- Niebezpieczne. Straszne. Ratunku.
Rudowłosa dziewczyna mrugnęła rudymi rzęsami. I raz jeszcze, i kolejny, aż posypały się przyklejone do nich gwiazdki śniegu. Oddech Modron skłębił się nad jej ustami i uleciał z wiatrem jak strzęp mgły.
Nie powiedziała nic więcej, tylko przebrnęła przez śnieg i wsadziła głowę w ową szczelinę, co miała być jej schronieniem.
- Ano jest - poświadczyła. - Starczy dla jednej osoby. To może TY się wciśniesz i odpoczniesz? - zasugerowała poważnie, a jej ton z uprzejmego przeszedł nagle w groźny pomruk. - Głupiec. Chyba zapominasz, z kim mówisz.
Malutki i szczupły palec wskazujący córy Beorningów zawisł w mroźnym powietrzu między nimi. Potem Modron miarowo i nachalnie zaczęła dźgać tym palcem w piersi elfa.
- Głupiec. Nie. Zostawię. Cię. Samego. Na. Mrozie. Na. Śmierć. - cedziła wściekle. Wreszcie odpuściła i poczęła brnąć w zaspach. Zapuściła żurawia w wąwóz, przeszła paręnaście kroków po okolicy, by znaleźć odpowiednie miejsce. Takie, w którym nie zdmuchnie ich lawina, na przykład.
Chwilę potem Modron klęczała już w śniegu i pracowicie ryła w zaspie, tworząc małe wejście i ugniatając lodowatą biel do pożądanego kształtu. Co jakiś czas zza jej zaciśniętych ust wyrywały się ciche, lecz mało pochlebne komentarze na temat elfów i powodów, dla których ich tak mało na świecie na zostało.
- Niedźwiedzice wysoko w górach żyją w jamach w śniegu całą zimę. Śpią w nich, rodzą w nich i wychowują małe. Im się udaje, nam też się uda. |