Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-12-2012, 18:12   #61
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
#10. Poranek.

Cathil Mahr
Osada. Główny plac.

Zimna kąpiel działała orzeźwiająco. Niebo było usiane gwiazdami. Gdzieś całkiem niedaleko wyły wilki. Cathil przeszedł dreszcz. W końcu zrobiło jej się zimno. Wyszła z koryta ociekając wodą i mokra narzuciła swoje szaty. Na środku placu stał wóz zaprzęgnięty w cztery kuce. Nikt się nimi nie zajął. Nie wyprzągł ani nie dał obroku.

Zajrzała do wozu. W równym rzędzie stały na nim drewniane skrzynie zamknięte solidnymi wiekami. Szarpnęła za jedno z nich. Otworzyło się ze zgrzytem. Skrzynia była pusta. Obok skrzyń stały łopaty, kilofy i wiadra.

Ułożyła się między skrzyniami i przykryła starym pledem, który znalazła na koźle.


Kesa z Imarii
Osada. Dzwonnica.

Wtargnęła umysłem do wnętrza kupca. Co za bałagan. Rozerwana jama brzuszna spowodowała wypłynięcie wnętrzności na zewnątrz. Te na całe szczęście nie były uszkodzone. Skądś jednak sączyła się ciemnobrunatna krew. Teraz Kesa postrzegała ją jak rwącą rzekę. Ruszyła pod prąd tej brunatnej cieczy. Dotarła do miękkiej, gąbczastej masy, z której szerokim strumieniem wylewał się lepki strumień. Pęknięta wątroba. Lecz miejsce przecieku nie było jedno. Krew sączyła się z wielu miejsc. Zaczęła pracować.


Kesa z Imarii, Rednas Kella.
Osada. Dzwonnica.

Brnąc przez lepką, gęstą ciecz starała się zatamować źródła, z których wypływała. Szło mozolnie. Była zmęczona. Oczy ze zmęczenia zaczęły zachodzić jej mgłą. W uszach szumiało. Z szumów zaczęła wyławiać głosy.

- Chodź tutaj... chodź tutaj...

Odwróciła się.

Zobaczyła elfa, wyłaniającego się z mgły, który brodził po kolana w krwi. Spojrzał na nią zdumiony. Znaliście się skądś, lecz mimo ciężkiego wysilenia umysłu nie potrafiliście zebrać myśli.

- Tutaj... chodźcie tutaj...

Z gęstej brei wyłoniła się trupia dłoń. To z jej kierunku dochodził głos.

- Tutaj... chodźcie tutaj...



Nena Decair, Orin Sorley, Elfar Ravil.
Osada. Chata Sołtysa.

Gzargh zdecydował, że w takim razie przejrzą pisma z rana i udał się do stajni, bo tam zdecydował, że spędzi noc.

Sołtys zaproponował pozostałym suche, skromne pokoje na piętrze. Tam też udali się, by spędzić noc i dotrwać do rana. Każdy w osobnym, małym ale czystym pokoiku, na wystrój którego składało się tylko proste, twarte łóżko.


Wszyscy.
Osada.

Trzy czyste uderzenia dzwonu rozbrzmiały dokładnie w momencie, gdy pierwsze promienie słońca liznęły wieżę dzwonnicy. Wioska budziła się do życia.


Kesa z Imarii, Rednas Kella.
Osada. Dzwonnica.

Uderzenia dzwonu, wewnątrz dzwonnicy robiły wrażenie. Zagłuszały bicie własnego serca. Grzmiały w uszach jeszcze długo po uderzeniu serca dzwonu. Wyrwani z koszmaru, w który zapadli Kesa i Rednas wstali z podłogi, na której leżeli akurat w momencie, by zauważyć Jonasza, który przed zejściem ze schodów dzwonnicy zamknął za sobą dużym, mosiężnym kluczem drewniane drzwi prowadzące na górę.

Rednas tuż po przebudzeniu poczuł w głowie pulsowanie potężnej magii, które z czasem przemieniło się jedynie w cichy szum, szum płynący od Kesy.

- Jak się czujecie? - spytał Mateusz podając im parujące kubki z naparem. - Pijcie, wzmocnicie się. Zemdlałaś - odpowiedział na pytające spojrzenie Kesy.

Dziewczyna podeszła do leżącego kupca. Łóżko pokryte było zakrzepniętą krwią.

- Nie przetrzymał nocy - stwierdził kapłan.

Nim zdążyli zadać jakiekolwiek pytanie Jonasz opuścił pospiesznie dzwonnicę.


Orin Sorley.
Osada. Chata sołtysa.

Po przebudzeniu, gdy tylko się ogarnął drzwi rozwarły się z trzaskiem uderzając o ścianę a do środka wparował z przywitaniem na ustach Gzargh.

- Na świętą brodę Grungniego, jeszcze dupę grzejesz w pościeli? Zawszem twierdził, że nie ma to jak spanie na sianie. Wstajesz rześki i gotowy do drogi. Nie tak jak rozleniwiające wygrzewanie się w łożu. Zbieraj dupę w troki idziem pisma studiować!

Wyciągnął niziołka z pokoju i zmuszając go do szybszego chodu popchał w stronę dzwonnicy.



Kesa z Imarii, Rednas Kella, Orin Sorley.
Osada. Dzwonnica.

Karły wpadły do środka bez pukania zastając całe towarzystwo przy łóżku nieżywego już kupca. Krasnolud podszedł do łoża. Spojrzał na trupa, spojrzał na Kesę i tak skomentował:

- Coś mi się widzi, że nie zapracowałaś na swoje dwadzieścia monet - sięgnął do kieszeni rozciętego płaszcza nieboszczyka. - Zobaczmy jak pójdzie małemu. - Wręczył mu zakrwawione pergaminy.

Pergaminy były dwa. Orin podszedł do okna, coby lepiej widzieć i przejrzał je wszystkie po kolei w ciszy.

Pierwszy zapisany równym, starannym pismem obwieszczał:

Cytat:
Weksel.

Ja niżej podpisany Jeremiasz Kiejdan zobowiązuję się okazicielowi niniejszego pisma wypłacić w siedem dni po okazaniu sumę dwustu złotych koron.

Watterland roku 23 panowania naszego najjaśniejszego Pana
(tutaj krew zalała część pisma).

Jeremiasz Kiejdan

Drugie pismo było zapisane na gorszej jakości pergaminie, pismem koślawym, niestarannym, jakby w pośpiechu pisanym, przez co dużo trudniej było go odczytać.

Cytat:
Drogi bracie!
Fortuna w końcu zaczęła nam sprzyjać! Odnalazłem miejsce, w którem to skarby wielkie a nieprzebrane napełnią nasze kiesy. Tedy przybywaj czem prędzej a wóz ze sobą weź w skrzynie kute, zamkiem zamknione zaopatrzone a i łopaty i wiadra, co nam potrzebne będą w wydobyciu onego skarbu. Najmij też do ochrony kilku zbrojnych ino celu onej podróżny nie zdradzaj.

Wszystko wyjawię na miejscu.

Czekam Cię tedy
(tutaj był przydługi opis tego jak do osady trafić a wątpliwości przy tym nie pozostawiał, że chodzi o tą właśnie osadę).

