Czarne BMW X6 mknęło zwinnie oświetlonymi ulicami Montrealu. W obliczu tego, co wydarzyło się w pobliżu fundacji Monica nie zwlekała z przybyciem na wezwanie Ojca. Miała jakieś niejasne przeczucia, że telefon od niego wiązał się jakoś z wypadkiem syna Biskupa. Klęła w myślach jak szewc. Wszystko się tak pięknie układało. Za pięknie.
-
Antoin, pospiesz się do cholery.... - wiedziała, że słowa te nie były potrzebne ponieważ jej ghoul jako kierowca sprawdzał się bez zarzutu, ale aż drżała z niecierpliwości żeby dowiedzieć się czego chciał od niej Francesco.
Kiedy więc w końcu Sander wyhamował przy ulicy w pobliżu schodów prowadzących do najwyższego z kościołów Kanady, nie czekała aż chłopak otworzy jej drzwi, tylko sama chwyciła za klamkę, rzuciła do Antoina, że ma na nią czekać i chwilę później wbiegała w górę po schodach. Przed samym wejściem zwolniła, uspokoiła się przez chwilę i już opanowana otworzyła drzwi Bazyliki i weszła do jej wnętrza.
Oratorium świeciło pustkami, co nie było żadną nowością. Jedynie cienie tańczyły w kątach przestronnej sali, za dyrygentów mając świeczniki umocowane na kolumnach. Przybyciu Monici towarzyszył jęk ciężkich drzwi i świst wiatru, który wparował z nią do środka. Jej kroki odbiły się echem w pustym pomieszczeniu, kiedy ruszyła w stronę swego Ojca, trwającego nieruchomo przed obrazem przedstawiającym Wniebowstąpienie.
-
Moje Dziecko... - Odezwał się Francesco, ruszając jej na spotkanie. -
Dobrze cię widzieć.
Powitanie może brzmiałoby trochę wiarygodniej, gdyby w głosie Włocha brzmiały jakieś uczucia. Ale nie, brzmiał jak zawsze chłodno i bezuczuciowo, dopełniając jedynie wizerunku Ministra, który mógłby uchodzić za marmurowy posąg.
-
Czy... wszystko jest w porządku? - Padło pytanie, w którym o dziwo można było dosłyszeć namiastkę troski.
-
Witaj Ojcze - Monica z należnym szacunkiem ucałowała Ministra. -
To raczej ja powinnam spytać czy wszystko w porządku. Wezwałeś mnie tak nagle?
Opanuj się - myślała - jesteś spokojna....
-
Niestety, tego wymagały okoliczności. - Odpowiedział Armano, prowadząc Monicę ku jednej z ław. -
Syn Biskupa został zaatakowany i obawiałem się o twoje bezpieczeństwo. Jego Ekscelencja Bennett jest wściekły i będzie chciał znaleźć winnych tego napadu.
Zamilkł na chwilę, wpatrując się w ołtarz, po czym chwycił mocno dłoń swej córki.
-
Musisz uważać na siebie, Monico. - Oznajmił, nachylając się i zniżając głos do szeptu. -
To nie był normalny wypadek, Hembry był na celowniku.
Monika przez krótką chwilę przyglądała się Ojcu.
-
Dowiedziałam się dosłownie kilka chwil przed twoim telefonem - wampirzyca cedziła słowa -
kto mógł być na tyle głupi żeby zaatakować syna Biskupa? No chyba, że to prowokacja...
-
Prowokacja czy nie, musimy być ostrożni. - Odparł Armano. -
Ktoś zdecydowanie obrał sobie nas, Uświęconych, za cel. O samym ataku nie wiemy wiele, Biskup poinformował mnie jedynie, że miał on miejsce. Podejrzewam jednak, że ma to jakiś związek z pożarem kościoła sprzed kilku dni. Jego Ekscelencja spotka się z nami tutaj, gdy tylko upewni się co do losu swego syna. Jest wściekły, będzie chciał odnaleźć sprawców i będzie potrzebował pomocy...
Armano zamilkł i spojrzał się znacząco na Monicę.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby dowiedzieć się kto stał za tym atakiem Ojcze. - Monica zdawała sobie sprawę, że Biskup zwróci się również i do niej. - Czy Królowa wie o tym wydarzeniu? Co mówi się na dworze?
-
Poinformowałem Szeryf i Delfina. - Odpowiedział krótko Armano. -
Obiecali pomoc w śledztwie.
Pomóc... pffttt - pomyślała Monica. Na zewnątrz jednak uśmiechnęła się lekko i skinęła głową Ministrowi.
-
Wiesz gdzie mnie znaleźć Ojcze, będę czekała na sygnał.
W głębi duszy (jeśli ją jeszcze miała) wiedziała, że jeszcze dzisiejszej nocy zleci Antoinowi żeby poszukał informacji na temat wypadku, który zdarzył się w pobliżu fundacji. Ostatnio zbyt wiele dziwnych wydarzeń miało miejsce w Montrealu...