Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2013, 09:12   #65
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nagle, łowczyni usłyszała stukanie. Irytujące, zwłaszcza zważywszy delikatne pulsowanie między uszami, które przypominało jej dlaczego nie powinna pić alkoholu. Ktoś opukiwał wóz?
- Hm - mruknęła z irytacją, wyjrzała przez szparę i dostrzegła węszącego niziołka. Nie wiedzieć czemu, jego wścibstwo wyjątkowo ją zirytowało tego pięknego poranka. Obserwowała uważnie jego poczynania, pukał i stukał widocznie czegoś szukając. Zwinny jak małpa wskoczył na tył wozu nie schodząc nawet na ziemię i od razu zauważył, że nie jest tam sam. Przycupnięta na skrzyni Cathil zmierzyła go wzrokiem i przez chwilę milczała. Podrapała się po głowie.
- Co kombinujesz?
Zrazu przerażony niziołek kwiknął z przestrachem i zachwiał się niezdarnie z trudem łapiąc równowagę. Gdy tylko rozpoznal włochatą wyprostował plecy i już spokojnie odchrząknął wzruszając ramionami.
- Nic nie kombinuję. Gzargh pozwolił mi rzucić okiem na wóz. A ty? - zapytał. Cathil nie zamierzałą wdawać się z bardem w konwersację. W ogóle nie chciała mieć z cwaniakiem nic wspólnego. Takie podstęne istoty jak kurdupel sprowadzały jedynie kłopoty.
- Lubię krasnoluda - zsunęła się ze skrzyni i wykonała krok w stronę barda, a potem kolejny, nie spuszczając go z oka, zmuszając go do wycofania się - A tobie nie ufam.

[MEDIA]http://25.media.tumblr.com/tumblr_md09cyl7Zq1qeybv0o4_250.gif[/MEDIA]

- H-h-hej! Przecie nie robię nic złego! Chciałem tylko przyjrzeć się... - zaczął niziołek ale widząc zbliżającą się, górującą nad nim kobietę raptownie zrezygnował z dalszych tłumaczeń - D-d-dobra! Już sobie idę! - rzucił i jednym susem przeleciał nad burtą wozu. Lądował twardo złorzecząc coś cicho pod nosem o zafajdanych, nieokrzesanych barbarzyńcach po czym ruszył do karczmy co chwilę oglądając się nerwowo za siebie.
Cathil prychnęła, rozbawiona i zadowolona z siebie. Zeskoczyła z wozu i przeciągnęła się smakowicie. Zastraszenie barda sprawiało jej ogromną przyjemność. Podeszła do studni i obmyła twarz zimną wodą. Zabiła też narastające pragnienie. Skierowała się do karczmy, może ktoś ją znowu nakarmi?

~"~

Cathil weszła energicznym krokiem do karczmy i rozejrzała się po izbie. Od razu poczuła zapach strawy. Ślinka pociekła jej na myśl o pełnym żołądku. Drugą rzeczą, która rzuciła jej się na myśl był brak niziołka w zasięgu wzroku. Przecież chyba tutaj kierował swoje lisie kroki?

- Karczmarzu, ten taki maly - pokazała jak mały - Był tu?

- Poszedł na górę - wskazał schody.

Łowczyni zassała wymownie ząb, spoglądając podejrzliwie na owe wskazane schody. Wzruszyła jednak ramionami, aż tak jej chyba nie zależało.
- A coś do jedzenia? - zapytała przymilnie z nadzieją, uśmiechnęła się szeroko - Żebym miała siły do zabijania wilków?

Spojrzał na nią spode łba.

- Coś się znajdzie - wskazał jej ławę przy której siedział już elf i wcinał jajecznicę na boczku.

Cathil przysiadła się do łucznika i przywitała skinieniem głowy. Bardziej od mężczyzny interesowała ją jajecznica, a zwłaszcza boczek. Z boczkiem chętnie by pofiglowała.

Jak na zawołanie karczmarz wniósł michę pełną okraszonej boczkiem jajecznicy. Do tego podał kufel maślanki i świeżo pachnące pół bochna chleba. Łowczyni zatopiła nos w świeżym chlepie, a nastepnie oderwała świeży kawałek i wpakowała do ust. Co za rozkosz. Jajecznica, choćby i na boczku nie umywała sie do smaku świeżego pieczywa. Żyjąc w lesie chleb widywała tylko we snach. Ten był spełnieniem wszelkch marzeń. Chrupiąca skórka, miękkie wnętrze, aromat. Chóry anielskie!

Cieniem na przyjemości połozył się jednak siedzący obok elf.

- Co myślisz o tym kolejnym kurduplu? - pytał chyba o krasoluda. Cathil nie była pewna, jajecznica do niej przemawiała - Może być niebezpieczny, przy stole bałem się cokolwiek powiedzieć, żeby mnie zaraz nie udusił, ale może być przydatny w walce z wilkami. Przyda nam się jakieś mięso armatnie, on zajmie wilki, a my je spokojnie powystrzelamy.

