Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2012, 23:35   #28
black_cape
 
Reputacja: 1 black_cape nie jest za bardzo znanyblack_cape nie jest za bardzo znanyblack_cape nie jest za bardzo znany
Laurel przez chwilę wpatrywał się w stronicę w nadziei, że księga wysłucha jego myśli i da mu jakiś znak, naraz jednak podniósł głowę, jakby sobie coś przypomniał i spojrzał kolejno w twarze swoich kompanów.
- Moje miano poznaliście, ja chciałbym jednak poznać wasze - rzekł. - Niezależnie od tego, ile prawdy zawierają słowa fetysza, mam wrażenie, że chwilę ze sobą spędzimy.
- Moje imię brzmi Th’amar. Jestem wysłanniczką Dryfującego Miasta. – Spojrzała uważnie na Laurela, ciekawa, czy obudzi w nim kolejne wspomnienia.
Z oczywistych powodów aasimar był nieco... zamyślony. Należało się jednak przedstawić. Człowiek miał rację, przynajmniej przez jakiś czas są na siebie skazani.
- Nazywam się Uthilai. - Chwilę się zastanowił. Nie miał żadnych nazwisk, przynależności, tytułów ani przydomków, chociaż czasem różnie na niego wołali. - Tylko tyle - dodał z krótkim śmiechem.
Laurel, słysząc zaś kpiące parsknięcie githa na wyspie w morzu chaosu, spojrzał i ku niemu.
- Momencik, mój panie! - Wykrzyczał z uśmiechem. - Pozwól nam jeno ogarnąć chaos naszego istnienia!
- Fiea’syi ql at’atáhxla uov nùonúo vfa’mi sbës qiuyèk tari. (‘Może byłoby to łatwiejsze bez tej krwi na twym tyłku.’) – Rzekł w języku githzerai, co mogła idealnie zrozumieć jedynie Th’amar, niemnieje zarówno Laurel jak i Gimrahil wiedzieli o co chodzi.
Nim się obejrzał, człowiek oczywiście, z jego dolnej części pleców, mocząc tym samym sarong, poczęła się lać posoka. Nie były to ilości wielkie, ale zdecydowanie odczuwalne, wydawało mu się bowiem, iż gdzieś koło bioder, może lekko ponad nimi, abowiem co to w końcu za różnica w Limbo, rozwarła się jakaś rana, która krwawiła dość obficie. Wydawało mu się nawet, jakby słyszał ciche „chlast”.
- Trŕr tãbtãb, qħmrřr sfãzssgk qhmabbĩn hrŕr. Thẽdeħħħ ũqh vfrřr? – Zapytał slaad wędkarza obok.
- Ri, ca’qk èvfrintha ab’anäh. (‘Nie, ale to zabawne.’) – Odpowiedział mu gith.
- Sprzymierzeniec slaadów? Czyżby mieszkał w tobie duch Vilquara? – Zapytała ostro Th’amar, mając jednak ukrytą nadzieję, że githzerai (czy był to rzeczywiście ów Torpellin, o którym tyle słyszała?) wypełnia jedynie, podobnie jak ona, pewne ważne zadanie.
- Hab! Téfr’yi namfhár a’am ivi sladhra? (‘Phi! A masz coś przeciwko slaadom, kobieto?’) - Odpowiedział gith.
- Tonąca Ach’ali - mruknęła pod nosem Th'amar. - Chcę *wiedzieć*, skąd przybywasz i co cię tutaj sprowadza.
Ten wydawał się przez kilka chwil oburzony, iż Th’amar postanowiła jednak mówić w planarnym handlowym, ale za chwilę odpowiedział, wydawałoby się nieco rozbawiony.
- Przybywam z Limbo i sprowadzają mnie tu ryby. - Parsknął. - I kto tutaj jest tonącą Ach’ali?
- Tego jeszcze nie *wiem*. - Zmrużyła oczy, przechodząc na rodzimy język. - Jeśli zaś chodzi o mnie, wykonuję zadanie dla Gildii.
- Nie żeby mnie to w ogóle obchodziło - odrzekł.
Th'amar zamilkła na chwilę, jakby nasłuchując; świetlista sfera zaczęła naraz pulsować rytmem bicia serca.
- Czy *znasz* położenie portalu do najbliższego miasta?
- Nawet jeśli, to co?
- Potrzebuję się do niego dostać
- powiedziała Th’amar, spoglądając na pobratymca ze zdziwieniem i narastającym zwątpieniem w jego poczytalność.
- No i? - Rzucił obojętnie, skupiając się na wędce.
- Twoja pomoc byłaby... Nieoceniona?...
- No nie wiem, ja bym ją ocenił, i to nawet całkiem drogo. - Chrząknął pod nosem. - Nie wiem czego ty się spodziewasz, kobieto, od zwykłego rybaka na skraju zupy chaosu, ale jeśli tak niesamowicie ci na tym zależy, to... Tak naprawdę czekamy tutaj na jeden z tych planarnych statków handlowych.
- Ach, więc to... - Wszystko zaczynało się układać. - Masz na myśli Planarną Łajbę, prawda?
- Łajbę? Jaką łajbę, kobieto? - Zdziwił się, patrząc na slaada w poszukiwaniu zrozumienia słów Th’amar. - Statek, nie łajba, “Kah’ar” (‘statek’)! - Rzekł w języku githzerai, chcąc podkreślić o co mu chodzi.
- Kto miał więc przybyć na tym *statku*?
- Jakieś anarchy, krążą po sferach sprzedając różne badziewie.
- Na przykład
- Th'amar uniosła moigno na wysokość oczu githa, zachowując wszelako bezpieczną odległość - takie?
- Nie... - Wymruczał coś pod nosem, patrząc przy okazji niepewnie na slaada obok, znów pytająco. - Raczej... Bardziej “żywe” badziewie, jeśli wiesz co mam na myśli... - Wydukał spode łba, zniżając ton głosu.
Githzerai zbladła, uświadamiając sobie, co miał na myśli i zarazem, jak bardzo *nie* chce tego usłyszeć. W tym samym momencie powierzchnia kuli straciła swój blask, zamgliła się, przez co rozmówca Th'amar stał się dla niej niemalże niewidoczny.
- Wyjaśnij. - Przyszpiliła go wzrokiem, z trudem przebijając się przez mgłę. Musiała być pewna.
 
black_cape jest offline