Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2012, 17:47   #205
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
- Zostałem wysłany przez mojego bezpośredniego lorda – protektora, by służyć ci w tej godzinie próby, jako anioł stróż. Musisz jednak powiedzieć mi, skąd masz rzeczy, które przy tobie wyczuwam. Należą do nas. Zostały nam skradzione. Zbrukane grzechem zdrady. A ci, którzy się tego dopuścili są wrogami mej Wielkiej Matki, niech będzie wychwalane jej imię pośród Archontami.

Wanda stała tylko i patrzyła się przed siebie szeroko otwartymi oczami. Wszystko, co ostatnio się jej przytrafiło zyskało sobie nagle punkt kulminacyjny i dla niej był to właśnie ten moment. Anioł? Prawdziwy anioł ze skrzydłami, albo była już bardziej szalona niż jej się mogło zdawać.
Powiedział, że został przysłany jako jej anioł stróż. To dobrze, prawda? Prawie całe swoje życie modliła się do swojego anioła stróża tak jak nauczyła ją tego w dzieciństwie babcia i teraz on stał tutaj przed nią.

- Odpowiedz na moje pytanie, córo człowiecza – zimny i donośny głos anioła przywrócił Wandę do przytomności.

Dziewczyna skuliła się i objęła ciasno ramionami. Nie dostrzegała w pomieszczeniu żadnych mebli a chętnie usiadłaby na jakimś krześle czy fotelu, bo nogi się pod nią uginały. Zamiast tego zrobiła dwa kroki w tył i Bóg jeden raczył wiedzieć ile ją ten wysiłek kosztował.

- Ja dostałam informacje gdzie je znaleźć. Poszłam tam i je zabrałam. Nie wiem, czym są, ani do czego służą. Po prostu miałam nadzieję, że pomogą mi i innym uciec albo obronić się przed nimi. Tymi z głowami świń. - Była zdecydowana wyznać wszystko jak na spowiedzi. W obecnej sytuacji nie potrafiłaby inaczej.

- Gdzie? - Głos anioła rozlewał się po jej ciele, niczym najsmaczniejsze, najbardziej pobudzające uśpione zmysły wino. - Gdzie to było?

Skrzydlaty posłaniec zrobił krok w przód, ponownie skracając dystans pomiędzy nim, a Wandą.

Wanda ponownie się cofnęła, choć niewielki pokój nie pozostawiał jej wiele pola na takie manewry.
- W pokoju hotelowym. Ukryte w szafie i pod łóżkiem.

- Czy coś jeszcze tam było - kolejny krok do przodu. Zimne oczy świdrowały wzrok dziewczyny. Ta obojętność otaczająca skrzydlatą istotę w jakiś niepojęty sposób podjudzała ogień płonący tam, na dole. Jeszcze dwa, może trzy kroki i plecy natrafią na ścianę. Nie będzie miała, dokąd uciec przed jego drapieżną seksualnością, z której najwyraźniej istota nie zdawała sobie nawet sprawy.

Tym razem nie cofnęła się, bo uznała, że i tak to nie miało sensu. Zamiast tego jeszcze mocniej zacisnęła ręce.
- Oprócz tego, co mam przy sobie znalazłam tam jeszcze jakiś habit i sztandar.

- Sztandar - zatrzymał się - Gdzie on jest?

- Na ulicy Bartniczej 16. Tam go zostawiłam.

Zrobił krok, a potem drugi. Wyczuwała już chłód bijący z jego ciała. Nie był nieprzyjemny. Kojarzył się z wiosennym wiatrem. Wydawało jej się nawet, że wyczuwała delikatną woń kwiatów, którą wydzielało jego ciało.

- Zaprowadzisz mnie tam - to nie była prośba, mimo że ton głosu nadal nie pozwalał wyczuć jego emocji.

Pokiwała skwapliwie głową na znak zgody.

- Ujmij moją dłoń, córo człowiecza - wciągnął szczupłą rękę w jej stronę.
Bala się, że ten kontakt fizyczny zerwie ostatnie tamy jej samokontroli. Że zacznie błagać go, by ją wziął tu i teraz. Albo zrobi coś równie głupiego.

Zacisnęła mocno oczy i usta i wyciągnęła przed siebie na oślep prawą rękę.

