Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2013, 01:17   #16
Mizuki
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Moonwell, dalej nico oszołomiona makabrycznymi widokami jakie zaserwowali jej łowcy, przyglądała się kolejnym, wskazywanym przez Halvarda na mapie punktom.
- Czy waszym zdaniem to sprawka niewielkiej grupy?- zapytała szczerze.- Nie są tutaj od tak dawna...A tyle zniknięć. - pokręciła głową przyciskając palce do skroni.
- Gdyby było ich bardzo dużo byłoby jeszcze gorzej.- mruknął Blacktail.- To nie zwierzęta a bestie, które zabijają bez umiaru danego na przykład wilkom, przez matkę naturę. Dlatego chwytamy ich i napychamy trocinami.- wykrzywił usta w zadziornym uśmiechu. - Powiedzcie jednak czemu taka cisza o tym pośród oficjalnych wieści? Ludzie gadali, bo od tego mordy mają, ale jakoś wielu strażników snujących się wśród ulic nie widziałem?
- Czy to nie oczywiste, panie Blacktail?
- syknęła.- Przypominam, że nikt z pospólstwa nie wie o... Niemożności króla do przewidywania przyszłości. Zniknięcia są zatem dla nich dziwne, ale póki władzę nie okazują nerwowych manewrów, wszyscy sądzą, że wszystko jest w najlepszym porządku... Osobiście wolę nie wiedzieć jak wyglądałyby ulice, kiedy lud dowiedziałby się o takim stanie rzeczy. Ich poczucie bezpieczeństwa, ducha ale i szacunek do władzy i strach przed karą za złe uczynki prysnąłby niczym bańka mydlana.
- To bezpieczeństwo to tylko chora iluzja, pani Moonwell.
- stwierdził krótko nizioł.
- Byc może. Ale pozwala to sprawniej działać i nam i władzom miasta. Jestem bowiem przekonana, że w takiej sytuacji jakieś działania podjęli. Ukryte przed oczyma mieszkańców.- popatrzyła z powagą po twarzach łowców.- Tak samo jak my. - uniosła wskazujący palec w geście pouczenia.- Bardzo ważnym jest by strona władz się o nas nie dowiedziała. Quaanti może nie mieć racji, ale nie jestem osobą na tyle zarozumiałą by w pełni temu zaprzeczyć. Jeśli zobaczą, że ktoś kręci się przy miejscach zbrodni posądzą o nie nas. Jeśli zaś Quaanti ma rację... Zrobią wszystko by winę zrzucić na was.
Westchnęła po czym dopiła do końca szklaneczkę whisky. Wstała od stołu i skryła butelkę z powrotem za kontuarem.
- Odpocznijcie. Postaram się dowiedzieć czy Cruuxs nie podjęli jakiś działań. Co gorsza... Wątpię czy zabicie kogoś z tego kręgu mogło być przypadkowe. Niewielu jest Obrońców z takim symbolem na dłoni. Zresztą, czy byliby na tyle pyszałkowaci by na Obrońcę się rzucić i zabić?
- Wątpię by to te pchlarze pociągały tutaj za sznurki, pani Moonwell. Ale postaramy się z Halvardem dowiedzieć czegoś więcej po zmroku.



- Grasz jak półślepa, głupia baba smarku...- warknął znad kart nioziołek, trzaskając dłonią w stół. Aż stojące na nim dwie szklanice i dzban z winem podskoczyły.
- Zaprosił mnie pan do gry, żeby się naśmiewać?! Nie grywałem nigdy wiele, skąd mam umieć?! - wrzasnął zarumieniony chłopak, kryjąc się za wachlarzem z kart niczym tarczą.
- A co to do cholery, fortepian? Wystarczy używać łba, żeby dobrze zagrać. Nie bardzo dobrze, ale dobrze... Ty grasz tragicznie chłopcze.- odłożył karty, zerkając zdumiony ku przejściu w głąb Psalterium. Stanęła bowiem w nich Kayla, odziana w sprezentowaną jej przez Agathę suknię. Za spojrzeniem jego powędrował Marek. Uśmiechając się szeroko zbadał bardkę od stóp po czubek głowy.
- Olśniewająco!- dał okrzyk radości.
- A tam ględzisz smarku... Zwalacie z nóg panno Rieven.- potrząsnął głową niziołek.- Pokażcie się może Halvardowi? Odpoczywa, na pewno widok taki doda mu nieco wigoru.- trącił ramieniem Marka śmiejąc się głośno. Chłopak popatrzył jednak na niego niezrozumiale.