Łowczyni słuchała uważnie słów elfa, przełknęła kęs chleba, na który, jak na łyżkę nabrała sporą ilość jajeczni. Popiła maślanką, oblizała się smakowicie, nie chcąc uronić ani okruszyny i spojrzała na elfa zimno.

- Lubię krasnoluda - ostatnio często to powtarzała. Nie rozwijała dalej tej myśli, elf powinien zrozumieć. Kontynuowała posiłek, skupiając sie w pełni nad jego boskimi walorami smakowymi.

- Wyruszamy dzisiaj? - zapytała po chwili - Najwyższa pora zacząć na siebie zarabiać.

Gdy była już przy końcu, po schodach, jak huragan, zbiegł Gzargh. Podszedł szybko do karczmarza i rzucając go na ścianę przyparł ostrzem topora pod brodą. Cathil zamarła z łyżką w połowie drogi do ust.

- Coś mi tu kurwa śmierdzi! - wycedził przez zaciśnięte zęby. - I nie są to bynajmniej moje onuce. I ty mi powiesz co to jest albo będziemy mieli czwarte ciałopalenie!

- Ale co? - na czoło karczmarza wystąpiły krople potu a jego twarz poczerwieniała.

- To, że wokół osady pętają się sucze syny, gówno mnie obchodzi - syczał przez zaciśnięte zęby. - To, że kupczyka jeden z nich lekko szarpnął może już trochę więcej, ale jestem w stanie to przeboleć. To, że zdechł jakiś szpiczastouchy mam głęboko w du-pie - zaakcentował ostatnie słowo. - Ale brat tego kupczyka miał tutaj na nas czekać a tak się akurat składa, że mam do niego interes i tak się składa, że staruszek, który akurat coś na ten temat wiedział też wyzionął ducha, i to akurat bardzo mnie wnerwiło.

Przycisnął trochę ostrze a z szyi sołtysa pociekła strużka krwi.

Włochata w pełni rozumiała irytację krasnoluda, jednak zabicie karczmarza mogło być problematyczne.

- Ej, Gzargh. Tylko nie zabij go zanim zdąży ci powiedzieć co wie - uśmiechnęła się i wstała zza ławy - To dopiero by było irytujące.

Krasnolud spojrzał na dziewczynę. Przez jego wściekłą twarz przebiegł grymas uśmiechu.

- Kurwa racja - stwierdził prostodusznie.

Opuścił topór. Na twarzy sołtysa odmalowała się ulga szybko jednak zastąpiona bólem, gdy styliskiem topora dostał w miejsce, gdzie żaden mężczyzna nie lubi dostawać styliskiem topora. Upadł na kolana. Krasnolud poprawił płaską częścią ostrza w twarz. Z ust sołtysa plunęła struga krwi a wraz z nią dwa małe odłamki, które okazały się chwilę później być zębami. Cathil już się tym nie przejmowała, żeby umrzeć od obicia trzeba było sie jednak postarać, przysiadła więc znowu i dalej wiosłowała w misce jajecznicy. Tym razem nasłuchiwała uważnie tego co się dookoła dzieje..

- Za szo? - stęknął.

- Może najpierw ustalmy, że to ja zadaję pytania a ty na nie odpowiadasz - podkreślił słowa “ja” i “ty”.

- Ale... - celny kopniak w brzuch przerwał zaczęty wywód karczmarza.

- Ja zadaję pytania, ty odpowiadasz - przypomniał Gzargh. - Jasne?

Sołtys pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Gdzie jest człowiek, który miał tu na nas czekać?

- Nie fiem!

Krasnolud rozłożył ręce w akcie rozpaczy. Kolejny kopniak celnie trafił w karczmarza.

- Zapomniałem o jeszcze jednej zasadzie - sapnął krasnolud. - Odpowiedź musi mi się podobać!

- Nie fiem! Nie fiem! - karczmarz zaczął płakać.

W karczmie pojawił się niziołek. Cathil skrzywiła sie jakby poczuła brzydki zapach. Lepiej dla niego żeby nie zrobił czegoś głupiego.

Kolejne kopnięcie trafiło leżącego w twarz, której nie zdążył w porę zasłonić. Chrupnęło. Karczmarz krzyknął. Złapał się za nos, z którego pociekła krew. Jego twarz zamieniała się powoli w krwawą miazgę.

Wtem z kuchni nadbiegła córka sołtysa i widząc całą sytuację zaczęła przeraźliwie piszczeć. Krasnolud przeklnął coś pod nosem, złapał dziewkę za warkocz, przyciągnął jej twarz na poziom swojej po czym trzepnął w policzek otwartą dłonią. Poskutkowało. Ucichła. Klapnęła zadkiem na podłogę i szeroko otwartymi oczyma patrzyła z przerażeniem na oprawcę. Łowczyni zaśmiała się pod nosem, dobre to było, zabawne, trochę akcji, napięcie i ponętny amant w roli głównej.

