Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2013, 17:55   #18
Asmorinne
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
- Brody? Chyba nie ma na tym świecie istoty, dla której bym zapuściła - zaśmiała się głośno przyglądając się uważnie nowemu znajomemu. Francesca nie przepadała za krasnoludami, jednak starała się być miła. Kto wie, czy kiedyś ta znajomość jej się nie przyda.
-Ech, wy ludzkie baby nie wiecie co dobre- Czub pokręcił głową. -A chłop lubi, jak ma za co swoją kobitę złapać. No ale nic to, witam w moich ciasnych prograch. - De Riue kątem oka widziała, jak Damaza tłumi śmiech. Pewnie spodziewał się takiego powitania. Kobieta nie pokazała po sobie irytacji tym faktem, policzy się z nim później.
-To może teraz zdradzisz swój tajemniczy plan - mówiąc to spojrzała na półelfa.
-Plan, sram - rzucił wesoło Hogen i po ostatnim, przeciągłym spojrzeniu na Francesce, wrócił za swoją ladę. -Na pewno jakie kolczyki, albo inne świecidełka chce ci kupić pannico. Dobrze wie, że u mnie tylko najlepszy towar.
-Widzisz Francesco, jaki mój krasnoludzki przyjaciel domyślny? - spytał półelf. -Jakie chciałabyś świecidełko? - humor mu dopisywał i najwyraźniej nie miał jeszcze zamiaru zdradzać prawidziwego celu przybycia. Lisek wzruszyła ramionami.
- A nie wiem, zawsze marzyłam o złotym naszyjniku ze szmaragdami - zatrzepotała uroczo rzęsami. Skoro półelf chciał sobie jeszcze pogrywać, to może mogłaby skorzystać z okazji.
-No, szmaragdy to może być kłopot - strapił się Hogen. -Ale mam takie ładne świecidełko z białego złota - zaoferował się i zaraz można było usłyszeć brzęki i szuranie, gdy zaczął czegoś szukać po swojej stronie lady. Nagle wyprostował się i z szerokim uśmiechem oznajmił:
-O! - szczyt elokwencji to nie był, lecz faktycznie trzymał w ręku naszyjnik.


Kobieta spojrzała dość krytycznie, na skromny wisior.
- Ładny - powiedziała bez entuzjazmu. Była pewna, że Hogen spotykał się raczej z bardziej radosnymi stwierdzeniami. - Aczkolwiek obawiam się, że nie będzie mi pasował.
-Francesca jest wybredna w kwestiach biżuterii, ale dzięki temu ma do niej dobre oko - wtrącił Damaza. -Do tego ma jeszcze zwinne paluszki i czasem się jej jakieś świecidełko napatoczy. Francesco, Hogen jest jednym z paserów w gildii i potrafi upłynnić niemal każdy towar. No i zawsze trzyma ucho przy ziemi, prawda?
-A słyszę to i owo, a jak - entuzjastycznie zgodził się krasnolud. -No doprawdy widzę, że się otaczasz ślicznymi towarzyszkami. Jakbyś chciała się czego u mnie pozbyć Francesco, to po starej znajomości ze spiczastym dam ci dobrą cenę - obiecał.
- A dziękuje, jestem pewna, że się jeszcze spotkamy - lekko skinęła głową. Będzie musiała przywyknąć do tego paskudnego miejsca i do jeszcze paskudniejszej głowy trola. Nie miała wątpliwości jednak, że krasnoludy wyjątkowo nadają się na ten zawód i bez wątpienia znają się na rzeczy.
-A zresztą, jak już wspomniałeś o tym uchu - Czub zwrócił się do Damazy -to dzisiaj mi jedna rzecz do niego wpadła, no ale wiesz - skinął głową w kierunku wampirzycy.
-Ależ Hogenie, przed moją przyjaciółką nie mam żadnych tajemnic, mów śmiało.
-No, jak tam sobie chcesz. Po tej robocie z portowym stemplem, to się trochę smrodu narobiło. Straż zaczęła węszyć, przycisnęła tego i owego. Chuja się dowiedzieli, ale jeden nasz żebraczyna sypnął co wiedział. Jak mówię, chuj to był, nie informacja, ale fakt jest faktem. Na swoich się nigdy nie mówi. No to śpiewaczynę capnęli i teraz go trzymamy pod kluczem, aż go kto solidnie przepyta, co doniósł. A potem się go pewno przykładnie ukarze - zakończył i spłunął na podłogę.
-Przesłuchanie? Ja zawsze lubiłem przesłuchania. A moja towarzyszka, to już w ogólę specjalistka w tych sprawach. No kto by się oparł perswazji takiej ślicznotki, prawda Francesco? - zapytał półelf.
-Uważaj, bo się zarumienię - uśmiechnęła się wesoło - to gdzie znajdziemy tego gagatka? - dobrze wiedziała, że nie ma wyjścia i musi wykonać zadanie.
Hogen trochę zwlekał z odpowiedzią, lecz gdy Damaza dał mu ręką znak, by mówił, odpowiedział:
-Za Wielką Bramą, przy kuźniach.- Lisek spojrzała na póelfa w wyczekiwaniu. Nie wiedziała, czy to wszystko, po co się zjawili.
-Dzięki Hogenie. Na ciebie to zawsze można liczyć. Ale chyba nie będziemy ci już więcej zajmować czasu, interes nie kręci się sam - rzucił na odchodne Damaza i odwrócił się do drzwi.
- A ja poczekam na ten naszjnik ze szmaragdów, może przy następnej okazji się uda - Francesca mrugnęła do Damazy i uśmiechnęła się słodko.
-Jak mi coś w łapy wpadnie, to na bok odłożę - zapewnił Czub - no a teraz się tak mi tutaj nie tłoczcie, jak nic nie kupujecie. - Krasnoludzkie pożegnanie, tak jak zresztą reszta tej kultury, było proste i pozbawione konwenansów.