Twój Anzelm.
Niziołek oderwał wzrok od pism.

- No... - Gzargh nie krył zniecierpliwienia - Gadajże co tam napisano!



Nena Decair.
Osada. Chata sołtysa.

Po przebudzeniu do rozspanego umysłu dotarło do niej cierpienie. Cierpienie zwierząt. Cierpienie było tak niespodziewane, że broniąc się przed nim musiała przymknąć na chwilę dostęp do niego i odciąć się od tych impulsów. Ubrała się szybko i wyszła na plac.


Cathil Mahr, Nena Decair.
Osada. Główny plac.

Trzy kuce zaprzężone do wozu stojącego na placu stały spragnione i głodne. Nikt się nimi nie zajął od wczoraj. Druidka podeszła do nich, poklepała po pyskach każdego z kolei i wyprzęgła. Podprowadziła do napełnionego wodą koryta. Napoiła. Rozejrzała się wokół. Do chaty wójta przyklejona była stodoła. Tam spodziewała się znaleźć obroku. Sięgnęła myślą do umysłów zwierząt i narzuciła im swoją wolę. Posłusznie poszły za nią.

W tym czasie leżąca na wozie Cathil obserwowała jej poczynania przez odchyloną płachtę wozu.

Wrota stodoły nie były zamknięte. Decair uchyliła je i wprowadziła zwierzęta. Znalazła siano i założyła im obroki. Wtedy dotarł do niej sygnał jeszcze jednego cierpiącego zwierzęcia. W jednym z boksów stał koń. Chociaż karmiony i pojony, to osiodłany, pewnie od dłuższego czasu, cierpiał. Nieoddychający grzbiet pod siodłem zdążył się już odparzyć.


Elfar Ravil.
Osada. Chata sołtysa.

Po przebudzeniu stanął w oknie, rozwarł okiennice i wdychając rześkie powietrze poranka obserwował plac. Widział wóz stojący pod chatą sołtysa. Dzwonnicę górującą nad murami osady. Wyróżniającą się nie tylko wysokością ale i jaśniejszą barwą drewna, z której była zbudowana, niezbicie świadczącą o tym, że była to najnowsza budowla w osadzie. Równe szeregi chat stojących za nią. Kupę rozmytej przez deszcze gliny na końcu placu, w której dzień wcześniej wykopał grudkę złota.

Widział krasnoluda z niziołkiem idących do dzwonnicy. Dziewczynę, która wyszła chwilę po nich i zajęła się zwierzętami odprowadzając je do stodoły.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 03-01-2013, 16:04   #62
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
Orin przeczytał na głos oba pisma. Korciło go żeby weksel zostawić sobie i zablefować, że to jakieś mało ważne notatki ale dokument wyglądał zbyt formalnie. Nawet nie przypominał notatek. Trudno byłoby wmówić innym, że to list do kochanki. Po przeczytaniu pierwszego pisma spojrzał po wszystkich uważnie. Wynikało z niego jasno, że krasnolud mówił prawdę. Dwieście koron nie chodzi piechotą, niejeden by zabił dla takiej sumy. Drugie pismo zdawało się niziołkowi o wiele ciekawsze. Przeczytał je uważnie i powoli jednak nie był w stanie ukryć swojego podekscytowania. Z każdą chwilą coraz szerzej się uśmiechał aż w końcu wybuchnął:
- Skarb! - jego oczy wręcz zaświeciły się złotem - Będziemy bogaci!

- Ha! Przecież mówiłem! - ryknął krasnolud triumfalnie wyrywając pisma niziołkowi z ręki i chowając je pospiesznie za pazuchę. - Będziesz miała swoje dziesięć sztuk złota - zwrócił się do Kesy jak tylko odnajdziemy Anzelma i jego skarb. A jak mi w tym pomożecie to może i swój udział w tym będziecie mieli?

- Dobra! To ja... ja... - zaczął niziołek rozglądając się wokół jakby szukając okazji by już w czymś pomóc... - Mateuszu, znacie może jakiego Anzelma?

Mateusz podniósł głowę wyrwany z zamyślenia.

- Kogo? Anzelma? Nie... nie przypominam sobie.

- Chcecie powiedzieć, że nikt ostatnio nie przybył do wioski?

- Ostatnimi czasy ruch tutaj dość spory - przyznał się z uśmiechem kapłan. - Nie licząc waszej sporej gromady, ostatnio we wsi pojawił się pewien starzec... zdaje się ciągle gości go sołtys.

Kapłan zastanawiał się chwilę.

- A tak... i jeszcze przypominam sobie kogoś. Był pewien młody człowiek ale widziałem go tylko raz. Pewnie był tylko przejazdem.

- Hmm... No tak... - Orin zamyślił się na chwilę po czym powiedział do krasnoluda - Dobra, na nic się już tu nie przydam. Przyjrzę się wozowi, na którym przyjechaliście. Jest twój?

- Jest Cedrica. Był... Tak - krasnolud uśmiechnął się szeroko. - Można powiedzieć, że jest mój.

- Hehe, Cedric na pewno się nie obrazi jeśli... - zaczął Orin ale widząc poszarpane ciało nieboszczyka przerwał raptownie a uśmiech powoli spełzł mu z twarzy - Eee... tak, to ja już pójdę...
 
__________________
Wieża Czterech Wichrów - O tym co w puszczy piszczy.
aveArivald jest offline  
Stary 03-01-2013, 19:35   #63
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Cóż, mości krasnoludzie, zapracowałam rzetelnie na moje złoto, ale nikt z Bogami nie wygra. A oni zapragnęli Cedryka zobaczyć . Pozostaje nam modlić się za niego – powiedziała Kesa, zamykając oczy nieżywemu mężczyźnie. Wzięła czyste płótno i zmyła krew z jego twarzy i ciała.

- Żaden mości, psia mać - krasnolud najwyraźniej nie był w dobrym humorze. - Nie wiem jak tam zapracowałaś, skoro wyciągnął kopyta. Nie tak się umawialiśmy!
- 10 za opiekę, 20 za przeżycie
- przypomniała Kesa umowę - rozumiem, że rozczarowani jesteście, ale wyroków Bogów zmieniać nie umiem. To tylko 10 sztuk złota. Tylko tyle wasz honor jest wart?

- Ty mi tutaj honorem krasnoluda mordy nie wycieraj!


Zaklął coś szpetnie po krasnoludzku.

- Skoro obiecałem, to dam! Myślałem tylko, co żyw będzie
- Wierzcie mi, i moją intencją to było
- powiedziała Kesa, nie komentując - zapewne nerwami spowodowanego - słownictwa krasnoluda - Nie znoszę tracić pacjentów.

Kiedy inni zajęci byli pismami odeszła do rannego elfa.

- Jak ręka? – zapytała półgłosem.

