Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-12-2012, 19:48   #2
Phobossus
 
Reputacja: 1 Phobossus nie jest za bardzo znany
Malcolm ukrył irytację spowodowaną tonem pewnego siebie reprezentanta gildii. Miał to do siebie, że nie znosił, gdy patrzono na niego z góry lub nie okazywano należnego mu szacunku, ale wiedział, że aby osiągnąć zamierzony cel, będzie musiał przymykać oko na takie sytuacje. Przynajmniej na razie.

- A więc kaptur zasłaniający twarz do połowy stwarza większe ryzyko ujawnienia tożsamości niż całkowicie odkryta, dostępna dla wszystkich ciekawskich oczu głowa.

Od tej kąśliwej uwagi nie zdołał się powstrzymać. Wywołała ona jednak wyłącznie lodowate spojrzenie urzędnika.

- Dostępna głowa sprawia wrażenie normalnego zjadacza chleba. Jeśli filozoficzne wywody i impertynencja to wszystko, z czym dzisiaj przyszedłeś... - Argusław skinął głową, a zza drzwi wyłonił się zamaskowany zabójca. Charakterystyczne czarne kimono, bądź jakkolwiek tę część garderoby można nazwać, w ciemniejszych pomieszczeniach gwarantowało upragnioną przez każdego rzezimieszka iluzję niewidzialności.

- Proszę o wybaczenie. Przyszedłem zaoferować coś znacznie więcej - Malcolm skarcił się myślami, za utrudnianie własnej misji.

- Skończmy więc te nic nie wnoszące wywody i przejdźmy do konkretów - odrzekł urzędnik, i zdjąwszy z głowy kaptur ukazał swoją ponurą twarz. Nie wyglądał na złodzieja, ani tym bardziej na zabójcę. Siwe włosy i pomarszczona twarz to widok, na który Malcolm liczył, ale trzy godziny wcześniej w lokalnej bibliotece, która niestety z niewiadomych przyczyn była zamknięta. Było jednak w jego rysach coś, co jednoznacznie wskazywało, że kiedyś nie obcy był mu sztylet. Może zimna pewność siebie?

Urzędnik przybliżył do siebie jakąś kartkę i kontynuował.

- Biorąc pod uwagę, że tu już wszedłeś, mógłbym nie pytać z czyjej jesteś rekomendacji, ale zasady to zasady, a ja zasad przestrzegam. Bo kim byśmy byli, gdybyśmy ich nie mieli? Albo gdybyśmy je mieli, ale ich nie przestrzegali?

Malcolm uważał widok starca, pragnącego ukrócić pogaduszki i chwilę później podświadomie przeciągającego zbędne dialogi za dosyć komiczny.

- Kto więc się za tobą wstawił?

- W szeregach gildii znany jest jako Lepkoręki - spokojnie odpowiedział nekromanta. Argusław sięgnął po pióro i zapisał coś, co prawdopodobnie było usłyszanym właśnie pseudonimem członka gildii.

- Rozumiem więc, że jesteś zainteresowany służbą Skrytobójcom?

Urzędnik spojrzał prosto w oczy nekromancie, jak gdyby jego wzrok miał przekazać informacje istotniejsze od samej odpowiedzi.

- Nazwijmy to pracą, nie służbą. Mogę jedynie przypuszczać, że stanowiska pucybutów zostały już dawno wypełnione i bynajmniej nie z inicjatywy osób je zajmujących. Jestem zainteresowany członkostwem, nie usługiwaniem.

Jakkolwiek trudno było odpowiedzieć na to pytanie bez nutki oburzenia, Malcolm podołał zadaniu. Okazywanie zbyt wielkiej dumy i impulsywności skreśliłoby go natychmiast z listy potencjalnych kandydatów, a wpisało na listę potencjalnych zagrożeń dla struktury władzy.

- Ach, więc ledwo przekroczyłeś te progi a już chcesz sięgać wyżej - w tym momencie Malcolm zaniepokoił się, że jego słowa okazały się zbyt pewne, ale szybko okazało się, że ich dobór był właściwy
- Nasza rozmowa miała między innymi określić twoje poczucie przynależności w organizacji. Gdyby słowo "służba" nie zwróciło twojej uwagi, miałbym podstawy do uznania cię za pionka, a pionków w grze nigdy nam nie zabraknie - starzec szyderczo się uśmiechnął. Malcolm i tak wierzył, że to prawda tylko w połowie. Istotnie, testował go, ale w zakresie przejawiania cech przywódczych, które łatwo można zauważyć przy odpowiednim doborze słów.

- Nie potrzebujemy cię. Uki, wyprowadź go na zewnątrz.

Malcolm nie ukrył poważnego zdziwienia. Rozmowa nawet w najmniejszym stopniu nie zmierzała w kierunku niepowodzenia. Więc dlaczego? A może to kolejny test? Tylko co miał sprawdzić?

Skrytobójca stojący przy drzwiach zrobił krok w kierunku nekromanty. Trzeba było działać szybko, szybko powiedzieć coś, co odwróci przebieg spotkania o sto osiemdziesiąt stopni. Coś, co sprawi, że urzędnik gildii wypowie magiczne słowa "poczekaj .. niech mówi". To coś trzeba było wymyślić z miejsca, nie było czasu na rozważanie przypadków. Pierwszy pomysł, który przyjdzie do głowy.

- Jestem nekromantą.

Skrytobójca zatrzymał się. Argusław podniósł głowę znad kartki. Czyżby się udało? Malcolm z całego przepełnionego śmiercią serca w to wierzył.

- Więc czego u diaska szukałeś w gildii złodziei?! - ze zdenerwowaniem odparł starzec, a jego ton głosu z każdym słowem był mocniejszy. Zapadła cisza, cisza, której Malcolm celowo nie przerywał. Celowo lub po prostu z tymczasowego braku kolejnych pomysłów.

- Gildia Skrytobójców jest organizacją składającą się z łotrzyków, istot specjalizujących się w rabunku, zabijaniu i zatruwaniu, a wszystko to przeprowadzone przy najmniejszym możliwym hałasie! Krótko mówiąc, w ciszy! Pewnie w życiu się nie skradałeś! Jak ktoś stawiający zmarłych na nogi ma... - starzec przerwał, ale nie wyglądał dłużej na zirytowanego. Przeciwnie, w trakcie swojego wywodu uspokoił się, tak jakby przyszło mu coś do głowy. Malcolm nie czekał na analizę przyczynowo-skutkową, którą z pewnością właśnie przeprowadzał. Cokolwiek to był za pomysł, był on związany z nim i jego przynależnością do organizacji.

- Mogę wykonywać inne zadania, te, do których nadam się lepiej niż nie jeden sztyletownik. Te, które wymagają odrobiny mistycyzmu i ingerencji w świat nieżywych.

- Poczekaj tu. Muszę coś przemyśleć - stanowczo odparł Argusław. Nie podał powodu, ale Malcolm nie był na tyle głupi, by ryzykować swoją być może jedyną szansę przeniknięcia w szeregi Gildii Skrytobójców. Ukłonił się i poczekał, aż urzędnik założy czarny kaptur i wyjdzie. Zabójca jednak pozostał na swoim miejscu.
 

Ostatnio edytowane przez Phobossus : 26-12-2012 o 20:46.
Phobossus jest offline