Nie tracąc więcej czasu opuścili “Pod Łbem Trolla”, a po paru chwilach półelf zaoferował:
-Potrzebujesz trochę czasu na przygotowania? Nie ma lepszego sposobu na dowiedzenie przydatności i lojalności wobec gildii, niż ukaranie kogoś nieprzydatnego i nielojalnego.
-Nie chciałabym się zabrudzić, te ubrania sporo mnie kosztowały. Możesz dać mi chwilę na przebranie się - powiedziała obojętnie. Nie podobało jej się te zadanie. Może zaistnieć potrzeba użycia mocy, wolała, aby obyło się to bez świadków. Mimo wszystko miała nadzieję, że kapuś będzie grzecznie współpracował i wystarczy tylko odrobina bólu, aby się otworzył.
“Stare Łuki” były niemalże tuż obok, więc Damaza zgodził się bez wahania. Pod karczmą stwierdził jednak:
-Zmień sobie spokojnie kieckę, a ja pójdę przodem i wyjaśnię, że pomożesz mi w rozmowie z niewdzięcznikiem, który skalał własne gniazdo. Niestety, niektóre sprawy trzeba załatwiać wedle wzoru. Będę na ciebie czekał pod Wielką Bramą.
-To widzimy się niebawem - skręciła w swoją stronę, zastanawiając się w myślach jakie to ubranie poświęci na rzecz sprawy. Na szczęście nie musiała długo wybierać. Ubrała się w wygodniejszą spódnicę nie krępującą ruchów. Gorsetu nie zmieniała, ponieważ mogłoby to trwać już za długo. Nałożyła tylko na siebie płaszcz sięgający do kolan i zdjęła świecidełka. Na wychodnym poprawiła jeszcze sztylety ukryte w cholewach butów i ruszyła do półelfa.

Przy Wielkiej Bramie ruch nie był aż tak wielki. Wychodziła w kierunku traktu na Roggeven i choć handel między miastami kwitnął, to nijak się miał do tego, co działo się w porcie albo przy Bramie Oxenfurckiej. Owszem, barbakan robił należyte wrażenie i ze względów historycznych faktycznie był największym w Novigradzie, ale świat na nikogo nie czeka i zmienia się bez ustanku.


Damaza czekał tam gdzie miał i wnet w dwójkę znaleźli się na podgrodziu, w kwartale mieszczącym kuźnie, manufaktury kamieniarskie, odlewnie a także zakłady złotnicze. Miejsce to rozpoznawali nawet ślepcy, bo hałas był tu niesamowity - cały czas coś stukało, szurało, terkotało, nie wspominając już o krzykach pracujących tu krasnoludów, gnomów i niziołków. Miejsce wprost stworzone do prowadzenia przesłuchań, bo krzyków jeńca nikt by tutaj usłyszeć nie zdołał. No i po wszystki, pod osłoną nocy, zawsze można było podrzucić po sąsiedzku ciało na Wiesiołki, gdzie się znajdowała miejska nekropolia.

