Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-12-2012, 00:32   #203
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
To było tak okrutne, tak nieludzkie. Dać mu chwilę wytchnienia, przyjemności oraz poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo potrzebował, by chwilę potem odebrać mu to wszytko i, co gorsza, kazać uwierzyć w morderstwo miłości swojego życia. To było tak okrutne, że należało się tego spodziewać.

- Nie, nie ona... NIE!- krzyknął Grzesiek, szybko jednak stracił siłę i zalała go fala beznadziei.- To nie była ona, nie mogła być, nie... Proszę, to nie była ona... Nie wierzę wam- powiedział siląc się na stanowczość, chociaż górowało w nim przerażenie i bezradność.
- Wiara nie ma z tym nic wspólnego - powiedział zduszony głos spod maski. - Możesz nam wierzyć. Nie musisz. To niewiele zmieni. Zabiłeś ją. To stało się faktem. Byłem przy tym. Widziałem. Śmiałem się w duchu. Myślałeś, że zmylisz naszą czujność, kuternogo?
- A może naprawdę chciałem być przez chwilę jak wy? Mieć władzę nad ludzkim życiem, być w stanie coś zmienić, chociaż raz...
- Nie wiedział, dlaczego od razu go nie zabili, pojawiło się jednak światełko nadziei. Poza tym, dzielnie nie dopuszczał do siebie tej najstraszliwszej myśli.- I tak wam nie wierzę.
- Władzę - głos świniogłowego pozostał obojętny - Władzę? Nikt z nas nie ma władzy, poza naszym panem, Chagidielem.
Zawahał się. Jakby słuchał kogoś niewidzialnego.
- A może ty naprawdę pragniesz stać się jednym z nas. Zabijać, kiedy poczujesz JEGO wezwanie. Pozbyć się ludzkiej twarzy. Przyłączyć się do wielkiej Voivorodiny? Oddać się jemu całym ciałem i całą duszą? Chcesz tego? Powiedz tylko, a spełnimy twoją prośbę.
- Jesteście jego pacynkami, jego dziwkami. Nie macie nawet wolnej woli, robicie, co wam każe. Jak psy. I ja miałbym chcieć do was dołączyć?
- Nie był taki, jak oni, i nie chciał być. Sama taka sugestia zdenerwowała go. Chciał ich sprowokować swoimi słowami, a wyszło na to, że zręcznie odbili piłeczkę i to on tracił panowanie nad swoim językiem.

Pętla z drutu kolczastego zacisnęła się mocniej na gardle Grześka. Krew popłynęła obficiej. Świniogłowy przywódca dał znak obserwującemu do tej pory kompanowi, a ten z wyjętym nożem ruszył w jego stronę.
- Najpierw zdejmiemy ci twarz - poinformował świniogłowy. - Potem wytniemy przyrodzenie, rozetniemy brzuch i nakarmimy cię twoimi własnym bebechami. Wiemy, jak to zrobić byś cierpiał, ale przeżył. Będziesz błagał o śmierć. O to, by twoje męki się skończyły. Ale my mamy czas. Dużo czasu. Aż w końcu, kiedy nam się znudzi twoje żałosne skamlanie poderżnę ci gardło tym wyświęconym nożem. Jak pasuje ci ten plan?

Ucisk na gardle zelżał. Najwyraźniej oprawcy mieli dalej ochotę na swoją chorą konwersację.

- Nie- wymamrotał, odwaga wyparowała tak szybko, jak się pojawiła.- Czego chcecie? Dlaczego nam to robicie? Może... się dogadamy.- Sam nie wierzył, że to mówi, ale to była jego ostatnia szansa.

- Zjedz, albo zostań zjedzony. Zabij, albo zostań zabity. Zostałeś przeznaczony na ofiarę. Podarowany mojemu panu. Twoja krew stanowi lej balsamiczny, którym namaścimy jego ciało. Twoje ciało, komunię, którą spożyjemy ku jego czci - kontynuował świniogłowy. - Strach będzie solą na ten pokarm. Cierpienie przyprawi go należycie.

Nóż świniogłowego zagłębił się w policzek Grześka. Niezbyt głęboko, ale przeciął skórę i ciało.

