Biały policjant oberwał z
Dynki, która ucapiła mu się rękawa, jak chihuahua na koksie. Pan
Dynka musiał się niestety liczyć ze sporą ilością kłaczków. Policjant natomiast po pierwszym szoku niewiele sobie z tego robił. Sweter był gruby i chyba utkany z kewlaru. Facet przyglądał się wielkiej pomarańczowej
Dyni uwieszonej na swym mocarnym przedramieniu.
- Nie te święta, koleś - splunął wykałaczką prosto w
Dyniowe oko.
Czarny policjant oberwał
młotem w paluch, pochylił się, oberwał l
odem po głowie, ciężar przechylił go do przodu, a oddech uwiązł w gardle, ale
drugi cios młotem rozwiązał ten jego problem. Policjant odetchnął głęboko i przypomniał sobie o nieludzko bolącej stopie. Zaczął przeklinać po francusku.
Wtedy
Snovy do spółki ze
Smartassem i z mentalnym wsparciem
Bruna zdołali uruchomić radiowóz. Ruszyli z kopyta, przejeżdżając idealnie pomiędzy policjantami i zbierając na grill
Pingwina. Rikko utknął na masce. Samochód zwolnił. Rikko ześliznąl się z maski. Na klacie miał pięknie odbity metalowy detal.
Mentalne wsparcie
Bruna okazało się zgubne. Najwidoczniej zarażało procentami nawet metaforycznie.
Ciało Dyni biło się własnie ze słupem.
Atem się trochę załamał. Policjanci zaczęli niezdarnie grzebać w gaciach za bronią. Ze względu nana to, że mieli zmarznięte łapy było to widowisko godne oscara za ściezkę dźwiękową.
~"~
Pisk chórzystek i chórzystów przeszył powietrze i stłamsił biedne okrągłe uszka
Obywatela Chomika. Niewiasty próbowały deptać, a ich zniewieściali kompani wyważyć okna w samolocie i wyskoczyć na płytę lądowiska. Większośc uciekła.
Pinky został niemiłosiernie skopany.
JJR niewiele sobie z tego robił. Motywując pilota ruszył do kabiny, w której kryło isę wiele interesujących guziczków. Gdy tylko zasiedli za sterami odezwalo się radio.
- 07 zgłoś się. Co tam się dzieje? Pasażerowie ci uciekają... - wieża wydawała się być zdezorientowana.