Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2012, 17:31   #219
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pobudka wybiła Samotnika z przyjemnego snu. Na wpół przebudzony nie zwrócił uwagi na ciszę. Tę panującą w jego głowie. Przeklinając pod nosem ruszył w kierunku drzwi. Jeśli to znowu jakiś fałszywy alarm, to ktoś przekona się jak bardzo Raetar potrafi “rzucać mięsem”.
Otworzył drzwi i... kupa kamieni się rozsypała. No tak... Czas się dopełnił.
Musiało być już wcześnie rano, Arasaadi leżała w łożu zaskoczona hałasami. A Samotnik spojrzał na nią i zamknął drzwi na korytarz.
Potarł kark i rzekł.- Lepiej się ubierz. Kogoś znów mordują. Chyba Aislin dla odmiany.
- Czy tu nie można w spokoju pospać?
- Burknęła zaspana Arasaadi, w końcu jednak zwlekając się z łoża, po czym z szeptaną wiązanką pod nosem zaczęła ubierać leżącą obok łóżka szmat...sukienkę.
-Na to wygląda, że nie...- mag wziął sztylet i wybrał kąt pokoju. Po czym pieczołowicie rył kolejne linie w podłodze.-Wolałbym ci oszczędzić pewnych widoków, ale cóż. Desperackie czasy oznaczają desperackie metody.

Na korytarzu zaczęły się zaś zamieszki i typowe odgłosy walki.
- Co jest kurwaaaa??!! - Rozległ się również ryk Barbarzyńcy najpewniej z jego izby, i tam również pojawiły się jakieś łomoty...prosto w ścianę między izbą Raetara i właśnie Forahgora.
-Wygląda na to, że mamy... kłopoty...- Samotnik podchodził do sprawy z olbrzymim spokojem, ryjąc w podłodze niezbyt wyraźne linie.-Potrzebujesz coś poza rapierem, moja droga?
Był coraz bliżej ukończenia owego zadania i... widać nic innego go nie obchodziło. Nawet ryki barbarzyńcy.
- Bez moich rzeczy to ja i tak w sumie niewiele zdziałam... - Ubrana już Arasaadi, z rapierem w dłoni, pokręciła głową.
-Sprawdź czy w razie czego da się oknem ewakuować.- rzekł mag stając przed gotowym znakiem.
- I masz zamiar... - Kobieta podchodząc do okna nie dokończyła, bowiem miarowe walenie w ścianę narastało i narastało, aż w końcu jak nie huknęło, i wśród fruwających desek, kurzu, a nawet jakiegoś cholernego obrazka ze ściany, do izby Raetara wpadł prosto na pysk Foraghor, z uczepionym pleców, skrzydlatym paskudztwem, tnącym pazurami i gryzącym ciało Barbarzyńcy.

-Tak... mam zamiar...-rzekł w odpowiedzi Raeatar, kładąc dłoń na znaku i mówiąc głośno.- Zceryll Gwiedzny Pomiocie... Przybądź na me wezwanie.
Tuż nad znakiem zaroiło się od tysiące małych okrągłych lusterek, w których odbiciach widać było oblicze pięknej kobiety z sardonicznym uśmieszkiem.-Arasaadi zajmij naszego gościa i pomóż barbarzyńcy.
A kobieta w lustrach zmieniając się w dziesiątki wijących się macek, krzyknęła głośno i przenikliwie, po czym szepnęła jednocześnie wieloma głosami pochodzącymi ze wszystkich luster.-Widzę, że mamy gości... Taka imprezka i zaprosiłeś mnie. Czyż miała czuć się... wyróżniona Raetarku?

W tym czasie Foraghor, do spółki z Arasaadi, zajęli się skrzydlatą poczwarą, naprzykrzającą się w szczególności Barbarzyńcy, który, nawiasem mówiąc, był już nieźle urządzony. W samych spodniach, z licznymi śladami po pazurach na torsie, rękach, a nawet twarzy, szalał zakrwawiony i z pianą na gębie. Okładał stwora pięściami niczym worek treningowy, co jednak na niewiele się zdało, podobnie jak rozwalenie na głowie oponenta krzesła.
Jasnowłosa kobieta kąsała z kolei przeciwnika rapierem, co również miało jednak mizerne efekty... a owy delikwent, po dokładniejszym w końcu przyjrzeniu się, okazał się rogatą kobietą z błoniastymi skrzydłami.

