Cała ta baza szkoleniowa, wszystko spływało jakimś dziwnym nienamacalnym obrzydzeniem. Może po prostu , on był obrzydliwy. Wieczny gniew, którym oddychał powoli go męczył, był na to za młody. Przecież jednak nigdy nie doświadczył raju na ziemi, tylko gorąco planety z zdechłym ekosystemem. Ruszył za tą ponętną dziwką , czując rozdrażnienie. Był zbyt zamknięty w swoich uczuciach , by wiązać się jak na razie (choćby ciepłym spojrzeniem) z swoimi nowymi kompanami. Każdy odłam oznaczał wielką różnorodność i inne doktryny walki. A przecież na polu bitwy i tak trzeba było dzielić się standardowymi rolami. Medyk, radiooperator, strzelec wyborowy... Smoki, takie jak on, były uzbrojone w ciężką broń. Przełom w czasie operacji, stanowiło zawsze bliskie podejście (pomimo gradu ognia) i chwalebny blask miotaczy ognia lub łańcuchowej broni białej. Teraz miał zostać zwiadowczym pieskiem...
Kiedy doszli do spartańskiego pokoju (warunki w jakich jednak zawsze bytował, stąd nie czuł chęci narzekania) , sierżant kazała się przedstawić. Chciał mieć to za sobą, podniósł głowę, napiął pierś recytując:
-Cane Sandro, 20 lat, Odłam Smoka.
Pominął swój pseudonim. ''Czerwony''. Zbyt wiele to dla niego znaczyło , obrazy i uczucia falowały. Było to złe. Nie żołnierskie.
Ostatnio edytowane przez Pinn : 25-12-2012 o 23:07.
|