Z trudem powstrzymał się na widok Xilasa, ale ostatecznie zadowolił się jego paniką. Nie chciał brudzić sobie rąk, ani wyciągać ich z kieszeni. I tak nawet zdążyły nieco przemarznąć. Wewnątrz klubu poczuł się lepiej, ale tylko przez moment. Świeże, wilgotne powietrze zostało w płucach wymienione na mdlący aromat lawendy i wanilii, zmiksowanych ze sobą i palonych chyba w kominku. Do tego ta przynudzająca, pseudo-kulturalna muzyka. Dobrze, że nie jadł niczego konkretnego i był świeżo po wtłaczaniu witamin i synto-białek na statku. Podróże przez bramy skoku nie sprzyjały tradycyjnym posiłkom. I przy okazji zastanawiał się czemu w tym ponurym mieście pełnym brudu, ktoś otworzył taką przemiła miejscówkę. W klubie trudno było też się rozglądać. Bordowe stroboskopy wirowały na ścianie, mieszając się z neonami i nowoczesnymi ekranami 3D. Przy stołach i na kanapach siedzieli różni osobnicy i jak gdyby nigdy nic rozmawiali ze sobą. Podszedł do lady i zamówił jakiegoś lekkiego drinka, z domieszką kanaboidów na uspokojenie. Wysłał przy okazji wiadomość do zleceniodawcy, że czeka w klubie przy ladzie, po czym wysłał swoją wizytówkę z aktualnym zdjęciem.
__________________ Something is coming...
Ostatnio edytowane przez Rebirth : 30-12-2012 o 19:37.
|