Sen – wizja? – której doświadczyła w nocy była... niepokojąca. Potrzebowała omówić sytuację z kimś, kto czuje. Poza wszystkim - nie zdarzało się jej mdleć w czasie uleczania. Oczywiście, ostatnie dni były ciężkie, odpoczywała zbyt mało i zbyt dużo się działo, ale mimo wszystko.. jej organizm nie powinien reagować tak gwałtownie. Systemy ochronne, które zwykle działały i chroniły ją przed utratą przytomności, teraz zawiodły.
Medycy nie mogą sobie pozwolić na nadużywanie organizmu. Są tylko narzędziami, przez które przepływa magia. Nie wolno nie szanować narzędzi.
Czy naszyjnik ma z tym wszystkim wiązek? Musiała porozmawiać z elfem.

- Jak się czujesz?
– zapytała ponownie siadając obok niego na podłodze.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 04-01-2013, 20:27   #64
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
#11. Siła magii.

Rednas Kella. Kesa z Imarii.
Osada. Dzwonnica

- Ręka? - elf spojrzał ponuro na rękę usztywnioną łubkami. - Bywało lepiej.

Ich oczy spotkały się i zapadła niezręczna cisza.

- Ale nie po to przyszłaś... - zaczął. Cichy szum magii płynący od dziewczyny był ciągle wyczuwalny.

- Tak. Nie... - Kesa zawahała się. W końcu wyciągnęła naszyjnik i bez słowa podała go elfowi.

Rednas wziął go w dłoń. Niewątpliwie był to przedmiot nasączony silną magią. Wyczuwał ją. Czuł jak buzowała wewnątrz wisiora czekając na uwolnienie. Lekko ją wysondował. Czuł moc jaką ma w sobie ten przedmiot. Fascynowała, pociągała go. Był prawie pewien, że potrafi zrozumieć istotę tej magii, wystarczyło tylko sięgnąć głębiej. Spróbował. Przebił się przez delikatną otoczkę, w której zaklęta była magia.

Poczuł podniecenie. Niesamowita moc zaklęta w mały przedmiocie wdarła się do jego umysłu. Przez krótki moment posiadł potęgę. Chwilę później ta potęga zawładnęła nim. Wtedy zdał sobie sprawę, że przegrał.

Kesa, która patrzyła na to wszystko z boku zauważyła tylko błysk w oku maga, po czym jego oczy zmatowiały. Zgasł jak zdmuchnięta świeczka. Sprawdziła puls. Nie żył.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 05-01-2013, 09:12   #65
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nagle, łowczyni usłyszała stukanie. Irytujące, zwłaszcza zważywszy delikatne pulsowanie między uszami, które przypominało jej dlaczego nie powinna pić alkoholu. Ktoś opukiwał wóz?
- Hm - mruknęła z irytacją, wyjrzała przez szparę i dostrzegła węszącego niziołka. Nie wiedzieć czemu, jego wścibstwo wyjątkowo ją zirytowało tego pięknego poranka. Obserwowała uważnie jego poczynania, pukał i stukał widocznie czegoś szukając. Zwinny jak małpa wskoczył na tył wozu nie schodząc nawet na ziemię i od razu zauważył, że nie jest tam sam. Przycupnięta na skrzyni Cathil zmierzyła go wzrokiem i przez chwilę milczała. Podrapała się po głowie.
- Co kombinujesz?
Zrazu przerażony niziołek kwiknął z przestrachem i zachwiał się niezdarnie z trudem łapiąc równowagę. Gdy tylko rozpoznal włochatą wyprostował plecy i już spokojnie odchrząknął wzruszając ramionami.
- Nic nie kombinuję. Gzargh pozwolił mi rzucić okiem na wóz. A ty? - zapytał. Cathil nie zamierzałą wdawać się z bardem w konwersację. W ogóle nie chciała mieć z cwaniakiem nic wspólnego. Takie podstęne istoty jak kurdupel sprowadzały jedynie kłopoty.
- Lubię krasnoluda - zsunęła się ze skrzyni i wykonała krok w stronę barda, a potem kolejny, nie spuszczając go z oka, zmuszając go do wycofania się - A tobie nie ufam.

[MEDIA]http://25.media.tumblr.com/tumblr_md09cyl7Zq1qeybv0o4_250.gif[/MEDIA]

- H-h-hej! Przecie nie robię nic złego! Chciałem tylko przyjrzeć się... - zaczął niziołek ale widząc zbliżającą się, górującą nad nim kobietę raptownie zrezygnował z dalszych tłumaczeń - D-d-dobra! Już sobie idę! - rzucił i jednym susem przeleciał nad burtą wozu. Lądował twardo złorzecząc coś cicho pod nosem o zafajdanych, nieokrzesanych barbarzyńcach po czym ruszył do karczmy co chwilę oglądając się nerwowo za siebie.
Cathil prychnęła, rozbawiona i zadowolona z siebie. Zeskoczyła z wozu i przeciągnęła się smakowicie. Zastraszenie barda sprawiało jej ogromną przyjemność. Podeszła do studni i obmyła twarz zimną wodą. Zabiła też narastające pragnienie. Skierowała się do karczmy, może ktoś ją znowu nakarmi?

~"~

Cathil weszła energicznym krokiem do karczmy i rozejrzała się po izbie. Od razu poczuła zapach strawy. Ślinka pociekła jej na myśl o pełnym żołądku. Drugą rzeczą, która rzuciła jej się na myśl był brak niziołka w zasięgu wzroku. Przecież chyba tutaj kierował swoje lisie kroki?

- Karczmarzu, ten taki maly - pokazała jak mały - Był tu?

- Poszedł na górę - wskazał schody.

Łowczyni zassała wymownie ząb, spoglądając podejrzliwie na owe wskazane schody. Wzruszyła jednak ramionami, aż tak jej chyba nie zależało.
- A coś do jedzenia? - zapytała przymilnie z nadzieją, uśmiechnęła się szeroko - Żebym miała siły do zabijania wilków?

Spojrzał na nią spode łba.

- Coś się znajdzie - wskazał jej ławę przy której siedział już elf i wcinał jajecznicę na boczku.

Cathil przysiadła się do łucznika i przywitała skinieniem głowy. Bardziej od mężczyzny interesowała ją jajecznica, a zwłaszcza boczek. Z boczkiem chętnie by pofiglowała.

Jak na zawołanie karczmarz wniósł michę pełną okraszonej boczkiem jajecznicy. Do tego podał kufel maślanki i świeżo pachnące pół bochna chleba. Łowczyni zatopiła nos w świeżym chlepie, a nastepnie oderwała świeży kawałek i wpakowała do ust. Co za rozkosz. Jajecznica, choćby i na boczku nie umywała sie do smaku świeżego pieczywa. Żyjąc w lesie chleb widywała tylko we snach. Ten był spełnieniem wszelkch marzeń. Chrupiąca skórka, miękkie wnętrze, aromat. Chóry anielskie!

Cieniem na przyjemości połozył się jednak siedzący obok elf.

- Co myślisz o tym kolejnym kurduplu? - pytał chyba o krasoluda. Cathil nie była pewna, jajecznica do niej przemawiała - Może być niebezpieczny, przy stole bałem się cokolwiek powiedzieć, żeby mnie zaraz nie udusił, ale może być przydatny w walce z wilkami. Przyda nam się jakieś mięso armatnie, on zajmie wilki, a my je spokojnie powystrzelamy.

