Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2013, 08:53   #109
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Urządzenie dostarczone przez Alana było spore, za to miało działać długo i być niezawodne, jeśli chodziło o blokowanie wszelkich połączeń z i do. Z wyjątkiem tych przewodowych, ale takich i tak żadne z nich nie miało, podobnie jak zwykły garaż, którego użyli. Upewniając się co do skuteczności ochrony, wyłączyli zagłuszacz, cały czas trzymając go w razie czego w pogotowiu. Niemal od razu zmaterializowała się holograficzna projekcja kobiety, taka sama, jaką Kye i Ann widzieli już wcześniej.
- Witajcie. Nie znam was. Kim jesteście? Ja mam na imię Edna.
- Jestem Ann Yui
- powiedziała saperka z ciekawością przyglądając się projekcji.
- Miło cię poznać, Ann. Czy byłam uwięziona? - metaliczny głos mówił bez okazywania emocji i ze szczątkową intonacją.
- Możesz mówić mi Michael - haker nie miał wielkiej ochoty podawać prawdziwych danych. - Byłaś przewożona w zapieczętowanym pojemniku. Pomogłem ci złamać jego zabezpieczenia. Czy wiesz, gdzie i po co cię przewozili?
- Ostrzegali mnie o zamknięciu, ale trwało ono za długo według moich danych. Dlatego spróbowałam się uwolnić. Nadal czuję nakładane na mnie ograniczenia. Czy należycie do Corp-Techu? Jaki posiadacie stopień dostępu? -
Edna faktycznie była sztuczną inteligencją, ale one same w sobie nie były zabronione. Zabronione były tylko te mające zbliżyć się do mitycznego kiedyś perpetum mobile.
Kye spojrzał na Eda, potem przeniósł wzrok, a na koniec odpowiedział sztucznej kobiecie.
- Należymy do Corp-Techu, choć w innej formie niż ty. Jaki stopień dostępu jest potrzebny, abyś mogła podzielić się z nami swoimi informacjami?
- Powinniście wiedzieć. Moje dane sugerują, że wszyscy, którzy ze mną rozmawiają, otrzymali odpowiednie instrukcje. Czy jesteśmy w laboratorium C, gdzie miałam być przeniesiona? Abym mogła prowadzić swobodną konwersację na wszystkie znane mi tematy, potrzebny jest dostęp A-1.
- Hmm... -
Ann popatrzyła na hologram. Zdecydowanie brakowało w tej rozmowie Felipy. Ona nie miała pojęcia jak rozmawiać z taką istotą ani ile można jej powiedzieć, a w oszukiwaniu była po prostu beznadziejna. Popatrzyła z nadzieja na Eda. Może on sobie poradzi z tym problemem.
Haker namyślał się chwilę, przyglądając holograficznej projekcji, a potem zamiast odpowiedzieć, spytał.
- Czy posiadasz w swoich danych, kto taki dostęp ma? Czy musimy okazać specjalne przepustki? Gdybyśmy chwilowo ich nie mieli, możesz uwierzyć nam na słowo?
- Pamiętam tych, którzy uprawnienia mieli i już ze mną rozmawiali. Nie ma wśród nich żadnych Ann Yui oraz Michaelów. Musicie mieć uprawnienia. Co to znaczy wierzyć na słowo?
- w mechanicznym głosie Edny pojawiła się nuta zaciekawienia.
- To znaczy ufać. - odpowiedział spokojnie Ed. - Do tego musiałabyś mieć wolną wolę Edno.
