Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2012, 23:21   #19
Rodryg
 
Reputacja: 1 Rodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputację
William był rozczarowany faktem ze kilka najbardziej interesujących miejscach które były dla nich nie dostępne. Było kilka teorii na temat tego że miejsca takie przyciągają wilkołaki, w końcu sam fakt że ulokowały się na przecięciach linii nie mógł być przypadkiem. Pytanie jakie mu się teraz nasuwało to jaki był ich związek ze zniknięciami, wątpliwe było by ze swym terytorializmem przeoczyły ostatnie wydarzenia. Więcej pytań niż odpowiedzi, jednak wiadome było że poszukiwanie odpowiedzi w tych miejscach skończyło by się Ostateczną Śmiercią.
Nie protestował i nie podważał decyzji Aurory, może mógł by się w tym doszukiwać jakiegoś podtekstu jak niektórzy przewrażliwieni Spokrewnieni. Jednak nie widział w tym sensu zamiast tego podziękował za worki z krwią, przez ostatnie kilka nocy gdy kontemplował swoje wyniki badań zaniedbał polowania, co prawda nie był jeszcze tak “głodny” ale zawsze warto było mieć coś pod ręką by uniknąć nieprzyjemności i problemów.
W pewnym sensie cieszył się z wyznaczonego zadania, ani za życia ani po przemianie nie był kimś kto radził sobie w dziczy, zresztą gdy tylko zboczył ze ścieżki natura jak i całe otoczenie mu o tym przypomniało.
Chyba powinien się trochę podszkolić w tym temacie na wypadek gdyby jeszcze kiedyś przyszło mu prowadzić “badania w terenie” ?
Z zamyśleń wyrwał go hałas i jakiś ruch, zwierze czy może ktoś za nim podążał ?

Widział w ciemności i co prawda dostrzegł jakiś kształt ale nic potem się nie wydarzyło uznał więc że spłoszył jakieś zwierzę i ruszył dalej.
Dotarł w końcu na polanę i to dość często odwiedzaną przez turystów jeśli sugerować się walającymi po okolicy odpadkami, zrobiło mu się głupio na myśl że całkiem prawdopodobnie istniała tutaj jakaś dogodniejsza ścieżka w końcu wątpił by ludzie trafiali tutaj po tym samym stromym zboczu co on.
Znów hałas tym razem jednak widział jego źródło a przynajmniej humanoidalny kształt poruszający się z niemałą prędkością. Przecież był daleko od terenów Lupinów i kto jak kto ale oni potrafili poruszać się po dziczy i nie zwrócili by na siebie uwagi, chyba że ktoś tu nie dbał o skrytość...
Szybko “poprawił” torbę, to znaczy odsunął jeden z zamków by mieć łatwiejszy dostęp do broni w końcu gdyby doszło do starcia nie miał czasu na mocowanie się z zamkiem.
Wtedy też dotarł do niego kobiecy krzyk wręcz instynktownie odwrócił się w kierunku źródła, i bez większego zastanowienia ruszył w tamtym kierunku z nienaturalną prędkością. Jego nieproszony “towarzysz” nie wykazywał się dyskrecją więc chyba mógł sobie na to pozwolić zwłaszcza biorąc pod uwagę jego prędkość, i całkiem możliwe że będzie świadkiem kolejnego “zniknięcia” a to by mogło przynieść odpowiedzi na kilka pytań...

William pędził między drzewami ku źródłu krzyku. Gałęzie pękały gdy wbijał się w nie z nienaturalną prędkością, liście świstały gdy przemykał między nimi. Las rozmywał się w jego oczach, jednak omijał każdą przeszkodę jaką matka natura postawiła na jego drodze. Dla postronnych byłby jedynie ciemnym kształtem, którego nie szło rozpoznać.