Łowczyni słuchała uważnie słów elfa, przełknęła kęs chleba, na który, jak na łyżkę nabrała sporą ilość jajeczni. Popiła maślanką, oblizała się smakowicie, nie chcąc uronić ani okruszyny i spojrzała na elfa zimno.

- Lubię krasnoluda - ostatnio często to powtarzała. Nie rozwijała dalej tej myśli, elf powinien zrozumieć. Kontynuowała posiłek, skupiając sie w pełni nad jego boskimi walorami smakowymi.

- Wyruszamy dzisiaj? - zapytała po chwili - Najwyższa pora zacząć na siebie zarabiać.

Gdy była już przy końcu, po schodach, jak huragan, zbiegł Gzargh. Podszedł szybko do karczmarza i rzucając go na ścianę przyparł ostrzem topora pod brodą. Cathil zamarła z łyżką w połowie drogi do ust.

- Coś mi tu kurwa śmierdzi! - wycedził przez zaciśnięte zęby. - I nie są to bynajmniej moje onuce. I ty mi powiesz co to jest albo będziemy mieli czwarte ciałopalenie!

- Ale co? - na czoło karczmarza wystąpiły krople potu a jego twarz poczerwieniała.

- To, że wokół osady pętają się sucze syny, gówno mnie obchodzi - syczał przez zaciśnięte zęby. - To, że kupczyka jeden z nich lekko szarpnął może już trochę więcej, ale jestem w stanie to przeboleć. To, że zdechł jakiś szpiczastouchy mam głęboko w du-pie - zaakcentował ostatnie słowo. - Ale brat tego kupczyka miał tutaj na nas czekać a tak się akurat składa, że mam do niego interes i tak się składa, że staruszek, który akurat coś na ten temat wiedział też wyzionął ducha, i to akurat bardzo mnie wnerwiło.

Przycisnął trochę ostrze a z szyi sołtysa pociekła strużka krwi.

Włochata w pełni rozumiała irytację krasnoluda, jednak zabicie karczmarza mogło być problematyczne.

- Ej, Gzargh. Tylko nie zabij go zanim zdąży ci powiedzieć co wie - uśmiechnęła się i wstała zza ławy - To dopiero by było irytujące.

Krasnolud spojrzał na dziewczynę. Przez jego wściekłą twarz przebiegł grymas uśmiechu.

- Kurwa racja - stwierdził prostodusznie.

Opuścił topór. Na twarzy sołtysa odmalowała się ulga szybko jednak zastąpiona bólem, gdy styliskiem topora dostał w miejsce, gdzie żaden mężczyzna nie lubi dostawać styliskiem topora. Upadł na kolana. Krasnolud poprawił płaską częścią ostrza w twarz. Z ust sołtysa plunęła struga krwi a wraz z nią dwa małe odłamki, które okazały się chwilę później być zębami. Cathil już się tym nie przejmowała, żeby umrzeć od obicia trzeba było sie jednak postarać, przysiadła więc znowu i dalej wiosłowała w misce jajecznicy. Tym razem nasłuchiwała uważnie tego co się dookoła dzieje..

- Za szo? - stęknął.

- Może najpierw ustalmy, że to ja zadaję pytania a ty na nie odpowiadasz - podkreślił słowa “ja” i “ty”.

- Ale... - celny kopniak w brzuch przerwał zaczęty wywód karczmarza.

- Ja zadaję pytania, ty odpowiadasz - przypomniał Gzargh. - Jasne?

Sołtys pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Gdzie jest człowiek, który miał tu na nas czekać?

- Nie fiem!

Krasnolud rozłożył ręce w akcie rozpaczy. Kolejny kopniak celnie trafił w karczmarza.

- Zapomniałem o jeszcze jednej zasadzie - sapnął krasnolud. - Odpowiedź musi mi się podobać!

- Nie fiem! Nie fiem! - karczmarz zaczął płakać.

W karczmie pojawił się niziołek. Cathil skrzywiła sie jakby poczuła brzydki zapach. Lepiej dla niego żeby nie zrobił czegoś głupiego.

Kolejne kopnięcie trafiło leżącego w twarz, której nie zdążył w porę zasłonić. Chrupnęło. Karczmarz krzyknął. Złapał się za nos, z którego pociekła krew. Jego twarz zamieniała się powoli w krwawą miazgę.

Wtem z kuchni nadbiegła córka sołtysa i widząc całą sytuację zaczęła przeraźliwie piszczeć. Krasnolud przeklnął coś pod nosem, złapał dziewkę za warkocz, przyciągnął jej twarz na poziom swojej po czym trzepnął w policzek otwartą dłonią. Poskutkowało. Ucichła. Klapnęła zadkiem na podłogę i szeroko otwartymi oczyma patrzyła z przerażeniem na oprawcę. Łowczyni zaśmiała się pod nosem, dobre to było, zabawne, trochę akcji, napięcie i ponętny amant w roli głównej.

- Zostaf ją! - karczmarz próbował się podnieść lecz kolejne kopnięcie w bok skutecznie mu to uniemożliwiło. Karczmareczka podskoczyła przysłaniając usta dłonią.

- Zapomniałeś o zasadzie pierwszej - warknął Gzargh. - Powtórzę pytanie. Gdzie jest człowiek, który miał tu na nas czekać?

- Nie f... - karczmarz najwidoczniej szybko się uczył, bo przypominając sobie drugą zasadę urwał w pół słowa. - Pojafił się fe fsi dzień pszet fami. Fyjechał i nie frócił. Pszysięgam na fszystkich pogóf!

Pojawiła się kolejna dama, ta od leceznia. Zeszła z góry, halasy musiały ją wybudzić. Cathil pokręciła głową ze współczuciem.

- Przestań – znachorka zwróciła się do krasnoluda. Łowczyni prychnęła, kijem rzeki nie zawrócisz.

Gzargh spojrzał na uzdrowicielkę spod krzaczastych brwi. Nie wiedzieć, czy zdecydowane słowa dziewczyny, czy może uzyskane już informacje, sprawiły, że przestał kopać leżącego. Ciągle jednak stał przy nim. A jednak zawrócisz.

Niespodziewanie Orin stojący gdzieś zboku zwrócił się do zakrwawionego już sołtysa.
- Sugeruję być szczerym i słuchać Gzargha, wiele o nim słyszałem za waszą wioską, niekoniecznie dobrych rzeczy... - mówił nerwowo - Mówcież w końcu co wiecie ino jasno i szybko bo mi jajecznica stygnie. Przyjechał i nie wrócił? Skąd nie wrócił?

Sprawa robiła się trochę napięta, trochę zawikłana. Łowczyni znała jeden dobry sposób na rozwiązanie konfliktu, zabicie jednej ze stron. Wstała po cichu zza ławy i wyszła na wolną przestrzeń, tak by mieć wszystkich na oku i móc szybko reagować. Ściągęła leniwie łuk z ramienia i zaczęła sprawdzać czy jest dobrze napięty.

Zwabiona hałasem pojaiwła się też druidka. Jeszcze tej tu brakowało. Nie ma jakichś drzew do wycałowania?

Karczmarz wreszcie postanowił się wygadać.