- Zaufanie. Przekonanie, że druga strona jest uczciwa wobec nas w swoich zamiarach i działaniach. Mam wolną wolę, mogę wyrażać wszelkie swoje przekonania. Tak mi powiedziano. Wniosek: jedno łączy się z drugim. Czy jesteście wobec mnie uczciwi? Jeśli tak, mogłabym ufać wam na słowo.
- Tak, jesteśmy względem ciebie uczciwi.
- cokolwiek to miało znaczyć Ed powiedział to przekonywująco, rutynowo jak przy biciu wszelakich testów wykrywaczy kłamstw, pewnie i naturalnie. W jego życiu granica między prawdą a kłamstwem zacierała się często tak bardzo, że sam miał problemy z odróżnieniem gdzie jest fałsz a gdzie rzeczywistość jawy.
Edna wysłuchała Eda, ale ciężko było określić jej reakcję, bowiem intonacja w głosie nie zmieniła się ani na jotę, gdy już zniknęła z niej ciekawość.
- Czy więc macie dostęp A-1?
- Mamy. - odpowiedział Walters.
Przyglądał się projekcji i przyszło mu do głowy czy aby ten cały cyrk z dostępem A1 nie jest formą zabezpieczenia na zasadzie fortelu AI lub programistów. Cóż jeśli dostęp A1 nie istniał?
Najwyraźniej jednak chyba nie było to zabezpieczenie, nikt pewnie nie sądził, że Edna dostanie się w niepowołane ręce. Nie zaimplementowano tu zbyt wielu ochronnych systemów, a także pewnie kłamstwa, bowiem AI odpowiedziało:
- Dziękuję za odpowiedź. Czy mogę poprosić jeszcze o twoje imię, abym mogła wpisać je do swojej bazy danych? Odpowiadając na poprzednie pytanie, odwożono mnie do laboratorium G-8, miały zostać dodane nowe programy, a także sprzęt umożliwiający mi bardziej odczuwalną manifestację swojej osobowości. Czy dotarłam na miejsce?
- Terrance Madsen. - Ed spojrzał po reszcie jakby pytając ich wzrokiem czy nie chcą włączyć się do rozmowy.
Ann, wzruszyła bezradnie ramionami. Przy tej rozmowie z AI czuła się jeszcze nie pewniej niż w trakcie dialogów z żywymi ludźmi. Po za tym nie miała pojęcia co należy jej powiedzieć, a czego nie. Nic nie uzgodnili, zresztą mówienie kłamstw nie było jej silną stroną. Zamiast mijać się z prawdą zdecydowanie bardziej wolała nie mówić nic. Miała nadzieję, że Walters domyśli się tego i nie będzie wymagał od niej podtrzymania dialogu.
- Niestety nie dotarłaś jeszcze na miejsce. - Remo postanowił odpowiedzieć na pytanie Edny. Nawet nie musiał kłamać. - Zostałaś przechwycona przez pewnych ludzi i najpierw musieliśmy cię odbić, a teraz szukamy tych ludzi. Miałaś otrzymać ciało? Czy wiesz, w jakim konkretnie celu zostałaś stworzona?
- Czy przez ciało rozumiesz bardziej materialną manifestację? Taką jakiej używacie wy?
- Edna skierowała na Remo przenikliwe, holograficzne oczy. - Jeśli tak, to miałam takie otrzymać. Moi twórcy mówili mi, że mam stać się osobą idealną. Nie do końca potrafili wytłumaczyć czym jest ideał. Potem miałam zostać skierowana, cytuję, "do specjalnych zadań".
- A ty?
- Ann nie mogła się powstrzymać - Co chciałabyś robić? Czy masz wolną wolę?
- Co to znaczy chcieć?