Poczuła, jak przeszył ją od tego dotyku dreszcz, który rozlał się po całym ciele i jej zmysły oszalały. Chyba krzyknęła, pogrążając się w ekstazie i zapomnieniu.
Poczuła, jak wypełnia ją dzika namiętność. Jak krzyczy w spalającym ją od środka ogniu orgiastycznego doznania, jednego z najintensywniejszych, jakie miała okazję do tej pory przeżyć.
Żarłocznym, niepowstrzymanym, wyrywającym chrapliwy krzyk z ust. Wanda poczuła, że nogi drżą jej a całe ciało zalewała fala osłabiającej rozkoszy.

Po chwili pęd powietrza wokół niej ustał a ona powoli otworzyła oczy i zorientowała się, że stoją już na jakiejś ulicy. W cieniu bramy. Anioł tutaj nie miał skrzydeł tylko długi, ciężki, ciemny płaszcz. Ulicą przejechał samochód rozcinając deszcz i mrok światłami reflektorów.

- Prowadź - głos anioła brzmiał tutaj zwyczajnie.

I co najważniejsze, zniknął ten seksualny czar, który roztaczał wokół siebie

Najszybciej jak się dało wyszła na zalewaną deszczem ulicę pozwalając, aby zimny wiatr i deszcz ją ostudziły jej ciało. Zaczęła wędrować wzdłuż budynku szukając szyldu z nazwą ulicy. I znalazła. Ulica Szeroka. Leżała spory kawałek drogi od Bartniczej. Najlepiej byłoby skorzystać z autobusu, ale to prawie dziesięć dość długich przystanków.

Odwróciła się w stronę towarzyszącego jej anioła.
- To ulica Szeroka a sztandar jest na Bartniczej, to jeszcze spory kawałek drogi - umilkła nie bardzo wiedząc, jaki sposób podróżowania zaproponować.

- Weźmiemy taksówkę.

- Naprawdę? - Nie potrafiła ukryć zaskoczenia, odkaszlnęła - Oczywiście. Taksówkę. No tak. To najlepszy i najszybszy środek transportu na taką pogodę.

Okręciła się na pięcie i poszła szukać postoju taksówek

- Zatrzymaj się - dogonił ją kilkoma szybkimi krokami. - Oczywiście moglibyśmy podróżować przez więzienie innymi drogami. Ominąć iluzję. Ale podróżowanie jak zwykli śmiertelnicy utrudni nasze wytropienie.

- To poszukam postoju taksówek, dobrze?

- Jest dwie ulice stąd. W więzieniu nazywaj mnie Gerardem Gwardzińskim,

Wanda ruszyła we wskazanym kierunku, ale na słowa “mężczyzny” odwróciła się zdziwiona.
- W jakim więzieniu?

- Tutaj. To jest więzienie twojego rodzaju. Ludzi.

- Nie czuję się jakbym była zamknięta w więzieniu.

Nie odpowiedział. Przyspieszył kroku.

Wanda umilkła i starała się dotrzymać kroku Gerardowi Gwardzińskiemu. „Swoją drogą” – pomyślała – „mógłby sobie wybrać inne imię, jeśli nie chce przyciągać uwagi. Gerard Gwardziński! Mój Boże, imię jest tak absurdalne, a on przecież sobie je sam wybrał”

Postój był pusty, ale po trzech minutach podjechał jakiś duży fiat, Weszli do środka.

- Dokąd państwa zawieść - zapytał pachnący papierosami kierowca.

- Bartnicza. Proszę zatrzymać na początku ulicy. - Odpowiedziała mu Wanda.

- Siem robi. - Kierowca odpalił. Silnik zarzęził, ale fiat ruszył. Jej towarzysz skrzywił się złowieszczo, ale po chwili znów na jego oblicze powrócił ten sam podszyty drapieżnością wyraz twarzy. Wandę z kolei przeszył dreszcz niepokoju.

- Paskudna pogoda - szofer włączył się w ruch i przyśpieszył. - No i te wszystkie zbrodnie w Mieście. Jakbyśmy, co najmniej Warszawą byli. - Kierowca najwyraźniej był gadułą. A słyszeli państwo o tym spalonym ciele w puszczy. Ja nic to czciciele diabła. Szataniści. Czytałem o nich niedawno. Dobrze, że pani sama z domu po zmroku nie wychodzi. I nie jeździ tramwajami czy autobusami. Tam same nieszczęścia tylko. A tutaj w ciepełku. Wygodnie. Samemu. Cicho. I co z tego, że drogo. Za taki komfort to i niedrogo, zgodzą się państwo ze mną, prawda?