- Fszyjechał. Fypytyfał czy kto na niego nie czeka, fo czym fyszedł se fsi i nie frócił. Fefnie go filki seżarły. Jak fafcię kocham! - uderzył się w piersi. - Nie fiem gdzie foszedł! Nie fijcie, nic nie fiem.

Spojrzał błagalnie na krasnoluda po czym na Kesę, w której wyczuł obrończynię.

Cathil była skonsternowana, informacje zdawały się ogólne i bynajmniej nie nosiły znamion jakiejś wielkiej tajemnicy.

- Dlaczego nie powiedziałeś od razu? - mruknęła w stronę obitego karczmarza. Idiota mógł sobie w prosty sposób oszczędzić bólu i upokorzenia. Chyba że kłamał.

- Zafomniałem! Nie fiedziałem, sze o niego fytacie.

- Potrafię sprawdzić, czy mówisz prawdę, czy kłamiesz - medyczka wrzuciła swoje trzy grosze. Wyraźnie groziła, opowiadała o strazliwych skutkach i ubocznych efektach. No ładnie. Palce Cathil zaświerzbiły. Jeżeli kobieta mówiła prawdę, trzeba było na nią uważać. A może zabić tu i teraz? Włochata poprawiła odruchowo chwyt na łuku.

- A może mu po prostu po mordzie dać? - spytał Gzargh filozoficznie - Bić nie pozwalają a chcą poić jakimiś truciznami. Zrozum tu ludzi...

- Przemoc nie jest rozwiązaniem - poinformowała go Kesa. Cathil miała ogromną ochotę posłać babie strzałe między oczy. Gzargh miał rację, mówiła jedno, a potem drugie, śliska jak węgorz - Poza wszystkim - jesteście mi ciągle winni 10 sztuk złota, a sołtys pozwala mi się stołować za darmo.

- Słowo Gzargha droższe pieniędzy - warknął krasnolud. - Nie bój. Oddam. Gdy tylko odzyskam swoje.

Łowczyni nie słuchała już przekomarzanek. Wzbierała w niej nienawiść i obrzydzenie. Chciała wracać do lasu. Ludzie byli parszywymi, podstępnymi istotami, które tylko czekały by wbić pobratymcowi nóż w plecy. Mimo zjedzonej przed chwilą pysznej jajecznicy, niesmak w jej ustach narastał - gorzki i odpychający. Instynkt podpowiadał by trzymać się od tego wszystkiego z daleka. Gdyby nie wilki, dawno by jej tu nie było.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 11-01-2013 o 12:58.
F.leja jest offline  
Stary 11-01-2013, 11:12   #66
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Gzargh podszedł do dziewczyny.

- Co z nim? - spytał gdy elf opadł na podłogę.
Kesa podniosła się na nogi, wyraźnie wstrząśnięta.
- Nie żyje - wykrztusiła - Ten naszyjnik... Sięgnął do niego, ale nie opanował mocy. To czarna magia.

- Co?
- krasnolud splunął gęstą plwociną na drewniane deski. - Pieprzone wynalazki szpiczastouchych.

Odwrócił się na pięcie i potrącając kapłana wyszedł trzaskając drzwiami.

Mateusz podszedł do nieżywego. Przymknął dłonią jego powieki.
- Niech Shaylla ma cię w swojej opiece.

Wstał.

- Dzieje się tutaj na prawdę coś złego - powiedział głośno. - Musicie pomóc rozwiązać tą zagadkę.
Kesa popatrzyła za wychodzącym krasnoludem, a potem na naszyjnik w rękach elfa.
- Nie powinnam była zbierać go z bagien... - odezwała się do Mateusza - Nie dotykajcie wisiora. Na pewno nie gołymi dłońmi.

Kapłan popatrzył na nią, na wisior.
- Możesz go zabrać. Co niby mam z nim zrobić?
Podniósł palce do ust. Zastanawiał się nad czymś intensywnie.
- Przepraszam. Cała ta sytuacja... Muszę spalić ciała. Nie mogę ich tutaj trzymać.
- Dobrze. Co do naszyjnika... Nie wiem. Jest niebezpieczny. Może tu zostać.. potem odniosę go na bagna. Teraz muszę iść odpocząć
.

- Tak... na bagna... Dobrze. Przechowam go.

- Dziekuję
- Kesa skinęła głową i poszła poszukać sołtysa.

Po chwili weszła do karczmy i - lekceważąc dobiegające z góry wrzaski Gzargha - podeszła do sołtysa.

- Elf zaatakowany przez wilka nie żyje – poinformowała go - Cedric również... moja pomoc na nic się zdała. Mimo to odpocząć potrzebuję. Możecie mi wskazać miejsce?

Karczmarz westchnął, po czym wskazując schody, skąd dochodziły wrzaski krasnoluda, powiedział.

- Drugie drzwi na lewo. Izba jest wolna i wysprzątana.

Kesa weszła na piętro spojrzała przelotnie, bez zainteresowania na krasnoluda i niziołka a potem weszła do izby, zaryglowała drzwi, zamknęła okiennice i wyciągnęła się na posłaniu.
Nie miała wielkich wymagań. Posłanie było czyste, nawet wygodne, izba przytulna. Okiennice odcięły dopływ światła. Zmęczone mięśnie powoli rozluźniały się, dziewczyna zamknęła oczy i umysł, starając się odizolować od myśli i bodźców. Nie spodziewała się, że będzie idealnie cicho, ale odgłosy dochodzące z dołu – wrzaski, piski i charczenia - stawały się coraz trudniejsze do ignorowania. Zmęczenie potęgowało irytację.

W końcu, niechętnie, wstała i zeszła na dół. Szybkim spojrzeniem ogarnęła sytuację. Sołtys żył jeszcze, acz nie było to życie komfortowe. Krasnolud wyglądał na wkurzonego, Cathil na rozbawioną, a Niziołek zapomniał języka w gębie. Nena przypatrywała się wszystkiemu z powaga wypisana na twarzy.

Kesa nie była specjalnie empatyczna – skoro lanie po gębie było miejscową rozrywka, nic jej do tego. Miała nadzieję, ze Mateusz zajmie się nastawianiem nosa, a sołtys nie wyzionie ducha – w zamieszaniu, które wtedy powstanie szanse na czystą izbę i posiłek gwałtownie spadną. Westchnęła i podeszła do krasnoluda.

- Przestań – powiedziała stanowczo.

Gzargh spojrzał na uzdrowicielkę spod krzaczastych brwi. Nie wiedzieć, czy zdecydowane słowa dziewczyny, czy może uzyskane już informacje, sprawiły, że przestał kopać leżącego. Ciągle jednak stał przy nim.

Karczmarz zaczął coś tłumaczyć, sepleniąc niewyraźnie - stracił cześć zębów. Spojrzał błagalnie na krasnoluda po czym na Kesę, w której wyczuł obrończynię.

