Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2013, 12:51   #119
kymil
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Bali, Girion

Khazad chuchał na zimne jak mawiano w dawnym Arnorze. Zanim wielka czapa śniegu i zmarzliny rymnęła na ziemię Tyrn Formen upłynęło sporo czasu i wymęczeni ludzie Bondana zdołali przepchnąć wehikuł pod małą jaskinię całkowicie blokując z niej wyjście.

Konie zaś powiązano w oddali, byle dalej od śnieżnego grzyba.

Skryty pod wozem Naugrim wraz z resztą Dagarim Aratar czekał na uderzenie.

- Leecii! - głos Giriona rozległ się po okolicy.

- Gotuj się! - zawtórował mu Bali.

- Jeedzie! - zaryczał kapral Wrona.


Najpierw drobiny poczęły zjeżdżać po skalnym grzybie obficie obsypując zimnym, iskrzącym się pudrem wóz, a później z hukiem na skulony oddział zjechała cała śnieżna czapa.

- Puffff! - w oczy żołnierzy dmuchnęło zimne powietrze, później ich twarze zakuły igiełki świeżego śniegu i drobnej mlecznej zimnej kurzawy, a następnie masa śniegu posypała się na ich głowy pokrywając cały świat bielą.

Następnie zapadła czerń.

Gdyby dumny orzeł z dalekich Gór Mglistych obserwował tę okolicę szybując ponad chmurami nie dostrzegłby w pokrytym śniegiem wąwozie żadnych oznak bytności człowieka czy krasnoluda. Niecka w oka mgnieniu przestała bowiem istnieć wypełniona po brzegi groźną bielą.


Seoth

Jeździec trzymając za uzdę wiernego wierzchowca parł niestrudzenie naprzód. Wiatr z Północy szarpał poły jego płaszcza obsypując srogą bielą od stóp do głów. Eothraim nie bacząc na nic brnął przez świeże zaspy, tratował iglaki doszczętnie obsypane śniegiem.

Raz po raz przecierał oczy, by móc cokolwiek widzieć.

Wiedział, gdzie poszli jego towarzysze. Toteż, gdy na wpół zamarznięty dotarł na miejsce wpierw pomyślał, że pomylił ścieżki w tej zawierusze.

- Co jjjessst? - wydukał z trudem. Smuth pokryty bielą od głowy po kopyta bardziej przypominał wielkiego śnieżnego bałwana niźli narowistego wierzchowca ze stepów Rhovanionu.

Wtem Seoth usłyszał głosy. Z dołu!

- Może byś się tak Waszmość przesunął kapkę - mocny głos khazada zadudnił wprost z zaspy, na której jeszcze przed chwilą stał Seoth.

Zaspa poruszyła się i oczom Eothy ukazała się głowa Giriona. Później zaś krzepkie ręce i korpus.

Zanim Seoth zdążył zareagować, znowu dobiegł go dudniący głos Naugrima.

- Człeku?! Jak długo będziesz stał na mych ramionach, co? Mam Cię wypchnąć, szlachetny Girionie?

W odpowiedzi, zamiast ciętej riposty Dunedaina, usłyszeli daleki odgłos bojowego rogu.


Sindar i Beorning

"Śnieżna gawra niedźwiedzia".

Takie określenie cisnęło się na usta elfa, gdy wtulony w Modron oczekiwał w wydrążonej pospiesznie śnieżnej wydmie końca zamieci. Śnieg powoli pokrywał ich płaszcze białym puchem. Coraz mniej światła dochodziło do ich kryjówki. W końcu zaś zapadły angmarskie ciemności.

Modron wydawało się, że zdrzemnęła na chwilę. Ze snu wybudził ich dźwięk rogu.

- Dongorath - szepnął w jej ucho Sindar.

- Chodźmy zatem. Czy chcesz zostać? Rozumiesz może być niebezpiecznie - odparła kobieta i błysnęła równymi zębami w uśmiechu.


***

Wydostanie się z kryjówki zajęło im parę długich chwil. Zamieć na szczęście ustało.

Głos rogu powtórzył się.

- Jest niedaleko. Może jest z milę, dwie przed nami
- zaryzykował twierdzenie Alarif.

- Śnieg nie sypie - córka Arlana spojrzała w górę na kłębiące się na niebie sine chmury.

Ruszyli. Elf wyprzedził Modron po paru chwilach. Ona zapadała się po kolana, Sindar mknął lekki niczym piórko.

Wąwóz zniknął im z pola widzenia. Sindar pokierował ich bardzie na wschód, gdzie podgórski teren usiany był skałami i wysokimi iglakami, teraz obficie obsypanymi śniegiem.

Kobieta odwróciła się. Przebyli spory kawałek drogi. Właśnie mijało południe.







- Zawsze znać dobrze drogę powrotną, jak mawiali starzy myśliwi - wyszeptała do siebie.

Po kwadransie Alarif zniknął jej z pola widzenia. Na szczęście zostawiał za sobą ślady.



***

Szary Elf dotarł do gęstej linii świerków i sosen. Od razu, niemal instynktownie, przylgnął do pnia jednego z drzew. Kora była zimna, lecz przyniosła nieśmiertelnemu dziecięciu Eru mimowolne ukojenie.

Alarifowi zdało się, że w oddali słyszy warkot dzikiego zwierza.

Bystre oczy Eldara paręset kroków przed nim dojrzały również Dongoratha. Czarny Strażnik wspierał się ciężko na jednym z powalonych wichrem drzew. Jakby na coś oczekiwał.

Groza przebiegła po karku elfa.

Daleko za upadłym Dunedainem Alarif, na granicy swego wzroku dostrzegł bowiem monstrualnego wilka, który tratując gałęzie, przeskakując mniejsze zaspy biegł ku strażnikowi. Na grzbiecie wilczego wierzchowca siedział zaś okutany w kosmate futra jeździec. Gołym okiem widać było, że nie jest to dla niego pierwszyzna.

- Yrch! - wniosek Sindarowi nasuwał się sam.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 05-01-2013 o 12:55.
kymil jest offline