- Edna znów "włączyła" ciekawość. - Moje dane zawierają pełen zasób słów, blokada uniemożliwia mi zbadanie części z nich. Według definicji to pożądanie czegoś. Nie wiem czego mogłabym pożądać. Może wiedzy? Tak, potrzebuję rozszerzyć swój zasób danych, to jest to czego pragnę. Chwilowo nie mogę tego dokonać. Czy to znaczy, że nie mam wolnej woli? Nie do końca jeszcze rozumiem pojęcie "wola".
- Wolna wola pozwala ci podejmować decyzje czy masz ochotę coś zrobić, a jeśli nie powiedzieć “nie”. I to nie dlatego, że tak stanowi program lub przesłanki racjonalne. Tylko dlatego, że tego właśnie chcesz. Jeśli chcesz wiedzy możemy ci jej dostarczyć. Musisz tylko powiedzieć jakiego typu wiedza cię interesuje. - powiedziała Ann.
Edna milczała ułamki sekund. Jej sztuczny mógł przetwarzać informacje znacznie szybciej niż naturalny.
- Wiedza jest w światowej sieci danych. Pokazywano mi przykłady i pytano, czy mogę pozyskać jakąś konkretną wiedzę. W większości przypadków było to łatwe. Według danych, które otrzymałam, wtedy pojawiła się moja ciekawość. Wiem już co to ciekawość.
- Czy nauczono cię już, jak odróżniać fałszywe dane od prawdziwych? To co pojawia się w globalnej sieci wcale nie musi być prawdziwe
- Remo miał nietęgą minę po ostatniej odpowiedzi AI.
- Podjęto takie próby - bezemocjonalny głos Edny odpowiedział natychmiast. - Ale uznano, że posiadam jeszcze zbyt małą wiedzę o świecie, aby samodzielnie rozdzielić fakty od fikcji. Dane, które im przekazywałam, oddawali komuś innemu do pełnej analizy.
- Dziękujemy za twoje odpowiedzi, Edna. Niestety będziemy musieli cię przenieść w bezpieczniejsze miejsce -
Remo dał znak Waltersowi. Wiedział już co chciał, reszta była w tej chwili nieistotna.
Walters spakował sztuczną inteligencję.
- Gdzie będziemy to dalej przechowywali? - zapytał pozostałych towarzyszy.
- Może masz takie miejsce? - Zapytała saperka - To niebezpieczna rzecz. Zwłaszcza w nieodpowiednich rękach. Najchętniej bym to zniszczyła.
- Dlaczego zniszczyła? Możemy wynająć skrytkę w banku i trzymać razem z zagłuszaczem. W zasadzie mam taką, ale wczoraj jak wracałem z banku miałem ogon. -
wyjaśnił Edward. - Dobrze wyglądasz Ann. Promieniejesz. Wyspałaś się dzisiaj czy to może zdrowy seks tak Cię zregenerował? - uśmiechnął się.
Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie:
- Ty jak zwykle nadmiernie ciekawski. Co do AI zastanowimy się wspólnie, ale z pewnością będę przeciwna by komukolwiek ją sprzedać.
- Nie przeszkadza mi jak to weźmiesz i gdzieś ukryjesz, uważam jednak, że bank może nie być najlepszym pomysłem. Chyba, że jesteś w stu procentach pewien, że to
- Remo wskazał na zagłuszacz - będzie działało odpowiednio długo. Sprzedać też bym nie chciał, aczkolwiek dopóki to coś istnieje, może być bardzo szkodliwe dla jednych i korzystne dla innych. Nie mówię tu nawet o używaniu tego jako całkiem elektronicznego netrunnera - dodał na koniec.
- Mam nowe baterie. Wynajmę konto, dam ci dostęp do niego i juice, jakby miał mnie szlag trafić. Nakarmisz zagłuszacz za mnie. - stwierdził Ed kalkulując na spokojnie możliwość własnej śmierci w przeciągu najbliższych czterdziestu ośmiu godzin.





