Włóczykij uważnie obejrzał strażników spod kaptura swoimi tajemniczo błyszczącymi oczyma. W myślach poprosił duchów aby pomogli mu dogadać się ze strażnikami i pod płaszczem zwinnie nakreślił kilka znaków powtarzając w myślach formułki.
Strażnicy wyraźnie zaczęli się niecierpliwić. Najwyraźniej nie byli zbyt podatni na wpływy duchów. Widocznie ich moc zależała od wrażliwości i zdolności emocjonalnych “ofiar”. - Nie chcesz z nami gadać? Może chciałbyś trafić przed majestat komendanta, co? - zagroził ten, który wcześniej zadał pytanie. - Dobry wieczór panowie strażnicy, zowię się Mścisław Włóczykij, zwyczajny podróżny w poszukiwaniu noclegu i jadła, po ciężkiej i uciążliwej drodze.
Strażnicy spojrzeli po sobie wymieniając bezlitosne i lekko rozbawione spojrzania. Jeśli wędrownik mówił prawdę, czekało go w mieście wielkie zaskoczenie i doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Postanowili bez słowa, że zabawią się obserwując, jak szybko ktoś wpakuje mężczyźnie sztylet między łopatki. - A więc dobrze, zwyczajny podróżny. Możesz iść poszukiwać noclegu i jadła. Tylko uważaj na sztylety. Lubią niespodziewanie pojawiać się w plecach.
Zrobili Mścisławowi przejście i otworzyli bramę. Przed Włóczykijem pojawiła się mroczna uliczka prowadząca do zupełnie obcego mu i niebezpiecznego miasta. W oddali dojrzał stojącego na środku uliczki mężczyznę w kapturze i podchodzącego do niego dziwaka z torbą.
Mijając strażników cynicznie usmiechnął się i zimnym szeptem rzekł. -Dzięki za radę.
Przechodząc przez bramę, zwinnym ruchem wziął swoją dwóręczną dzidę tak by schować jej ostrze od wszelkiego światła. Na sekundę przymknął oczy spoglądając na mroczne, dyszące złem, śmiercią i strachem miasto. Cicho krocząc, schował się w najmniej żucającej się w oczy części uliczki, tak by go nie zauważono ale aby mógł obserwować te dwie osoby. Spod kaptura śledził za ich działaniami i próbował usłyszeć o czym mówią.
Ostatnio edytowane przez Reodulf : 29-12-2012 o 18:42.
Powód: błąd
|