- Ty kiedy wyłazisz tumanie za to Psalterium?- sapnął sfrustrowany łowca. W tym samym momencie drzwi do gospody otworzyły się, a w ich progu stanęła Agatha. Uśmiechnęła się od razu na widok Kayli, zamykając ostrożnie za sobą.
- Marku, idź się szybko przebrać. Zaraz ruszysz z panną Rieven.- poleciła chłopakowi, po czym spojrzała na niziołka. - Co do pana, panie Blacktail. Chciałabym porozmawiać z Kaylą jak kobieta z kobietą... A PAN.
- Aaa tak, tak... Nie, rozumiem. Dziękuje... Gdzieś, tego sobie spocznę.
- szybko zebrał karty, po czym wraz z Markiem ruszyli w kierunku pokoi.
- Olśniewająco... Chłopcze, z takimi tekstami jeszcze długo pod kiecę żadną nie zajrzysz.- rzucił oddalając się od głównej izby.
Agatha słysząc to przewróciła oczyma i rzekła jedynie:
- W kilka dni nie zrobisz z chama królewicza...
Odłożyła skórzaną, można powiedzieć "modną" torbę na stół i wsunęła do jej wnętrza dłoń.
- Ciesze się, że zdążyłam przed waszym wyjściem. Musiałam załatwić kilka spraw związanych z Psalterium i informacjami Halvarda...- drgnęła lekko, zerkając blado na Kaylę. Po wymianie zaledwie kilku słów uświadomiła sobie, że dziewczyna nie jest niczego świadoma. Nie miała chwili by porozmawiać spokojnie z synem północy.
Moonwell z wysiłkiem sama streściła jej rozmowę z łowcami krzywiąc się na wspomnienie odciętej dłoni, obgryzionych kości.
- Niestety dotarcie do kogoś zaufanego w Cruuxs nie jest takie łatwe. Niczego się jak na razie nie dowiedziałam...- westchnęła ciężko, odgarniając kosmyk włosów za ucho. - Możemy jednak byc pewni, że nasi "goście" nie patyczkują się. Dlatego i my musimy działac stanowczo i... Ostrożnie. To co można pozostawmy do załatwienia miejscowym władzom, resztę, a w szczególności interesujące was persony postaramy się... Rozpracować samodzielnie.
Ponownie wsunęła dłoń do torby, wydobywając z jej wnętrza niewielkie, drewniane puzderko.
- Przez te wydarzenia Kaylo, twoje zadanie stanie się trudniejsze. Opiewające w dodatkowe ryzyko, na które jestem zmuszona narazić Ciebie i Marka.- wysunęła spoczywające na jej dłoni pudełeczko w stronę Kayli.- Ten specyfik z pewnością uśpi naszego adoratora na kilka godzin. W środku jest odmierzona ilość. Kiedy tylko nadarzy się okazja dosyp mu tego do napoju, odczekaj chwilę... I działaj. Assmarthalozujs należy do Szponów, a jak wiesz Quaanti podejrzewa ich o współpracę z naszymi przyjemniaczkami. Byc może uda Ci się znaleźć na to dowody w jego domu? Nie stoi on wysoko w hierarchii, ale być może... Osobiście mam nadzieję, że niczego takiego odnaleźć się nie uda. Czy to jednak aby na pewno będzie świadczyć o braku winy ze strony Szponów? W oczach Quaanti na pewno nie... - potrząsnęła głową.- To jednak nie jest najważniejsze. Jeśli uznasz, ze nie warto tracić czasu udaj się prędko do świątyni Mystry i odnajdź kapłana. Marek wskaże Ci drogę. Ostrzeż go i poproś by skontaktował się z nami jak najszybciej. -Nagle coś w spojrzeniu Agathy zdradziło zakłopotanie. Na ułamek sekundy ogniki, które zdawały się nieustannie płonąc w jej oczach przygasły, a głowa jakby wcisnęła się głębiej między ramiona.
- Jest jeszcze coś...- wcisnęła palce do rękawa swej sukni, wydobywając z ukrytej kieszonki złożony skrawek papieru.- Próbowałam sama przesłać tę wiadomość do Aqaranna, jednego z wyżej postawionych czarodziei Cruuxs. Niestety bezskutecznie. Jeśli wędrując wśród uliczek Dzielnicy Wież nadarzyłaby Ci się okazja... Wsuń to pod drzwi jego domostwa. Poznasz je z pewnością, znajduje się bowiem niedaleko świątyni. Nad wejściem rzuca się w oczy kolorowa rozeta.
- Gotowy!- obok kontuaru pojawił się ponownie Marek. W dopasowanych, czarnych spodniach i czerwonej kamizelce nałożonej na białą koszulę. W dłoniach ściskał zaś czerwony parasol wykończony białą koronką, pasujący do sukni w jaką dziana była Kayla. Na jego widok Agatha uśmiechnęła się szczerze.
