O’Brien rozejrzał się po okolicy, wszędzie na około błyskały niebiesko-czerwone światła, słychać było strzały i krzyki dowódców, aż dziw że jeszcze żaden oddział na nich nie wpadł.
-Fuck! nawet sie teraz nie zwiniemy, cala okolica jest odcięta- John spojrzał na sześciu irlandczyków, którzy wraz z nim i Collinsem pojawili się w porcie, teraz żałował że jest ich tak mało.
-Dam sobie ręke uciąć że transport Petrovej też płynął tym statkiem i to ona coś schrzaniła- krzyczał Collins
-jak mogliśmy być tak naiwni żeby nie wziąć ze sobą całej ekipy?! Jak mogliśmy myśleć, że wszystko uda się dogadać. -to nie czas na lamętowanie. Chłopaki bierzcie broń i sie troche zabawimy! Shean dzwoń po chłopaków, potrzebujemy pilnego wsparcia. Philip ty zadzwoń do tego gnoja Smitha i zapowiedz mu naszą wizyte jak tylko się stąd wydostaniemy -O’Brien wydawał rozkazy wśród huku, krzyków i ogólnej wrzawy panującej w porcie
”Prawie jak w irlandii z 60 lat temu”Pomyślał i usłyszał Sheana
-[i]Aye, chłopaki postarają się nas stąd jakoś wydostać. do tego czasu musimy radzić sobie sami.
~*~
Wampir czuł krew, coraz więcej krwi. Zapach słodkiej wyciekającej z wygasającego ciała krwi, zapach, który przywołał mu wspomnienia z czasów kiedy jeszcze był człowiekiem
Irlandia nagle pojawiła się przed jego oczami, zobaczył walki uliczne, usłyszał krzyk rannych i umierających, huk bomb, świst pocisków. Poczuł w ustach słodki smak.
-
O’Brien obudź się!- z zadumy wyrwało go szarpnięcie i głos Collinsa-
bierz broń i bawimy się, nie damy rady już wyciągnąć tego transportu więc chłopaki go wysadzą, żeby zatrzeć slady, musimy sie tylko przebić do statku
John sięgnął do bagażnika wyciągnął M4 i kilka granatów, Irish Boys czekali już na decyzje, każdy z nich miał karabin a dwoje z nich plecak z ładunkami wybuchowymi.
“
Czas na chwile zabawy i małe BUM” pomyślał John wychodząc w ciemność portu
-
Let’s Go my Irish Boys! zawołał.