- W mocy paktu zawartego przez rodziców tego oto śmiertelnika, w mocy krwawej pieczęci i wypowiedzianych przysiąg ofiaruję tobie, ojcze wszelkiej deprawacji, splamiony krwią swych dzieci, wielki Chagidielu, ciało i krew tego śmiertelnika. Uczyń mu zaszczyt swojej łapczywości i uczyń nam, dzieciom twoim, zaszczyt twej ofiarności.

Nóż zagłębił się dalej. Rozpruł policzek. Głęboko. Do kości.

Świnioglowy przywódca dał znak i jego pomagier cofnął dłoń z ostrzem.

- Masz jeszcze szansę, kuternogo - powiedział pochylając się nad podduszanym Grześkiem. - Już raz zabiłeś. Zrób to raz jeszcze. Tym razem zabij Patryka Gawrona, Hieronima Bułkę, Wandę Jaworską lub Teresę Bułkę. Zrobisz to?

Wichrowicz zadrżał. Nie tylko z powodu głębokiego cięcia, ale i przez słowa świniogłowego. Czyli jednak pomysł Wandy o jakiejś sekcie do której należeli ich rodzice nie był wcale niedorzeczny. Ale nawet teraz nie mógł sobie wyobrazić, że rodzice mogliby go oddać demonom. I to jeszcze w zamian za co? Co takiego mogli im zaoferować, że poświęcili życie własnego syna?
- Jeśli miałbym kogoś zabić, to tylko któregoś z was. Albo waszego pana, chociaż widzę, że woli się wysługiwać innymi... Ale nie skrzywdzę żadnego z nich, nie ważne, co mi zrobicie.
Nie miał już nic do stracenia, jego los został przesądzony, być może jeszcze przed jego poczęciem. Przypomniał sobie słowa egzorcysty. Tak, wiedział, co jest grane. Ale dlaczego nie chciał wszystkiego zdradzić? Nie ważne. Teraz już wszystko straciło znaczenie.

- Pławisz się w swojej bezsilności, dziecię Hioba - szydził przywódca świniogłowych.

Kolczasty łańcuch znów zacisnął się na gardle Grzesia i ciało spłynęło krwią.

- Artysta bez palców nie pogra chyba na gitarze. Nie zrobi wielu rzeczy. Także palcówki swojej dziewczynie. A nie. Zaraz. Ty ją przecież zabiłeś.

Świniogłowy przyłożył swój nóż - rękawicę do palca u lewej ręki.

- Kawałek, po kawałku - wyszeptał niemal z ekstazą. - Jak obiecałem. Zacznę jednak od palców. Chyba, że zabijesz jedno z nich.

Dał znać i kultysta poluźnił ucisk drutu na gardle.

- A Ty kogo zabiłeś, jak się zeszmaciłeś dla tego swojego pana? Kumpla? Brata?- zaczynał drżeć mu głos, jednak cień prowokacyjnego uśmieszku pojawił się na jego twarzy. Właściwie pogodził się z samą śmiercią, jednak myśl o poprzedzających go torturach doprowadzała go na skraj poczytalności. Chciałby ich uniknąć, umrzeć w ułamku sekundy, jednak świniogłowi z pewnością dotrzymają obietnicy i nie pozwolą mu zbyt wcześnie zejść z tego padołu. Chyba, że uda mu się ich sprowokować, jednak, póki co, słabo mu to szło.

- Matkę - zachichotał śwniogłowy z jakaś obsesyjną, chorą satysfakcją. - Spaliłem ją, jak spała w łóżku. Nocą. Pijana. Paliła się i skowytała jak zarzynana świnia. Od tej pory byłem już jego wiernym wyznawcą. On uwielbia, kiedy bliscy mordują się wzajemnie. Kiedy ojcowie gwałcą dzieci. Kiedy matki katują niemowlęta. Kiedy ludzie bliscy sobie, mordują się wzajemnie. Uwielbia to. Nasz skrwawiony patriarcha. Chagidiel. Ale to nie ma znaczenia. Bo wszytsko co znałeś i kochałeś, dziecię Hioba, jest tylko fałszem. Jest iluzją. Dopiero kiedy poznasz smak prawdy, poznasz smak istnienia. Tak to już jest. Zawsze tak było. Tylko ja miałem szczęście odkryć to wcześniej. Oczy otworzyły mi się, kiedy miałem dwanaście lat.