- Wyglądasz olśniewająco.
Chłopak uśmiechnął się szeroko i wypiął pierś.
- Powalająco, jakby powiedział pan Blacktail.
- A tak... Może by i tak powiedział.
- zerknęła zakłopotana na Kaylę. - A więc twój pomocnik jest gotowy. Zwracaj się do Marka jak do chłopca na posyłki. Wszystko musi być idealnie, nie wzbudzać podejrzeń. - ułożyła dłoń na ramieniu dziewczyny.- Wierzę, że się wam powiedzie.






Twierdza Obrońców. Wieczór.

- Czy to nie on, panno Rieven?- Marek podskoczył niemal na krześle, wskazując podbródkiem w stronę mostu prowadzącego nad wodami jeziora ku twierdzy.
Siedzieli teraz w ogródku karczmy "Czar Jeziora", z którego roztaczał się wspaniały widok na podświetlone magicznym, wielokolorowym światłem mury fortecy wyrastającej niczym góra ze spokojnej tafli jeziora. Marek z miejsca stwierdził by nie pchać się do niej, a poczekać na wyjście mężczyzny. W jego oczach zagościł wtedy na chwilę strach, tak jakby za cudownymi światłami kryło się najgorsze z piekieł. Przytulona do muru Fortecy Yestarva, elegancka karczma stanowiła wspaniałe miejsce na obserwację, a jej oświetlony blaskiem lewitujących w powietrzu, magicznych kryształów ogródek kusił niezwykle. Sunąc w kierunku stolika Kayla słyszała szepty, czasami nawet ciche westchnięcia pozostałych gości, czując jednocześnie na sobie ich spojrzenia.
- Mówiłem, panno Rieven? Wyglądacie olśniewająco.- uśmiechnął się Marek zasiadając z nią przy niewielkim stoliku. - Tam skąd pochodzisz macie lody? Takie... Zmrożone owoce? Nie przychodzę tutaj często, ale kiedy tylko Agatha da mi jakiś grosz przychodzę tutaj na trochę tego specjału. - ciągnął zafascynowany.- Właściciel podobno sam opracował zaklęcie tak by mrozić owoce idealnie. I gwarantuję panience, że nie ma nic lepszego w upalny dzień niż miseczka jego lodów!
Przez długie minuty usta chłopaka pracowały, pracowały... Strzelały kolejnymi informacjami o gastronomicznych cudach Halarahh niczym wprawiony elf z łuku. Aż w końcu nadeszła chwila wyczekiwana. Ta która sprawiła, że Marek wreszcie umilkł, serce zabiło szybciej a zimny dreszcz przeszył plecy.
Assmarthalozujs pojawił się właśnie na moście.
Marek natychmiast odłożył oblepioną kolejną porcją lodów łyżkę, po czym chwycił za parasolkę i skrytą w futerale harfę Kayli.
- Nie budzi ciepłych uczuć...- mruknął spoglądając na czarodzieja spode łba





[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=skcvDD1a5yA[/MEDIA]

Pawie Piórko. Dzielnica Handlowa.

- Komu w drogę, temu nie przyjdzie się wyspać...- mruknął z lekkim uśmiechem Blactail szturchając zaspanego Halvarda. Musiał się on już nudzić samemu, gdyż szybko wyjaśnił, iż grupa Aerona w dalszym ciągu nie powróciła, Kayla z Markiem zaś wyruszyli w swoją stronę.
- Słońce już zaszło, a nasi koledzy bardzo lubią romantyczne kolacje w blasku księżyca. I krzykach swych ofiar. Nie traćmy czasu.
Wychodząc z Psalterium Halvard mógł czuć się nieco oszołomiony, jako osoba zazwyczaj stroniąca od wielkich osad. Wrzawa panująca na uliczkach ledwie zelżała, kolorowe światła niemal przesłaniały światło gwiazd a przyjezdnym i mieszkańcom nie w głowie były spacery do swych łóżek. Kraczmy, tawerny jak i drobne, ruchome stragany z trunkami i jadłem w dalszym ciągu były oblegane. To za ich sprawą powietrze wypełniały wszelakie, budzące głód zapachy.
- Popytajmy zatem w Pawim Piórku. Kto wie? Może Aeron uciszył gadatliwą Joylin i zaprowadził do miejsca moralnego upadku?- zaśmiał się głośno.- Z tego co mówiła Agatha lokal znajduje się w bocznej uliczce, po zachodniej stronie miasta.