- W taką pogodę to zawsze wygodniej - przyznała Wanda.

- I bezpieczniej - podjął wątek taksiarz. - Wiedzą państwo. Weszła demokracja. Komuna upadła. A ludzie, jakby zamiast lepsi, stali się dla siebie bardziej podli. Bardziej zawistni.
No chociażby te morderstwa. Gdzie by to było do pomyślenia za komuny, prawda?

Zamiast odpowiedzi Wanda tylko uśmiechnęła się smutno, chociaż wiedziała, że taksówkarz nie mógł zobaczyć wyrazu jej twarzy.

- Młoda pani jest. Pewnie nie pamięta ...

- Patrz na drogę i zamknij się - głos Gwardzińskiego uciął kolejną tyradę taksówkarza.

Pod wskazany adres dojechali w milczeniu po dłuższej chwili. Gerard zapłacił i wyszli na zimny, paskudny deszcz zacinający ich po twarzach.

- Wyczuwam razydę - mruknął pod nosem “Gwardziński”. - Świetnie.

Odwrócił się w stronę Wandy a jego oczy błysnęły złowrogo w świetle ulicznej latarni.

- Już nie będziesz mi potrzebna - powiedział zimnym, lodowatym głosem.

- A do czego wcześniej byłam potrzebna? – Wandę ścisnęło aż w środku na te słowa..

- Wskazałaś miejsce, gdzie to ukryto. Oddaj jeszcze resztę zdobyczy, które przed nami ukryto i możesz odejść. Wszystkim zajmę się sam, córo człowiecza.

Czyżby anioł ją oszukał? Wykorzystał jej dobrą wolę i naiwna wiarę żeby dowiedzieć się gdzie ukryła resztę swoje znaleziska. Tylko, po co miałby ją wprowadzać w błąd kłamstwami, gdy z pewnością miał inny sposób żeby zmusić ją do mówienia. Był inny niż ludzie. Od początku to wiedziała, ale teraz uderzyła ją ta jego inność i obcość ze zdwojoną siła. Nie dbał o nic tylko o swoją misję i wyznaczony cel, którym zapewne było odzyskanie skradzionych przedmiotów. Wanda spuściła głowę i zaraz z powrotem ją podniosła. Czar prysł.

- Nie.

Spojrzał na nią z nowym zainteresowaniem. Pierwszy raz ujrzała w jego oczach coś więcej, niż zimną obojętność. Jakieś objawy uczucia, które mogły być zarówno budzącym się gniewem, rozszalałą furią - groźną i morderczą, lub też zwykłym zaciekawieniem, czy też rozbawieniem. Kompletnie nie potrafiła odczytać jego emocji.

- Nie - powtórzył za nią.
- Nie? - Postąpił krok w jej stronę.
- Nie - powtórzył trzeci raz robiąc kolejny krok.
Zatrzymał się tuż przed nią.
- Więc powiedz mi. Co zamierzasz w takim wypadku zrobić, córo człowiecza?

- Zamierzam tam wejść - skinęła głową w stronę domu numer szesnaście.

W oczach Gwardzińskiego pojawił się dziwny błysk.

- To chodź - powiedział niespodziewanie.

Nie oglądając się za dziewczyną ruszył w stronę mieszkania Agnieszki. Jak Wanda się zorientowała - cichego i ciemnego.

- Trzymaj się blisko mnie, córo człowiecza, bo ujrzysz za chwilę, jak sługa Binah wywiera pomstę na wrogach swej matki.

Wanda się zawahała. Strach podpowiadał jej inne rozwiązanie. Szybki bieg, znalezienie taksówki i ucieczka. Szybko oceniła swoje szanse. Raczej marne. Poza tym nie potrafiła zostawić przyjaciółki i być może jej rodziny na pastwę tych obcych istot. Podjęła przecież już decyzję. Ona w przeciwieństwie do anioła ani razu nie skłamała. Ruszyła szybkim krokiem za „Gwardzińskim”.
 
Ravanesh jest offline