Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2013, 21:24   #12
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Natłok informacji dotyczący sprawy nie był mu na razie potrzebny. Wędkowanie, jak nazywał to co chciał zrobić wymagało czystego umysłu i nieortodoksyjnego podejścia. Większość duchołapów szukało dusz działając podobnie jak aktywny sonar. Mówiąc w skrócie, wysyłali ostry impuls, ping, skupiony na jakiejś osobistej rzeczy ofiary ogniskującej jej kotwicę. I po odbiciu od szukanego celu określali kierunek, odległość, obecność. Metoda skuteczna ale nieco prymitywna i brutalna. No i standardowa do bólu, tak więc pojawiły się cwaniaczki które potrafiły zamaskować zabrane w ten sposób dusze swoim ofiarom. Wiesz że spodziewasz się przełamującego ataku frontalnego to najprostszą obroną jest nie czekać na niego tylko uciekać gdzie pieprz rośnie, czyż nie?
Daniel działał odwrotnie. Sonar pasywny. Zapuszczał wędkę i czekał na poruszenie i zainteresowanie rybek wokół niej. Wabił, zanęcał i czekał na odzew. Metoda była czasochłonna i męczące, ale zwykle dawała dobre rezultaty.

A teraz nic. Daniel był uparty i nie poddawał się łatwo. Spędził tam sporo czasu przy każdej z dziewczyn. Przeczytał dokładnie protokoły sekcyjne, pogadał z koronerem wykonującym badania pośmiertne. To był kolejny powód dla którego mu się spieszyło. Łowcy może i mają nienormowany czas pracy i są rozliczani z wyników. Personel mówiąc oględnie „normalny” pracował do 16.00 i jak każdy normalny człowiek krzywił się jak mu jakiś dureń kazał zostawać po godzinach. Daniel nie odpuszczał i solidnie zapracował na miano apodyktycznego, nadętego durnia. Jednak upierdliwość opłaciła się, patomorfolog zwrócił mu uwagę i rzucił nieco światła na “dziwność” wampirzych wkłuć, które podsłuchał od dziewczyn czytających akta.
Wykluczył od razu że to mistyfikacja, bo zęby wbite były idealnie w tętnice ofiar. Nie zgadzał się za to rozstaw. Medyk długo zasłaniał się koniecznością wykonania dodatkowych badań ale w końcu powiedział, że najprawdopodobniej wynika to z tego, że to nie ludzie zostawili te ślady. W sensie, że wampirami zostali najpewniej odmieńcy.
Daniel zamyślił się, nie było to często spotykane połączenie. Wampir- odmieniec lub fae, a raczej cała wataha bo przecież śladów było kilka i to o różnym rozstawie, także na pewno nie jeden wybitnie nienażarty bloodsucker, gryzący ofiary po pięć razy. Hmm... I ciągle nie dawała mu spokoju ta informacja że po pierwszych dwóch atakach liczba ukąszeń na ciałach pozostałych dziewczyn zwiększyła się. No przecież to nie możliwe prawda? Żeby one... zasilały same szeregi morderców?

Opuszczając Komorę był już pewien, dusze zostały... zabrane. Unicestwione? Usunięte? Nie znał wielu Martwych zdolnych do zrobienia czegoś takiego. Wyższy wampir, pewnie tak. Wiedział jednak że według przepisów MRu to groziła za to natychmiastowa i nieodwołalna czapa. Zabicie ciała i duszy... Więc po co ktoś potężny ryzykowałby tyle? Bo przecież ryzyko było wybitne, sprawcy musieli wiedzieć że wybierając za cele rodziny łowców sprowadzą na swoje głowy cholerne problemy. Co przywodziło na myśl jeszcze jedną ważną sprawę. Dane o rodzinach Regulatorów są objęte ścisłą tajemnicą, właśnie po to by takie rzeczy się nie działy. To oznaczało wyciek, kreta lub co gorsza...

Wieści rozchodziły się szybko, ale nie było się czemu dziwić. Ojczulek Charles Pateneczko szedł w jego kierunku, Daniel zaś starał się przywołać z pamięci szczegóły dotyczące jego osoby. Pracowali w MRze mniej więcej od tego samego okresu, ale nie w jednym zespole. Hensington nie zapominał twarzy i ludzi. Miał opinię fachury, sprawdzał się w polu.

- Oczywiście, Charles. Widzę, że już się rozniosło że siedzę w ekipie pracującej nad tą sprawą. Możesz być pewien... – zamilkł w połowie zdania patrząc na niego, bo przypomniał sobie jego córkę na stalowym stole sekcyjnym. Facet nie potrzebował teraz zapewnień o tym że Danny się postara i znajdą sukinsynów odpowiedzialnych za to co stało się z jego dzieckiem. – Chodźmy.

- Dostałeś tą sprawę, prawda? Mojej córki. - ton głosu Ojczulka był rzeczowy, wręcz zimny. Jakby facet patrzył na wszystko z oddali. Z perspektywy widza. Lub był na prochach.
- Wiem, gdzie ona jest. Ale muszę się upewnić i potrzebuję twojej pomocy.
- Tak, powołali cały zespół. Dobrzy w tym co robią, fachowcy. - Daniel ostrożnie dobierał słowa. - Zaczęliśmy dopiero.
Czech wyglądał... jak człowiek który stracił powód do życia, no i nie było się czemu dziwić. Pusty głos i spojrzenie.
- Oktavia? Odszukałeś ją? W jaki sposób?
- Nie odszukałem. Domyślam się. Ten amulet znaleziony w mieszkaniu. Jest ... spaczony. Sądzę, że tam jest Oktavia.

- Amulet jako kotwica? Ale dlaczego zostawili go na miejscu? - Danny zastanawiał się nad słowami Czecha. Zgadzało się z tym co mówił ich koordynator. Musi się przyglądnąć im uważnie. - Wszystkie cztery zostały zabezpieczone na miejscach zdarzeń. W jaki sposób są one spaczone?
- Wyciągnij jeden dla mnie z laboratorium. Wtedy powiem ci więcej. Masz moje słowo. Słowo ojczulka.
- Nic nie obiecuję. Ale powiedz mi jeszcze gdzie znajdę byłego męża twojej córki. Myślę że powinienem z nim pogadać. - Daniel spojrzał uważnie na ojczulka. - Dam ci znać odnośnie amuletu później.
- Wiem, że kręcił się kiedyś w takiej knajpie na Rewirze. “Śpiewający pingwin”. Zbierają się tam tacy jak on.
- Spotkajmy się tutaj jutro, wstępnie o 16.00. Powinienem już coś wiedzieć.

Pożegnał się szybko. Nie podjął jeszcze decyzji, najpierw sam chciał oglądnąć amulety. Poza tym... co czasami ciężko Danielowi było przyznać, nie była to przecież tylko jego decyzja. Powinien sprzedać temat reszcie zespołu. Delikatna sprawa wymagająca namysłu. Potencjalne zyski mogą być wysokie, ale... zachowanie Czecha było niepokojące. Za krótki kontakt, Daniel nie mógł go rozgryźć jeszcze, szczególnie po tym co usłyszał od Vanessy. Co odkrył i czego się domyśla? No no, ciekawe. Chyba dlatego Hensington tkwił dalej w MRze. Zagadki, zagadki, zagadki.
 
Harard jest offline