Półelf zaprowadził Francescę do północnej części kwartału, do małego domku o kamiennych fundamentach i drewnianych ścianach. Drzwi wejściowych nikt nie pilnował, ale już przechodząc przez próg wampirzyca usłyszała ciche szmery świadczące, że ktoś jednak w środku jest. Tym kimś okazał się chudy, ciemnowłosy niziołek o trudnym do sprecyzowania wieku. Damaza zwrócił się do niego, dłonią wskazując na de Riue:
-A oto i pomoc, o której ci mówiłem. Wyciągnie z tego durnia wszystko co trzeba.
Nieludź nie był chyba szczególnie rozmowny, bo słowa te skwitował jedynie skinieniem głowy.
Jak na razie jednak Lisek nie widziała kapusia. A to dlatego, jak wyjaśnił Damaza, że trzymany był w piwnicy, do której zejście znajdowało się za nad wyraz solidnymi, dębowymi drzwiami. Po ich otwarciu oczom Francescy ukazały się krótkie, kamienne schody u których podstawy stał młody mężczyzna, wyglądający o wiele za dobrze jak na żebraka. Charakterystyczne było w nim to, iż był kompletnie łysy. W tym momencie cieżko było jej stwierdził, czy był pozbawiony włosów, czy też w podążaniu za dziwną modą starannie je golił. Gdy zobaczył Francescę uśmiechnął się szeroko.


