Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-01-2013, 21:52   #11
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Kiedy kapłan zapytał o imię Drakonii, ta zdziwiła się. Rzadko kiedy bowiem kapłani mieli dość cierpliwości, by wypytywać o imiona wędrowców, którzy mieli posłużyć do załatwienia brudnej roboty. Widok niecodzienny. Ciekawski kapłan.
- Nazywam się Drakonia, święty mężu. Wdzięczna jestem za zainteresowanie, aczkolwiek niepotrzebne. Wszak nasza znajomość długa nie będzie... Prawda?
Uśmiechnęła się zalotnie do kapłana.
- W każdym razie, z największą przyjemnością przyjmujemy do naszego grona tego, kogo nam przysyłasz – podjęła ponownie, po krótkiej przerwie.
Ujrzawszy wkraczającą kapłankę, uśmiechnęła się ponownie. Tym razem jeszcze szerzej.
- To miło powitać mi towarzyszkę podróży. A już myślałam, że będę skazana tylko na męskie towarzystwo w tej podróży – tu zwróciła się ponownie do kapłana. - Zdaje się, że kapłani Lathandera wykazują się większym wyczuciem, niż na początku suponowałam. Dzięki ci zatem jeszcze raz.
Tymczasem kompani czekali. Nie byli oni niczym nowym w życiu, które dotychczas prowadziła, jako że zdarzało się jej widzieć wielu włóczęgów, i gorszych, a także i lepszych.
Postanowiła zatem zostać na parę chwil w karczmie, nie planując spędzić ze swoimi nowo poznanymi kompanami całej nocy. Przedstawiwszy się raz jeszcze do tych, co mieli zbyt krótkie uszy żeby słuchać, piła wino, opowiadając opowieści ze szlaku. Nie nadużywała jednak ani jednego, ani drugiego, bowiem noc już nadeszła, a Drakonia miała jeszcze do wykonania robotę.
Podczas popijawy w karczmie, bacznie przysłuchiwała się temu, co też mówi krasnoludzki bard, wiedząc, że bardowie rzadko bywają krasnoludami, to jednak usta rozwiązywały się każdemu, jeśli tylko dobrze się grało i dużo się piło.
W tym samym czasie także lawirowała między gośćmi w karczmie, zaczepiając pijanych kmiotów i wypytując o ogrze zwyczaje – szczególnie o te dotyczące żywienia i skąd mogliby czerpać czystą wodę. Drakonia nie wierzyła, że impreza, która się zebrała, mogłaby dać radę chociażby parze ogrów, potrzebny był zatem fortel, który knuła. Za wcześnie było jednak na wyjawienie go; potrzebowała zebrać więcej wieści. Wydawało się, że wszyscy sprawę pojmowali nazbyt prosto: przyjść, zabić ogry, podzielić łup.
Wątpiła, że wszystko pójdzie tak gładko. Nie bez jej pomocy, w każdym razie. Co gorsza, ludzie wokół zdawali się wiedzieć o ograch niewiele lub zgoła nic.
Wreszcie, zebrała się, dopiwszy ostatni kielich.
- Panowie, na mnie czas. Chętnie bym z wami została, jednak mus mi jeszcze coś zrobić tej nocy. Na szczęście, rzecz nie zajmie mi długo. Wrócę niebawem.
Zanim jednak wyszła, podeszła do karczmarza, dając mu wcześniej ruchem ręki znak.
- Zacny panie – rzekła półgębkiem. - Masz tu złotą monetę, zatem posłuchaj. Jutro rankiem wyślij no pachołka do kapłanki Lathandera, wiesz, tej, co była tutaj wcześniej. Powiedz, że pewna niewiasta z grupy morderców ogrów chciałaby zapytać się o parę rzeczy... Nie tylko natury religijnej. Spraw się dobrze. No! Na mnie już czas.
Wyszła przez drzwi karczmy, zahaczywszy oko na wychodzących. Wybierając odpowiedniego, spędziła parę chwil, ale jednak nadarzył się ktoś: zakradłszy się, wyciągnęła sztylet i przecięła rzemień sakwy pewnego jegomościa. Zapomoga na nadchodzącą podróż, pomyślała. Rzecz niewielka, a jakże przydatna.
Spędziła na ulicach Ostoi jeszcze z godzinę, szukając ludzi prezentujący ze sobą łatwy zarobek.
Wróciwszy, zastała kompanię już podchmieloną.
- Mistrzu Brandzie – uśmiechnęła się z przekorą, patrząc na niziołka, który sięgał jej nieco ponad pas. - Bardzo jestem zaszczycona poznaniem ciebie, jednakże nie miałam wcześniej większej możliwości porozmawiać. Otóż, mistrzu, reprezentujecie ponoć szlachetny cech czarodziejski. Jest ze mnie dziewczyna prosta, zupełnie w arkanach nieznajoma, zatem wyłożę swoją sprawę jasno, mistrzu. Interesuje mnie, czy znasz się na przyrządzaniu czarodziejskich dekoktów, esencji, lub po prostu eliksirów. Nie tylko w sprawie chorób kobiecych, choć słyszałam, że raczej w magii sprawy mają się inaczej, jako że krew miesięczna jakoby miała niesłychaną wartość Nie w sprawie krwawienia jednak przychodzę, interesuje mnie wyrób trucizn czarodziejskich. Jakże więc będzie, mistrzu? Znacie się na miksturach?
Przysunęła swoją twarz bliżej jego, pochylając się.
- Jakże więc to będzie z tymi miksturami, magu? Znasz się na alchemii, czy raczej zasypiałeś gruszki w popiele, ucząc się u boku swojego pryncypała? Jakiś czas temu słyszałam że rasa twoja jest szczególnie wprawiona w warzeniu różnorakich kordiałów, głównie z powodu pewnej legendy, którą usłyszałam czas jakiś temu, o pewnej bandzie mężczyzn dość skąpego wzrostu, którzy wyróżniali się jednak ponadprzeciętnym rozumieniem ziół i minerałów.
Tak podróżując, służyli okolicznym wsiom niby te mądre baby, co się czasem spotyka w chatach ustrojonych wianuszkami czaszek. Tutaj poród odebrali, wprawni akuszerzy, gdzie indziej zamawiali poronienia, zawsze zabierając nienarodzone dziatki ze sobą. Czego byś nie chciał, to by uwarzyli. Osobliwie odbierali zapłatę u młodych dziewcząt, pozbawiając je wstrętnego wiana panieńskiego. Wszyscy naraz, ot tak. Musisz mi kiedyś więcej opowiedzieć o takich zwyczajach waszej rasy.

Odeszła nieco, obserwując niziołka.
- Oddalamy się jednak od tematu. Mikstury, mistrzu. Więc?
 
Irrlicht jest offline