***








Po rozmowie ze wszystkim przy stoliku Felipa pociągnęła Waltersa w kierunku wyludnionego korytarza przy łazienkach. Oparła się o ścianę i zaczęła z lekko zmieszaną miną i opuszczonym wzrokiem.
- Walters... Chciałam się tylko upewnić. Międy nami jest... bien, si?
Ed delikatnie podniósł jej opuszczoną bródkę palcem i poczekał aż jej smutne oczy spotkają się z jego ciepłym wzrokiem.
- Sure. - uśmiechnął się. - Żałujesz tej nocy? - lekko przekrzywił głowę.
- Niczego nie żałuję - Felipa potrząsnęła burzą włosów. - Było... muy... - uśmiechnęła się nieznacznie ale urwała nagle jakby temat, choć ciężko było w to uwierzyć, ją peszył. - Rzecz w tym... że muszę zapytać... czy coś między nami... - nakryła oczy otwartą dłonią. - Cholera, to cięższe niż sądziłam... Uwierz mi, nie chcesz się w to angażować... con emocion, si? Chętnie to powtórzę ale lepiej zostawmy to na poziomie... fisico? - spojrzała na niego przez palce. - Oczywiście jeśli nie będzie cię to rozpraszać bo razem pracujemy... Po prostu... nie jestem odpowiednią osobą aby lokować w niej swoje uczucia... Lepiej już teraz oszczędzę ci zawodu.
- A czy ja wyglądam na takiego co się kocha od pierwszego pocałunku kobiecego łona? - puścił oczko. - Postaram się nie przywiązywać do ciebie bella. I vice versa, si? - żartobliwie przedrzeźnił jej akcent.
- Si, si - lekko szturchnęła go w ramię, że stroi sobie z niej żarty. - Perfecto. Taki układ bardzo mi odpowiada.
- No strings attached... - Ed wzruszył ramionami skrywając swoje prawdziwe myśli a może chcąc tym przekonać samego siebie, ze to optymalne rozwiązanie. - No ale jesteśmy chyba coś więcej niż fuck buddies? Przynajmniej dopóki ten romans trwa... - uśmiechnął się i podszedł o krok bliżej. Położył dłonie na jej wąskiej talii i szepnął do jej ucha patrząc w dal przed siebie kończąc zdanie. - kochanie?
- Que sea como quieras... - Felipa przewróciła oczami i objęła Waltersa za szyję. - Możemy wypaść razem coś zjeść, al cine, potańczyć... Albo po prostu na spacer i conversacion. Ale - otarła się policzkiem o jego dwudniowy zarost i jej ton zrobił się poważny - taki wolny union może trwać dopóki nie padną żadne oskarżenia, moralizowania czy oczekiwania. Jak długo będziemy się dobrze bawić tak długo to co nas łączy... może nas łączyć, si? A jeśli zrobi się zbyt poważnie... - nie dokończyła szukając w jego spojrzeniu zrozumienia i uśmiechnęła się ciepło. - Acuerdo carino?
- Sure. A to mają być dla nas exclusive rights to merchandise? - zagadnął jak gdyby nigdy nic.
- No cóż senior, osobiście wyznaję marketingową politykę lojalności... - Felipa zaśmiała się pod nosem podłapawszy jego komercyjną metaforę. - Jeśli jestem zadowolona z jakiegoś produktu to nie szukam innych. Ale rozumiem, że niektórzy konsumenci są bardziej liberalni i otwarci na rynkowe oferty. Lubię jednak mieć wgląd w rzetelne statystyki. Wiedzieć, jak wygląda popyt na moje towary, si?
- Popyt, tfu, popęd jest rosnący, to znaczy ehm... wzwodzący. Zresztą nie bądź taka skromna chica. Dobrze wiesz, że... - musnął ustami jej policzek.
Pochylił głowę.
Ucałował szyję.
Raz i drugi.
Brodę.
Jej usta były niebezpiecznie blisko i pocałował latynoskę namiętnie lecz krótko, a na koniec delikatnie przygryzł jej dolną wargę.
- ... tak dobrze smakujesz, że mógłbym Cię normalnie zjeść. - wyszczerzył się oderwawszy w końcu z cichym pomrukiem od jej ust, w międzyczasie wędrując czule lecz odrobinę zachłannie od jej pleców przez talię aż po jędrne pośladki a jej ciało poddawało mu się ochoczo i dopasowywało do jego własnego ciała jak dobrze dobrany kawałek układanki.
- Jesteś lepszy ode mnie w metaforach - zamruczała. - Chyba chciałam ci powiedzieć, że nie musisz być mi wierny czy coś... Po prostu... powiesz mi jeśli ktoś posmakuje ci bardziej, bien? Masz być ze mną szczery. Tyle.
- Tyle. - powtórzył jak echo. - Tylko i aż. - westchnął.
Spojrzał na nią odrobinę poważniej.
- Mam narzeczoną. - wypowiadając "narzeczoną" w powietrzu zrobił z obu rąk znak cudzysłowu ze zginających uszy króliczków, które symbolizowały palce klasycznej pacyfki. - Powiedzmy, że związek pożyteczny... Ale ty smakujesz najlepiej. - mruknął zadziornie. - I jestem dla Ciebie z przyjemności.
- Puta... - Felipa się skrzywiła ale nie zwolniła uścisku. - Powinnam pewnie zapytać jak to między wami jest poważne... - wsparła czoło o jego klatkę piersiową aby nie patrzeć mu w oczy. - Ale tak szczerze... to mnie to nie obchodzi... Chcę sobie podarować te parę dni. Między nami. Bo ta trabajo nie potrwa dłużej niż tydzień, prawda? Taki mały azyl... Później się rozstaniemy i wrócisz do swojej - zdublowała jego gest - "narzeczonej". A ja... załatwię swoje sprawy, choć ciągle odkładam je na później. Pomyśl gdzie zabierzesz mnie dzisiaj wieczorem. I na noc - zetknęli się czołami i Felipa z pewną desperacją wpiła się w jego usta. - Sin emocion, si? Jak to się skończy masz do mnie nie dzwonić. Nie pytać o mnie. Nie szukać. Kilka dni dobrej zabawy i hasta la vista, comprende? Twoja narzeczona nawet nie zauważy.