- Boże
- wyszeptał Grzesiek, słuchając tych potwornych zwierzeń.- Nie jesteś już człowiekiem, prawda? - Nie, tak bezlitosna, wręcz bezduszna, istota nie była człowiekiem, odpowiedział sobie w duchu. Po chwili zadał inne pytanie, które nasunęło mu się podczas wypowiedzi kata.- Mówisz o Metropolis? To ono według Ciebie jest prawdziwe? Niby dlaczego? Skąd to wiesz? Bo co, bo on Ci tak powiedział, a Ty naiwnie we wszystko wierzysz?

- Nim cię zgładzę, mogę cię oświecić
- powiedział spokojnie a potem, jednym, szybkim ruchem odciął Grześkowi mały palec u lewej dłoni. Trysnęła krew a ból podszedł Wichrowiczowi falą żółci pod gardło.
- Skoro wolisz być ofiarą niż katem. Wolisz stronę przegranych, nie zwycięzców. Skoro przedkładasz niepotrzebną lojalność nad nic niewartymi przyjaciółmi od mocy, jaką daje ci legion Voivorodiny, to przynajmniej porozmawiamy sobie przed twoją męczeńską śmiercią. Bezwartościową i bezużyteczną, ale na swój bezsensowny sposób nawet bohaterską.

Ostrze serbosieka - Grzesiek sam nie wiedział skąd zna nazwę tego ostrza na rękawicy - zbliżyło się do kolejnego palca.

- Wolisz ten, czy może inny kawałek ciała
- zapytał tonem fałszywej uprzejmości.

Grzesiek zdusił wrzask bólu, chwilę potem czucie całej dłoni zmalało, adrenalina dawała mu złudzenie, że palec tam jest, tyle że odrętwiały. Ale on widział, co się stało, czuł przecinane gładko ciało, ścięgna i staw.
- I ty myślisz, że jesteś zwycięzcą? Ty nawet nie żyjesz, jesteś marionetką swego pana, nikim więcej. Ja przynajmniej mam wolną wolę. Nie mógłbym żyć jako niewolnik, tak jak ty.- Nie wiedział, dlaczego dalej dyskutował z świniogłowym, ale łatwiej mu to przychodził oniż leżenie w ciszy. Rozmowa zdawała się odciągać nieco jego myśli od fizycznego bólu.

- Zapytam po raz ostatni - w tonie głosu świniogłowego pojawiła się nutka zimnej groźby. - Czy zabijesz któreś ze swoich, tak zwanych, przyjaciół?

- Nie
- odpowiedział równie rzeczowo Wichrowicz.

- Doskonale. To zacznijmy taniec bólu i cierpienia - powiedział świniogłowy zbliżając ostrze do oka Wichrowicza.

Ostatkiem sił starał się to wszystko zrozumieć. Dlaczego jego rodzice to zrobili? Jak mogli skazać go na śmierć, i to jeszcze tak okrutną i przepełnioną bólem? Nazywali ich Dziećmi Hioba, ale dlaczego? Pakt został podpisany, żeby udowodnić wierność jego rodzicieli demonowi, Chagidielowi? Taka była rola potomków Hioba w biblijnej przypowieści, jednak dlaczego wyznawcy serbskich bożków pławiących się w cierpieniu mieliby szukać analogii z biblijnymi postaciami? Co znaczyło to cholerne dziewięć i pięć? Tyle niewiadomych... Dziwne tylko, że Czarek i Andrzej próbowali im pomóc, naprowadzić na rozwiązanie tej demonicznej zagadki, to znaczy, że dowiedzieli się czegoś, lecz dla nich było już za późno. Czy to możliwe, że sama śmierć ujawni przed nim całość obrazka, który z taką determinacją starali się wspólnie ułożyć? Liczył na to. Właśnie o tym rozmyślał, kiedy ostrze zaczęło zbliżać się do jego oka. Wiedział, że już za moment straci możliwość logicznego rozumowania, będzie tylko cierpienie i błaganie o śmierć.
I cholernie się tego bał.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 24-12-2012 o 00:36.
Baczy jest offline