- Potrafię sprawdzić, czy mówisz prawdę, czy kłamiesz - poinformowała Kesa sołtysa - Przyrządzę napój - rośliny mają zaprawdę wielką moc - wypijesz go sam, albo za namową pana krasnoluda. Potem odpowiesz mi na wszystkie pytania, jakie Ci zadam, szybko, szczerze i bez wahania. Bo będziesz marzył o tym, żeby zrobić wszystko, o co poproszę. Wejść na dach stodoły i ściągnąć spodnie. Opowiedzieć żonie, z iloma dziewkami miałeś przyjemność. Ze szczegółami. Albo odciąć sobie własnoręcznie rękę. Lub inną część ciała.
- Napój nie ma smaku. Działa przez godzinę. Potem zapada się w letarg, po którym obudzisz się za dwa dni. Poprawka - większość się budzi. No, sześciu na dziesięciu. Połowa z obudzonych nie pamięta swojego imienia ani do czego służy wychodek. Ale trzech budzi się w pełni sprawny
ch.
Usiadła na ławie, zaraz obok leżącego sołtysa.
- Decyzja? czy chcesz jeszcze o coś zapytać?

- A może mu po prostu po mordzie dać? -
spytał Gzargh filozoficznie. - Bić nie pozwalają a chcą poić jakimiś truciznami. Zrozum tu ludzi...
- Przemoc nie jest rozwiązaniem - poinformowała go Kesa - Poza wszystkim - jesteście mi ciągle winni 10 sztuk złota, a sołtys pozwala mi się stołować za darmo.
- Słowo Gzargha droższe pieniędzy
- warknął krasnolud. - Nie bój. Oddam. Gdy tylko odzyskam swoje.

Kesa pokiwała tylko głową. Najchętniej wyszła by, po prostu, i wróciła do zaproponowanej jej izby. Ciało domagało się odpoczynku. Jeśli jednak zatłuką sołtysa… wieś obróci się przeciwko nim. Kesa miała bolesną świadomość, ze nie poradzi sobie z tłumem rozwścieczonych wieśniaków. I nie da rady uciec. Dlatego potrzebowała rozładować sytuacje.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 11-01-2013, 11:24   #67
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Któż mógłby lepiej zająć się konikiem jeśli nie druidka ? Cierpienie zwierzęcia nie mogło pozostawić jej obojętną. Podeszła do zwierzęcia i uspokajająco mówiła do niego zdejmując jednocześnie siodło z grzbietu. Koń miał otarcia i odparzenia. Nena złościła się, że nikt się nim nie zajął do tej pory.

- Kto jest twoim panem mały – pytała delikatnie – dlaczego o ciebie nie zadbał?

Zwierzę parskało niecierpliwie, jakby krzywda zadana celowo czy też nie przez nieznanego jej człowieka sprawiła, że obraziło się na cały świat.

- Już dobrze – uspokajała głaszcząc końską grzywę – zaraz przyniosę ci wody i obroku, a potem zajmę się ranami.

Wprowadzenie planu w życie nie zajęło jej wiele czasu. Dobrych kilka chwil później konik zarżał radośnie kiedy napojony i nakarmiony mógł wreszcie odpocząć.

Nena zajęła się jego ranami nanosząc na nie zrobioną jeszcze przez jej ojca maść. Ziele Larolli miało właściwości kojące dla skóry.

Teraz mogła już spokojnie zajrzeć do gospody i poszukać niziołka i starca, z którym rozmawiali wieczorem, a który obiecał im opowiedzieć o tajemniczej wielkiej bitwie.

Ku jej zaskoczeniu Orina nie było w izbie głównej.
Czyżby tak szybko się posilił? – pytała się w myślach – A może zaspał?
Postanowiła udać się na pięterko i sprawdzić.
Już wchodząc po schodach jej uwagę zwróciły podniesione głosy i hałas na piętrze. Kiedy weszła na górę zauważyła zamieszanie w pokoju starca.

Ten wychylony twarzą z łoża w kierunku nieheblowanej podłogi, leżał nieruchomo, zwiotczały z jego ust zaś toczyła się spieniona krew.

- Co tu się stało? - krzyknęła przypadając do dziadunia. Przyłożyła dłonie, sprawdzając jego puls.

Pod palcami wyczuła jeszcze słaby puls. Zauważyła, że dziad porusza ustami.
Jako zielarka znała się trochę na rozpoznaniu pewnych objawów.

- Do diaska! - przeklnęła chyba po raz pierwszy druidka - To mi wygląda na zatrucie. Gdzie jest Kesa? - spytała Orina i zajrzała do swojej sakwy żeby spojrzeć czy znajdzie w niej coś przydatnego. Jednocześnie przyłożyła ucho do ust dziada, żeby posłuchać co próbuje powiedzieć.

- U siebie w pokoju - odparł zaaferowany bard - J-już ją zawołam! - rzucił i obrócił się już do drzwi ale nie zdążył nawet wyjść na korytarz.

Dziad rzeczywiście starał się coś przekazać. Słowa były ledwie słyszalne.
- Złoto... mag... dzwonnica...
- Ciiii, oszczędzaj siły dzaduniu. Wrzątku, szybko! - rzuciła do niziołka wyciągając z torby ziele Serafinu. Korzeń tego kwiatu znany był z właściwości oczyszczających organizm. Nie była pewna, czy napar w ogóle pomoże, ale podczas nieobecności Kesy to było jedyne, co mogła zrobić.

- Niech to! Zdecyduj się! - odrzekł poddenerwowany napiętą sytuacją bard. Chciał pomóc ale nie wiedział co robić, co jest ważniejsze, wrzątek czy medyczka.
Nie było jednak czasu na spory.

Starzec zakasłał i zakrztusił się krwią. Chudymi palcami złapał dziewczynę za szaty. Spojrzał na nią przygasającymi oczyma.

- Chciwość i pycha ich zgubiła - wycharczał wyraźnie.
- Kogo, dziadku? - spytała, widząc, że starzec umiera.

Starzec chciał zrobić ruch wolną ręką ale brakowało mu siły.
- Wielka magia... - zakasłał znowu - pycha...

Po czym opadł nieżywy.
Nena westchnęła głośno i przymknęła otwarte oczy dziada. Zmówiła krótką modlitwę, aby jego dusza została przyjęta przez matkę naturę, a potem spojrzała na krasnoluda i bardzo poważnie spytała.

- Jak to się stało? Coście tutaj robili?

- Co? Gdzie? Ja? - krasnolud najwidoczniej nie potrafił dobrać właściwego słowa. - Chyba nie myślisz, że ja mam z tym coś wspólnego?!
- Ktoś go otruł... a ty i Orin, widzieliście go ostatni. Nie twierdzę, że to wasza sprawka, ale pytam co tutaj zaszło??

- Jak tutaj przyszedłem już z nim coś było nie tak! - krasnolud wrzeszczał zdenerwowany. - Ktoś tutaj nieźle pogrywa. Trzeci kurwa trup tego ranka!
- Jak to trzeci? - spytała zaskoczona druidka - kto jeszcze??

- Ech... - machnął ręką nie uważając najwidoczniej, że sprawa wymaga głębszego komentarza. - Skoro tak... trzeba by kogoś wziąć na spytki. Niech no komuś w końcu ja krwi utoczę!

