością ruszył szybkim krokiem za przyjaciółką. Na chwilę zatrzymał się przy pokrytej obrzydliwym grzybnym trądem ścianie. Mocnym ruchem wyszarpnął jedną z rur z pomiędzy martwych, przerdzewiałych zaworów ogrzewania. Krótka, poręczna, jak raz, by rozbić łeb jakiemuś piekielnemu pomiotowi.
Pobiegł za Teresą szerokim łukiem omijając pokrakę z maską.

Schody prowadziły w górę przechodząc szybko ze zwykłej klatki schodowej w metalowe, kręte stopnie, jak w morskiej latarni lub wieży. Niekończąca się serpentyna. Muzyka stawała się coraz głośniejsza, aż w końcu - o dziwo nie czując zmęczenia - zatrzymali się przed pokrytymi zaciekami z rdzy metalowymi drzwiami. Na ich środku białą farbą ktoś namalował wielką literę U.
Drzwi były częściowo uchylone a zza nich słyszeli poza muzykę jakiś krzyk oraz szczęk metalu, jakby gdzieś blisko ktoś naciągał metalowe ogniwa sporego łańcucha. Widzieli też światło. Czerwone, wręcz krwistej barwy. W tym świetle tańczyły niewyraźne, zmieniające się cienie jakiś wychudzonych postaci.

Patryk położył rękę na ramieniu Teresy, dając do zrozumienia by poczekała. Prawa dłoń mocniej zacisnęła się na pręcie. Ruszył w stronę drzwi.

Za drzwiami znajdowało się okrągłe pomieszczenie, jakby strych. Straszliwie brudne i przesiąknięte odorem rdzy i krwi. Żelazistym i osadzającym się na języku.

Pierwsze co ujrzał to ciało. Okrwawione. Wiszące na środku. To był Grzegorz. Patryk poznał go od razu. Zawieszony na łańcuchu za ręce. Nagi. Nieprzytomny lub martwy. Głowa Wichrowicza opadała na pierś bezwładnie.
Światło wydobywało się z lampy o czerwonym szkle a cienie rzucała metalowa karuzela - ochraniająca lampę. W metalowej osłonce wycięte były postacie i to właśnie ich cienie widzieli w wejściu do pomieszczenia.

Przez chwilę na obraz Grzegorza nałożył się jednak inny obraz. Anioła. Torturowanego przez jakąś maszynerię.
Ale widok ten trwał zaledwie mgnienie oka. Pół sekundy. Może i mniej.

Teresa nie zamierzała czekać na zewnątrz aż Gawron uzna miejsce za bezpieczne. W zasadzie słowa “bezpieczeństwo” i “zagrożenie” zupełnie straciły dla Bułki swój wyraz. Miała dziwne wrażenie jakby była poza tym. Jakby już jej to nie dotyczyło. Nie zależało jej. Nie teraz, kiedy czyta jeszcze tą książkę ale przecież już zna zakończenie. Nie może dopuścić aby Taterka skrzywdził Antosia. Ale nie może też zabić nikogo ze swoich przyjaciół. O nie. Ona taka nie jest. A już na pewno nie da się manipulować jakiemuś piekielnemu watażce.
Widok Wichrowicza nie przeraził Teresy ani jej nie sparaliżował. Wręcz przeciwnie, wydawało jej się, że po to tu właśnie trafiła, do tego jest przecież stworzona. Ma w sobie zimną krew i potrafi leczyć rany.
- Musimy go zdjąć - ponagliła Patryka a sama już rozglądała się za sposobem aby opuścić łańcuchy i w pierwszej kolejności oswobodzić Grześka z pęt.
Gawron nieufnie, z gazrurką wyciągniętą przed siebie, zrobił parę niepewnych kroków w stronę dziwacznej lampy. Gdy przekonał się, że nie rzuci się ona na nich z zębami znów zaczął oddychać i przyjrzał się łańcuchom.

Konstrukcja nie wydawała się zbyt skomplikowana. Oparta na zasadzie bloczków i zapadek. Z dwóch stron. łańcuchy przechodzące przez system bloków, podtrzymywały ciało okrwawionego Grzegorza w pozycji przypominającej literę Y, gdzie nogi - zwisające swobodnie jakieś pół metra nad poziomem podłogi - stanowiły dolną stopę litery.
Widzieli mechanizmy naciągu - bębny z nawiniętym łańcuchem i korbą zablokowaną zapadką. Niby nic trudnego. Poza jednym małym, paskudnym szczegółem. Wokół korby i przy samym mechanizmie niczym żywe węże poruszał się kolczasty łańcuch, podobny do tego, jaki Teresa widziała wynurzający się z ciała Taterki.

Jak to leciało? Gawron zdążył zapomnieć. Coś o przerwaniu łańcucha, poświęceniu i cierpieniu. Patryk nie miał wielu zalet, ale jednego nie dało się mu odmówić. Umiał dużo wytrzymać. Alkoholu, bólu, uderzeń, złamań... I chyba w końcu miało.się to przydać do czegoś pożytecznego. Przygryzł wargę, naciągnął rękawy kurtki na dłonie i ignorując drut kolczasty, śmiało szarpnął za mechanizm zwalniający.
Bułka nie lubiła bezczynności. Złapała za metalową rurkę, którą przytargał tu Patryk i zaczęła z całych sił uderzać w żywe kolczaste pęta, które ciągnęły się po podłodze.