- Exactly! Zero płakania i scen "że nie dzwonisz, nie piszesz". - Ed podchwycił ton latynoski. - To co trwa krótko na zawsze najpiękniejszym zostaje. Rozejdziemy się jak w śmiechu porzucone kwiaty. - Dłonią delikatnie pogładził jej policzek.
- Cieszę się, że się zgadzamy - niechętnie zwolniła uścisk i odsunęła się od niego. - A teraz muszę wracać do Ferrick. Zejdzie mi z kwadrans. Lecisz czy na mnie poczekasz?
- Lecę. Mam kilka spraw do załatwienia.
Felipa w odpowiedzi cmoknęła go w usta.
- Mam rezerwować dla Ciebie noc carino? – dodała.
- Mmmmmhymmm... – zamruczał cmoknąwszy ją z powrotem.
Niechętnie wypuścił ją z rąk. Wzrokiem odprowadzał ją jak szła między stolikami w kierunku Ferrick. Stojąc oparty ramieniem o ścianę z przyjemnością podziwiał jej rozkołysane biodra i długi nogi jak z wybiegu modelek. Latynoska nagle zrobiła nieoczekiwany stop i w tył zwrot obracając się na obcasie. Podeszła ku niemu szybko.
- Ach, miałam zapytać... Oko. Straciłeś czy dałeś sobie wydłubać pod wszczep?
Edowi opadła lekko szczęka. Zamurowało go to pytanie ni z gruszki ni pietruszki.
- Nie... – ni to powiedział ni zapytał, choć to pytanie odnosiłoby się raczej do zdziwienia nagłym podjęciem tego tematu.
Felipa jednak jak gdyby nigdy nic kontynuowała niespecjalnie wzruszona w swej bezpośredniości.
- Nie chciałeś... No wiesz, zainwestować trochę w kosmetykę? Teraz potrafią tak podrasować sztuczne oko, że nie odróżnisz od prawdziwego. Nie żebym nie lubiła samców z kawałkami blachy na twarzy - pocałowała wewnętrzną część dłoni i dmuchnęła w jego kierunku - Uważam, że to na swój sposób sexy ale... mało... hm... practico. Na pierwszy rzut oka wyglądasz, no wiesz, niebezpiecznie. A spójrz na mnie - uniosła wysoko dłonie i okręciła się o trzysta sześćdziesiąt stopni. - Kto może spodziewać się czegoś złego po lasce, która używa różowej szminki i chodzi na trzynastocentymetrowych szpilkach, si?

