Bishop miał już ostro w czubie, gdy do środka Smoka wszedł dowódca milicji. Najpierw jednak musiał zmierzyć się z klepnięciem, chociaż miało ono siłę solidnego kopniaka, w plecy w wykonaniu Hydrisa. Zachwiana równowaga, w skutek której zaklinacz prawie znalazł się na stole była niczym w porównaniu z zatrzymaniem się kolejnego kieliszka w ustach, zamiast połknąć go od razu. - O kurw... - Zdążył tylko wyburkać walcząc z naturalnymi odruchami swojego przewodu pokarmowego. Spocony, czerwony jak burak, ale nie zarzygany wyszczerzył się do pozostałych, bawiąc się palcami gwizdkiem od Mako i co jakiś czas próbując odszyfrować tytuł książki pirackiej sprezentowanej mu przez Elodie. ~ Łanu... Pisu? ~ Biorąc pod uwagę, że w oczach już mu się dwoiło, mógł gdzieś się rąbnąć w tytule, który póki co przypominał mu... Właściwie to nic mu nie przypominał.
Komentarze Mako puścił koło uszu, mimo że jakoś nigdy go nie ciągnęło do płci męskiej, tak lubił spędzać czas z potomkiem ras niebiańskich. Po pierwsze czuł, że mają ze sobą sporo wspólnego mając w rodowodzie istoty pozaplanarne, po drugie deal był dość prosty - Bishop akceptował orientację Mako, Mako zaś akceptował fakt że każde beknięcie albo pierdnięcie ze strony znajomego mogło skończyć się pożarem.
Dziewiętnastolatek posunął się dowódcy straży, samemu z przerażeniem patrząc na kolejny kieliszek napełniony przez Hydrisa. ~ Kurwa... Wiedziałem, że wcześniejsze piwo z Ameiko było durnym pomysłem... ~ Pomyślał, biorąc szkło niepewnie w dłoń. - No to Panie i Panowie... Hydris zostaw tę butelkę, miałem nadzieję że doniesiesz mnie do domu... A co mi tam, jak to się mówi: żarty się skończyły! - Po czym rozpoczął kolejny tego wieczoru rozdział walki z własną wątrobą.
__________________ - Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3! |