Mówiąc to wyszedł z pomieszczenia

- T-t-to nie ja - rzucił niewinnie Orin z podniesionymi w górę dłońmi i nerwowym uśmiechem, który wykwitł mu na twarzy po czym czmychnął korytarzem za krasnoludem. Mimo, że bardowi już głośno burczało w brzuchu zdecydował mieć Gzargha na oku. Nie chciał by tamten znów zrobił coś pochopnego. Liczył na to, że zatrzyma krasnala na chwilę w karczmie i może uda mu się przy okazji zjeść śniadanie.

Nena ze zdumieniem pokręciła głową. Odkąd przybyli do tej wsi, wszystko strasznie się skomplikowąło. Wilki, trupy, morderstwa... a przecież miała określony cel...
Podniosła się z podłogi, nakryła ciało starca kocem i postanowiła zawiadomić sołtysa.
Trzeba było poszukać mordercy... kimkolwiek by nie był.


Kiedy jednak zeszła na dół do głównej izby znalazła grupkę znajomych twarzy przy pobitym sołtysie…
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 11-01-2013, 13:58   #68
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
Orin wszedł do karczmy, która o tej porze była pusta. Jedynie sołtys stał za kontuarem. Niziołek podreptał w tamtą stronę i z poziomu grubego, poplamionego blatu zapytał gospodarza gdzie się podziewa Nena oraz starzec, który dzień wcześniej towarzyszył im przy wieczornym posiłku.
- Dziad? Pewnie jeszcze śpi. Nena? A która to?
- Taka łania, smagła i spokojna - rzekł będąc przekonanym, że brzmi to wystarczająco poetycko - Siedziała koło mnie wczoraj cały wieczór - dodał nie ukrywając dumy - O! Pytała waćpana o pszczoły. I ule!
- Łania, powiada waćpan... Tak, teraz sobie przypominam. Zdaje się, że wyszła gdzieś... z rana...
Drzwi karczmy otworzyły się z hukiem i do środka wpadł Gzargh. Rozejrzał się szybko po pustej izbie i podszedł wprost do karczmarza.
- Gdzie staruszek? - spytał.
- Na górze - odbąknął zapytany.
Krasnolud nie zważając na niziołka udał się na schody mijając się z Elfarem, który podszedł spokojnym, lekkim krokiem do kontuaru. Orin pamiętał elfa. Dzień wcześniej siedział z nimi ale chyba w ogóle się nie odzywał. Gość nie był zbyt sympatyczny, a wręcz podejrzany dlatego niziołek milczał i udawał, że go nie widzi.

Rzucił na blat siekańca bo w brzuchu zaczynało mu głośno burczeć i poprosił sołtysa o syte śniadanie ale bardziej był zainteresowany poczynaniami krasnoluda. Poza tym sam chciał z dziadkiem pogadać. Zaraz po złożeniu zamówienia poszedł schodami na górę, za Gzarghiem. Liczył na to, że zdąży obejść tam i z powrotem zanim jego porcja będzie gotowa.

Szedł cichutko, starając się nie skrzypieć dechami i nasłuchiwał. Gdy tylko wszedł na szczyt schodów usłyszał porykiwania Gzargha.
- Gadaj co wiesz dziadu bo ci tym scyzorykiem otworzę gardło! Tylko wartko, bom głodny i znerwiony! Dwa trupy już mamy, więc jeden więcej nie zrobi mi różnicy.
Orin poczekał chwilkę, starając się usłyszeć co dziadek odpowiada oraz dokładnie zlokalizować krasnala żeby w razie konieczności interweniować. Nie chciał by Gzargh wyrządził staruszkowi jakiejś krzywdy. Zdawał się rzeczywiście być poddenerwowany. Cóż, trudno było mu się dziwić skoro człowiek związany z tajemniczym skarbem leżał martwy a drugi zniknął niemal bez śladu...

Krasnoluda nie było widać w korytarzu lecz jedne z drzwi były otwarte na oścież i prawdopodobnie z tamtąd dochodził hałas. Staruszek nie odpowiadał, lub odpowiedział tak cicho, że ze schodów nie było tej odpowiedzi słychać. Cisza przedłużała się niebezpiecznie ale przerwała ją Kesa, która w milczeniu zniknęła w swoim pokoju.

Orin tymczasem już nie ukrywając się przeszedł do otwartego pokoju gdzie spodziewał się znaleźć dziadka i niechcianego przez starca intruza. Widok, który mu się ukazał był, jakby to ująć... dość niecodzienny. Krasnolud ze swoim wielkim toporem stał oparty jedną dłonią o stylisko, drugą zaś drapał się za uchem wyraźnie skonsternowany. Starzec zaś, wychylony twarzą z łoża w kierunku nieheblowanej podłogi, leżał nieruchomo, zwiotczały z jego ust zaś toczyła się spieniona krew. Gzargh zauważył niziołka.
- Słabowity on jakiś - zauważył z zakłopotaniem. - Tylko krzyknąłem...
Orin z impetem przyłożył wnętrze otwartej dłoni do czoła. Plasnęła cicho po czym przejechała po całej twarzy w dół. Nici z legendy... A był już tak blisko jakichś informacji...
- Jeśli mamy działać razem, to pozwól, że następnym razem to ja podejmę się konwersacji... Szczegółnie z tak... delikatnymi osobami... - powiedział powoli Orin będąc święcie przekonany, że przez wtargnięcie krasnoluda dziadek po prostu zszedł na zawał. Gdyby medycy się o tym dowiedzieli... teraz w wiosce było ich dwóch, a zdawało się, że ludzie giną szybciej niż muchy. Po chwili zmrużył oczy w zamyśleniu i dodał podejrzliwie:
- Ale dziadzio żył jak... jak przyszedłeś z nim pogawędzić? - podejrzewał, że ktoś mógł chcieć pozbyć się dziadka, na przykład jakąś trucizną. Niestety niziołek nie znał się na medycynie a po tym jak zmęczona Kesa zaryglowała się u siebie w pokoju nie chciał jej przeszkadzać prosząc o ekspertyzę. Chociaż w ostateczności...
- Żył... Mamrotał coś pod nosem - odrzekł krasnolud a Orin, który podszedł do łóżka zreflektował się, że leżący przed nim starzec żyje! Miał twarz zdjętą grymasem bólu ale żył! Jeszcze...
 
__________________
Wieża Czterech Wichrów - O tym co w puszczy piszczy.
aveArivald jest offline  
Stary 11-01-2013, 19:39   #69
 
Michaliev's Avatar
 
Reputacja: 1 Michaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znany
Ellfar ubrał swoje stare, skórzane spodnie i zwykłą, lnianą koszulę. Nie miał nic innego, wszystko co było choć troche warte sprzedał na swój łuk. Który to po naciągnięciu na niego cięciwy przewiesił przez plecy. Przeliczył też strzały, które wytarł kawałkiem szmaty noszonej zawsze w plecaku. Dokładnie jedenaście. Swój ekwipunek traktował jakby był świętym reliktem. Kiedyś nawet nazywał strzały, grawerując na nich proste runy. Wyszedł ze swojego pokoju i skierował się na dół, do karczmy. Na schodach został potrącony przez krasnoluda, który mamrocząc coś pod nosem skierował się na górę. Nie lubił go, jak większości tych niższych. A ten do tego był włochaty, wulgarny i agresywny. Jak większość krasnoludów mógłby zabić za jedno złe powiedzane słowo. Na dole podszedł do karczmarza i poprosił o śniadanie. Sołtys zniknął na chwilę w kuchni, po czym powrócił z aromatyczną jajeniczą na boczku. Ellfar nie był z tych elfów nie jedzących mięsa, wraz z dziadkiem chodził często na polowania, co wśród jego ludu było wielką zniewagą dla natury. Usiadł przy wolnej ławie, biorąc się za jedzenie. Po chwili dosiadła się do niego Cathil. Ellfar czuł się troche dziwnie, jedząc posiłek podczas gdy obok łowczyni patrzyła na jego danie tęsknym wzrokiem. Już miał zamiar oddać jej swój talerz, gdy przyszedł karczmarz dając jej własny posiłek i kufel maślanki.

