Felix, utrapienie wesołej kompanii, nie wdawał się w rozmowy po wyłonieniu z lasu. Przy magu pozostał ino przez chwilę, na tyle długo by Anzelm zdołał skarcić go jak małe dziecko (nawiasem mówiąc to Piórko jego słowa skomentował dziecinnym właśnie zachowaniem - prychnięciem i wywróceniem oczami) i by mógł rzucić okiem na glejt Svena. Na słowa Weissa już, już miał się odezwać, ale darował sobie. Do pomocy wieśniakom w sprzątaniu tego burdelu na kółkach się nie kwapił, bo w sumie gdzie tu jego wina? Nie on ich zarżnął, nie on sfajczył chlewik. Towarzyszom swoim nie kazał dziabać pospólstwa, a że nie umieli jebnąć bez uszkadzania przeciwników - ich problem. Felix co najwyżej mógł im zapłacić za zrujnowaną przy uwalnianiu linę.
Weiss, Ranelf i Burghardt kłapali ozorami bez sensu i znudzili najwyraźniej Pawie Piórko, który ruszył w stronę wozu. Grzebiąc w swoich rzeczach, obserwował przechodzących wieśniaków nieufnie. W końcu chwilę temu był obiektem ich zawiści, a tak gorące uczucia wolno nie umierają. Nie tylko pospólstwo zresztą tak traktował; Alex też otrzymał swoją porcję felixowej nieufności. Komuś, kto do ciebie strzela, nie ufa się z zasady.
Wrócił z oderwanym kawałkiem płaszcza przyciśniętym do rany na ramieniu, odprowadzając Ranelfa spojrzeniem zmrużonych oczu. Weissa również zignorował, zwracając się bezpośrednio do maga.
- Jak mniemam na leczeniu się nie znacie? - Westchnął ciężko, gdy Sven pokręcił głową. - Mniejsza, jakoś przeżyję. Mówiliście, magiku, że podróżujecie do Altdorfu. Nam droga wiedzie do Beeckerhoven, może chcielibyście zabrać się z nami? Zawsze to raźniej i bezpieczniej.
Eryk na pierwsze pytanie Felixa jedynie westchnął. Jego ręce upaprane we krwi rannych, których właśnie kończył opatrywać wskazywały na braki w umiejętnościach medycznych kapłana. - Nie zdobyłem niestety takowej wiedzy - rzekł natomiast w odpowiedzi mag. - Z chęcią dołączę do was. Samemu widać jako niebezpiecznie jest. Odmieńców po wojnie co nie miara. Ubijesz ich, to jeszcze cię w wiosce przypalić będą chcieli - westchnął. - Ja do Altdorfu zmierzam, przez Middenheim za pewne. W tym samym kierunku podążacie, więc wielce na rękę byłoby mi dołączyć do was. Nie wiem, czy i do samego Beeckerhoven, ale teraz z pewnością - spojrzał na Felixa.
- Witam tedy w naszej komp...
Nie było mu dane dokończyć zdania. Szarpnięcie sprowadziło go w dół i pokazała mu się zarośnięta, khazadzka gęba. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale i to mu przerwano, kiedy jego twarz została przedstawiona kargunowej łapie.
Wpierw opadła mu szczęka i Jemioła mógł podziwiać szczere zdziwienie w felixowych oczach. W chwilę później zdziwienie zastąpiła złość, co widać było w napiętych mięśniach szczęki.
- Łapy przy sobie, khazadzie. - Warknął Felix, mrużąc oczy i wyswobadzając się niezdarnie z uścisku Karguna.
Nie prowokował, nie komentował, nawet nie szydził. Zwyczajnie wyprostował się, górując nad Jemiołą i poklepał rękojeść noża zawieszonego na bandolierze.
__________________ "Information age is the modern joke." |