Początkowo łowcy przeciskali się przez główne, zaludnione uliczki. Blacktail znalazł nawet czas by zatrzymać się przy kilku straganach kupując dla siebie jak i Halvarda drobne przekąski. "Jak nas głód ściśnie za flaki w tym burdelu, to wycisną z nas ostatnie monety... Wiesz jakie tak stawki mają?"- bąknął wyjaśniając swój apetyt.
Zastanawiać jednak obu z nich mogło jak Halarahh wygląda w podczas corocznego festynu. Już teraz przybyli tutaj goście jak i miejscowi zachowywali się "odświętnie". Kolorowe, magiczne światła rzucały refleksy na fasady budynków, a pomiędzy głosami przechodniów dało się czasem usłyszeć skoczną muzykę dobiegającą z którejś gospody czy też od ulicznych grajków. Wydawało się, ze festyn już dawno się rozpoczął, kiedy faktycznie miało to tego dojść za kilkanaście dni.
Wszystko zmieniło się diametralnie kiedy skręcili w wąską, boczną uliczkę, która zaprowadzić ich miała pod dom uciech nazywany Pawim Piórkiem.
Było tutaj niemal całkowicie pusto, światło wydobywało się jedynie przez okna, z domostw. Wrzawa pozostała jedynie echem płynącym gdzieś z daleka.
Drepcząc nieco zagraconym gościńcem minęli kilku klientów lokalu, którzy chwiejnym krokiem wracali do swych domów. Niepowtarzalna woń roztaczająca się od nich była dowodem, że do stanu takiego nie doprowadziły ich jedynie miłosne uniesienia czy talenty dziewcząt.
- A wdrapiesz Ty się chłopczyku już na babę, cooo?- wybełkotał jeden z jegomości zatrzymując się jak trącony cegłą, następnie nachyliwszy się ku Blactailowi.
- Twoja mateczka nie narzekała, chociaż bogów wzywała głośniej niż zatwardziała dewota.- sapnął w odpowiedzi, nie zwracając uwagi na niezdarne wymachiwanie pięściami pijaka.
W końcu, kiedy uliczka zakręciła, dotarli na miejsce. Pawie Piórko okazało się budynkiem jak każdy inny tutaj - trzypiętrowym, o białej fasadzie poprzecinanej ciemniejszymi belkami. Sylwetki postaci widoczne przez rozświetlone witraże, śmiechy i głośna, muzyka dodawały mu jednak więcej wigoru niż smutne, spowite cieniem budynki dookoła. Poza tym, przy drzwiach wejściowych panował stały ruch. Co kilka chwil ktoś wychodził, bądź był wyrzucany na rynsztok, lub też wchodził.
- No pięknie... Gotowy na coś nowego?- zerknął w górę, na Halvarda po czym dyskretnie obejrzał się za siebie. - Pamiętaj tylko, że nie wchodzimy tam duźdac jakiej panny za cycek a pociągnąć ją za język... Chociaż to też dobrze nie brzmi co? Ale skoro o pracy już mowa... Niby dwóch jegomości w kapturach nie powinno byc niczym dziwnym w takim miejscu, jednak mam wrażenie, że Ci dwaj za nami spacerują sobie już za naszymi plecami od jakiegoś czasu.- uśmiechnął się wrednie.- Nie oglądaj się! Niech myślą, że są geniuszami podchodów. Wejdziemy do środka i zobaczymy jak tam będą się zachowywać.
Zbliżyli się do stojących cały czas otworem drzwi wejściowych. W tym samym momencie w ich nozdrza uderzyła odbierająca rozum mieszanka ciężkich perfum, potu i tego co "koneserzy" podobnych miejsc nazwaliby wonią "soków życia". Dopiero teraz też zorientowali się, że kolorowe refleksy padające z okien na ulicę nie są jedynie dziełem kolorowych witraży, ale i samych czerwono-różowych świateł wypełniających wnętrze.
Blacktail chciał już dać krok do przodu, kiedy z wnęki po prawej stronie od drzwi wydobyła się ponura postać. Dziewczyna o ostrych rysach twarzy, blond włosach, obwieszona świecidełkami od stóp po głowę. Jej złote oczy były złowrogo przymrużone, a aparycja nie przynosiła raczej na myśl przyjemnych ciału hulanek z płatną dupodajką.
- Witajcie goście w domu talentów cielesnych. Miejscu natchnionemu przez wdzięki Sune, gdzie zapomnicie o każdym zmartwieniu. - rzekła szorstkim, monotonnym głosem.- Proszę wasze bronie do depozytu.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 04-01-2013 o 01:23.
Mizuki jest offline