I to nawet, na swój sposób, atrakcyjną kobietą...


Oceniwszy sytuację Raetar rzekł.- Tym razem będzie po twojemu Zceryll, tym razem zgadzam się na wszystko.
-Bo tym razem nie masz... wyboru, co ?
- zachichotał głos z dziesiątek luster, które upadły na ziemię rozbijając się. Z ust, nosa i oczu Raetara popłynęły stróżki czarnej posoki, ale on już na to nie zwracał uwagi. Podszedł do miecza przy łóżku i chwyciwszy za niego rzekł do demonicy.- Jestem... poirytowany. Dlatego radzę ci uciekać, otchłanna wywłoko.
I wykonał zamach mieczem, a niewidzialna siła szarpnęła za demonicę próbując ją wyrzucić przez okno. Moc ta okazała się jednak zbyt słaba.
- Hssssssss - Syknęła rozjuszona rogata, po czym coś wymamrotała, a prosto z niej w Raetara wystrzeliła dziwaczna chmura mroku, tworząca nawet ze swych obłoków pazury. Zjawisko te zraniło Samotnika jedynie minimalnie...
-Miałaś swoją szansę.- mruknął mag i wykonawszy ruch dłonią przywołał błotnistą sadzawkę pełną macek i organów wewnętrznych. Po chwili z tej paćki śluzu, tętnic i żył uformował się diabeł łańcuchowy.


I z sykiem ruszył na demonicę, Raetar zaś ruszył z drugiej strony zaciskając dłoń na swym mieczu. I uśmiechając się złośliwie.
- Sukinsyn! - Wrzasnęła rogata, ze złością wymalowaną na twarzy, po czym...puf, zniknęła. I tyle ją widzieli. Albo uciekła, albo stała się niewidzialna?
Oczy mogła oszukać, ale umysłu maga nie... Samotnik wiedział, że jej tu już nie było.
-To by było na tyle, jeśli chodzi o tą pannicę.-rzekł Raetar posyłając telepatyczny przez pseudonaturalnemu słudze, który ruszył w kierunku drzwi. -Jak się czujesz barbarzyńco? Dziewuszka ci dała mocno popalić?
- Suka z niej ostra, że szlag -
Burknął Barbarzyńca, ocierając krew z twarzy.
-Co się stało?- rzekł spokojnym tonem Raetar spoglądając na barbarzyńcę spojrzeniem dziwnych, bo odbijających barbarzyńcę w wersji spaczonej.
- A bo ja wiem? - Mięśniak wzruszył ramionami - Spałem se wypity, a młodemu się na figle chyba zebrało... no i te dwie małe dziwki mi chciały gardło rozszarpać... a Yenic tam leży - Foraghor wskazał paluchem na dziurę w ścianie, prowadzącą do jego izby, jednocześnie zezując na wyjątkowo skąpo ubraną Arasaadi.
-Leży i nie dycha? Czy żyw?- kontynuował przesłuchanie Raetar, spoglądając na barbarzyńcę, to dziurę którą ten wybił w ścianie.
- Chyba nie dycha - Foraghor pokręcił głową... a Arasaadi już myszkowała przy owej dziurze, zaglądając do innej izby.
-Mógłbym cię podleczyć...ale to wymaga wezwania kolejnego okruchu, a to wymaga czasu. Musisz poczekać na kapłankę.-rzekł spokojnym tonem mag, jednocześnie ironicznie się uśmiechając.
- Mam eliksiry - Burknął Barbarzyńca, kierując się już do owego nietypowego przejścia w ścianie.

Raetar wzruszył ramionami w odpowiedzi. Jego sługa pognał wesprzeć walczących z potworami sojuszników. Podobnie jak Foraghor i Arasaadi uzbrojeni pospiesznie pognali do walki. On sam zaś nie miał zamiaru. Bo jakiż był sens w narażaniu pochopnie swego życia, zwłaszcza gdy się do walki nie było gotowym. Martwy Raetar nikomu wszak nie pomoże. A jakie wsparcie mógł udzielić na chwilę obecną, takie udzielił.
Samotnik spojrzał na krew Yenica wypływającą z jego martwego ciała. Podszedł do paladyna i zanurzył swój palec w jego posoce. Szkoda żeby ta krew się zmarnowała.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline