Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2012, 18:21   #113
kymil
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Seoth


Kolumna żołnierzy na rozkaz Baliego zawróciła do bezpiecznej kryjówki, którą wskazała wcześniej Modron. Seoth zasalutował Wronie i ruszył naprzód.

Niestety, zwiad Eothraima nie przyniósł wiele wiadomości. Zamieć powoli, choć nieubłaganie zacierała ślady ku wieży Amon Aer. Śnieg wciskał się w oczy jeźdźca, uniemożliwiając staranną obserwację. W niedługim czasie mężczyzna był oblepiony bielą od stóp do czubka głowy. Co gorsza kopyta poparzonego Smutha ślizgały się po oblodzonej ścieżce, aż w końcu chcąc nie chcąc Seoth zmuszony był zeskoczyć na ziemię i prowadzić wierzchowca za uzdę.

Jedyne co zdołał dostrzec to miejsce zasadzki ludzi Dongoratha, a dokładniej miejsce, gdzie oczekiwał na konwój Bondana. Skalna niecka położona nieco na lewo od gościńca, gdzie widać było jeszcze ślady posłań z igliwia, stare skóry, trochę suszonej dziczyzny. Mogli się skrywać w tej kryjówce przez wiele dni nie będąc widzianymi i słyszanymi, chyba że Dongorath sam by tego zapragnął.

- Czarny Strażnik wybrał to miejsce starannie, Smuth - mruknął do siebie Seoth.

Ledwo widział na oczy. Płatki śniegu wirowały wokół niego, zerwał się wiatr, który przyginał słabe krzewiny do ziemi. Zimno wtargnęło pod płaszcz Eothraima.

- Wiatr z Angmaru - uznał jeździec.


***



Bali, Girion


Bali prowadził pewnie kompanię żołnierzy przez wąwóz. Minęli właśnie miejsce napaści banitów na towarzyszy. Ciała martwych pokrywała gruba warstwa puchu.

- Poleżą, tak zbójcy, do wiosny
- sucho ocenił kapral Wrona przecierając oczy ze śniegu.

Niektórzy z Dagarim Aratar byli poranieni, ale z ich ust nie było słychać słowa skargi. Prędko zapakowali najpotrzebniejsze rzeczy na jeden ocalały wóz, doprzęgli dwa pozostałe koniki. Towaru było sporo, gdyż osie powozu trzeszczały niemożebnie. Koła zostawiały głębokie ślady, lecz po paru minutach sypiący śnieg wypełniał koleiny do pełna.

Zamieć szalała na dobre. Śnieg wirował jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Girion z trudem rozpoznał miejsce, o którym mówiła Modron. Skalny grzyb miał na sobie wielką warstwę śniegu, ale przynajmniej zatrzymywał częściowo opady w niecce.
Sama jaskinia była niewielka, tak że z trudem zmieściło się w niej siedem osób. O rozpaleniu w taką zawieruchę nie mogło być mowy.

Bali jednak przeczuwał, że najgorsze jeszcze przed nimi.

- Temperatura spada. Będzie gorzej! - przekrzykiwał szalejący wicher ku Girionowowi i reszcie. Dagarim Aratar skupili się wokół powozu. Paru wlazło pod drewnianą podłogę. Koniki rżały rozdzierająco, zapewne z chłodu.

- Czarnoksięska pogoda
- zajęczał jeden z młodszych żołnierzy, ale zaraz zamilkł pod karcącym spojrzeniem kaprala.

Syn Naina stał w milczeniu zbierając siły. Krępemu ludowi ciężko było maszerować przez szybko tworzące się zaspy. Broda khazada wyglądała jak jeden sopel lodu. Dunedain z kolei wyglądał jak smukły śnieżny bałwan.

- Krraak!
- rozległo się nad nimi. Warstwa śniegu na skalnym grzybie poczęła trzeszczeć.

- W każdej chwili ta masa śniegu i lodu może na nas runąć. Jeszcze lawiny nam trzeba! - wrzasnął Girion.


Modron



Przeprawa przez kurzawę śniegu, przez coraz to nowe zaspy wydawała się trwać wieczność. Wąska ścieżka, która prowadziła Alarifa i Modron pod górę zniknęła w zamieci po kwadransie. Tylko wąwóz po lewej stronie był niezmienny.
Nie to było jednak najgorsze dla dziewczyny wychowanej w Mrocznej Puszczy. To lekkostopy elf wprawiał ją w złość i zdumienie. Gdy Sindar po raz kolejny wyciągał Beorningę z zapadającego się śniegu zdecydował.

- Nie. Tak dalej nie pójdziemy. Oni też muszą przystanąć w taką pogodę. Nie słyszę ich oddechów w tym wichrze, ani nie widzę ich śladów.

Modron obejrzała się za siebie. Ścieżyna, którą przyszli zginęła w wirującej bieli. Stała z elfem nad skalną granią. Do wąwozu miała z trzydzieści stóp.

- Powrót będzie jeszcze trudniejszy - odparła towarzyszowi. - Ta zaspa przegradza nam zejście.

- Tak - zgodził się Alarif. Jego złote włosy pokrywała warstwa śniegu - Ale za parę kroków jest jakaś szczelina, wyżłobienie. Może się wciśniesz? Odpoczniesz? Musimy zebrać siły. Droga pod górę zapewne wygląda podobnie jak droga na dół. A jeśli Dongorath się zorientuje, że podążamy jego śladem... Może być niebezpiecznie.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 28-12-2012 o 18:48.
kymil jest offline