Metalowa rurka, którą w charakterze broni wykorzystywała Teresa, krzesała iskry z kolczastych pnączy, ale nie widziała, aby to przyniosło jakieś widoczne efekty.
Tymczasem Patryk złapał za korbę i zawył z bólu, kiedy kolce przebiły bez najmniejszego trudu zarówno materiał kurtki, jak i jego dłonie. Widział, jak kolczaste pnącza przechodzą przez ręce, jak wypryskują w rozbryzgach krwi i tkanki z drugiej strony. Czuł, jak pnącza wnikają przez ciało i kość, pną się pod jego skórą dalej i głębiej, sięgając łokci, sięgając ramion. Niczym żywe, wygłodzone istoty pragnące życia i krwi, pragnące bólu i cierpienia.
Niewidzialna siła przyciągnął jego ręce do korby, a kolczaste pnącza uczyniły Gawrona częścią mechanizmu. Mógł kręcić korbą, ale miał świadomość tego, że im niżej będzie chciał opuścić wiszącą ofiarę, tym głębiej pnącza sięgną weń, wlezą pod jego skórę, zabiorą co ich. Łańcuch zawsze musiał mieć ofiarę. Jeśli Wichrowicz zostanie uwolniony, Gawron zajmie jego miejsce. To było pewne.
Patryk czuł też, że może puścić tą piekielną korbę. Oderwać ręce od kołowrotu, wyrwać je ociekające krwią i zostawić Wichrowicza na kaźń i mękę. Bo czy tak naprawdę chciał zająć jego miejsce? Czy naprawdę był gotowy dać się rozerwać na kawałki za przyjaciela z lat młodzieńczych. Teraz, unosząc twarz widział dwa obrazy nakładające się na siebie - Grześka Wichrowicza oraz .... anioła - chyba nawet tego samego, którego widział w dziwacznej wizji czy też śnie w łańcuchach.
Urakabaramiel. To imię lub też nazwa wpłynęło do głowy Patryka, niczym piękna melodia.
Związany. Zniewolony.
- UWOLNIJ MNIE - głos w głowie Patryka dźwięczał niczym dzwony kościelne, zdawał się rozsadzać czaszkę. - UWOLNIJ MNIE!
Nie prosił. Żądał. Nakazywał.
- VOIVORODNINA MNIE POTRZEBUJE. USTASZE JESZCZE MOGĄ ZAPROWADZIĆ NOWY PORZĄDEK, JAK TO OBIECYWANO. JAK OBIECYWALIŚMY.

Gawron ryknął z bólu. Zatoczył się do tyłu, ale nie puścił łańcuchów.
- Grzesiek... Pojebało cię?... Jacy, kurwa, Ustasze?.. Co ty pierdolisz? - mniej więcej tyle dało się zrozumieć z jego wrzasków.
Krzyk Patryka sprawił, że Teresa wypuściła z dłoni gazrurkę i w mgnieniu oka była przy nim. Widziała jego zakrwawione okaleczone dłonie . Podziurawioną przez drut skórę.
- Zostaw - chciała na siłę rozewrzeć zaciśnięte palce. - Musi być inny sposób.

Grzesiek znów zwiotczał. Patryk nie był już pewien, czy to faktycznie jego przyjaciel, czy nie. Nie był już pewny niczego. Nie zdawał sobie sprawy z niczego co go otaczało, jakby umysł wypaliło mu rozrzażone ostrze. Nie zdawał sobie sprawy z obecności Teresy koło siebie.

Teresa szybko zorientowała się, że na siłę to co najwyżej oderwie ręce Patryka od korby. Dosłownie. Oderwie je pozostawiając palce i fragmenty ciała przy maszynerii. Poza tym ujrzała, że znajdujące się w pobliżu kolczaste pnącza zareagowały na jej obecność. Niczym metalowe, ostre węże zaczęły pełznąć w stronę jej i Gawrona z oczywistymi zamiarami wbicia się w ich ciała, oplecenia wokół nich, zniszczenia i poszarpania miękkiej tkanki. I wtedy obudził się w niej niepokój. Mówiono, że Lwowski zniknął w szpitalu, w którym pracował, Czuba zaginął w drodze do domu. A jeśli - oni po kolei - trafiali do tego miejsca w jakiś niepojęty sposób? Jeśli znajdowali ten przeklęty mechanizm i próbowali go uruchomić. A potem znajdowano gdzieś ich ciała w Mieście. Może teraz nadeszła po prostu ich kolej - jej i Patryka, lub tylko Gawrona? Może czuli się zbyt pewnie? A może to nie miało znaczenia?W końcu trafili tutaj szukając Grześka, który pozostał na korytarzu. A jeśli on wpadł w ich ręce. Gdziekolwiek. Kiedykolwiek. Bo przecież czas i miejsce zdawały się nie mieć tutaj żadnego znaczenia. Jej nowo odkryta percepcja Metropolis - Miasta Miast - bo czuła, że właśnie tutaj się znajdują, powodowała galopadę myśli w jej głowie. Wiedziała jedynie tyle, że znaleźli się w potwornym niebezpieczeństwie. Wpadli w pajęczą sieć - złowrogą i straszną - jak małe muchy, którymi wszak byli dla istot stojących za Voivorodiną i jej zbrodniami.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 24-12-2012 o 10:09. Powód: połączenie postów
liliel jest offline