- Chętnie zobaczę cię w akcji. Zawsze ciekawi mnie jakich metod używają inni. Podobno kobiety bywają bardziej brutalne - powiedział nie przedstawiając się.
-Nie powiedziałabym, że kobiety są bardziej brutalne. Wolałabym, żeby towarzyszył mi tylko Damaza. Nie lubię dzielić się swoimi sztuczkami - kobieta spojrzała na półelfa.
-Słyszałeś Yurga, zmywaj się. Sakiewki na Jatkach same się nie opróżnią - rzucił lekceważąco Damaza. Łysy skrzywił się nieprzyjemnie, ale nie protestował i wymijając nowoprzybyłych poszedł na górę.
-Młody i głupi jeszcze, ale ma zadatki na dobrego złodzieja. Tylko rzuca się w oczy przez ten łysy czerep - półelf rozłożył ręce.
-Może spraw mu peruke - wzruszyła ramionami - gdzie ten kapuś? Chciałabym mieć to już za sobą.
Atrakcji dnia nie trzeba było daleko szukać, bowiem leżała związana powrozem jak baleron i zakneblowana szmatą w kącie piwnicy. Żebrak miał podbite oko, ale reszta kiepskiego wyglądu mogła równie dobrze być efektem codziennej pracy na ulicach - skołtunione, tłuste włosy, poobdzierane ubranie, strupy na ciele. Typowy obraz nędzy i rozpaczy.
-A oto i nasz słowik, który śpiewał pod niewłaściwym oknem - oznajmił Damaza z paskudnym uśmiechem.
-Żartujesz? Mam przesłuchiwać coś takiego? A jak zostawi jakieś paskudstwo na moich sztyletach? - wampirzyca błyskawicznie wyjęła broń z cholewek. Była pewna, że więzień to widział, bowiem delikatnie drgnął. - To powiedz złotko co tam wygadałeś, a oszędzisz mi czasu. Wtedy być może będę milsza. Tylko zanim coś powiesz, ostrzegam, ja nie lubię bajek - wolała najpierw trochę przestraszyć swoją ofiarę, co się chyba udało. Mężczyzna zaczął jęczeć i się wiercić.
-Popatrz jaki odważny, wciąż nic nie mówi - zaśmiał się półelf, będąc ze swego żartu bardzo zadowolony. Wszak trudno, by ktoś zakneblowany się odzywał.
-Zwykle jak ktoś o mnie usłyszy i zobaczy, mówi od razu. Zuupełłłniee nie wiem dlaczego - podeszła powoli bliżej żebraka. Ten jeszcze bardziej zaczął się szarpać.
-Nie bój się nie będzie bolało. Tak to jest, że po jakimś czasie człowiek przyzwyczaja się do bólu. Znalazłam jednak na to sposób, po prostu zaczynam ciąć inną część ciała. Taka zabawa w wrażliwość - szeptała.
Damaza cierpliwie i z uśmiechem na twarzy przyglądał się działaniom Liska. Ta scena niewątpliwie sprawiała przyjemność jego sadystycznej naturze. Znacznie mniej cieszył się obiekt przesłuchania, który próbował coś mówić pomimo tkwiącego w ustach knebla. Efekt oczywiście był żałosny.
-To jak pobawimy się? Niech zgadnę, którą część ciała masz najbardziej wrażliwą... - ostrze sztyletu skierowała najpierw na twarz, szepcząc coś pod nosem, kierowała go dalej. Gdy zatrzymała go między nogami żebraka, ten zadrżał. - czyżbym trafiła? - spytała i zdjęła mu knebel. - Trafiłam - ponownie szepnęła.
-Ja nie chciałem! Straż mnie zmusiła - krzyknął od razu żebrak, prosto w twarz wampirzycy. Odór z jego ust był wystarczającym pretekstem do dalszych tortur.Ta przebiła mu sztyletem dłoń, a potem natychmiastowo przyłożyła mu do gardła drugi.
-Nie krzycz, mów spokojnie. Chcę tylko wiedzieć co powiedziałeś, nic więcej - szeptała.Polecenie było dość sadystyczne, bo ludzie z przebitymi dłońmi mieli problemy ze spokojnym wysławianiem się. Jednak ofiara wampirzycy robiła co w jej mocy, by nie przysparzać sobie więcej bólu.
-To był jeden z portowych strażników. Taki gruby, z wąsami. - Przerwała mu wciskając głębiej sztylet w podbródek - Rozumiesz co do ciebie mówię? Mogę ci to napisać na ciele, żebyś sobie przeczytał, jeśli umiesz, a jeśli nie to trudno. Pytam ostatni raz, co powiedziałeś? - mówiła bardzo wolno.
-Powiedziałem, że w mieście jest klient, który zapłaciłby żywym złotem za portową pieczęć. I że to na pewno dlatego była kradzież - wyjęczął, łzawiąc z bólu. Kobieta spojrzała na Damazę i mrugnęła mu.
-Czy to wszystko? - powiedziała to wiercąc mu ostrzem sztyletu we wcześniej zrobionej ranie. -Co powiedziałeś o tym kliencie? -przełamując obrzydenie spojrzała mu w oczy. Cała scena tak naprawdę nie była poświęcona wyciąganiu informacji, wampirzyca dobrze wiedziała, jak jej przyjaciel smakował sie w torturach. Damaza uśmiechał się do niej błogo, stojąc nieruchomo, obserwując w napięciu spektakl wyreżyserowany specjalnie dla niego. Oczywiście nie mając o tym pojęcia.
-Nic - zapiszczał, jak prosię. -Nawet nie wiem kto ukradł - zapewnił. Nie zadowalało to jednak półelfa:
-Wiesz tak mało, a mimo to kłapałeś gębą przed portową strażą? - zapytał, nie przestając się uśmiechać.
-Musiałem, przepraszam, ale mnie zmusił! - kobieta powoli traciła cierpliwość. Nie wydawałoby się, żeby mężczyzna coś jeszcze ukrywał. Damaza najwidoczniej jeszcze nie nasycił się tą sceną.
-Gadaj! - ponagliła go - nie radzę niczego ukrywać.
-Ten grubas się jakoś dowiedział, że żebrzę niedaleko “Siedmiu Świec”. No i powiedziałem mu, że widziałem jak ktoś w kapturze stamtąd uciekał, ale nie wiem kto to był. I to, co już powiedziałem, że plotki były o kupcu na stempel. To wszystko. Już nigdy nic nie powiem straży! Nigdy - zapewniał gorączkowo. Francesca wstała, po czym podeszła do półelfia.
-On już nic więcej nam nie powie, co mam z nim zrobić? - szepnęła do niego, tak, że tylko on słyszał. Ten spojrzał po czym uśmiechnął się szeroko.
-Kontynuuj - powiedzieł wolno, trochę niezadowolony, że przerwała swoje widowisko. Tymczasem mężczyzna stracił przytomność, zorientowali się dopiero, kiedy kobieta zamierzała powrócić do wyciągania informacji. Nie ma się co dziwić, zważywszy na to, że bezdomny stracił dużo krwi.
-Szlag! Ścierwo! - kopnęła go w złości, łamiąc mu zapewne kilka żeber. - W takim razie już nic nikomu nie powiesz - chwyciła jego głowę i podcięła mu gardło. Damaza nie protestował.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...

Ostatnio edytowane przez Asmorinne : 02-01-2013 o 18:01.
Asmorinne jest offline