Baedeker zachwalał Kraj Kwitnącej Wiśni jako miejsce, gdzie turysta zza oceanu mógł się spotkać osobiście z kulturą Dalekiego Wschodu. Origami, bonsai, kamienne ogrody zen, wielopiętrowe pagody. gejsze, teatr cieni, sztuka picia herbaty...
W samej Jokohamie było co zwiedzać, chociaż miasto po ostatnim trzęsieniu ziemi nie do końca z ruin się podniosło. Był chociażby Sankei-en. Albo Yamate. Można było się przespacerować po Chinatown, czy zrobić zakupy w Motomachi.
Problem polegał na tym, że w tym momencie Ian miał na głowie inne sprawy, niż podziwianie uroków portowego miasta. Lepiej było się skupić na wyprawie, niż włóczyć się uliczkami Jokohamy czy szukać przygód w obcym mieście.
Jeszcze raz przejrzał cały ekwipunek, zastanawiając się nad tym, jaki jego element mógłby zwrócić na siebie zbytnie zainteresowanie celników. I jak, ewentualnie, wwieźć do komunistycznego kraju garść złotych monet.
Był pewien dwóch rzeczy. Po pierwsze - że zawsze można znaleźć przekupnego celnika. Po drugie - że zawsze znajdzie się jakiś nadgorliwiec, zapaleniec czy fanatyk, co będzie skrupulatnie przestrzegać litery prawa. Albo i nieudacznik, co posadziwszy zadek na jakimś stołku zechce pokazać przybyszom ze zgniłego Zachodu kto tutaj rządzi.
Wszystko było możliwe.
W końcu postanowił wybrać się do amerykańskiej ambasady by dowiedzieć się, jak (według nich) wyglądają relacje rosyjsko-amerykańskie w niezbyt przecież odległym Władywostoku. No i może odwiedzić Kanadyjczyków. W końcu nie na darmo miało się kanadyjskie korzenie, prawda? |