- Zostaf ją! - karczmarz próbował się podnieść lecz kolejne kopnięcie w bok skutecznie mu to uniemożliwiło. Karczmareczka podskoczyła przysłaniając usta dłonią.

- Zapomniałeś o zasadzie pierwszej - warknął Gzargh. - Powtórzę pytanie. Gdzie jest człowiek, który miał tu na nas czekać?

- Nie f... - karczmarz najwidoczniej szybko się uczył, bo przypominając sobie drugą zasadę urwał w pół słowa. - Pojafił się fe fsi dzień pszet fami. Fyjechał i nie frócił. Pszysięgam na fszystkich pogóf!

Pojawiła się kolejna dama, ta od leceznia. Zeszła z góry, halasy musiały ją wybudzić. Cathil pokręciła głową ze współczuciem.

- Przestań – znachorka zwróciła się do krasnoluda. Łowczyni prychnęła, kijem rzeki nie zawrócisz.

Gzargh spojrzał na uzdrowicielkę spod krzaczastych brwi. Nie wiedzieć, czy zdecydowane słowa dziewczyny, czy może uzyskane już informacje, sprawiły, że przestał kopać leżącego. Ciągle jednak stał przy nim. A jednak zawrócisz.

Niespodziewanie Orin stojący gdzieś zboku zwrócił się do zakrwawionego już sołtysa.
- Sugeruję być szczerym i słuchać Gzargha, wiele o nim słyszałem za waszą wioską, niekoniecznie dobrych rzeczy... - mówił nerwowo - Mówcież w końcu co wiecie ino jasno i szybko bo mi jajecznica stygnie. Przyjechał i nie wrócił? Skąd nie wrócił?

Sprawa robiła się trochę napięta, trochę zawikłana. Łowczyni znała jeden dobry sposób na rozwiązanie konfliktu, zabicie jednej ze stron. Wstała po cichu zza ławy i wyszła na wolną przestrzeń, tak by mieć wszystkich na oku i móc szybko reagować. Ściągęła leniwie łuk z ramienia i zaczęła sprawdzać czy jest dobrze napięty.

Zwabiona hałasem pojaiwła się też druidka. Jeszcze tej tu brakowało. Nie ma jakichś drzew do wycałowania?

Karczmarz wreszcie postanowił się wygadać.

- Fszyjechał. Fypytyfał czy kto na niego nie czeka, fo czym fyszedł se fsi i nie frócił. Fefnie go filki seżarły. Jak fafcię kocham! - uderzył się w piersi. - Nie fiem gdzie foszedł! Nie fijcie, nic nie fiem.

Spojrzał błagalnie na krasnoluda po czym na Kesę, w której wyczuł obrończynię.

Cathil była skonsternowana, informacje zdawały się ogólne i bynajmniej nie nosiły znamion jakiejś wielkiej tajemnicy.

- Dlaczego nie powiedziałeś od razu? - mruknęła w stronę obitego karczmarza. Idiota mógł sobie w prosty sposób oszczędzić bólu i upokorzenia. Chyba że kłamał.

- Zafomniałem! Nie fiedziałem, sze o niego fytacie.

- Potrafię sprawdzić, czy mówisz prawdę, czy kłamiesz - medyczka wrzuciła swoje trzy grosze. Wyraźnie groziła, opowiadała o strazliwych skutkach i ubocznych efektach. No ładnie. Palce Cathil zaświerzbiły. Jeżeli kobieta mówiła prawdę, trzeba było na nią uważać. A może zabić tu i teraz? Włochata poprawiła odruchowo chwyt na łuku.

- A może mu po prostu po mordzie dać? - spytał Gzargh filozoficznie - Bić nie pozwalają a chcą poić jakimiś truciznami. Zrozum tu ludzi...

- Przemoc nie jest rozwiązaniem - poinformowała go Kesa. Cathil miała ogromną ochotę posłać babie strzałe między oczy. Gzargh miał rację, mówiła jedno, a potem drugie, śliska jak węgorz - Poza wszystkim - jesteście mi ciągle winni 10 sztuk złota, a sołtys pozwala mi się stołować za darmo.

- Słowo Gzargha droższe pieniędzy - warknął krasnolud. - Nie bój. Oddam. Gdy tylko odzyskam swoje.

Łowczyni nie słuchała już przekomarzanek. Wzbierała w niej nienawiść i obrzydzenie. Chciała wracać do lasu. Ludzie byli parszywymi, podstępnymi istotami, które tylko czekały by wbić pobratymcowi nóż w plecy. Mimo zjedzonej przed chwilą pysznej jajecznicy, niesmak w jej ustach narastał - gorzki i odpychający. Instynkt podpowiadał by trzymać się od tego wszystkiego z daleka. Gdyby nie wilki, dawno by jej tu nie było.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 11-01-2013 o 12:58.
F.leja jest offline