Na miejsce dotarł raz dwa i zatrzymał się przy jednym z drzew, oferujących dogodne miejsce do obserwacji. Kilka metrów przed nim, na leśnej ścieżce, leżały dwie postacie. Na widok jednej z nich, Bestia Culhama wyrwała się do przodu, domagając się krwi i rozrywania na strzępy. Warknięcie odbiło się echem w czaszce Mekheta, czerwień zaczęła zalewać wizję, a kły mimowolnie wysunęły się, gotowe kąsać i rozrywać tkankę. Smok ścisnął mocniej korę drzewa i gdy jego ciało już, już miało rzucić się do przodu wedle życzenia Bestii, wszystko minęło. Odetchnął głęboko, a drapieżnik w jego głowie zaskomlał cicho, związany i wrzucony do klatki.

William miał teraz okazję przyjrzeć się bliżej postaci, która bez wątpienia była wampirem. Mężczyzna w średnim wieku, w poszarpanych ubraniach i z włosami zbitymi w strąki nie wyglądał na zagrożenie. Bliżej było mu do lunatyka, jednak dziewczyna której gardło właśnie rozszarpywał, mogła się nie zgodzić. Nie protestowała, bulgocząc jedynie gdy krew lała się strumieniem na leśne poszycie.

Nie tego się spodziewał, czy to on był odpowiedzialny za te wszystkie zajścia czy też tylko natrafił na wampira podczas jego polowania ? Nie pochwalał zabijania podczas polowań ale teraz i tak było już za późno, poza tym przeszkadzanie innemu spokrewnionemu w polowaniach nie było tolerowane. Nie pozostało mu więc nic innego jak przepytać go po tym jak już skończy. Nie kojarzył akurat danego osobnika ale nie znał też każdego spokrewnionego w mieście z widzenia, wyglądał na Gangrela a ci potrafili nie pokazywać się innym spokrewnionym przez kilka lat. Chyba że nie był tutejszy ? Czyżby mieli w mieście bandę nomadów która wybrała sobie te okolice na tereny łowne ? To byłby niemały problem, na wszelki wypadek trzymał rękę na broni na wypadek gdyby wcale nie chciał z nim dyskutować...

Dzikus skończył swoją kolację nieniepokojony przez Williama i dopiero gdy wyprostował się, wycierając usta z posoki, zauważył Mekheta. Oczy nabiegłe krwią zwęziły się na to odkrycie, a z ust wyrwało się warknięcie, jednak pozostał w miejscu. Najwyraźniej i on zdołał uciszyć zew Bestii.

- Coś ty za jeden? - Głos miał zachrypnięty, jakby przyjacielskie rozmowy były daleko za rozrywaniem gardeł na liście jego ulubionych czynności.

- Chciałem ci zadać to samo pytanie, ty odpowiadasz za ostatnie zaginięcia w okolicy ? - zapytał ze spokojem w pewnym sensie byłby rozczarowany tym że to dzieło pojedynczego wampira osiadłego poza miastem, choć możliwe że nie był jedyny. Chyba że jednak nie miał związku ze zniknięciami, tylko że nie wyglądał na zbyt skorego do dyskusji.

- Nie. - Warknął krótko, przestępując z nogi na nogę i to zaciskając, to rozluźniając pięści. - To mój teren, radzę ci się wynosić.

Przez chwile obserwował zachowanie mężczyzny oceniając czy to zdenerwowanie jest oznaką kiepskiego kłamstwa, stwierdził jednak że po prostu nie przepadał za innymi spokrewnionymi. Być może obawiał się że ktoś spróbuje go przegonić z tych okolic, Mekhet jednak nie miał takiego zamiaru.
- Powiedzmy że ci wieżę, tak więc nie mam żadnych interesów do ciebie chyba że widziałeś ostatnio coś nietypowego. I z tego co pamiętam te tereny są niczyje ale to nie moja sprawa... - skomentował po czym spoglądając na martwą dziewczynę dodał - ... ale lepiej dla ciebie byś nie zostawiał za sobą trupów zwłaszcza przy ostatnich zniknięciach. Ktoś mógł by się tym zainteresować nie tylko spokrewnieni...
“... choć by wilkołaki z tutejszych okolic.”
- dodał w myślach, zastanawiał się czy ten tutaj jakoś się dogadał z nimi czy też nie wchodził im w drogę.
 
Rodryg jest offline