- Co myślisz o tym kolejnym kurduplu? -Powiedział myśląc o Gzarghu - Może być niebezpieczny, przy stole bałem się cokolwiek powiedzieć, żeby mnie zaraz nie udusił, ale może być przydatny w walce z wilkami. Przyda nam się jakieś mięso armatnie, on zajmie wilki, a my je spokojnie powystrzelamy. Nie lubił krasnoludów, ale musiał przyznać, że nikt nie robi takiego zamieszania w szeregach wroga jak oni, rzadko widział ich w akcji, ale za każdym razem był ździwiony ich skutecznością w walce.

Cathil słuchała uważnie słów elfa, przełknęła kęs chleba, na który, jak na łyżkę nabrała sporą ilość jajeczni. Popiła maślanką, zassała zęba i spojrzała na elfa zimno.
- Lubię krasnoluda Powiedziała nabierając na chleb kolejną porcję jajecznicy.
- Wyruszamy dzisiaj? - zapytała po chwili - Najwyższa pora zacząć na siebie zarabiać..
- To dobry pomysł, Gustaw powiedział, że jak przepłoszymy wilki, to zrobi nagonkę, chłopi powinni o wszystkim teraz wiedzieć. Przynajmniej taką miał nadzieję, powinni jak najszybciej rozwiązać ten problem, jeśli nie, to rozłoszczeni chłopi mogą się okazać znacznie groźniejsi od wilków.

Chwilę później po schodach zbiegł Gzargh, który przypadł z toporem do karczmarza i zaczął mu grozić. Ellfar obserwował wszystko z lekkim zainteresowaniem. Miał ochotę pomóc sołtysowi, ale naraziłby się na gniew krasnoluda, co w tak małym pomieszczeniu mogło okazać się tragiczne, do tego był ciekaw, co powie sołtys. W karczmie pojawiło się nagle mnóstwo osób, zaczęły coś mówić do sołtysa, który teraz wyglądał żałośnie, skulony, zakrwawiony i pobity. Ellfar nie bardzo słyszał, co on mówi, przez krasnoluda i zgromadzonych ludzi, wiedział jednak, że trzeba coś zrobić z wilkami i tym krasnoludem.
 
__________________
Jeśli jest ciężko to znaczy, że idziesz w dobrą stronę.
Michaliev jest offline  
Stary 12-01-2013, 17:50   #70
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
#12. Wtargnięcie.
Wszyscy.
Osada. Chata Sołtysa.

Przesłuchiwany sołtys był przerażony sposobem przesłuchania. Podobnie przerażona była jego rumiana córeczka, która z szeroko otwartymi oczyma i ustami zasłoniętymi drżącą dłonią przysłuchiwała się całemu przesłuchaniu.

Wizja namalowana przez Kesę podziałała na wyobraźnię karczmarza tak bardzo, że nieświadomie puścił mocz. Kto wie jak skończyłaby się kaźń, gdyby nie pewne zdarzenie, które puściło tok wydarzeń na zupełnie nowe tory. Może karczmarz przyznałby się do rzeczy, których nikt nie podejrzewał? Może okazałoby się jednak, że tajemnica, którą skrywał była błaha, nie mająca znaczenia?

Przez otwarte na ościerz okiennice, przez krzyk karczmarza przebił się rejwach, który przykuł uwagę zebranych w sali karczemnej. Wszyscy po kolei wyjrzeli na zewnątrz. Wszyscy, prócz karczmarza, który z mokrymi spodniami leżał na zakrwawionej podłodze z obitymi żebrami i przestawionym nosem, starając się doliczyć brakujących zębów.

Na głównym placu zaś działa się rzecz niezwykła. Ludzie, kobiety i dzieci, biegli w panice w stronę karczmy. Z początku nie widać było przyczyny takiego stanu rzeczy. Wkrótce jednak wszystko stało się jasne, gdy futrzasta kula wyskoczyła zza chaty i wyskoczywszy na plecy ostatniej z biegnących przewróciła ją i zatopiła zęby w karku kobiety.

Kolejne zwierzęta wyskoczyły zza chat. Nie wiedzieć skąd, nie wiedzieć dlaczego, po osadzie biegały wilki w liczbie bliżej nieokreślonej robiąc regularne polowanie.

- Sucze syny! - zareagował właściwie na tę okoliczność Gzargh wybiegając na zewnątrz z toporem w dłoni.

Łapiąc za broń, wszyscy obecni, może za wyjątkiem karczmarza i jego rumianej córki, pobiegli za krasnoludem na pomoc lub stając w otwartych oknach gotowi byli do odparcia ataku.

Na placu trwała jatka. Większość mieszkańców zdążyła się schować w swoich chatach, Ci jednak nieliczni, których napaść wilków zastała między uliczkami lub na placu biegła teraz w kierunku chaty sołtysa tam szukając schronienia przed niechybną śmiercią.

Gzargh odważnie wyszedł na ganek przyjmując postawę bojową, na rozstawionych nogach, z jedną wysuniętą nieznacznie do przodu, lekko przygiętych kolanach i dzierżąć topór w obu dłoniach. Przygotowany do ataku.

Ciała tych, którzy już nie uciekną leżały porozrzucane po całym placu. Jednak pięciu ludzi ciągle biegło. Przodem mężczyzna i młody, kilkunastoletni chłopak. Z tyłu matka z dzieckiem na ręku, ciągnąc za rączkę przerażoną, może pięcioletnią dziewczynkę. W oczach kobiety można było wyczytać strach i desperację. Malec na ręku płakał i wyrywał się. Dziewczynka z rozwianymi blond lokami biegła z zaciśniętymi w kreskę bladymi usteczkami.

Za nimi goniło osiem dorosłych wilków. Ile jeszcze wypadnie spomiędzy chat? Szybko zmniejszająca się odległość między goniącymi je wilkami a ludźmi nie pozostawiała wątpliwości, że nie zdążą. Mężczyzna i chłopak mieli jeszcze szansę. Kobieta z dziećmi... nie bardzo. Do chaty zostało im dziesięć, piętnaście metrów. Za dużo. Może gdyby kobieta puściła rączkę dziewczynki... może gdyby porzuciła dziecko, które wrzeszcząc wyrywało jej się z rąk... może...
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172