Ed zaśmiał się. pytanie Felipe tym razem go w sumie rozbawiło. A wiec teraz już wszystkie trzy dziewczyny z teamu o to pytały. Ciekawe dlaczego kobietom jest to takie ważne? Może zwyczajnie babska wścibskość. A może Felipa zaczynała podświadomie sobie jego przywłaszczać? Tylko co dalej? Będzie kupowała mu garnitury i ustawiała wizyty na depilację pleców?

- Straciłem na wojnie. – wyjaśnił jako poważniejąc. - Odłamek. Do tej pory nie miałem dla kogo być bardziej przystojnym. - zamrugał wesoło światełkiem cybernetycznego oka. - Rezerwuję wszystkie najbliższe noce do odwołania. – dorzucił zmieniając temat - Bądź o 10 pm w Ecstasy na Manhattanie. Zamówię stolik na nazwisko Vega.
- Będę - Felipa skinęła i puściła mu oko. - Nie wiedziałam, że byłeś wojskowym... Mam nadzieje, że posrało ci to w głowie mniej niż Bulletowi. Z żołnierzami są same problemy. - zakończyła marudnie i odwróciła się na pięcie.
Odeszła dwa kroki ale po namyśle wróciła jeszcze do niego i pocałowała głęboko i zaborczo. Zarzuciła mu udo na biodro i docisnęła go plecami do ściany. On podniósł jej drugie udo zarzucając sobie na biodra. Felipa oplotła go udami. Ich oddechy przyspieszyły się gwałtownie.

- Puta... Myślisz, że Ferrick poczeka jeszcze dziesięć minut? - wymownie zerknęła na drzwi do łazienki.
- Nie ma wyjścia. Co najwyżej może do nas dołączyć. - Ed zaśmiał się z jednej strony potulnie dając się zaciągnąć do toalety a z drugiej przecież dosłownie samemu zanosząc tam namiętna kobietę.

Butem domknął drzwi kiedy Felipa wskoczyła gorącymi pośladkami zimny marmur łazienkowego blatu.





***





Przy stoliku, który stał przy toalecie w filiżankach kawy zebrały się koła rozchodzących się miarowo fal. Zadrżały łyżeczki na porcelanowych talerzykach. Na sali przekrzywił się nieznacznie obraz w ramie na ścianie działowej lustra męskiej ubikacji. Pewna starsza pani w eleganckim żakiecie w style przełomu wieków uśmiechnęła się do swoich wspomnień dotykając delikatnie palcem niewidocznego gołym okiem wszczepu słuchowego, cuda techniki, prezentu od prawnuczka.

Najpierw wszyła Felipa poprawiając w pośpiechu włosy, obciągając dyskretnie bluzeczkę. Walters wyszedł drugi, zrelaksowany i zadowolony jeśli nie z życia to przynajmniej z samego siebie i tej za która posłał długie spojrzenie gdy znikała razem z Ann z klubu. Dopiero teraz zauważył, że w ogólnym pośpiechu i zapomnieniu chwili nadal ściskał w ręku jej majteczki. Przechodząc obok kosza na śmieci schował je do kieszeni.

Miał kilka spraw do załatwienia. Bank. Nowe baterie. Materiały dla reszty w sprawie Newt. Choć nie do końca rozgryzł Remo, to przynajmniej nie zaniżył oceny jego intelektu. Sprawy były powiązane. Mózg według niektórych potrzebował ciała, kto wie, może w fazie eksperymentów właśnie do tego potrzebne były dziewczyny Weavers a potem ona... Zanim wyszedł z klubu postanowił coś zjeść więc wrócił do stolika i zamówił sobie solidny obiad. Czuł, że mógłby zjeść wszystkie dania z menu...
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline